W swojej książce Post-Conservative America (Pokonserwatywna Ameryka) Kevin Phillips, jeden z najlepiej wykształconych i najpoważniejszych ideologów konserwatywnych, omawia możliwość przeprowadzenia fundamentalnych przemian w amerykańskim rządzie, które – jego zdaniem – byłyby pożądane. Propozycje Phillipsa nie pozostawiają cienia wątpliwości co do tego, w jakim kierunku prawica zamierza dalej kierować swe kroki. “Władza rządu jest zbyt rozproszona, co utrudnia podejmowanie trudnych, acz niezbędnych decyzji ekonomicznych i technicznych”, utrzymuje Phillips. “Odpowiednio do tego, charakter tejże władzy musi zostać ponownie przemyślany. Władza na poziomie federalnym musi zostać umocniona, i ulokowana w większym zakresie w rękach organów wykonawczych” [s. 218].
W modelowym państwie opisywanym przez Phillipsa, Kongres zostałby zredukowany do zwykłego narzędzia w rękach prezydenckich, a prezydentura urosłaby do jeszcze bardziej “imperialnej” niż jest obecnie, z przywódcami Kongresu służącymi w rządzie i dwupartyjnym systemem stopionym w jednopartyjną koalicję. Zanim odrzucimy ten pomysł jako niemożliwy do spełnienia, nie zapominajmy, że różnica między dwiema głównymi partiami już została całkowicie zatarta, gdyż każda z nich jest kontrolowana przez korporacyjną elitę, aczkolwiek przez odmienne frakcje w jej obrębie.
Pomimo wielu sporów co do taktyki, dosłownie wszyscy członkowie tej elity podzielają podstawowy zasób zasad, skłonności, ideałów i wartości. Czy to demokraci, czy też republikanie, większość z nich jest absolwentami tych samych elitarnych uczelni, należy do tych samych ekskluzywnych klubów, pracuje w tych samych posprzęganych ze sobą radach nadzorczych tych samych głównych korporacji, i wysyła swoje dzieci do tych samych prywatnych szkół z internatami [Patrz G. William Domhoff, Who Rules America Now? (Kto dziś rządzi Ameryką?), 1983; C. Wright Mills, The Power Elite (Elita władzy), 1956]. I, co może jest najważniejsze, łączą ich takie same cechy psychiczne, co znaczy, że posiadają oni takie same priorytety i interesy: mianowicie, priorytety i interesy korporacyjnej Ameryki.
Tak więc już teraz tak naprawdę mamy tylko jedną partię w Ameryce – Partię Biznesu – która nakłada dwie odmienne maski, aby ukryć swoją prawdziwą twarz przed ogółem. Podobne uwagi stosują się też do rządów liberalno-demokratycznych w pozostałych wysoko rozwiniętych państwach kapitalistycznych. Nieobecność partii naprawdę opozycyjnej, sama w sobie będąca główną cechą charakterystyczną reżimów autorytarnych, jest więc już teraz faktem dokonanym. I była nim już od wielu lat.
Oprócz fuzji dwu głównych partii politycznych, również i inne siły prowadzą nas nieubłaganie w kierunku scenariusza nakreślonego przez Phillipsa. Na przykład, władza wykonawcza w dalszym ciągu zwiększa swoje uprawnienia, ponieważ autorytet Kongresu jest stopniowo osłabiany przez skandale, zwady partyjne, odgradzanie się od społeczeństwa i ujawnianie korupcji podczas działań ustawodawczych. I rzeczywiście, branie łapówek, handlowanie wpływami, rzucanie czekami na prawo i lewo, konflikty interesów, podejrzane inwestycje, skandale seksualne i powszechna niekompetencja wydają się być teraz prawie rutyną na Kapitolu. O ile coś nie zostanie zrobione w celu przywrócenia szacunku dla Kongresu, to klimat w dalszym ciągu będzie sprzyjał konsolidacji władzy w rękach prezydenta.
Phillips zapewnia nas, że wszystkie zmiany przedstawione w jego wizji można zrealizować bez poprawiania konstytucji. Takie cuda są rzeczywiście możliwe. Cezar Oktawian August scentralizował całą realną władzę w swoich własnych rękach bez rozwiązywania rzymskiego Senatu czy też Republiki rzymskiej; Hitler urzeczywistnił swój nazistowski program, pozostawiając konstytucję Republiki Weimarskiej bez uszczerbku; Stalin rządził przy pomocy rewolucyjnej konstytucji, która była teoretycznie demokratyczna; Bierut wprowadził w Polsce rządy totalitarne mocą bardzo demokratycznej konstytucji marcowej z 1921 roku.
Fakty cytowane tutaj na poparcie tezy o stopniowym narastaniu autorytaryzmu w Stanach Zjednoczonych były już w przeszłości poprzedzane podobnymi, którym czasami towarzyszyły ostrzeżenia o zagrażającej dyktaturze. Jak dotąd te ostrzeżenia okazywały się przedwczesne. Tym, co dzisiaj jest szczególnie alarmujące, jest to, że wiele przeanalizowanych powyżej oznak narastającego autorytaryzmu współistnieje obecnie z objawami rozpadu społeczeństwa – a jest to “zbieg okoliczności”, który w przeszłości obwieszczał rychłe nadejście tyranii.
W pełni autorytarne reżimy w Stanach Zjednoczonych i innych krajach Pierwszego Świata oznaczałyby coś o wiele więcej niż tylko zwykłe zagrożenie dla swobód obywatelskich i dla nadziei obywateli na lepsze społeczeństwo. A to dlatego, że autorytarne reżimy mają skłonność do łączenia się z bezwzględnym wojennym awanturnictwem, prowadzonym przez autokratyczne głowy państw. Dlatego w świecie wyposażonym w broń jądrową, w którym Europa i Japonia poszłyby za amerykańskim pędem ku rządom autorytarnym, prawdopodobieństwo agresji nuklearnej z rąk nieodpowiedzialnych polityków w dalszym ciągu by wzrastało. W takim przypadku, dawny niepokój z czasów “zimnej wojny” wydawałby się bardzo łagodny w porównaniu z obecną sytuacją. Stąd się bierze pilna potrzeba realizacji anarchistycznego programu antyautorytaryzmu, politycznej decentralizacji i demokracji u podstaw – i jest to jedyne rzeczywiste antidotum na niepokojące tendencje opisywane powyżej.
A tak odchodząc nieco od tematu, powinniśmy zaznaczyć, że wielu ludzi przekornych i obrońców klasy rządzącej często zaprzecza temu, że narasta autorytaryzm i twierdzi, że mówienie o tym to “paranoja” albo “tworzenie spiskowych teorii”. Powszechną repliką tych ludzi jest: “Jeżeli sprawy stoją aż tak źle, jak mówicie, to jakim cudem rząd pozwala wam na pisanie tych wywrotowych FAQ?”
Powód, dla którego możemy pisać tę pracę bez szykan, jest świadectwem braku władzy w rękach szerokich rzesz ludności w istniejącej kulturze politycznej – to znaczy tego, że ruchy kontrkulturowe nie muszą być powodem do niepokoju dla rządu, o ile nie zyskają szerszego poparcia i nie staną się zdolne do rzucenia wyzwania istniejącemu porządkowi ekonomicznemu – i dopiero wtedy zachodzi “konieczność” pracy represyjnych sił autorytarnych nad podkopaniem ruchu.
Dopóki nie dochodzi do skutecznego organizowania się większości i nie ma zagrożenia dla interesów rządzącej elity, ludziom pozwala się na mówienie, co im tylko ślina na język przyniesie. To stwarza złudzenie, że społeczeństwo jest otwarte na wszystkie idee, podczas gdy tak naprawdę nie jest. Ale, jak ukazało zdziesiątkowanie ruchu robotniczego i anarchistycznego po pierwszej wojnie światowej, rząd będzie pragnął zetrzeć z powierzchni ziemi każdy ruch, stanowiący istotne zagrożenie.
Odpowiednie traktowanie opozycyjnych ideologii może sprawić, że ludziom będzie się wydawało, iż żadne alternatywy wobec obecnego systemu “w ogóle nie mogą się sprawdzić” albo “wszystkie są utopijne”, nawet wtedy, gdyby alternatywy tego rodzaju leżały w interesie własnym ogółu ludności. Takie ideologiczne “prostowanie myślenia” tworzy w ludzkich umysłach błędne wrażenie, że radykalne teorie nie zostały dotąd pomyślnie wprowadzone w życie, ponieważ są one błędne z samej swej natury – i oczywiście obecna autorytarna ideologia jest przedstawiana jako jedyny “zdrowy” sposób działania, według którego ludzie mają postępować.
Na przykład większość Amerykanów całkowicie odrzuca socjalizm, w ogóle nie rozumiejąc, co to takiego, ani nawet nie chcąc zrozumieć, czego cała rzecz tak naprawdę dotyczy. Nie dzieje się tak dlatego, że (wolnościowy) socjalizm jest zły; jest to bezpośrednim rezultatem kapitalistycznej propagandy w ciągu minionych siedemdziesięciu lat (i jej zapewnień, że “socjalizm” równa się stalinizmowi).
Rozszerzając te skłonności na samych ludzi, autorytaryści (z hojną pomocą korporacyjnej prasy) odmalowują dysydentów jako “świrów” i “ekstremistów”, jednocześnie przedstawiając siebie samych jako racjonalnych i “umiarkowanych”, niezależnie od tego, jak względem innych ludzi przedstawia się stanowisko, którego są oni rzecznikami. W ten sposób społeczności sprzeciwiającej się budowie spalarni odpadów toksycznych w swoim rejonie można w prasie natrzeć uszu jako wrednym facetom, podczas gdy tak naprawdę to lokalna społeczność realizuje zasady demokracji, ośmielając się rzucić wyzwanie korporacyjnym lub (i) rządowym autorytarystom!
W Trzecim Świecie ludzie mający odmienne zdanie są zazwyczaj brutalnie mordowani i zwalani do bezimiennych masowych grobów; w Pierwszym Świecie musi mieć miejsce subtelniejsza działalność na rzecz ich wyniszczenia. “Niewidzialna ręka” wysoko rozwiniętych autorytarnych społeczeństw kapitalistycznych jest nie mniej skuteczna; nawet jeżeli metody się różnią, końcowe rezultaty są takie same – wyeliminowanie alternatyw wobec obecnego porządku społeczno-ekonomicznego.