Głównym zajęciem zarobkowym mediów jest zdobywanie odbiorców reklamodawcom. W ten sposób reklamodawcy nabywają de facto coś na kształt władzy dawania koncesji, ponieważ bez ich wsparcia media przestałyby być zdolne do istnienia pod względem ekonomicznym. I to akurat zamożni odbiorcy są tymi, którzy budzą zainteresowanie relamodawców. Jak to ujęli Chomsky i Herman, “Koncepcja, że pogoń za szeroką publicznością czyni środki masowego przekazu ‘demokratycznymi’ wykazuje więc od początku taką ułomność, że jej polityczny odpowiednik to system, w którym głosy wyborców ważone by były według dochodów!” [Ibid., p. 16].
Dyskryminacja polityczna jest zatem wbudowana w sposób rozdzielania reklam przy pomocy preferencji dla ludzi z zasobnym portfelem. Na dodatek, “wiele przedsiębiorstw zawsze odmówi prowadzenia interesów z przeciwnikami ideologicznymi i z tymi, którzy są postrzegani jako szkodzący ich interesom”. A zatem otwarta dyskryminacja wzmacnia jeszcze siłę “systemu, w którym głosy wyborców ważone są według dochodów”. Skutkiem tego wielcy korporacyjni reklamodawcy prawie nigdy nie sponsorują programów, które zawierają poważną krytykę działalności korporacji, taką jak mówienie o negatywnym wpływie na stosunki ekologiczne, działalności kompleksu przemysłowo-wojskowego, czy też wspieraniu przez korporacje dyktatur w krajach Trzeciego Świata i czerpaniu korzyści z ich funkcjonowania. Mówiąc bardziej ogólnie, reklamodawcy będą chcieli “unikać programów z poważnymi zawiłościami i niepokojącymi sporami, które psują ‘nastrój do kupowania'” [Ibid., p. 18].
Skutkiem tego było także zapędzenie gazet klasy pracującej i radykałów w poważne tarapaty. Bez dostępu do zysków z reklam nawet najpopularniejsza gazeta zbankrutuje lub zostanie wyparta z rynku z powodu zbyt wysokiej ceny. Chomsky i Herman przytaczają przykład brytyjskiej pro-pracowniczej i prozwiązkowej gazety Daily Herald jako dowód takiego zjawiska. Daily Herald posiadał niemal dwa razy tylu czytelników co The Times, Financial Times i The Guardian razem wzięte, ale nawet mając 8.1% wszystkich nakładów w kraju dostawał tylko 3.5% dochodów netto z reklam i przez to nie mógł przetrwać na “wolnym rynku”.
Jak zauważają Herman i Chomsky, “ruch masowy bez poparcia ze strony żadnych głównych mediów i poddawany ogromowi czynnej wrogości prasy cierpi na poważną niewydolność i stacza beznadziejną walkę” [Ibid., pp. 15-16]. Wraz z upadkiem dziennika Daily Herald ruch robotniczy utracił swój ostatni głos w głównym nurcie mediów.
Dlatego reklamy są skutecznym filtrem podejmowania nowych wyborów (a doprawdy i samego przetrwania na rynku).