Zazwyczaj nie. Nie znaczy to jednak, że państwowa interwencja nie może mieć złego wpływu na gospodarkę czy społeczeństwo. Zważywszy na scentralizowaną, biurokratyczną naturę państwa, byłoby niemożliwe, żeby nie miała ona złego wpływu. Interwencja państwa w wielu przypadkach może pogarszać i pogarsza sytuację. Jak zauważa Malatesta, “praktyczne dowody [wskazują], że cokolwiek czynią rządy, jest to zawsze umotywowane pragnieniem panowania, i zawsze jest to wprzęgane do obrony, rozszerzania i unieśmiertelniania swoich przywilejów oraz przywilejów klasy, której rząd jest zarówno przedstawicielem, jak i obrońcą” [Anarchia].
Natomiast zdaniem ekonomicznych liberałów (albo, jak byśmy ich nazwali dzisiaj, neoliberałów lub “konserwatystów”) interwencja państwa stanowi korzeń wszelkiego zła, a dokładniej (według nich) to właśnie ingerencja państwa na rynku jest tym, co powoduje problemy, za które społeczeństwo wini rynek.
Ale takie stanowisko jest nielogiczne, ponieważ “każdy, kto mówi “regulacja”, mówi “ograniczenie”: więc jak pojmować ograniczenie przywileju zanim on zaistniał? […] To byłby skutek bez przyczyny”, a więc “regulacja była poprawką przywileju”, a nie na odwrót [P-J Proudhon, System ekonomicznych sprzeczności]. Jak wyjaśnia Polyani, neoliberalna przesłanka jest fałszywa, ponieważ interwencja państwa zawsze “borykała się z jakimiś problemami wyrastającymi z nowoczesnych uwarunkowań przemysłu, lub przynajmniej mieszała się do rynkowych sposobów postępowania z nimi” [Karl Polyani, Op. Cit., p. 146]. Faktycznie te “kolektywistyczne” środki były zazwyczaj wprowadzane przez żarliwych zwolenników laissez-faire, którzy z reguły byli bezkompromisowymi przeciwnikami wszystkich form socjalizmu (a często były wprowadzane po to, by osłabić poparcie dla idei socjalistycznych, wywołane nadużyciami “wolnorynkowego” kapitalizmu).
Zatem interwencja państwa nie wyskakiwała z księżyca, ale występowała w odpowiedzi na palące potrzeby społeczne i gospodarcze. Można to zaobserwować w połowie XIX wieku, kiedy to nastąpiło największe przybliżenie się do laissez-faire w całej historii kapitalizmu. Jak przekonuje Takis Fotopoulos, “próba ustanowienia czystego gospodarczego liberalizmu, w znaczeniu wolnego handlu, konkurencyjnego rynku pracy i parytetu złota, nie trwała dłużej niż lat czterdzieści, i w latach siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych XIX wieku przywrócono protekcjonistyczne ustawodawstwo […] Znaczące było także to […] [że wszystkie główne potęgi kapitalistyczne] przechodziły przez okres wolnego handlu i laissez-faire, po którym następował okres antyliberalnego ustawodawstwa” [“The Nation-state and the Market,” p. 48, Society and Nature, Vol. 3, pp. 44-45].
Powodem powrotu do protekcjonistycznego ustawodawstwa była depresja lat 1873-86, stanowiąca koniec pierwszego eksperymentu z czystym liberalizmem ekonomicznym. Paradoksalne, że próba liberalizacji rynków doprowadziła do ich większej regulacji. W świetle naszych poprzednich rozważań nie jest to niespodzianką. Ani właściciele kraju, ani politycy nie pragnęli ujrzeć zniszczenia społeczeństwa, a do takiego skutku prowadzi laissez-faire, gdy nie napotyka na żadne przeszkody. Obrońcy kapitalizmu pomijają fakt, że “na początku depresji Europa znajdowała się w zenicie wolnego handlu” [Polyani, Op. Cit., p. 216]. Interwencja państwa nastąpiła w odpowiedzi na zaburzenia społeczne wynikłe z laissez-faire. Nie spowodowała ich.
Podobnie, błędem jest twierdzić, jak to robi Ludwig von Mises, że “dopóki wypłaca się zasiłki dla bezrobotnych, bezrobocie musi istnieć”. Twierdzenie to jest nie tylko ahistoryczne, ale też pomija istnienie przymusowego bezrobocia, które spowodowało, że państwo zaczęło wypłacać jałmużnę w celu wyeliminowania możliwości przestępczości, jak również samopomocy klasy robotniczej, która znacząco mogłaby osłabić istniejący stan rzeczy. Elita była doskonale świadoma niebezpieczeństwa, jakie stanowili robotnicy organizujący się dla swoich własnych korzyści.
Co jest smutne, w pogoni za ideologicznie poprawnymi odpowiedziami, obrońcy kapitalizmu często pomijają zdrowy rozsądek. Jeżeli wierzy się, że ludzie istnieją dla gospodarki, a nie gospodarka dla ludzi, to przejmuje się chęć poświęcenia ludzi i ich społeczeństwa dzisiaj dla rzekomych korzyści ekonomicznych przyszłych pokoleń (w rzeczywistości, dla obecnych zysków). Jeśli się zaakceptuje etykę arytmetyki, to przyszły rozrost gospodarki jest ważniejszy niż obecne rozbicie społeczeństwa. Więc Polyani mówi jeszcze raz: “społeczna niedola to przede wszystkim zjawisko kulturalne, a nie ekonomiczne, które można mierzyć cyframi dochodów” [Op. Cit., p. 157]. A pomijanie tego, co nie może zostać zmierzone i pogardzanie nim jest właśnie istotą kapitalizmu.