Jest oczywiste, że kapitalistyczna własność prywatna, tworząc struktury władzy, wpływa na stosunki międzyludzkie. Własność, jak przekonywaliśmy na wszystkich stronach tych FAQ, tworzy stosunki opierające się na dominacji – a to nie może przynieść niczego innego niż wyrabiać skłonności służalcze u ludzi im poddanych (wyrabia to również skłonność do buntu, rzeczywiste proporcje między tymi dwiema skłonnościami są zależne od danej osoby i od społeczności, w której ona żyje). Anarchiści od dawna przyznają, że władza demoralizuje – zarówno tych, którzy są jej poddani, jak i tych, którzy ją sprawują.
Chociaż niewielu anarchistów, o ile w ogóle by się tacy znaleźli, nie doceniłoby znaczenia mienia osobistego – które stwarza niezbędną przestrzeń potrzebną każdej osobie dla siebie samej – to wszyscy oni zgadzają się, że własność prywatna psuje ten wyzwoleńczy aspekt “własności”, pozwalając, aby stała się ona fundamentem pod budowę stosunków panowania i ucisku. Z powodu dostrzeżenia tego faktu wszyscy anarchiści próbują zrównać ludzi pod względem własności i z powrotem przeobrazić własność w mienie osobiste.
I jeszcze kapitalistyczny indywidualizm czynnie buduje bariery między ludźmi. W kapitalizmie rządzi pieniądz, a indywidualność wyraża się przez wybory konsumenckie (tzn. przez pieniądze). Ale pieniądz nie zachęca do wczuwania się w odczucia innych ludzi. Frank Stronach (prezes Magna International, kanadyjskiego przedsiębiorstwa produkującego części do samochodów, które przeniosło swoją produkcję do Meksyku) ujął to tak: “ażeby utrzymać się w biznesie, twoim pierwszym obowiązkiem jest robienie pieniędzy. A pieniądz nie ma ani serca, ani duszy, ani sumienia, ani ojczyzny” [cytat podany przez Douga Henwooda, Wall Street, s. 113]. Zaś jeśli chodzi o studiujących ekonomię, to wydaje się, że ten skutek w postaci odczłowieczenia staje się i ich udziałem:
“Studiowanie ekonomii, jak się wydaje, czyni daną osobę bardziej nieznośną. Badania psychologiczne wykazują, że studenci ostatniego roku ekonomii są bardziej skłonni niż ogół ludności do ‘wolnej amerykanki’ – w pogoni za wyższymi prywatnymi zwrotami kosztów wymigują się od wnoszenia swojego wkładu do doświadczalnego rachunku ‘dobra publicznego’. Ekonomiści są także mniej hojni od innych studentów w wydatkach na cele charytatywne. Studenci niższych lat ekonomii są skłonniejsi do składania zeznań obciążających kolegów podczas gry w klasyczny dylemat więźnia niż ich rówieśnicy. Omawiając inne testy, zauważamy, że studenci ekonomii z każdym rokiem stają się coraz mniej uczciwi – na przykład wykazują mniejszą skłonność do oddawania znalezionych pieniędzy – co nie dzieje się ze stanowiącymi grupę kontrolną studentami na innych kierunkach, takich jak astronomia.
“Tak naprawdę nie ma w tym żadnej niespodzianki. Główny nurt ekonomii został zbudowany w stu procentach na pojęciu samolubnych jednostek, racjonalnie maksymalizujących własne korzyści, mogących nakazywać spełnianie swoich zachcianek i stosownie do nich wydawać pieniądze. Niewiele miejsca zostaje na sentymenty, wahania, bezinteresowność i instytucje społeczne. Pytanie, czy jest to rzetelny obraz przeciętnego człowieka, pozostaje otwarte, ale nie ma wątpliwości, że zarówno kapitalizm jako ustrój, jak i ekonomia jako dyscyplina nagradzają ludzi dostosowanych do tego modelu” [Doug Henwood, Op. Cit., p, 143].
Co oczywiście podkreśla kłopoty z modelem “handlarza”, zalecanym przez Ayn Rand. Jej zdaniem, handlarz jest przykładem etycznego zachowania – ty masz coś, czego ja chcę, ja mam coś, czego ty chcesz, handlujemy i oboje na tym korzystamy, a więc działamy w interesie własnym i nikt nie poświęca się dla drugiego. Chociaż taki model ma w sobie trochę trafnej intuicji, Rand nie jest w stanie zauważyć, że w realnym świecie jest to czysta fantazja. Handlarz chce zrobić jak najlepszy interes samemu, a jeżeli pozycje przetargowe nie są równe, wtedy jedna osoba skorzysta kosztem drugiej (a jeśli “towarem”, którym się handluje, jest praca, sprzedawca może nawet nie mieć prawa wyboru powstrzymania się od transakcji). Handlarz jest zaangażowany tylko w wymianę ekonomiczną, i nie troszczy się o dobrobyt osoby, z którą handluje. Jest tylko przenosicielem przedmiotów, nie zaś osobą mającą szeroki zakres zainteresowań, trosk, nadziei i marzeń. To wszystko jest nieważne, o ile oczywiście nie można zrobić na tym pieniędzy! Dlatego handlarz jest często manipulatorem, a w świecie wykraczającym poza telenowele ma miejsce bardzo wyraźna sytuacja typu “nabywco, strzeż się!”
Jeżeli model handlarza jest brany za podstawę stosunków międzyludzkich, to korzyść ekonomiczna zastępuje szacunek dla innych i współodczuwanie z nimi. Ludzkie stosunki zostają zastąpione stosunkami opierającymi się na przedmiotach – a taki sposób myślenia nie zawiera w sobie refleksji o tym, jak stosunki międzyludzkie wpływają na nas i na społeczeństwo, w którym żyjemy. No i w końcu taki sposób myślenia zubaża społeczeństwo i indywidualność. Owszem, każdy związek międzyludzki musi opierać się na interesie własnym (w końcu i pomoc wzajemna jest czymś, co robimy dlatego, że w jakiś sposób z tego korzystamy). Jednakże model handlarza przedstawia tak wąsko pojęty interes własny, że staje się bezużyteczny i czynnie zubaża te same wartości, które powinien chronić – indywidualność i stosunki międzyludzkie (zobacz, jak to się dzieje, że kapitalizm nie chroni indywidualności, w sekcji I.7.4).