Idea, że głosując co cztery czy ileś lat, aby wybrać publiczną osobę w silnie scentralizowanym i biurokratycznym aparacie, zwykli ludzie kontrolują państwo, jest powszechna, lecz fałszywa. Oczywiście, mówienie, że ta idea jest fałszywa, wcale nie zakłada braku różnicy między liberalną republiką a państwem faszystowskim czy monarchią absolutną. Zdecydowanie nie!
Prawo do głosowania to ważne zwycięstwo wydarte władzom, jakie by nie były. To jeden mały krok na drodze do libertariańskiego socjalizmu. Niemniej jednak wszystkie formy hierarchii, nawet te, w których najwyżsi urzędnicy są wybierani, są naznaczone autorytaryzmem i centralizmem. Władza jest skoncentrowana w ośrodku (czyli na “szczytach”), co znaczy, że społeczeństwo staje się “kupą śmieci ożywianą z zewnątrz przez podporządkowującą, centralistyczną ideę” [P.J. Proudhon, cytowany przez Martina Bubera, Ścieżki utopii]. Ponieważ kiedy już zostaną wybrani, najwyżsi urzędnicy mogą robić, co im się podoba. A we wszystkich politycznych biurokracjach wiele ważnych decyzji jest podejmowanych przez nieobieralnych funkcjonariuszy.
Istotą centralizacji jest ulokowanie władzy w rękach nielicznych. Demokracja przedstawicielska opiera się na takim przekazaniu władzy. Wyborcy wyznaczają innych, aby nimi rządzili. To nie może stworzyć niczego innego, jak tylko sytuację, w której wolność jest zagrożona – powszechne prawo wyborcze “nie zapobiega uformowaniu się grupy polityków, faktycznie, choć nie według prawa, uprzywilejowanych, którzy, poświęcając się wyłącznie zarządzaniu publicznymi sprawami narodu, kończą stając się czymś na kształt politycznej arystokracji czy oligarchii” [Bakunin, Filozofia polityczna Bakunina].
Centralizm pozbawia demokrację znaczenia, gdyż podejmowanie decyzji politycznych zostaje odstąpione zawodowym politykom w odległych stolicach. Bez lokalnej autonomii ludzie zostają odizolowani od siebie nawzajem (zatomizowani), nie mając żadnego forum politycznego, gdzie mogliby przyjść razem, żeby omawiać, spierać się i decydować między sobą o sprawach, które uznają za ważne. Wybory nie opierają się na naturalnych, zdecentralizowanych zgromadzeniach, a więc przestają być ważne. Jednostka jest tylko jeszcze jednym “głosem” w masie, politycznym “wyborcą” i niczym więcej. Bezkształtne zasady wyborów w nowoczesnym państwie “nie mają na celu niczego więcej, jak tylko zniesienia życia politycznego w miastach, komunach i departamentach, a przez to zniszczenia wszelkiej lokalnej i regionalnej autonomii w celu zatrzymania dalszego rozwoju powszechnych praw obywatelskich” [Proudhon, Ibid.]. Zatem ludzie zostają ubezwłasnowolnieni przez te same struktury, które twierdzą o sobie, że pozwalają tymże ludziom wyrażać siebie samych. Cytując Proudhona raz jeszcze, w scentralizowanym państwie “obywatel wyzuwa się z suwerenności, miasto, departament i prowincja ponad nim, pochłonięte przez władzę centralną, nie są już niczym innym, jak tylko agendami pod bezpośrednią kontrolą ministerialną”. Proudhon kontynuuje:
“Konsekwencje szybko stają się odczuwalne: obywatel i miasto zostają pozbawione wszelkiej godności, łupiestwo państwa mnoży się, a obciążenie podatnika rośnie proporcjonalnie. Dalej to już nie rząd istnieje dla ludu; to właśnie lud istnieje dla rządu. Władza wkracza we wszystko, panuje nad wszystkim, pochłania wszystko […]” [Zasada federacji].
Ponieważ ujednoliceni, odizolowani ludzie nie są żadnym zagrożeniem dla istniejących władz. Ten proces marginalizacji można dostrzec na przykład w historii Ameryki, gdy miejskie zgromadzenia zostały zastąpione przez obieralne organa, a obywatelom przyznano rolę biernych obserwatorów jako zwyczajnych “wyborców” (zobacz sekcję B.5 “Czy kapitalizm uwłasnowolnia i opiera się na ludzkim działaniu?”). Bycie zatomizowanym wyborcą trudno określać jako wyidealizowaną “wolność”, pomimo retoryki polityków o zasługach “wolnego społeczeństwa” i “wolnego świata” – jak gdyby głosowanie jeden raz co cztery albo pięć lat można było w ogóle zaklasyfikować jako “wolność” czy nawet “demokrację”.
W ten sposób sprawy społeczne i władza zostają odebrane zwykłym obywatelom i scentralizowane w rękach garstki. Marginalizacja ludu to kluczowy mechanizm kontroli w państwie i autorytarnych organizacjach w ogóle. Rozważając na przykład Wspólnotę Europejską (EC), odnajdujemy, że “mechanizm podejmowania wspólnych decyzji państw Wspólnoty Europejskiej pozostawia władzę w rękach urzędników (z ministerstw spraw wewnętrznych, policji, urzędów imigracyjnych, celnych i służb specjalnych) poprzez niezliczone mnóstwo grup roboczych. Wyżsi urzędnicy […] odgrywają kluczową rolę przy zapewnianiu porozumień między urzędnikami rożnych państw. Spotkania na szczycie Wspólnoty Europejskiej, gromadzące dwunastu premierów, obejmują po prostu przybijanie pieczątek pod decyzjami uzgodnionymi przez ministrów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości. I to dopiero wtedy, podczas tych rozmów międzyrządowych, ludzie i parlamenty są informowane (a dopiero później o samych szczegółach)” [Tony Bunyon, Śledzenie nadużyć Nowej Europy].
Na równi z naciskami ekonomicznymi ze strony elit, rządy doświadczają także nacisków w obrębie samego państwa ze strony biurokracji, która pojawia się wskutek centralizmu. Istnieje różnica między państwem a rządem. Państwo to trwały zespół instytucji, osłaniających struktury i interesy władzy. Rząd składa się z różnych polityków. I to właśnie te instytucje mają władzę w państwie przez swoją trwałość, nie zaś przedstawiciele, którzy przychodzą i odchodzą. Jak wskazuje Clive Ponting (były urzędnik państwowy), “funkcją systemu politycznego w jakimkolwiek kraju… jest regulowanie, ale nie radykalna zmiana istniejącej struktury gospodarczej i powiązanych z nią stosunków władzy. Wielkim złudzeniem polityków jest wrażenie, że mają oni zdolność przeprowadzania wszelkich zmian, jakie im się tylko podobają […]” [cytat z Alternatives, no.5, p. 19].
Dlatego na równi z marginalizacją ludu, państwo także doprowadza w końcu do marginalizacji “naszych” przedstawicieli. Ponieważ władza nie spoczywa w rękach wybieralnych organów, lecz w rękach biurokracji, kontrola ludu staje się coraz bardziej bez znaczenia. Jak wskazał Bakunin, “wolność może być ważna dopiero wtedy, gdy […] kontrola [ludu nad państwem] jest skuteczna. W przeciwnym razie, tam, gdzie ta kontrola jest fikcyjna, ta wolność ludu również staje się zwykłą fikcją” [Filozofia polityczna Bakunina].
Znaczy to, że państwowy centralizm może stać się poważnym źródłem zagrożeń dla wolności i pomyślności większości ludzi żyjących w danym państwie. Natomiast niektórzy ludzie rzeczywiście czerpią korzyści z centralizacji państwa, mianowicie ci, którzy mają władzę i chcą być “zostawieni w spokoju”, aby ją wykorzystywać – to znaczy dwie grupy rządzącej elity: biurokraci kapitalistyczni i państwowi (co zostanie szerzej przedyskutowane w następnej sekcji).