Nie, i to z trzech powodów. Terroryzm oznacza albo celowanie do niewinnych ludzi, albo niemartwienie się ich zabijaniem. Ażeby zaistniała anarchia, musi zostać ona stworzona przez zwykłych ludzi. Nikt nie przekona ludzi do swoich idei wysadzając ich w powietrze. Po drugie, anarchizm wiąże się z wyzwoleniem osobistym. Nikt nie potrafi wysadzić w powietrze stosunków społecznych. Wolność nie może zostać stworzona przez działania elity niewielu ludzi, niszczących władców na rzecz większości. Ponieważ dopóki ludzie będą czuli zapotrzebowanie na władców, hierarchia będzie istniała (zobacz więcej na ten temat w sekcji A.2.16). Jak już podkreśliliśmy wcześniej, wolność nie może zostać dana, lecz jedynie zdobyta. Wreszcie, celem anarchizmu jest wolność. Stąd komentarz Bakunina, że “gdy ktoś przeprowadza rewolucję w celu wyzwolenia ludzkości, powinien szanować życie i wolność ludzi” [cytat z K.J. Kenaficka, Michaił Bakunin i Karol Marks]. Zdaniem anarchistów, cel jest określany przez środki, a terroryzm z samej swej natury narusza życie i wolność jednostek, i dlatego nie może być używany do tworzenia anarchistycznego społeczeństwa.
Ponadto anarchiści nie są przeciw jednostkom, lecz instytucjom i stosunkom społecznym, które powodują, że pewne jednostki posiadają władzę nad innymi i nadużywają (tzn. używają) tej władzy. Dlatego rewolucja anarchistyczna polega na niszczeniu struktur, nie ludzi. Jak wskazał Bakunin, “wcale nie życzymy sobie zabijać żadnych osób, lecz znieść obecny stan rzeczy i jego skutki uboczne”, zaś anarchizm “wcale nie oznacza śmierci jednostek, które składają się na burżuazję, lecz śmierć burżuazji jako politycznego i społecznego bytu ekonomicznie różnego od klasy pracującej” [Podstawowe dzieła Bakunina]. Mówiąc inaczej, “Nie można wysadzić w powietrze stosunków społecznych” (cytując tytuł anarchistycznej broszury, która prezentuje anarchistyczne stanowisko przeciw terroryzmowi).
Jak to się więc dzieje, że anarchizm jest kojarzony z przemocą? Częściowo dzieje się tak dlatego, że państwo i media nalegają na to, aby ukazać terrorystów, którzy nie są anarchistami jako anarchistów. Na przykład niemiecki gang Andreasa Baadera i Ulrike Meinhoff bywał często nazywany “anarchistycznym”, pomimo, że byli to samozwańczy marksiści-leniniści. Niestety, oszczerstwa dobrze działają. Podobnie, jak wskazała Emma Goldman, “jest znanym faktem, o którym wie prawie każdy obeznany z ruchem anarchistycznym, że wielka liczba [terrorystycznych] aktów, za które anarchiści musieli cierpieć, albo została stworzona przez kapitalistyczną prasę, albo też została sprowokowana, jeśli nie bezpośrednio popełniona, przez policję” [Mówi czerwona Emma].
To wcale nie znaczy, że anarchiści nie popełniali aktów przemocy. Owszem, popełniali (tak jak popełniali je członkowie innych ruchów politycznych i religijnych). Głównym powodem kojarzenia terroryzmu z anarchizmem jest okres “propagandy czynem” w ruchu anarchistycznym.
Ten okres – w przybliżeniu od 1880 do 1900 roku – został naznaczony przez niewielką liczbę anarchistów mordujących członków klasy rządzącej (rodziny królewskie, polityków i tak dalej). Co gorsze, w okresie tym zdarzały się ataki wymierzone w teatry i sklepy uczęszczane przez członków burżuazji. Te działania były nazywane “propagandą czynem”. Anarchistyczne poparcie dla tej taktyki zostało zelektryzowane przez zamordowanie cara Aleksandra II przez rosyjskich narodników [a dokładniej przez Polaka Ignacego Hryniewieckiego – przyp. tłum.]. To zdarzenie nakłoniło Johanna Mosta do napisania słynnego artykułu wstępnego we Freiheit, zatytułowanego “Nareszcie!”, sławiącego zabójstwo cara i mordowanie tyranów. Jednakże istniały też głębsze powody popierania przez anarchistów tej taktyki: po pierwsze, w odwecie za akty represji skierowane przeciwko przedstawicielom klas pracujących; i po drugie, jako środek zachęcania ludzi do buntu poprzez pokazywanie, że ich oprawcy mogliby zostać pokonani.
Rozważając te argumenty, nie jest zbiegiem okoliczności, że propaganda czynem rozpoczęła się we Francji po śmierci ponad dwudziestu tysięcy ludzi wskutek brutalnego stłumienia Komuny Paryskiej przez państwo francuskie, kiedy to zabito wielu anarchistów. Warto odnotować, co jest bardzo ciekawe, że podczas gdy anarchistyczna przemoc w odwecie za Komunę jest dosyć dobrze znana, masowa rzeź komunardów dokonana przez państwo pozostaje względnie nieznana. Podobnie, może być wiadomym, że włoski anarchista Gaetano Bresci zamordował króla Włoch, Humberta I w 1900 roku, lub że Alexander Berkman próbował zabić dyrektora Carnegie Steel Corporation Henry’ego Claya Fricka w 1892 roku. Ale tym, czego często się nie wie, jest fakt, że wojsko Humberta I strzelało do protestujących chłopów i zabijało ich, albo, że ludzie Fricka także mordowali zwalnianych z pracy robotników w Homestead.
Takie pomijanie państwowej i kapitalistycznej przemocy trudno uznać za zaskakujące. “Zachowywanie się Państwa to przemoc”, wskazuje Max Stirner, “a ono zwie tę przemoc ‘prawem’; tę popełnianą przez jednostkę ‘zbrodnią'” [Jedyny i jego własność]. Trudno się zatem dziwić, że anarchistyczna przemoc jest potępiana, ale prześladowania (i często większa przemoc), które ją sprowokowały – ignorowane i zapominane.
Możemy odczuć obłudę otaczającą potępianie anarchistycznej przemocy przez nieanarchistów rozważając ich stosunek do przemocy państwowej. Na przykład wiele kapitalistycznych pism i osobistości w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku sławiło faszyzm zarówno w wykonaniu Mussoliniego, jak i Hitlera. Anarchiści, przeciwnie, walczyli z faszyzmem do ostatniej kropli krwi i próbowali zamordować tak Mussoliniego, jak i Hitlera. Oczywiście popieranie krwawych dyktatur nie jest “przemocą” i “terroryzmem”, ale opieranie się takim reżimom jest nim! Podobnie, nieanarchiści mogą popierać państwa policyjne i autorytarne, wojnę czy też tłumienie strajków i niepokojów społecznych przemocą (“przywracanie prawa i porządku”) i nie być uznawani za “posługujących się przemocą”. Anarchiści, przeciwnie, są potępiani za “przemoc” i “terroryzm” ponieważ garstka z nich próbowała zemścić się za takie akty ucisku i państwowej (kapitalistycznej) przemocy!
Trzeba odnotować, że większość anarchistów nie popierała tej taktyki. Oczywiście spośród tych, którzy popełniali “propagandę czynem” (czasami nazywaną “zamachami”), jak wskazuje Murray Bookchin, tylko “nieliczni […] byli członkami anarchistycznych grup. Większość […] była solistami” [Hiszpańscy anarchiści]. Nie musimy mówić, że państwo i media wrzucają wszystkich anarchistów do tego samego worka. Wciąż to robią, czasami nieściśle (tak jak w przypadku winienia Bakunina za takie czyny, nawet wiedząc o tym, że gdy pierwsze dyskusje o tej taktyce dopiero się pojawiły w kręgach anarchistycznych, Bakunin nie żył już od pięciu lat!).
Ogółem, faza rozwoju anarchizmu zwana “propagandą czynem” okazała się niewypałem. Wkrótce do takiego wniosku doszła ogromna większość anarchistów. Za typowy przykład możemy uznać Kropotkina. Początkowo zgadzał się on na akty przemocy skierowane przeciw członkom klasy rządzącej odpowiedzialnym za represje. Jednakże w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku przeszedł do dezaprobaty aktów przemocy, o ile nie zostałyby popełnione w obronie własnej podczas utrzymywania zdobyczy rewolucji. Stało się tak po części wskutek prostej odrazy do najgorszych aktów tego typu (takich jak podłożenie bomb w barcelońskim teatrze w odpowiedzi na zamordowanie przez państwo anarchistów zamieszanych w powstanie w Jerez w 1892 roku i zamach bombowy Emile’a Henry w kawiarni w odpowiedzi na prześladowania ze strony państwa), a po części wskutek świadomości, że to tylko szkodzi anarchistycznej sprawie. Coraz więcej anarchistów zaczęło dostrzegać, że “propaganda czynem” daje państwu wymówkę do “czepiania się” zarówno ruchu robotniczego, jak i anarchistycznego. Ponadto dała ona mediom (i przeciwnikom anarchizmu) szansę skojarzenia anarchizmu z bezrozumną przemocą, w ten sposób odpychając znaczną część ludności od tego ruchu. To fałszywe skojarzenie jest ponawiane przy każdej okazji, niezależnie od prawdy (na przykład, nawet chociaż indywidualistyczni anarchiści totalnie odrzucali “propagandę czynem”, również byli oczerniani przez prasę jako “terroryści” i “zwolennicy przemocy”).
W dodatku, założenie stojące za propagandą czynem, tj. że każdy tylko czeka na szansę buntu, było fałszywe. Naprawdę ludzie są wytworami systemu, w którym żyją; a więc akceptowali większość mitów używanych do utrzymywania funkcjonowania tamtego systemu. Wraz z klęską propagandy czynem, anarchiści powrócili do tego, co większość ruchu czyniła tak czy owak: dodawania odwagi walce klasowej i procesowi samowyzwolenia. Ten powrót do korzeni anarchizmu można dostrzec od powstania związków anarchosyndykalistycznych po 1890 roku (zobacz sekcję A.5.3).
Pomimo, że większość anarchistów nie zgadzała się na taktykę propagandy czynem, tylko nieliczni uznawali ją za terroryzm czy też wykluczali zabójstwa w każdych okolicznościach. Zbombardowanie wsi podczas wojny, ponieważ mogą przebywać w niej wrogowie to terroryzm, podczas gdy zamordowanie krwiożerczego dyktatora czy głowy państwa policyjnego to w najgorszym razie zemsta, zaś w najlepszym samoobrona. Jak anarchiści wskazywali od dawna, jeżeli przez terroryzm rozumie się “zabijanie niewinnych ludzi”, to wtedy państwo jest największym terrorystą z nich wszystkich (jak również posiadającym najsilniejsze bomby spośród dostępnych na naszej planecie i inną broń masowej zagłady). Jeśli ludzie popełniający “akty terroru” byliby naprawdę anarchistami, robiliby wszystko, co możliwe, ażeby uniknąć krzywdzenia niewinnych ludzi i nigdy nie posługiwaliby się logiką państwowców, że “niezaplanowane zniszczenia” są godne ubolewania, lecz nieuniknione. I to właśnie dlatego zdecydowana większość aktów “propagandy czynem” była kierowana przeciwko pojedynczym osobom z klasy rządzącej, takim jak prezydenci i głowy koronowane, i wynikała z uprzednich aktów państwowej i kapitalistycznej przemocy.
Tak więc akty terrorystyczne rzeczywiście były popełniane przez anarchistów. Jest to faktem. Często się przy tym zapomina, że członkowie innych ugrupowań politycznych i religijnych także popełniali takie akty. Jak przekonywała Grupa Wolności z Londynu:
“Truizmem jest to, że człowiek z ulicy zawsze zdaje się zapominać o przyczynach, gdy złorzeczy anarchistom, czy jakiejkolwiek partii, której przydarzy się zostać jego [lub jej] bete noire w danej chwili wskutek jakichś gwałtów, które właśnie popełniła. Bezdyskusyjny jest fakt, że ludobójcze zamachy, były, od niepamiętnych czasów, odpowiedzią sprowokowanych i zrozpaczonych klas, oraz sprowokowanych i zrozpaczonych jednostek, na krzywdy ze strony swoich bliźnich, odczuwane przez skrzywdzonych za niedopuszczalne. Takie akty są brutalnym odbiciem przemocy, czy to agresywnej, czy represyjnej […] ich przyczyna nie leży w jakimś specjalnym przekonaniu, ale w głębinach […] samej natury ludzkiej. Cały bieg historii, politycznej i społecznej, jest zasypany dowodami na to” [cytowane przez Emmę Goldman, Op. Cit.].
Terroryzm był używany przez wiele innych grup i partii politycznych, społecznych i religijnych. Na przykład chrześcijanie, marksiści, hinduiści, nacjonaliści, republikanie, muzułmanie, sikhowie, faszyści, judaiści i patrioci – wszyscy oni popełniali akty terroryzmu [elita polityczna Polski międzywojennej w dużej mierze wyłoniła się z byłych terrorystów dokonujących zamachów przeciw caratowi – przyp. tłum.]. Mało spośród tych ruchów lub idei napiętnowano jako “terrorystyczne z natury” lub nieustannie kojarzono z przemocą – co pokazuje anarchistyczne zagrożenie dla istniejącego stanu rzeczy. Nic lepiej się nie nadaje do przekreślenia i zmarginalizowania idei przez złośliwe i (lub) błędnie poinformowane osoby niż przedstawienie tych, którzy ją wyznają jako “szalonych podkładaczy bomb”, nie posiadających wcale własnego zdania ani żadnych ideałów, a tylko obłąkaną żądzę niszczenia.
Oczywiście, ogromna większość chrześcijan i tak dalej zwalczała terroryzm jako moralnie odrażający i bezproduktywny. Tak postępowała też ogromna większość anarchistów, we wszystkich czasach i miejscach. Jednakże wydaje się, że w naszym przypadku jest niezbędne potwierdzanie naszego sprzeciwu wobec terroryzmu co jakiś czas od nowa.
A więc, streszczając – tylko niewielka mniejszość terrorystów w jakiejkolwiek epoce była anarchistami, i tylko niewielka mniejszość anarchistów w jakiejkolwiek epoce była terrorystami. Ruch anarchistyczny jako całość zawsze uważał, że stosunków społecznych nie da się zamordować albo zniszczyć przez podłożenie bomby. W porównaniu z przemocą pastwa i kapitalizmu, anarchistyczna przemoc to kropla w morzu. Niestety, większość ludzi raczej pamięta działania kilku anarchistów, którzy popełniali akty przemocy, niż akty przemocy i represji ze strony państwa i kapitału, które sprowokowały tamte czyny.