Inne problemy kapitalizmu powstają wskutek wzrostów wydajności pracy, które występują jako rezultat inwestycji kapitałowych lub nowych sposobów pracy, mających na celu zwiększenie krótkoterminowych zysków dla przedsiębiorstwa. Potrzeba maksymalizacji zysków powoduje coraz większe inwestycje w celu poprawienia wydajności pracy siły roboczej (tzn. zwiększenia ilości wytwarzanej wartości dodatkowej). Wzrost produktywności jednakże oznacza, że jakikolwiek wytwarzany zysk rozkłada się na wzrastającą liczbę towarów. Nadal potrzeba, by ten zysk został upłynniony na rynku, ale to może okazać się trudne, gdyż kapitaliści nie produkują dla rynków istniejących, lecz dla oczekiwanych w przyszłości. Ponieważ poszczególne firmy nie mogą przewidzieć, co uczyni ich konkurencja, jest dla nich racjonalne maksymalizowanie swojego udziału w rynku poprzez zwiększanie produkcji (zwiększając inwestycje). Ponieważ rynek nie dostarcza informacji niezbędnych do koordynacji ich działań, prowadzi to do przewagi podaży nad popytem i trudności w upłynnianiu zysków zawartych w wytwarzanych towarach. Innymi słowy, występuje okres nadprodukcji na skutek nadmiernej akumulacji kapitału.
Wskutek zwiększenia inwestycji w środki produkcji zmienny kapitał (praca) wykorzystuje coraz większy kapitał stały (środki produkcji). A skoro praca jest źródłem wartości dodatkowej, znaczy to, że na krótką metę zyski muszą zostać powiększone dzięki nowym inwestycjom, tzn. pracownicy muszą, w kategoriach względnych, produkować więcej niż przedtem, zmniejszając przez to koszty produkcji towarów i usług dostarczanych przez firmę. To pozwala na urzeczywistnianie zysków po obecnej cenie rynkowej (która odzwierciedla stare koszty produkcji). Wyzysk pracy musi wzrosnąć w celu zwiększania (albo, w najgorszym razie, utrzymywania na stałym poziomie) dochodów z całkowitego kapitału (tj. stałego i zmiennego).
Jednakże chociaż jest to racjonalne dla jednego przedsiębiorstwa, to nie jest racjonalne, gdy wszystkie firmy tak postępują – co muszą robić, by się utrzymać w biznesie. Ponieważ inwestycje się zwiększają, wartość dodatkowa, którą muszą wytworzyć pracownicy, musi rosnąć szybciej. Jeżeli masa zysków dostępnych w gospodarce jest zbyt mała w porównaniu z całkowitym zainwestowanym kapitałem, to wtedy jakiekolwiek problemy, jakich doświadcza przedsiębiorstwo przy robieniu zysków na konkretnym rynku wskutek cząstkowego kryzysu spowodowanego przez mechanizm cen mogą rozprzestrzenić swoje oddziaływanie na całą gospodarkę. Mówiąc inaczej, spadek stopy zysku (stosunku zysku do inwestycji w kapitał i pracę) w całej gospodarce mógłby doprowadzić do tego, że już wytworzona wartość dodatkowa, przeznaczona na rozbudowę kapitału, pozostanie w swej formie pieniężnej, a więc nie będzie funkcjonować jako kapitał. Nie podejmuje się wtedy żadnych nowych inwestycji, nie można sprzedać dóbr, co skutkuje powszechnym ograniczeniem produkcji, a więc zwiększeniem bezrobocia, gdyż przedsiębiorstwa zwalniają pracowników albo wypadają z biznesu. To usuwa coraz więcej stałego kapitału z gospodarki, zwiększając bezrobocie, co zmusza tych, którzy jeszcze mają pracę do cięższej harówki przez dłuższą niż dotychczas liczbę godzin, pozwalając w ten sposób na zwiększenie masy wytwarzanych zysków, co w końcu doprowadza do wzrostu stopy zysku. Odkąd stopy zysku są wystarczająco wysokie, kapitaliści mają bodziec do podejmowania nowych inwestycji i kryzys przekształca się w boom.
Można by przekonywać, że taka analiza jest błędna, gdyż żadne przedsiębiorstwo nie zainwestowałoby w maszyny, jeśli to by zmniejszyło jego stopę zysku. Ale taki zarzut jest błędny, po prostu dlatego, że (jak zauważyliśmy) taka inwestycja ma doskonały sens (doprawdy jest koniecznością) w przypadku pojedynczej firmy. Inwestując zyskuje ona (potencjalnie) przewagę na rynku, a więc zwiększone zyski. Niestety, chociaż indywidualnie jest to sensowne, to zbiorowo nie jest, gdyż końcowym rezultatem tych indywidualnych działań jest przeinwestowanie w gospodarce jako całości. Inaczej niż w modelu doskonałej konkurencji, w rzeczywistej gospodarce kapitaliści nie posiadają żadnego sposobu na poznanie przyszłości, a więc rezultatów swoich własnych działań, nie wspominając już o działaniach swojej konkurencji. Zatem nadmierne nagromadzenie kapitału to naturalny rezultat konkurencji, po prostu dlatego, że dla pojedynczych podmiotów jest to racjonalne, a przyszłości nie można poznać. Obydwa te czynniki zapewniają, że firmy będą postępować, tak jak postępują, inwestując w wyposażenie, co w końcu doprowadzi do kryzysu nadmiernej akumulacji.
Cykliczne okresy dobrobytu, po których następuje nadprodukcja, a potem depresja, są naturalnym rezultatem kapitalizmu. Nadprodukcja jest wynikiem nadmiernej akumulacji, zaś nadmierna akumulacja występuje z powodu potrzeby maksymalizowania krótkoterminowych zysków w celu pozostania w biznesie. Tak więc choć kryzys pojawia się jako nadmiar towarów na rynku – gdyż więcej towarów znajduje się w obiegu niż może być nabytych działaniem skumulowanego popytu (“Własność sprzedaje wyroby robotnikowi za więcej, niż mu płaci za ich wyprodukowanie”, używając słów Proudhona) – to jego korzenie są głębsze. Leżą one w samej naturze kapitalistycznej produkcji.
Klasycznym przykładem tych “obiektywnych” nacisków na kapitalizm są “szalone lata dwudzieste”, które poprzedziły Wielki Kryzys lat trzydziestych. Po kryzysie 1921 roku miał miejsce szybki wzrost inwestycji w USA. Między 1919 a 1927 inwestycje się niemal podwoiły.
Na skutek tego inwestowania w wyposażenie kapitałowe produkcja przemysłowa rosła o 8,0% rocznie między 1919 a 1929, a wydajność pracy wzrastała w rocznym tempie 5,6% (i to włączając kryzys 1921-22 roku). Ten wzrost wydajności pracy znalazł swe odbicie w tym, że w ciągu całego boomu po 1922 roku część dochodów przemysłu wypłacana w pensjach wzrosła z 17% do 18,3%, a dodawana do kapitału wzrosła z 25,5% do 29,1%. Pensje dyrektorskie wzrosły o 21,9%, a nadwyżki firm o 62,6% między 1920 a 1929 rokiem. Przy spadku kosztów i względnej stabilności cen zyski się zwiększały, co z kolei prowadziło do wysokiego poziomu inwestycji kapitałowych (produkcja dóbr kapitałowych wzrastała w przeciętnym rocznym tempie 6,4%).
Nie jest niespodzianką, że w takich warunkach dobrobyt w latach dwudziestych koncentrował się na szczytach. Sześćdziesiąt procent rodzin zarabiało mniej niż 2000 dolarów rocznie, 42% mniej niż 1000 dolarów. Jedna dziesiąta najwyższego procenta rodzin otrzymywała takie same dochody, jak całe dolne 42%, a tylko 2,3% populacji cieszyło się dochodami ponad 10 000 dolarów. Chociaż najbogatsze 1% posiadało 40% krajowego bogactwa w 1929 roku (a liczba ludzi deklarujących dochody w wysokości pół miliona dolarów wzrosła ze 156 w 1920 roku do 1489 w 1929), to dolne 93% ludności doświadczyło czteroprocentowego spadku realnych dochodów na rękę w przeliczeniu na jedną osobę między 1923 a 1929 rokiem.
Ale pomimo tego amerykański kapitalizm znajdował się w rozkwicie, a kapitalizm laissez-faire osiągnął swój szczyt. Ale w roku 1929 to wszystko się zmieniło wraz z krachem na giełdzie – po którym nastąpiła głęboka depresja. Jaka była tego przyczyna? Znając naszą analizę przedstawioną powyżej, można się spodziewać, że zostało to spowodowane przez “boom”, który zmniejszył bezrobocie, a więc wzmocnił siłę klas pracujących i doprowadził do skurczenia się zysków. Ale sprawa wcale się tak nie przedstawia.
Ten kryzys nie był rezultatem oporu klas pracujących, naprawdę lata dwudzieste cechowały się takim rynkiem pracy, który stale sprzyjał pracodawcom. Działo się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, za pomocą “łapanek Palmera” pod koniec drugiej dekady XX wieku państwo wykorzeniło radykałów z amerykańskiego ruchu robotniczego i szerszych kręgów społeczeństwa. Po drugie, głęboka depresja lat 1920-21 (podczas której krajowa stopa bezrobocia wynosiła średnio ponad 9%) – w połączeniu z wykorzystywaniem przez pracodawców nakazów prawnych skierowanych przeciwko pracowniczym protestom i korzystaniem z usług szpiegów przemysłowych w celu identyfikacji i zwalniania członków związków zawodowych – osłabiła świat pracy, a przez to wpływy i liczebność związków zawodowych spadły, gdyż pracownicy byli zmuszani do podpisywania umów zabraniających im zrzeszania się, by utrzymać swoje posady.
Podczas boomu po 1922 roku to ich położenie się nie zmieniło. Krajowa stopa bezrobocia, wynosząca 3,3% zakrywała fakt, że poza rolnictwem bezrobocie wynosiło średnio 5,5% między 1923 a 1929 rokiem. We wszystkich branżach wzrost produkcji przemysłowej nie zwiększył popytu na pracę. Między 1919 a 1929 zatrudnienie robotników przy produkcji spadło o 1%, a zatrudnienie poza sferą produkcji spadło o około 6% (podczas samego boomu w latach 1923-29 zatrudnienie w produkcji wzrosło zaledwie o 2%, a poza produkcją pozostawało bez zmian). Działo się tak na skutek wprowadzania maszyn zmniejszających zapotrzebowanie na pracę i rozrostu kapitału akcyjnego. Na dodatek wysoka wydajność pracy na farmach zaowocowała napływem dotychczasowych robotników rolnych na miejskie rynki pracy.
W obliczu wysokiego bezrobocia odsetki pracowników odchodzących ze swoich posad spadły z powodu strachu przed utratą zarobków (szczególnie przez pracowników o stosunkowo wysokich płacach i stabilnym zatrudnieniu). W połączeniu ze stałym słabnięciem związków i bardzo niską liczbą strajków (najniższą od początku lat osiemdziesiątych XIX wieku) pokazuje to, jak słaby był świat pracy. Płace, podobnie jak ceny, pozostawały stosunkowo stałe. Naprawdę udział płac w całkowitych dochodach przemysłowych spadł z 57,5% w latach 1923-24 do 52,6% na przełomie 1928/29 roku (w okresie od 1920 do 1929 spadł o 5,7%). Zauważamy tutaj bardzo ciekawą rzecz – nawet przy rynku pracy sprzyjającym pracodawcom przez ponad 5 lat, bezrobocie było wciąż wysokie. To sugeruje, że neoliberalny “argument” iż bezrobocie w kapitalizmie jest powodowane przez silne związki zawodowe lub wysokie płace realne jest, mówiąc bardzo delikatnie, nieco błędny (patrz sekcja C.9).
Klucz do zrozumienia, co się wtedy wydarzyło leży w sprzecznym charakterze kapitalistycznej produkcji. Warunki do “boomu” były rezultatem inwestycji kapitałowych, które zwiększyły wydajność, przez to zmniejszając koszty i zwiększając zyski. Wielkie i stale rosnące inwestycje kapitałowe były zasadniczym sposobem wydawania zysków. Do tego jeszcze te sektory gospodarki, które się cechowały występowaniem wielkiego biznesu (tzn. oligopolu, rynku zdominowanego przez kilka dużych firm) wywierały naciski na sektory bardziej konkurencyjne. Ponieważ wielki biznes, jak zwykle, otrzymywał większą porcję zysków dzięki swojej pozycji na rynku (patrz sekcja C.5), doprowadzało to do tego, że wiele firm na bardziej konkurencyjnych rynkach stawało w obliczu kryzysu rentowności w latach dwudziestych.
To zwiększanie inwestycji, bezpośrednio kurcząc zyski w bardziej konkurencyjnych sektorach gospodarki, w ostateczności spowodowało też stagnację stopy zysku, a potem jej spadek w całej gospodarce. Chociaż masa dostępnych w gospodarce zysków rosła, to w końcu okazała się zbyt mała w porównaniu z całkowitym zainwestowanym kapitałem. Ponadto wraz ze spadkiem części dochodów przypadającej światu pracy i narastaniem nierówności skumulowany popyt na dobra nie mógł dotrzymać kroku produkcji. Doprowadziło to do zalegania niesprzedanych dóbr (co jest jeszcze jednym sposobem przejawiania się przeinwestowania, prowadzącego do nadprodukcji, gdyż nadprodukcja wymaga niedostatecznej konsumpcji i na odwrót). Ponieważ oczekiwane zwroty (rentowność) inwestycji cechowały się niepewnością, wystąpił spadek popytu na inwestycje, a więc zaczął się kryzys (przeważnie rodząc się z szybszego wzrostu kapitału akcyjnego niż zysków). Poziom inwestycji stanął w miejscu w 1928 roku i zaczął się chylić w 1929. Wraz z zastojem w inwestycjach wystąpiła wielka orgia spekulacyjna w 1928 i 1929 roku, stanowiąc próbę zwiększenia rentowności. Jak można było oczekiwać, zawiodło to i w październiku 1929 roku nastąpił krach na giełdzie, torując drogę Wielkiemu Kryzysowi lat trzydziestych.
Krach 1929 roku wskazuje na “obiektywne” ograniczenia kapitalizmu. Nawet w warunkach bardzo słabego położenia świata pracy kryzys też wystąpił i dobrobyt obrócił się w “ciężkie czasy”. Wbrew neoliberalnej teorii gospodarczej wydarzenia lat dwudziestych pokazują, że nawet gdy przybliżamy się do spełnienia kapitalistycznego postulatu, aby praca była takim samym towarem jak każdy inny, kapitalizm wciąż podlega kryzysom (jak na ironię, bojowy ruch związków zawodowych w latach dwudziestych opóźniłby kryzys przesuwając dochody od kapitału do świata pracy, zwiększając skumulowany popyt, ograniczając inwestycje i wspierając bardziej konkurencyjne sektory gospodarki!). Dlatego wszelkie neoliberalne argumenty o kryzysie “winiące świat pracy” (które były tak popularne w latach trzydziestych i siedemdziesiątych) przedstawiają tylko połowę prawdy (jeśli w ogóle mają z prawdą cokolwiek wspólnego). Nawet jeżeli pracownicy będą naprawdę postępowali służalczo wobec kapitalistycznej władzy, kapitalizm wciąż będzie naznaczony boomami i zapaściami (co ukazały lata dwudzieste i osiemdziesiąte).
Weźmy jeszcze inny przykład. W stu największych firmach Ameryki, zatrudniających 5 milionów osób i posiadających majątek 126 miliardów dolarów, nastąpił wzrost przeciętnej sumy majątku przypadającej na jednego pracownika z 12 200 dolarów w 1949 roku do 20 900 dolarów w 1959 roku i 24 000 w 1962 roku [First National City Bank, Economic Letter, June 1963]. Jak można dostrzec, tempo wzrostu przeciętnego majątku przypadającego na jednego pracownika słabnie z biegiem czasu. Po początkowym okresie intensywnego formowania się kapitału nastąpił okres recesji miedzy 1957 a 1961 rokiem. Te lata cechowały się gwałtownym wzrostem bezrobocia (z 3 milionów w 1956 roku do wysokiego poziomu 5 milionów w 1961) i wyższą stopą bezrobocia po kryzysie niż przed nim (wobec cyfr z 1956 nastąpił wzrost o 1 milion – do około 4 milionów w 1962) [T. Brecher i T. Costello, Zdrowy rozsądek na trudne czasy].
Przytoczyliśmy dane z tego okresu, ponieważ niektórzy zwolennicy “wolnorynkowego” kapitalizmu wykorzystują ten sam okres do argumentowania na rzecz korzyści z inwestycji kapitałowych. Jednakże te dane naprawdę ukazują, że zwiększone formowanie kapitału pomaga tworzyć potencjał dla przyszłej recesji, bo chociaż zwiększa produktywność (a więc zyski) na pewien czas, to zmniejsza stopy zysku na dłuższą metę, ponieważ w gospodarce ma miejsce względny niedobór wartości dodatkowej (w porównaniu z zainwestowanym kapitałem). Zmniejszanie się tworzenia kapitału jest wskaźnikiem tego spadku stóp zysku, podobnie jak zwiększenie się bezrobocia w tym okresie. A w kapitalizmie formowanie kapitału znajduje się na pierwszym miejscu jako sens produkcji.
Więc jeżeli stopa zysku spada do poziomu, który nie pozwala na kontynuację formowania kapitału, rozpoczyna się kryzys. Taki powszechny kryzys jest zazwyczaj zapoczątkowany przez nadprodukcję określonego towaru, być może spowodowaną przez proces opisany w sekcji C.7.2. Jeżeli w gospodarce znajduje się wystarczająco dużo zysków, cząstkowe kryzysy mają ograniczone tendencje do rozwoju i stawania się powszechnymi. Kryzys staje się powszechny dopiero wtedy, gdy stopa zysku w całej gospodarce spada. Cząstkowy kryzys rozprzestrzenia się na rynku z powodu braku dostarczania informacji producentom przez rynek. Gdy jedna gałąź przemysłu produkuje zbyt wiele, cofa produkcję, wprowadza środki obniżające koszty, zwalnia pracowników itd. – w celu postarania się o większe zyski i ich urzeczywistnienia. To ogranicza popyt na wyroby przemysłowe, dostarczane branży dotkniętej kryzysem i zmniejsza ogólny popyt na skutek bezrobocia. Powiązane z omawianą gałęzie przemysłu same teraz stają w obliczu nadprodukcji, a naturalną odpowiedzią poszczególnych przedsiębiorstw na informacje dostarczane przez rynek jest zmniejszanie produkcji, zwalnianie pracowników itp., co znowu prowadzi do osłabiania popytu. Czyni to urzeczywistnienie zysków na rynku nawet jeszcze trudniejszym i doprowadza do większego obcinania kosztów, pogłębiania kryzysu. Chociaż indywidualnie jest to racjonalne, zbiorowo nie jest i przez to wkrótce wszystkie branże stają wobec tego samego problemu. Cząstkowy kryzys zostaje rozszerzony na całą gospodarkę, ponieważ kapitalistyczna gospodarka nie przekazuje dostatecznej ilości informacji producentom, by podejmować racjonalne decyzje czy też koordynować swoje działania.
“Nadprodukcja”, co powinniśmy zaznaczyć, istnieje tylko z punktu widzenia kapitału, nie zaś klas pracujących:
“To, co ekonomiści nazywają nadprodukcją nie jest niczym innym, jak tylko produkcją, która przekracza siłę nabywczą robotnika […] tego rodzaju nadprodukcja pozostaje fatalną cechą charakterystyczną obecnej produkcji kapitalistycznej, ponieważ robotnicy ze swoich pensji nie mogą wykupić tego, co wyprodukowali, a jednocześnie karmią obficie mrowie leni, którzy żyją z ich pracy” [Piotr Kropotkin, Op. Cit.].
Inaczej mówiąc, nadprodukcja i niedostateczna konsumpcja są równoważne sobie nawzajem. Nie ma żadnej nadprodukcji za wyjątkiem nadprodukcji w odniesieniu do danego poziomu popartego pieniędzmi popytu. Nie ma żadnego niedoboru popytu z wyjątkiem niedoboru popytu w odniesieniu do danego poziomu produkcji. Dobra, “produkowane w nadmiarze” mogą być pożądane przez konsumentów, ale cena rynkowa jest zbyt niska, by zrodzić zysk, a więc produkcja musi zostać zmniejszona w celu jego sztucznego zwiększenia. Tak więc na przykład widok niszczonej żywności, gdy ludzie głodują, jest na porządku dziennym w latach depresji.
Zatem choć kryzys pojawia się na rynku jako “nadmiar towarów” (tzn. jako zmniejszenie się efektywnego popytu) i jest przenoszony na całą gospodarkę przy pomocy mechanizmu cen, jego korzenie znajdują się w produkcji. Dopóki nie nastąpi taki czas, gdy zyski ustabilizują się na poziomie do przyjęcia, pozwalając więc na ponowną ekspansję kapitału, kryzys będzie się utrzymywał. Skutki społeczne takiego obcinania kosztów to jeszcze jeden ich “produkt uboczny”, którym należy się przejmować dopiero wtedy, gdy będzie zagrażał władzy i bogactwu kapitalistów.
Oczywiście istnieją środki, przy pomocy których kapitalizm może opóźnić (ale nie powstrzymać) rozwinięcie się powszechnego kryzysu. Jedną z metod jest imperializm, dzięki któremu rynki zostają rozszerzone, a zyski są wydobywane z krajów słabiej rozwiniętych i wykorzystywane do pobudzania zysków w krajach imperialistycznych (“Robotnik nie jest w stanie ze swoich zarobków nabywać bogactw, które produkuje, więc przemysł musi poszukiwać rynków gdzie indziej” – Kropotkin, Op. Cit.). Innym sposobem są państwowe manipulacje kredytem i innymi czynnikami ekonomicznymi (takimi jak płace minimalne, włączanie związków zawodowych do systemu, rozbudowa przemysłu zbrojeniowego, utrzymywanie “naturalnej” stopy bezrobocia aby utrzymywać pracowników na postronkach itp.). Jeszcze inny sposób to państwowe wydatki w celu zwiększenia skumulowanego popytu, który może zwiększyć konsumpcję, a więc zmniejszyć niebezpieczeństwo nadprodukcji. Albo też stopa wyzysku, wytworzona przez nowe inwestycje, może być wystarczająco wysoka, by przeciwdziałać rozrostowi kapitału stałego i powstrzymać swój spadek. Jednak te środki mają swoje (obiektywne i subiektywne) ograniczenia i nie mogą nigdy przynieść powodzenia w postaci całkowitego zapobieżenia wystąpieniu depresji.
Zatem kapitalizm będzie cierpiał na cykle boomów i załamań wskutek wymienionych powyżej obiektywnych nacisków na robienie zysku, nawet jeżeli pominiemy objaśniany wcześniej subiektywny bunt pracowników przeciwko władzy. Mówiąc inaczej – nawet gdyby kapitalistyczne założenie, że pracownicy nie są istotami ludzkimi, lecz tylko “zmiennym kapitałem” stało się prawdą, nie oznaczałoby to jeszcze, że kapitalizm byłby ustrojem wolnym od kryzysów. Jednakże dla większości anarchistów taka dyskusja jest nieco akademicka, ponieważ istoty ludzkie nie są towarami, “rynek” pracy nie jest jak rynek produktów żelaznych, a subiektywny bunt przeciwko kapitalistycznej dominacji będzie istniał tak długo jak kapitalizm.