“Anarcho”-kapitalizm zazwyczaj wiąże własność prywatną z indywidualizmem. Na ogół własność prywatna jest postrzegana jako kluczowy sposób podtrzymywania indywidualizmu i wolności osobistej. (Uważa się też, że własność prywatna to wyraz indywidualizmu). Dlatego przyda się wskazanie, w jaki sposób własność prywatna może mieć poważny wpływ na indywidualizm.
Prawicowi libertarianie zwykle przeciwstawiają rozkosze “indywidualizmu” złu “kolektywizmu”, w którym jednostka zostaje wtopiona w grupę albo kolektyw i zmuszona do pracy przynoszącej korzyść grupie (przeczytaj którąkolwiek książkę albo esej Ayn Rand na temat zła kolektywizmu).
Ale jak na ironię, to właśnie ideologia prawicowych libertarian stwarza wizję przemysłu, która (być może) onieśmieliłaby nawet najbardziej twardogłowego wielbiciela Stalina. Co mamy na myśli? Po prostu to, że prawicowi libertarianie podkreślają umiejętności ludzi na szczycie hierarchii przedsiębiorstwa, właściciela, przedsiębiorcy, i starają się pomijać bardzo realną podległość tych, którzy w hierarchii znajdują się dużo niżej (znowu proszę zobaczyć jakąś książkę Ayn Rand na temat czci, jaka powinna być oddawana przywódcom biznesu). Na przykład w austriackiej szkole ekonomii przedsiębiorca jest uznawany za siłę napędową zjawisk rynkowych, przy czym dąży się do jego wyabstrahowania od organizacji, którą zarządza. Prawicowi libertarianie zwykle kontynuują takie podejście do sprawy. Odnosi się wrażenie, że sukcesy firmy są osobistym triumfem kapitalisty, do tego stopnia, że jego podwładni są zwykłymi narzędziami, wcale nie inaczej niż maszyny, na których harują.
Oczywiście nie powinniśmy tego interpretować jako sugestii, że prawicowi libertarianie wierzą, iż przedsiębiorcy własnoręcznie kierują swoimi firmami (chociaż czasami naprawdę odnosi się takie wrażenie!). Lecz takie abstrahowanie pomaga zakryć fakt, że gospodarka jest powiązana siecią niezwykle silnych współzależności i zorganizowana na modłę hierarchiczną w obrębie każdej branży przemysłu. Nawet w spełnianiu swojej podstawowej roli, jako organizatorów, przedsiębiorcy są zależni od grupy. Prezes spółki może tylko dawać ogólne wytyczne swoim menedżerom. Dla nich zaś bezwzględną koniecznością jest organizowanie swoich wydziałów w bardzo dużym stopniu samemu i kierowanie nimi na własną rękę. Im przedsiębiorstwo staje się większe, tym przedsiębiorca sprawuje nad nim mniejszą bezpośrednią, osobistą kontrolę. Musi on przekazywać innym coraz większy udział we władzy i odpowiedzialności, i bardziej niż dotąd staje się zależny od innych, którzy muszą mu pomagać w kierowaniu sprawami, badaniu warunków prowadzenia działalności, inspirowaniu polityki firmy i dawaniu rekomendacji. Ponadto struktury władzy w firmie idą “odgórnie w dół” – tak naprawdę firma stanowi ze swej istoty gospodarkę nakazowo-rozdzielczą. Wszyscy jej pracownicy są częścią kolektywu pracującego według wspólnego planu w celu osiągnięcia wspólnego celu. Znaczy to, że kapitalistyczna firma w istocie ma charakter kolektywistyczny – co oznacza, że nie jest aż takie dziwne, że Lenin przekonywał, iż państwowy socjalizm można rozpatrywać jako jedną wielką firmę lub biuro. Nie dziwi za bardzo i to, że ustrój zbudowany według tego modelu okazał się takim strasznym horrorem.
Tak więc firma (kluczowy składnik gospodarki kapitalistycznej) jest naznaczona wyraźnym brakiem indywidualizmu. Brak ten zazwyczaj jest przemilczany przez prawicowych libertarian (albo, w najlepszym wypadku, uznawany za “nie do uniknięcia”). A ponieważ owe firmy są strukturami hierarchicznymi, a pracownikom płaci się za posłuszeństwo, zakładanie, że przedsiębiorca to główny aktor, ma trochę sensu – z punktu widzenia środowisk kapitalistów. Ale jako indywidualistyczny model działalności okazuje się totalnym niewypałem. Może nie byłoby nieuczciwe stwierdzenie, że kapitalistyczny indywidualizm wielbi przedsiębiorcę, ponieważ taka cześć jest odzwierciedleniem systemu hierarchicznego, w którym aby jeden mógł kwitnąć, wielu musi być posłusznych? (Zobacz też sekcję F.1.1).
Kapitalistyczny indywidualizm nie uznaje istnienia struktur władzy, występujących w kapitalizmie i ich wpływu na jednostki. Cytując słowa Briana Morrisa, tym, czego brakuje, jest “przyznanie, że najbardziej produktywne stosunki w warunkach kapitalizmu zostawiają niewielką przestrzeń dla pomysłowości i autoekspresji pracowników; że te stosunki nie opierają się na sprawiedliwym wynagrodzeniu; że też ludzie nie wchodzą w nie dobrowolnie, ani nie przynoszą one wzajemnych korzyści obu stronom, ponieważ pracownicy nie mają żadnej kontroli nad procesem produkcji ani nad wytworem swojej pracy. Rand [podobnie jak inni prawicowi libertarianie] zwodniczo stawia znak równości między handlem, twórczością artystyczną i płatnym niewolnictwem […] lecz płatne niewolnictwo […] jest czymś całkowicie różnym od zasad handlu”, gdyż jest formą “wyzysku” [Ecology & Anarchism, s. 190].
Brian Morris dalej zauważa, że “tak zwane stosunki handlowe w odniesieniu do ludzkiej pracy są sprzeczne z egoistycznymi wartościami, którym Rand [i inni kapitalistyczni indywidualiści] tak sprzyja – stosunki takie dają niewielkie szanse niezależności, wolności, nietykalności czy sprawiedliwości” [Ibid., s. 191].
Oprócz tego kapitalistyczny indywidualizm tak naprawdę popiera władzę i hierarchię. Jak wskazują Joshua Chen i Joel Rogers “dążenie do osiągnięcia materialnej satysfakcji w krótkim czasie często czyni nieracjonalnym [z indywidualistycznego punktu widzenia] angażowanie się w radykalniejszą walkę, ponieważ walka ta z samej definicji jest toczona przeciwko tym instytucjom, które obecnie dostarczają korzyści materialnych”. Mówiąc inaczej, aby pójść w górę w hierarchii przedsiębiorstwa, “poprawić sobie” (albo chociażby tylko dostać dobre referencje), nie można być solą w oku kierownictwa – posłusznym pracownikom powodzi się dobrze, zbuntowanym nie.
Dlatego struktury hierarchiczne pomagają rozwijać “indywidualistyczny” punkt widzenia, który tak naprawdę wzmacnia owe struktury władzy. Oznacza to, jak zauważają Cohn i Rogers, że “struktura, w której [pracownicy] się znajdują, przynosi owoce mniejsze od najlepszych społecznych rezultatów ich odosobnionych, ale ekonomicznie racjonalnych decyzji” [cytat z Alfiego Kohna, No Contest (Żadnej rywalizacji), s. 67, s. 260f].
Steve Biko, czarnoskóry aktywista zamordowany przez południowoafrykańską policję w latach siedemdziesiątych XX wieku, przekonywał, że “najpotężniejszą bronią oprawcy jest umysł uciskanych”. I jest to coś, co kapitaliści już dawno dostrzegli. Inwestowanie przez nich w programy “public relations” i “kształcenia” pracowników pokazuje to dobitnie. Tak samo zresztą jak hierarchiczny charakter firmy. Stawiając drabinę, po której można się wspinać, firma nagradza posłuszeństwo i karze bunt. Celem tego jest stworzenie umysłowości postrzegającej hierarchię jako dobro, a więc pomoc w produkowaniu ludzi służalczych.
I to właśnie dlatego anarchiści zgodziliby się z Alfie Kohnem, przekonującym, że “światopogląd indywidualistyczny jest doktryną głęboko konserwatywną: z samej swej natury tłumi zmiany” [Ibid., s. 67]. Zatem jaki jest najlepszy sposób, aby szef utrzymał swoją władzę? Stworzyć hierarchiczny zakład pracy i sprzyjać kapitalistycznemu indywidualizmowi (gdyż kapitalistyczny indywidualizm tak naprawdę działa przeciwko próbom zwiększania wolności kosztem hierarchii). Nie trzeba powtarzać, że taka technika nie może sprawdzać się w nieskończoność – hierarchia także sprzyja buntowi – ale taka zasada “dziel i rządź” może być bardzo skuteczna.
I jak to wyłożył anarchistyczny pisarz Michael Moorcock, “Sztywny indywidualizm chodzi też w parze z silną wiarą w paternalizm – aczkolwiek jest to paternalizm tolerancyjny i w jakiś sposób odległy – i wielu skądinąd bystrego umysłu libertarian nie widzi w moralności westernów z Johnem Waynem niczego sprzecznego ze swoimi poglądami. Paternalizm Heinleina w głębi duszy jest taki sam jak Wayne’a. Jest oczywiste, że aby być anarchistą, trzeba odrzucać władzę, ale akceptować samodyscyplinę i odpowiedzialność we wspólnocie. Aby być sztywnym indywidualistą w stylu Heinleina i innych, trzeba zawsze być dzieckiem, które musi być posłuszne, urocze i przymilne, aby było akceptowane przez jakiegoś dobrego, wszechwiedzącego ojca: Coburnem-kogutem szurającym nóżkami przed obliczem sędziego, którego szanuje za urząd (ale niekoniecznie jako osobę) w Prawdziwej Krzepie” [Starship Stormtroopers].
Na koniec jeszcze jedna rzecz. Nie dajmy się ogłupiać myśleniem, że indywidualizm albo troska o indywidualność – co jest nie całkiem tym samym – ogranicza się tylko do prawicy. Tak nie jest. Na przykład “indywidualistyczna teoria społeczeństwa […] może się rozwijać w formie kapitalistycznej albo antykapitalistycznej […] teoria, jaką rozwijali krytycy kapitalizmu tacy jak Hodgskin i anarchista Tucker postrzegała posiadanie kapitału przez nielicznych jako przeszkodę dla autentycznego indywidualizmu. Ich zdaniem indywidualistyczny ideał jest możliwy do urzeczywistnienia dopiero poprzez wolne stowarzyszenie robotników (u Hodgskina) albo niezależne uwłaszczenie (u Tuckera)” [David Miller, Social Justice, ss. 290-1].
Natomiast powodem, dla którego społeczni anarchiści zwalczają kapitalizm, jest to, że stwarza on fałszywy indywidualizm, indywidualizm abstrakcyjny, który tłamsi indywidualność wielu i usprawiedliwia (oraz popiera) hierarchiczne i autorytarne stosunki społeczne. Przywołując słowa Kropotkina, “to, co jest aż dotąd nazywane ‘indywidualizmem’, jest jedynie egoizmem głupców, który umniejsza jednostkę. Nie doprowadził on do tego, co ustanowił sobie za cel: mianowicie do całkowitego, szerokiego, najdoskonalej osiągniętego rozwoju indywidualności”. Nowy indywidualizm, upragniony przez Kropotkina “nie będzie zawierał […] ucisku sąsiada […] [gdyż to] sprowadziło [indywidualistę] […] do poziomu zwierzęcia w stadzie” [Selected Writings, s, 295, s. 296].