Nawet i sto lat temu liczba mediów o jakimś istotnym zasięgu była ograniczona wielkimi rozmiarami niezbędnych inwestycji, i to ograniczenie stawało się coraz skuteczniejsze z biegiem czasu. Podobnie jak na każdym dobrze rozwiniętym rynku, znaczy to, że istnieją bardzo skuteczne naturalne bariery wejścia na rynek środków masowego przekazu. Na skutek tego procesu koncentracji własność głównych mediów coraz bardziej się koncentrowała w rękach coraz węższej garstki ludzi. Jak podkreśla Ben Bagdikian w swojej książce Media Monopoly, 29 największych koncernów medialnych ma na swoim koncie ponad połowę nakładu wszystkich dzienników i większą część sprzedawanych czasopism i książek oraz słuchaczy radia i oglądających filmy fabularne. Ich “szczytowa warstwa” – coś pomiędzy 10 a 24 koncernami – wraz z rządem i usługodawcami telekomunikacyjnymi “wyznacza porządek wiadomości i dostarcza znaczną część informacji z kraju i z zagranicy niższym warstwom mediów, a przez to ogółowi odbiorców” [Ibid., p. 5].
Dwadzieścia cztery koncerny medialne szczytowej warstwy to wielkie, goniące za zyskiem korporacje, posiadane i kontrolowane przez bardzo bogatych ludzi. Wiele z tych przedsiębiorstw jest w pełni zintegrowanych z rynkiem finansowym, czego rezultatem są potężne naciski ze strony akcjonariuszy, prezesów i bankierów, wymieniając tylko niektóre. Naciski te nasiliły się w ostatnich latach, gdyż akcje koncernów medialnych stały się ulubionymi akcjami graczy giełdowych, a deregulacja zwiększyła ich zyskowność, a więc i groźbę przejęcia pakietów kontrolnych.
Giganci medialni lokują swoje pieniądze także na innych rynkach. Na przykład General Electric i Westinghouse, dwaj posiadacze głównych sieci telewizyjnych, są olbrzymimi, wpływającymi na wiele różnych rynków ponadnarodowymi przedsiębiorstwami mocno zaangażowanymi w kontrowersyjne sprawy produkcji broni i potęgi nuklearnej. GE i Westinghouse są zależne od rządu, subsydiującego ich potęgę nuklearną oraz badania i rozwój w dziedzinie militarnej, a także stwarzającego sprzyjający klimat dla ich zamorskich rynków zbytu i inwestycji. Podobna zależność od rządu wyciska swoje piętno i na innych mediach.
A ponieważ są one wielkimi korporacjami posiadającymi interesy w inwestycjach na całym świecie, główne media zmierzają do ulegania prawicowym skłonnościom politycznym. Do tego jeszcze członkowie klasy biznesu posiadają większość środków masowego przekazu, z których istnienie przygniatającej większości zależy od dochodów z reklam (które z kolei pochodzą od prywatnego biznesu). Świat biznesu dostarcza też istotnej części “ekspertów” w programach informacyjnych i wytwarza potężne “działa przeciwlotnicze”. Tezy, że środki masowego przekazu są “lewicujące” to po prostu dezinformacja produkowana przez organizacje tworzące opisane poniżej “działa przeciwlotnicze”.
Więc Herman i Chomsky mówią:
“dominujące media tworzą całkiem duży biznes; są one kontrolowane przez bardzo bogatych ludzi albo przez dyrektorów, poddawanych surowym rygorom przez właścicieli i inne siły nastawione na zyski na rynku; i są one ściśle sprzęgnięte ze sobą nawzajem oraz posiadają ważne wspólne interesy z innymi głównymi korporacjami, bankami i rządem. To jest pierwszy potężny filtr, który wpływa na wybór prezentowanych wiadomości” [Ibid., p. 14].
Nie trzeba przypominać, że reporterzy i wydawcy będą selekcjonowani na podstawie tego, jak dobrze ich praca odzwierciedla interesy i potrzeby ich pracodawców. Zatem zupełnie inaczej będzie wyglądała kariera w tej branży radykalnego reportera niż reportera bardziej głównonurtowego o takich samych zdolnościach i umiejętnościach. O ile radykalny reporter nie złagodzi swojego tekstu, mało jest prawdopodobne, aby ujrzał go w druku bez poprawek czy zmian. Zatem struktura firmy medialnej sprzyja karaniu radykalnych zapatrywań, zachęcając do akceptowania istniejącego stanu rzeczy w celu kontynuowania kariery. Ten proces selekcji zapewnia, że właściciele nie będą musieli nakazywać wydawcom czy dziennikarzom, co mają robić – aby odnieść sukces, wydawcy i dziennikarze będą musieli uznać wartości swoich pracodawców za swoje własne.