“Fakty pokazują […] że gospodarka krajów kapitalistycznych z biegiem czasu dąży, z pewnymi przerwami, do coraz silniejszej koncentracji” [M.A. Utton, Ekonomia polityczna wielkiego biznesu]. Dynamika “wolnego” rynku polega na jego dążeniu do tego, by być zdominowanym przez kilka firm (na poziomie krajowym, i coraz bardziej także na poziomie międzynarodowym), co powoduje oligopolistyczną konkurencję i większe zyski dla najsilniejszych przedsiębiorstw (szczegóły i dowody zobacz w następnej sekcji). Dzieje się tak dlatego, że tylko uznane firmy mogą sobie pozwolić na wielkie inwestycje kapitałowe niezbędne do rywalizacji, ograniczając w ten sposób liczbę konkurencyjnych spółek, które mogą wejść na rynek w danej sytuacji albo na nim przetrwać. Zatem, używając słów Proudhona, “konkurencja zabija konkurencję” [System ekonomicznych sprzeczności].
To “nie znaczy, że nie wyłoniły się nowe, potężne marki [po powstaniu wielkiego biznesu w USA od lat osiemdziesiątych XIX wieku]; one się wyłoniły, ale na takich rynkach […] które były albo małe, albo nie istniały we wczesnych latach XX wieku”. Dynamika kapitalizmu jest taka, że “przewaga w konkurencji [związana z rozmiarami wielkiego biznesu i jego siłą na rynku], raz wytworzona, okazywała się trwała” [Paul Ormerod, Śmierć ekonomii].
Dla ludzi z niewielkim kapitałem albo bez żadnego kapitału szansa włączenia się do konkurencji zostaje ograniczona do nowych rynków z niskimi kosztami wejścia (“Gałęzie przemysłu, które na ogół są kojarzone z produkcją na małą skalę, powszechnie […] wykazują niski poziom koncentracji” [Malcolm C. Sawyer, Ekonomia przemysłu i firm]). Jednakże, co jest smutne, wskutek dynamiki konkurencji te rynki zazwyczaj po kolei zostają zdominowane przez kilka dużych firm, gdyż słabsze upadają, a odnoszące sukces rozrastają się i koszty kapitałowe zwiększają się – “Za każdym razem kapitał dopełnia swojego cyklu, jednostka rozwija się mniej w stosunku do niego” [Josephine Guerts, Anarchy: A Journal of Desire Armed no. 41, p. 48].
Na przykład między 1869 a 1955 rokiem “nastąpił znaczący rozwój kapitału w przeliczeniu na osobę i ilość siły roboczej. Kapitał netto na głowę wzrósł […] do niemal czterokrotnej wartości swojego początkowego poziomu […] w tempie około 17% na każde dziesięciolecie”. Roczne tempo tworzenia się kapitału brutto urosło “od 3,5 miliarda dolarów w latach 1869-1888 do 19 miliardów w okresie 1929-1955, i do 30 miliardów dolarów w latach 1946-1955. Ten długotrwały wzrost przez jakieś trzy czwarte wieku był zatem około dziewięciu razy większy od poziomu początkowego” [Simon Kuznets, Kapitał w amerykańskiej gospodarce, dane w oparciu o stałą wartość dolara (z 1929 roku)]. Weźmy przemysł stalowy jako ilustrację: w roku 1869 przeciętny koszt wyrobów ze stali w USA wynosił 156 tysięcy dolarów, ale w 1899 już 967 tysięcy – wzrost o 520%. W okresie od 1901 do 1950, mienie trwałe brutto wzrosło z 740 201 dolarów do 2 829 186 dolarów w całym przemyśle stalowym, zaś mienie koncernu Bethlehem Steel wzrosło aż o 4386,5% od roku 1905 (29 294 $) do 1950 (1 314 267 $). Rozrost tych majątków uwidacznia się zarówno w rozmiarach zakładów pracy, jak też i na poziomie administracji całych przedsiębiorstw (tj. ponad pojedynczymi zakładami pracy).
Wraz ze zwiększeniem się ilości kapitału przypadającej na jednego pracownika koszty założenia konkurencyjnej firmy na danym, dobrze rozwiniętym rynku uniemożliwiają uczynienie tego wszystkim oprócz innych wielkich firm (a pomijamy tutaj reklamy i inne wydatki na rozprowadzanie, które powiększają koszty założenia firmy nawet jeszcze bardziej – “reklama podwyższa wymagania kapitałowe dla wejścia do przemysłu” – Sawyer, Op. Cit.). J.S Bain [Bariery w nowej konkurencji] wyznaczył trzy główne źródła barier wejścia na rynek: “dźwignię ekonomiczną” (tzn. zwiększone koszty kapitałowe dla nowych firm i wynikającą z tego większą rentowność dotychczasowych); rozróżnianie wyrobów (tzn. reklamę); i wreszcie ogólniejszą kategorię, którą nazwał “absolutnym kosztem uzyskania przewagi”.
Ta ostatnia bariera oznacza możliwość przelicytowania mniejszych przedsiębiorstw przez większe w walce o zasoby, pomysły itp. i przeznaczenia większej ilości pieniędzy na badania i rozwój oraz kupowanie patentów. Dlatego duża spółka może uzyskać technologiczną i materialną przewagę nad małą. Może ona narzucić “nieopłacalne” ceny na jakiś czas (i dalej przetrwać dzięki swoim zasobom) – działalność taka jest zwana “drapieżnictwem cenowym” – i (lub) zorganizować hojne kampanie promocyjne w celu zdobycia większego udziału w rynku albo wyrugowania zeń konkurencji. W dodatku wielkim przedsiębiorstwom łatwiej podjąć kapitał z zewnątrz, i ryzyko jest na ogół mniejsze.
Do tego jeszcze wielkie firmy mogą mieć decydujący wpływ na innowacje i rozwój technologii – po prostu mogą wchłonąć nowsze, mniejsze przedsiębiorstwa przy pomocy swojej władzy ekonomicznej, wykupując (a przez to kontrolując) nowe pomysły; bądź co bądź koncerny naftowe trzymają patenty na mnóstwo technologii pozyskiwania energii z alternatywnych źródeł, których nie realizują w celu ograniczenia konkurencji do swojej ropy (oczywiście pewnego pięknego dnia mogą to zrobić, gdy stanie się to dla nich opłacalne). A gdy jeszcze kontrola nad rynkiem jest bezpieczna, oligopole zwykle będą opóźniać innowacje w celu wyciągnięcia maksymalnych korzyści z istniejących fabryk i ich sprzętu, albo wprowadzać pozorne innowacje, aby zmaksymalizować renomę swojego wyrobu. Jeśli ich kontroli nad rynkiem zostaje rzucone wyzwanie (zazwyczaj przez inne wielkie firmy, tak jak było to w przypadku zwiększonej konkurencji ze strony japońskich oligopoli, jakiej stawiały czoło oligopole zachodnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych), mogą wtedy przyśpieszyć wprowadzanie bardziej zaawansowanej technologii i zwykle pozostają konkurencyjne (głównie wskutek wielkości zasobów, do których mają dostęp).
Te bariery działają na dwóch poziomach – bariery bezwzględne (wejścia na rynki) i względne (przemieszczania się). Ponieważ biznes zwiększa swoje rozmiary, ilość kapitału niezbędna do zainwestowania w celu założenia nowej firmy także wzrasta. To ogranicza wchodzenie nowego kapitału na rynek (i zawęża je do firm ze znaczącym wsparciem finansowym i (lub) politycznym):
“Od chwili, gdy dochodzi do ukształtowania się struktury danej gałęzi przemysłu przez dominujące zrzeszenia gospodarcze, potencjalna konkurencja musi stawiać czoła ogromnym barierom wejścia na rynek. Niezbędne są olbrzymie inwestycje w postaci fabryk, wyposażenia i personelu […] Rozwój i wykorzystanie zasobów produkcyjnych w ramach zrzeszenia zajmuje znaczną ilość czasu, zwłaszcza w obliczu przeogromnych zobowiązań […] Właśnie dlatego zaistnienie w przemyśle jest rzeczą wykonalną dla niewielu przedstawicieli biznesu. Przemysł ten charakteryzuje się […] występowaniem warunków silnej konkurencji. Całkiem inną jeszcze sprawą jest włamanie się do gałęzi przemysłu […] [naznaczonej przez] władzę oligopolistycznego rynku” [William Lazonick, Organizacja biznesu a mit gospodarki rynkowej].
Ponadto w samym oligopolistycznym przemyśle, wielkie rozmiary i siła rynkowa dominujących firm oznacza, że mniejsze firmy doświadczają strat przy próbach ekspansji, co ogranicza konkurencję. Dominujące firmy mają po wielokroć przewagę nad swoimi mniejszymi rywalami – znaczącą siłę nabywczą (którą zdobywają lepsze usługi i niższe ceny od dostawców, jak również lepszy dostęp do zasobów), przywileje w dostępie do zasobów finansowych, większe sumy zatrzymanych zarobków w funduszu inwestycyjnym, “dźwignie ekonomiczne” zarówno wewnątrz, jak i pomiędzy zakładami pracy, obcinanie cen do poziomów “nieopłacalności” itd. (i oczywiście, mogą one kupić mniejsze przedsiębiorstwo – IBM zapłaciło trzy i pół miliarda dolarów za Lotus w 1995 roku. Jest to suma prawie równa całkowitej rocznej produkcji Nepalu, który ma 20 milionów ludności). Wielka firma czy grupa firm może też, w oparciu o swoje ugruntowane stosunki z klientami bądź dostawcami, ograniczyć działalność mniejszych firm, które próbują się powiększać (na przykład, wykorzystując swoją kontrolę nad rynkiem do powstrzymania kontaktów z nimi, wykupując produkty mniejszych firm).
Trudno się więc dziwić, że Proudhon przekonywał iż “w przypadku konkurencji […] najcięższe bataliony mają zapewnione zwycięstwo” [Op. Cit.].
W rezultacie tych barier wejścia i przemieszczania się, rynek zostaje podzielony na dwa główne sektory – jeden oligopolistyczny, i drugi bardziej konkurencyjny. Te sektory działają na dwu poziomach – w obrębie rynków (kilka firm na danym rynku ma bardzo wielki w nim udział, władzę i dodatkowe zyski) i w obrębie samej gospodarki (niektóre rynki posiadają wysoki stopień koncentracji i są zdominowane przez kilka firm, inne są bardziej konkurencyjne). Skutkiem tego mniejsze firmy są uciskane na oligopolistycznych rynkach przez wielki biznes, obok firm z rynków bardziej konkurencyjnych. Ochrona przed siłami konkurencji oznacza, że cena rynkowa na rynkach oligopolistycznych nie zostaje ściągnięta w dół przez rynek do średniej ceny produkcji, lecz zamiast tego dąży do ustabilizowania się wokół ceny produkcji mniejszych firm w danej gałęzi przemysłu (które nie mają dostępu do korzyści związanych z dominującą pozycją na rynku). Oznacza to, że dominujące firmy dostają dodatkowe zyski, chociaż bez kuszenia nowego kapitału do wejścia na rynek, gdyż sumy zwrotów nie uczyniłyby przemieszczenia się wartym zachodu – w przypadku wszystkich przedsiębiorstw, prócz tych największych, które zwykle uzyskują porównywalne zwroty na swoich własnych zoligopolizowanych rynkach (a wskutek istnienia władzy na rynku w rękach nielicznych, wejście małych firm może mieć dla nich samych katastrofalne skutki, jeżeli wielkie firmy postrzegają ich ekspansję jako zagrożenie).
Zatem jakiekolwiek dodatkowe zyski, które wydziera dla siebie wielki biznes, utrzymują się wskutek jego przewagi pod względem koncentracji, władzy na rynku i rozmiarów, która ogranicza konkurencję (zobacz szczegóły w sekcji C.5).
I musimy odnotować, że procesy, które spowodowały powstanie wielkiego biznesu w poszczególnych krajach, funkcjonują także na rynku globalnym. Jak wielki biznes powstał z chęci maksymalizacji zysków i przetrwania na rynku, tak “ponadnarodowe koncerny powstały dlatego, że są one środkiem umacniania bądź zwiększania zysków w świecie oligopoli” [Keith Cowling i Roger Sugden, Kapitalizm ponadnarodowych monopoli]. Więc chociaż obraz ściśle ograniczony do jednego kraju pokaże rynek zdominowany przez, powiedzmy, cztery firmy, to widok całego świata pokazuje nam za to dwanaście firm i władza na rynku wygląda dużo mniej dokuczliwie. Ale jak na rynkach krajowych nastąpił wzrost koncentracji firm z biegiem czasu, tak stanie się i na rynkach światowych. Z czasem pojawi się dobrze rozwinięta struktura globalnego oligopolu, z garstką koncernów panującą na większości światowych rynków (mających obroty większe od dochodu narodowego większości krajów – co się dzieje już teraz. Na przykład w 1993 roku Shell posiadał majątek w wysokości 100,8 miliarda dolarów, czyli ponad dwa razy więcej niż wynosi produkt krajowy brutto Nowej Zelandii, a trzy razy więcej niż Nigerii. Całkowite obroty tego koncernu wynosiły 95,2 miliarda dolarów).
Zatem sama dynamika kapitalizmu, wymóg przetrwania na rynku, powoduje, że rynek zostaje zdominowany przez wielki biznes (“im bardziej rozwija się konkurencja, tym bardziej dąży ona do ograniczenia liczby konkurentów” [P-J Proudhon, Op. Cit.]). Zwolennicy kapitalizmu zazwyczaj nie zauważają ironii w tym, że skutkiem konkurencji jest jej zniszczenie i zastąpienie koordynacji na rynku planowymi przydziałami zasobów.