Pokrótce już wspominaliśmy o zjawisku “niewidzialnego
rządu” albo “gabinetu cieni” (patrz sekcja D.9), które występuje wtedy, gdy
administracja może obchodzić prawo lub osłabiać oficjalne
agendy rządowe, ażeby wprowadzać działania polityczne, które
oficjalnie są niedozwolone. W Stanach Zjednoczonych przykładem
jest afera Iran-contras, będąca dziełem administracji Reagana.
W czasie tego epizodu Rada Bezpieczeństwa Narodowego, ramię władzy
wykonawczej, po kryjomu sponsorowała nikaraguańskich Contras,
zachłanne na pieniądze kontrrewolucyjne siły działające w
Ameryce Środkowej. Było to świadome pogwałcenie poprawki
Bolanda, którą Kongres uchwalił w konkretnym celu zakazania
takiego sponsorowania. Fakt, że komisje śledcze nie były w
stanie udowodnić autoryzacji tych działań przez prezydenta,
ani nawet tego, że w ogóle o nich wiedział, należy zaliczyć
na poczet możliwości wyparcia się wszystkiego przez prezydenta.
Wykonawcy całej tej afery dobrze się postarali, aby taka możliwość
stała się integralną częścią ich działań.
Inne spośród ostatnich wypadków funkcjonowania
niewidzialnego rządu w Stanach Zjednoczonych obejmują osłabianie
oficjalnych agencji rządowych do tego stopnia, że nie mogą one
już dalej skutecznie wypełniać wyznaczonych im zadań. Urzędowanie
Reagana w Białym Domu znowu dostarcza wielu przykładów. Na
przykład Agencja Ochrony Środowiska została zneutralizowana we
wszystkich praktycznych kwestiach, gdy pracowników poświęcających
się autentycznej ochronie środowiska usunięto i zastąpiono
ludźmi lojalnymi wobec korporacyjnych trucicieli. Materiał
dowodowy sugeruje, że Departament Spraw Wewnętrznych pod rządami
wyznaczonego przez Reagana Jamesa Watta został podobnie
przekształcony. Takie obchodzenie prawa jest rozmyślnie
wprowadzanym narzędziem politycznym, pozwalającym prezydentom
na sprawowanie w rzeczywistości o wiele większej władzy niż
wynikałoby z tego, co jest napisane na papierze.
Jedną z najpotężniejszych metod niewidzialnego rządu w
Stanach Zjednoczonych jest prawo prezydenta do wyznaczania
polityki zagranicznej i wewnętrznej przy pomocy Dyrektyw
Bezpieczeństwa Narodowego, utrzymywanych w tajemnicy przed
Kongresem i amerykańskim narodem. W zakres takich dyrektyw
wchodzi dosłownie nieograniczona liczba płaszczyzn działania.
Można przez to ukształtować strategię polityczną całkowicie
odmienną od tego, co się publicznie twierdzi w Białym Domu,
obejmującą takie sprawy, jak ingerencje w prawa obywatelskie
wynikające z pierwszej poprawki do konstytucji, wszczynanie działań
mogących doprowadzić do wojny, eskalację konfliktów
zbrojnych, a nawet powierzanie miliardów dolarów na gwarancje
spłaty pożyczek — wszystko to bez pozwolenia, a nawet bez
wiedzy Kongresu.
Zdaniem kongresmenów badających te sprawy, poprzednie
administracje wykorzystywały Dyrektywy Bezpieczeństwa
Narodowego do nasilania wojny w Wietnamie, wysyłania amerykańskich
komandosów do Afryki i przekupywania obcych rządów.
Administracja Reagana sporządziła ponad 320 takich dyrektyw,
traktujących o wszystkim, począwszy od przyszłości
Mikronezji, a skończywszy na sposobach utrzymania rządu przy władzy
po nuklearnym holokauście. Jeffrey Richelson, czołowy
specjalista od spraw amerykańskiego wywiadu, twierdzi, że
administracja Busha seniora sporządziła na początku 1992 roku
ponad 100 Dyrektyw Bezpieczeństwa Narodowego w różnorakich
sprawach, poczynając od broni nuklearnej, poprzez wojny
narkotykowe i popieranie partyzantów w Afganistanie aż do tego,
jakich polityków powinno się wspierać w Panamie. Chociaż
przedmioty tychże rozkazów zostały odkryte przez pilnych
reporterów i badaczy, żaden z owych tekstów nie przestał być
tajemnicą państwową ani nie został przedstawiony Kongresowi.
Doprawdy, administracja Busha seniora uparcie odmawiała
przedstawienia nawet takich Dyrektyw Bezpieczeństwa Narodowego,
które nie zostały zakwalifikowane jako tajemnica państwowa!
31 października 1989 r., dziewięć miesięcy przed iracką
inwazją na Kuwejt, prezydent Bush senior podpisał Dyrektywę
Bezpieczeństwa Narodowego nr 26, nakazującą amerykańskim
instytucjom zacieśnienie politycznych i ekonomicznych więzi z
Irakiem, dającą Irakowi dostęp do amerykańskiej pomocy
finansowej obejmującej gwarancje kredytowe na sumę miliarda
dolarów, jak również technologie militarne i artykuły żywnościowe
(które potem zostały spieniężone przez Hussajna na dalsze
zbrojenia). Członkowie Kongresu, troszczący się o to, aby
decyzje polityczne obejmujące zobowiązania finansowe na sumę
miliarda dolarów były – jak wymaga tego prawo – podejmowane wspólnie
z ciałem ustawodawczym, wysłali w 1991 roku specjalnych badaczy
w celu uzyskania listy tajnych dyrektyw. Biały Dom odmówił współpracy,
nakazując utrzymanie dyrektyw w tajemnicy “ponieważ
dotyczą one bezpieczeństwa narodowego”. Niespłacenie
przez Irak pożyczek otrzymanych za pomocą Dyrektywy nr 26
oznacza, że amerykańscy podatnicy wybulili Saddamowi miliard
dolarów na zbrojenia. A należy dodać, że miało to miejsce już
po jego największych zbrodniach, takich jak zagazowanie
tysięcy Kurdów w Halabdży.
Autorytaryzm, stanowiący podstawę postępowania polityków,
bywa często przez nich pokrywany zakłamanymi słowami. Na przykład
– nawet wtedy, gdy Reagan twierdził, że opowiada się za
zmniejszeniem centralizacji, tak naprawdę domagał się
radykalnego wzrostu stopnia swojej kontroli nad budżetem i
rozszerzenia działalności CIA wewnątrz kraju — i mniejszego
nadzoru ze strony Kongresu — a wszystko to służyło umocnieniu
scentralizowanej władzy [Tom Farrer, “The Making of
Reaganism”, New York Review of Books, Jan 21, 1982,
cytowany przez Marilyn French w Beyond Power (Poza władzą),
s. 346]. Później prezydent Clinton wydał specjalne zarządzenie,
aby dać Meksykowi rękojmię wydostania się z kryzysu
finansowego, po tym, jak Kongres odmówił wyasygnowania tych
pieniędzy. Doskonale pasowało to do autorytarnej tradycji rządzenia
krajem przy pomocy dekretów.
Może najbardziej niepokojącą rewelacją, jaka się wyłoniła
w wyniku ujawnienia afery Iran-contras był plan administracji
Reagana na wypadek wystąpienia nieprzewidzianych okoliczności,
zakładający wprowadzenie stanu wyjątkowego. Alfonso Chardy,
reporter z gazety Miami Herald, ujawnił w lipcu 1987
roku, że podpułkownik Oliver North, służąc w personelu Rady
Bezpieczeństwa Narodowego, pracował z Federalną Agencją
Przeciwdziałania Zagrożeniom nad planem zawieszenia Karty Praw
(Bill of Rights) poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego w
przypadku “ogólnonarodowego sprzeciwu wobec zagranicznej
inwazji wojskowej Stanów Zjednoczonych”. Ta dyrektywa o
stanie wyjątkowym pozostawała wciąż w mocy w 1988 roku [Richard
O. Curry, ed., Freedom at Risk: Secrecy, Censorship, and
Repression in the 1980s, Temple University Press, 1988].
Były prokurator generalny Stanów Zjednoczonych Edwin Meese
ogłosił, że najważniejszym pojedynczym czynnikiem decydującym
o wprowadzeniu stanu wyjątkowego byłaby “potrzeba
gromadzenia informacji przez wywiad w celu ułatwienia
internowania przywódców społecznych niepokojów” [Ibid.,
p. 28]. W sekcji D.9.4 omawiamy, jak w latach osiemdziesiątych
FBI ogromnie rozszerzyła inwigilację jednostek i grup uważanych
za potencjalnie “wywrotowe”, dostarczając zatem
prezydenckiej administracji wygodną listę ludzi, którzy
zostaliby poddani natychmiastowemu internowaniu podczas niepokojów
społecznych. Ustawodawstwo antyterrorystyczne, nad którym
obecnie się pracuje w Kongresie, dawałoby prezydentowi władzę
dosłownie dyktatorską, zezwalając mu na więzienie i
rozbijanie dysydentów ogłaszając ich organizacje “terrorystycznymi”.