Oczywiście analiza rentowności wielkiego biznesu, przedstawiona w sekcji C.5 jest negowana przez zwolenników kapitalizmu. H. Demsetz z popierającej “wolny” rynek “chicagowskiej szkoły” ekonomistów (w której słychać odgłos prawicowo-libertariańskiego stanowiska “austriackiego”, że cokolwiek dzieje się na wolnym rynku, da to najlepsze z możliwych rezultaty) przekonuje, że efektywność (nie stopień monopolu) jest przyczyną dodatkowych zysków wielkiego biznesu. Jego argumentacja polega na tym, że jeśli oligopolistyczne zyski powstają wskutek wyższego poziomu koncentracji, to duże firmy w danej branży nie będą w stanie powstrzymać mniejszych przed zdobyciem korzyści z tego stanu rzeczy w formie wyższych zysków. Zatem jeżeli koncentracja prowadzi do wysokich zysków (głównie dzięki układom między dominującymi firmami), to mniejsze firmy w tej samej branży powinny także czerpać korzyści.
Jednakże argumentacja ta jest błędna, gdyż nie jest prawdą, że praktyki oligopolistyczne ujawniają zakulisowe układy tego typu. Bariery dla wejścia i przemieszczania się są tak wielkie, że dominujące firmy na oligopolistycznym rynku nie muszą rywalizować przy pomocy cen i ich władza rynkowa pozwala na narzut ponad koszty, którego siły rynkowe nie mogą umniejszyć. Ponieważ ich jedynymi rywalami są podobnie wielkie firmy, układy nie są niezbędne, gdyż te firmy nie mają żadnego interesu w ograniczaniu narzutu, w którym mają udział, a więc “rywalizują” o podział rynku metodami innymi niż ustalanie cen – takimi jak reklama (będąc barierą dla wejścia, ogranicza ona również konkurencję w dziedzinie cen i zwiększa narzut).
W swoim studium Demsetz zauważa, że chociaż istnieje dodatnia współzależność między stopą zysku a koncentracją na rynku, mniejsze firmy na oligarchicznym rynku nie są rentowniejsze od swoich odpowiedników na innych rynkach [patrz M.A. Utton, The Political Economy of Big Business, p. 98]. Z tego Demsetz wnioskuje, że oligopol jest nieistotny i że efektywność zwiększonych rozmiarów to źródło dodatkowych zysków. Ale to mija się z sensem – mniejsze firmy w skoncentrowanych gałęziach przemysłu będą miały podobną rentowność do firm podobnych rozmiarów na mniej skoncentrowanych rynkach, nie zaś wyższą rentowność. Istnienie dodatkowych zysków we wszystkich firmach w danym przemyśle przyciągnęłoby jeszcze inne firmy na ten rynek, ograniczając w ten sposób zyski. Ale ponieważ rentowność jest związana z wielkimi firmami na rynku, bariery wejścia/przemieszczania się towarzyszące wielkiemu biznesowi powstrzymują przed zdarzeniem się czegoś takiego. Gdyby małe firmy były tak rentowne, wtedy wejście byłoby łatwiejsze, a więc “stopień monopolu” byłby niski i ujrzelibyśmy napływ mniejszych firm.
Chociaż jest prawdą, że większe firmy mogą zdobywać korzyści związane ze skalowaniem, to z pewnością pojawia się pytanie: Co powstrzymuje mniejsze firmy przed inwestowaniem i rozbudowywaniem się, które pozwoliłoby im utworzyć przedsiębiorstwo skalowane w obrębie poszczególnych zakładów pracy i pomiędzy nimi? Co powstrzymuje siły rynkowe przed nadwątleniem dodatkowych zysków wskutek przypływu kapitału do danej gałęzi przemysłu i zwiększenia liczby firm, a przez to podwyższenia podaży? Jeżeli istnieją bariery powstrzymujące występowanie tego procesu, to koncentracja, siła na rynku i inne bariery chroniące przed wejściem (przemieszczeniem się) są prawdziwą przyczyną (nie efektywność). Konkurencja to proces, nie stan, a to pokazuje, że “efektywność” nie jest źródłem oligopolistycznych zysków (w rzeczywistości tym, co tworzy pozorną “efektywność” dużych firm są prawdopodobnie bariery dla sił rynkowych, które dodają jeszcze więcej do narzutu!).
Wydaje się prawdopodobne, że wielkie firmy tworzą przedsiębiorstwa skalowane dzięki samym swoim rozmiarom (całej firmy, nie danego zakładu), jak również dzięki poziomowi koncentracji w danej branży. “Znaczna ilość dowodów pokazuje, że skalowanie [na poziomie zakładu] […] nie odpowiadają za wysoki poziom koncentracji w amerykańskim przemyśle” [Richard B. Du Boff, Akumulacja a władza]. Dalej czytamy, że “wyjaśnienia olbrzymiego wzrostu skumulowanej koncentracji musimy szukać w czynnikach innych niż skalowanie a poziomie zakładu” [M.A. Utton, Op. Cit.]. Koordynowanie pojedynczych zakładów przez widzialną rękę zarządu zdaje się być kluczem do tworzenia i utrzymywania dominującej pozycji na rynku. I oczywiście, tworzenie i utrzymywanie takich struktur jest kosztowne, a również ich budowanie jest czasochłonne. Dlatego to rozmiary firmy, wraz ze skalowaniem poza miejscem pracy, związanymi z administracyjną koordynacją przez hierarchie zarządu także tworzą ogromne bariery dla wejścia czy przemieszczania się.
Innym ważnym czynnikiem wpływającym na rentowność wielkiego biznesu jest pilnowanie innych, jakie umożliwia władza na rynku. Pojawia się ono w dwu głównych formach – poziomej i pionowej kontroli:
“Pozioma kontrola pozwala oligopolom na nadzorowanie niezbędnych etapów procesu gospodarczego, począwszy od dostaw materiałów, poprzez ich przetwarzanie, obrabianie i transport aż do dystrybucji. Oligopole […] [kontrolują] większość dostępnych dostaw, w tym więcej dostaw najwyższej jakości niż zamierzają natychmiast wypuścić na rynek […] rywalom pozostawia się dostawy droższe i niższej jakości […] Opiera [to się także] na wyłącznym posiadaniu technologii, patentów i koncesji, jak również na nadmiarze mocy produkcyjnej [ […]]
“Pionowa kontrola zastępuje nakazy administracyjne w sprawach wymiany między poszczególnymi stadiami procesów gospodarczych. Największe oligopole nabywają materiały od swoich własnych filii, przetwarzają i obrabiają je w swoich własnych rafineriach, młynach i fabrykach, transportują swoje własne towary, a potem handlują nimi przy pomocy swoich własnych sieci dystrybucji i sprzedaży” [Allan Engler, Apostołowie chciwości].
Ponadto wielkie firmy ograniczają swoje koszty dzięki przywilejom w dostępie do kredytów i zasobów. Zarówno kredyty, jak i reklama działa na zasadzie skalowania, co znaczy, że wraz ze wzrostem wielkości kredytów i reklam koszty spadają w dół. W przypadku finansów stopy procentowe są zazwyczaj tańsze dla dużych firm niż dla małych, i chociaż “firmy, niezależnie od swoich rozmiarów, zakładają większość swych inwestycji [około 70% między 1970 a 1984 rokiem] bez konieczności uciekania się do rynków [finansowych] czy banków”, to rozmiar naprawdę ma wpływ na “znaczenie banków jako źródła gotówki”: “Firmy o majątku poniżej stu milionów dolarów opierały się na bankach w przypadku około 70% swojego zadłużenia o długotrwałych spłatach […] o majątku od 250 milionów do miliarda dolarów w przypadku 41%; zaś te o majątku przekraczającym miliard dolarów w przypadku 15%” [Doug Henwood, Wall Street, p. 75]. A jeszcze dominujące firmy mogą zawierać lepsze transakcje z niezależnymi dostawcami i dystrybutorami dzięki swojej kontroli rynku i większemu popytowi na dobra, usługi i dostawy – co jeszcze bardziej obniża koszty.
Oznacza to, że oligopole są “efektywniejsze” (tj. mają większe zyski) od mniejszych firm wskutek korzyści towarzyszących ich władzy na rynku, a nie odwrotnie. Koncentracja (i rozmiary firmy) prowadzi do tworzenia się przedsiębiorstwa skalowanego, do którego mniejsze firmy na tym samym rynku nie mogą zdobyć dostępu. Więc twierdzenie, że jakiekolwiek dodatnie zbieżności między koncentracją a stopami zysku po prostu są zapisem faktu, że największe firmy dążą do największej efektywności, a więc większej rentowności, jest błędne. Na dodatek “odkrycia Demsetza są kwestionowane przez krytyków spoza szkoły chicagowskiej” wskutek nieprawidłowości w użytym materiale dowodowym, jak również w niektórych procedurach analizy. Przede wszystkim “prace empiryczne dają ograniczoną podstawę” dla tego rodzaju “wolnorynkowego” objaśnienia oligopolistycznych zysków, a za to sugerują, że kluczową rolę odgrywa władza na rynku. [William L. Baldwin, Władza na rynku, konkurencja i polityka antymonopolowa].
Nie jest niespodzianką odkrycie, że “im większa jest korporacja co do rozmiarów majątku albo im większy ma udział w rynku, tym wyższa jest stopa zysku: te odkrycia potwierdzają korzyści z władzy na rynku […] W dodatku ‘wielkie firmy w skoncentrowanych gałęziach przemysłu systematycznie zarabiają wyższe zyski od wszystkich innych firm, o około 30 procent […] przeciętnie, i również u nich występuje mniejsza zmienność stopy zysku” [Richard B. Du Boff, Akumulacja a władza].
Zatem to koncentracja, a nie efektywność, jest kluczem do uzyskania rentowności, a owe czynniki, które tworzą “efektywność” same w sobie są bardzo efektywne jako bariery dla wejścia, które pomagają utrzymywać “stopień monopolu” (a więc narzut i zyski dla dominujących firm) na rynku. Oligopole posiadają różne stopnie administracyjnej wydolności i władzy na rynku, a wszystko to wzmacnia ich pozycję – “bariery dla wejścia postawione przez zmniejszanie jednostkowych kosztów produkcji i dystrybucji oraz przez krajowe organizacje menedżerów, kupców, komiwojażerów i personelu pomocniczego spowodowały kumulowanie się przewagi oligopolu – i ich niedostrzegane znaczenie stało się teraz światowe, tak jak wcześniej było ogólnokrajowe” [Ibid.].
Te najnowsze badania potwierdzają Kropotkinowską analizę kapitalizmu, którą znajdujemy w jego klasycznym dziele Pola, fabryki i warsztaty (po raz pierwszy opublikowanym w 1899 roku). Kropotkin, po wszechstronnych badaniach aktualnej sytuacji w gospodarce, przekonywał że “ani wyższość technicznej organizacji handlu w fabryce, ani też struktury funkcjonujące jako siła napędowa nie są tym, co staje na drodze drobnemu przemysłowi […] ale korzystniejsze warunki sprzedawania produktów i kupowania surowców, będące do dyspozycji wielkich koncernów”. Skoro “fabryka jest ściśle prywatnym przedsięwzięciem, to jest korzystne dla jej właścicieli, by mieli wszystkie gałęzie danej branży przemysłu pod swoim własnym kierownictwem: kumulują więc zyski z pomyślnego przetwarzania surowców […] [i wkrótce] właściciel odnajduje swoją korzyść w możliwości utrzymywania kierownictwa na rynku. Ale z technicznego punktu widzenia korzyści z takiej akumulacji są błahe, a często wątpliwe”. Kropotkin podsumowuje twierdząc, że “ta ‘koncentracja’, o której tyle się mówi, często nie jest niczym więcej, jak tylko łączeniem się kapitalistów w celu zdominowania rynku, a nie uczynienia procesu technologicznego tańszym” [Pola, fabryki i warsztaty jutra].
Wszystko to oznacza, że “stopień monopolu” w danej branży pomaga określić rozdział zysków w gospodarce, przy czym część wartości dodatkowej “wytworzonej” przez inne przedsiębiorstwa zostaje skonsumowana przez wielki biznes. Więc oligopole ograniczają zasób zysków dostępnych innym przedsiębiorstwom na bardziej konkurencyjnych rynkach narzucając klientom wyższe ceny, niż by to uczynił konkurencyjny rynek. Ponieważ wysokie koszty kapitałowe ograniczają mobilność na oligopolistycznym rynku i wykluczają wejście większości konkurencyjnych spółek na taki rynek, znaczy to, że dopiero jeśli oligopole podniosą swoje ceny nawet ponad oligopolistyczną miarę, może prawdziwa konkurencja stać się możliwa (tj. opłacalna), a więc “nie powinno się wnioskować, że oligopole mogą ustalać tak wysokie ceny, jak im się tylko podoba. Jeżeli ustali się za wysokie ceny, dominujące firmy z innych branży zostaną skuszone do przeniesienia się tutaj i zdobycia udziału w wyjątkowo wysokich zwrotach. Drobni producenci – wykorzystujący droższe materiały i przestarzałe technologie – będą w stanie zwiększyć swój udział w rynku i wyrobić konkurencyjną stopę zysku albo lepszą” [Allan Engler, Op. Cit.].
Dlatego wielki biznes otrzymuje większą porcję wartości dodatkowej dostępnej w gospodarce wskutek korzyści płynących z wielkich rozmiarów i władzy na rynku, nie zaś wskutek “wyższej efektywności”.