Pokażemy tutaj jeszcze jeden składnik neoliberalnej argumentacji “winiącej pracowników”, w obrębie której naświetlone powyżej diatryby przeciwko związom zawodowym i prawom pracowniczym stanowią tylko cząstkę. Składnikiem tym jest przekonywanie, że bezrobocie nie ma miejsca wbrew czyjejś woli, lecz jest wolnym wyborem pracowników. Jak to ujął lewicowy ekonomista Nicholas Kaldor, dla “wolnorynkowych” ekonomistów bezrobocie wbrew woli “nie może istnieć, ponieważ jest wykluczone z założenia” [Dalsze eseje o ekonomii stosowanej]. Neoliberalni ekonomiści twierdzą, iż bezrobotni kalkulują, że lepiej spędzać czas szukając zatrudnienia z lepszymi zarobkami (lub żyjąc na zasiłkach) niż pracując, a więc pragną pozostawać bez pracy. To, że ten argument jest brany na serio mówi bardzo wiele o stanie nowoczesnej kapitalistycznej teorii ekonomicznej, ale powinniśmy go omówić, gdyż jest popularny w wielu prawicowych kręgach.
Po pierwsze, gdy rośnie bezrobocie, to dzieje się tak na skutek narastania zwolnień grupowych, a nie dobrowolnego wypowiadania umów o pracę. Kiedy przedsiębiorstwo zwalnia pewną liczbę swoich pracowników, to trudno jest mówić, że wyrzuceni z pracy wykalkulowali sobie, że lepiej spędzą czas szukając nowej pracy. Nie mają żadnego wyboru. Po drugie, bezrobotni na ogół akceptują pierwszą otrzymaną ofertę pracy. Żaden z tych faktów nie pasuje do hipotezy, że w większości przypadków bezrobocie jest “dobrowolne”.
Oczywiście w mediach są reklamowane bardzo liczne posady. Czyż to nie dowodzi, że kapitalizm zawsze dostarcza pracy tym, którzy jej chcą? Trudno to przyjąć, gdyż liczba reklamowanych miejsc pracy musiałaby mieć jakieś odniesienie do liczby bezrobotnych. Jeżeli sto posad jest reklamowanych na obszarach, gdzie jest podawana liczba tysiąca bezrobotnych, to trudno jest twierdzić, że kapitalizm dąży do pełnego zatrudnienia.
Do tego jeszcze warto zauważyć, że prawicowa teza, iż wyższe zasiłki dla bezrobotnych i zdrowe państwo opiekuńcze sprzyjają bezrobociu nie znajduje żadnego oparcia w faktach. Jak zauważa pewien umiarkowany członek brytyjskiej Partii Konserwatywnej, “OECD przestudiowało siedemnaście krajów uprzemysłowionych i nie znalazło żadnego związku między stopą bezrobocia w danym kraju a poziomem jego świadczeń w ramach opieki socjalnej” [Tańcząc z dogmatami]. Ponadto sporządzona dla wielu różnych krajów przez ekonomistów Davida Blanchflowera i Andrew Oswalda “krzywa płac” jest w przybliżeniu taka sama w przypadku każdego z piętnastu badanych państw. Sugeruje to również, że bezrobocie na rynku pracy jest niezależne od warunków bezpieczeństwa socjalnego, gdyż “krzywą płac” można uznać za miarę elastyczności płac. Obydwa te fakty wskazują, że bezrobocie nie jest dobrowolne z natury, a obcięcie wydatków socjalnych nie wpłynie na jego poziom.
Jeszcze innym czynnikiem mającym znaczenie dla rozważania charakteru bezrobocia są skutki prawie dwudziestu lat “reform” państwa opiekuńczego, wprowadzanych zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Wielkiej Brytanii. W latach sześćdziesiątych państwo opiekuńcze było hojniejsze niż w latach dziewięćdziesiątych i bezrobocie było niższe. Gdyby bezrobocie było “dobrowolne” i powodowane przez zbyt wysoki stopień bezpieczeństwa socjalnego, spodziewalibyśmy się zmniejszenia bezrobocia, gdy wydatki socjalne zostały obcięte (ostatecznie właśnie to było najważniejszym uzasadnieniem ich obcięcia). Faktycznie zdarzyło się coś odwrotnego – bezrobocie wzrosło, gdy państwo opiekuńcze zostało ograniczone. Niższe zasiłki nie doprowadziły do niższego bezrobocia, naprawdę stało się na odwrót.
W obliczu tych faktów niektórzy mogą wnioskować, że skoro bezrobocie jest niezależne od świadczeń i osłon socjalnych, to można ograniczyć państwo opiekuńcze. Ale tak nie jest, gdyż zasięg państwa opiekuńczego istotnie wpływa na stopę ubóstwa i na to, jak długo ludzie pozostają w tym stanie. W USA stopa ubóstwa wynosiła 11,7% w 1979 roku i wzrosła do 13% w 1988, i dalej urosła do 15,1% w 1993 r. Ubocznym skutkiem ograniczenia państwa opiekuńczego było przyczynienie się do zwiększenia ubóstwa. Cytując eks-thatcherystę Johna Graya, w Wielkiej Brytanii w tym samym okresie podobnie “miał miejsce rozrost najniższych warstw społeczeństwa. Odsetek brytyjskich gospodarstw domowych (nie licząc emerytów i rencistów) w całości niepracujących – to znaczy takich, w których żaden z członków rodziny nie jest aktywny w gospodarce produkcyjnej – wzrósł z 6,5% w 1975 roku do 16,4% w 1985 i 19,1% w 1994 r. /…/ Między 1992 a 1997 rokiem nastąpił piętnastoprocentowy wzrost bezrobocia wśród samotnych rodziców /…/ Ten dramatyczny rozrost warstw zdeklasowanych nastąpił w bezpośredniej konsekwencji neoliberalnych reform osłon socjalnych, zwłaszcza w dziedzinie mieszkalnictwa” [Fałszywy brzask]. Jest to całkowite przeciwieństwo tego, co zapowiadały prawicowe teorie i retoryka. Jak słusznie przekonuje John Gray, “przesłaniem amerykańskiej [i każdej innej] Nowej Prawicy zawsze było to, że ubóstwo i elementy zdeklasowane są wytworem rozleniwiającego wpływu osłon socjalnych, a nie wolnego rynku”. Następnie zauważa, że owe tezy “nigdy się nie zgadzały z doświadczeniami krajów kontynentalnej Europy, gdzie zasięg świadczeń socjalnych jest o wiele rozleglejszy niż w Stanach Zjednoczonych i od dawna współistnieje z brakiem czegokolwiek przypominającego warstwy zdeklasowane w stylu amerykańskim. Podobne twierdzenia nie mają też dosłownie niczego wspólnego z żadnymi doświadczeniami innych krajów anglosaskich” [Op. Cit.]. Potem zauważa, że:
“W Nowej Zelandii teorie amerykańskiej Nowej Prawicy doprowadziły do rzadkiego i ciekawego wyczynu – obalenia swoich własnych założeń na skutek ich praktycznego zastosowania. Wbrew tezom Nowej Prawicy zniesienie prawie wszystkich powszechnych świadczeń socjalnych i rozwarstwienie dochodów w celu uderzenia w państwo opiekuńcze wybiórczo wytworzyły neoliberalną otchłań biedy” [Ibid.].
Tak więc chociaż poziom zasiłków dla bezrobotnych i państwa opiekuńczego może mieć niewielki wpływ na poziom bezrobocia (czego należy oczekiwać, jeżeli charakter bezrobocia w istocie nie jest dobrowolny), to ma on wpływ na charakter i trwałość ubóstwa. Ograniczenie państwa opiekuńczego zwiększa zasięg ubóstwa i długość czasu spędzonego w tym stanie (a hamując redystrybucję powiększy też nierówności).
Patrząc na względne rozmiary przepływów pieniędzy na osłony socjalne w danym kraju jako odsetków produktu krajowego brutto i względną stopę ubóstwa w tym kraju, odkrywamy współzależność. Kraje o wysokim poziomie wydatków mają niższą stopę ubóstwa. Do tego jeszcze ma miejsce współzależność między poziomem wydatków a liczbą chronicznie biednych. W krajach o wysokim poziomie wydatków socjalnych więcej obywateli wydostaje się z ubóstwa. Na przykład Szwecja w ciągu jednego roku ma stopę ubóstwa wynoszącą 3% i odsetek wydostających się z ubóstwa wynoszący 45%. Dla Niemiec te cyfry wynoszą odpowiednio 8% (stopa ubóstwa w ciągu jednego roku) i 24% (odsetek wydostających się z ubóstwa), a odsetek chronicznego ubóstwa wynosi 2%. Dla kontrastu – Stany Zjednoczone mają stopę ubóstwa w ciągu jednego roku w wysokości 20%, odsetek wydostających się z ubóstwa równy 15% i odsetek chronicznego ubóstwa wynoszący 42% [Greg J. Duncan, University of Michigan Institute for Social Research, 1994].
Zważywszy, że silne państwo opiekuńcze funkcjonuje jako coś w rodzaju dolnej granicy dla płac i warunków pracy, łatwo dostrzec, dlaczego kapitaliści i zwolennicy “wolnego rynku” dążą do jego podkopania. Osłabiając państwo opiekuńcze, “uelastyczniając” rynek pracy można ochraniać zyski i władzę przed ludźmi pracy występującymi w obronie swoich praw i interesów. Nic więc dziwnego, że rzeczone dobrodziejstwa “elastyczności” okazały się tak nieuchwytne dla ogromnej większości, gdy tymczasem nierówności się powiększyły w zawrotnym tempie. Innymi słowy – państwo opiekuńcze ogranicza podejmowanie przez system kapitalistyczny prób obrócenia pracy w towar i zwiększa liczbę możliwości wyboru dostępnych przedstawicielom klas pracujących. Chociaż nie ograniczyło ono potrzeby znajdowania pracy, to naprawdę osłabiło zależność od pojedynczego pracodawcy, a przez to zwiększyło niezależność i siłę pracowników. Nie jest zbiegiem okoliczności, że ataki na związki zawodowe i państwo opiekuńcze mieszczą się w obrębie retoryki na temat “prawa zarządu do zarządzania” i wepchnięcia ludzi z powrotem w stan płatnego niewolnictwa. Mówiąc inaczej, w obrębie prób zwiększenia towarowego charakteru pracy przez stworzenie niepewności, tak, aby pracownicy nie stanęli w obronie swoich praw.
Ludzkie koszty bezrobocia są doskonale udokumentowane. Istnieje stabilna współzależność między stopą bezrobocia a odsetkiem ludzi przyjmowanych do szpitali psychiatrycznych. Istnieje związek między bezrobociem a ilością nieletnich i młodocianych przestępców. Wpływ na szacunek jednostki dla samej siebie jest ogromny, tak samo jak szersze konsekwencje dla jej społeczności i narodu. David Schweickart wyciąga następujące wnioski:
“Koszty bezrobocia, czy to mierzone w kategoriach zimnej gotówki jako straty w produkcji i brakujące podatki, czy też w związku z gorętszymi sprawami – osamotnieniem, przemocą i rozpaczą – według wszelkiego prawdopodobieństwa będą ogromne w systemie Laissez Faire” [Przeciw kapitalizmowi].
Oczywiście można przekonywać, że bezrobotni powinni szukać pracy i porzucić swoich najbliższych, rodzinne miasta i społeczności w celu jej znalezienia. Jednakże taka argumentacja po prostu stwierdza, że ludzie powinni zmieniać całe swoje życie w zależności od wymogów “sił rynkowych” (i życzeń – “animuszu”, używając określenia Keynesa – tych, którzy posiadają kapitał). Mówiąc inaczej, po prostu się przyznaje, że kapitalizm doprowadza do utraty przez ludzi możliwości planowania z wyprzedzeniem i organizowania swojego życia (i na dodatek, że może również pozbawić ich poczucia tożsamości, godności i szacunku dla samych siebie), przedstawiając to jako coś na kształt wymagań życia (albo nawet w niektórych przypadkach szlachetnych wymagań życia).
Wydaje się, że kapitalizm jest logicznie zaangażowany w złośliwe zaprzeczanie tym samym wartościom, na których – jak się twierdzi – ma być zbudowany, mianowicie szacunkowi dla wrodzonej wartości i odrębności jednostek. Trudno się dziwić, gdyż kapitalizm opiera się na sprowadzaniu osób do poziomu jeszcze jednego towaru (zwanego “pracą”). Cytując jeszcze raz Karla Polanyi’ego:
“W kategoriach czysto ludzkich taki postulat [rynku pracy] zakłada skrajną niestabilność zarobków pracownika, całkowity brak standardów zawodowych, nikczemną gotowość bycia wciskanym i popychanym na oślep, zupełną zależność od kaprysów rynku. [Ludwig von] Mises słusznie przekonywał, że jeżeli pracownicy ‘nie będą zachowywać się jak związkowcy, ale zmniejszą swoje potrzeby, cele, i zmienią miejsca zamieszkania i zawody zgodnie ze zmieniającymi się wymaganiami rynku, to w końcu znajdą pracę’. To twierdzenie podsumowuje sytuację w systemie opartym na pracy jako towarze. Nie towarowi decydować, gdzie powinien zostać wystawiony na sprzedaż, do jakiego celu winien być używany, za jaką cenę powinno się pozwalać na zmianę właściciela, i w jaki sposób powinien zostać skonsumowany lub zniszczony” [Wielka transformacja].
Jednakże ludzie nie są towarami, ale żyjącymi, myślącymi, czującymi osobami. “Rynek pracy” jest bardziej instytucją społeczną niż ekonomiczną, a ludzie i praca czymś więcej niż zwykłymi towarami. Jeśli odrzucimy założenia neoliberałów, ponieważ są one nonsensem, to ich argumentacja upadnie. W ostatecznym rozrachunku kapitalizm nie może zapewnić pełnego zatrudnienia, ponieważ praca nie jest towarem (jak omówiliśmy w sekcji C.7, ten bunt przeciwko obróceniu ludzi w towar ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia cyklu koniunkturalnego, a przez to i bezrobocia).