Mówiąc krótko, tak. Podczas gdy „argument kalkulacji ekonomicznej” (zobacz ostatnią sekcję) jest często stosowany przez własnościowców (tak zwanych prawicowych „wolnościowców”) jako podstawa twierdzenia, że komunizm (jako społeczeństwo bez pieniędzy) jest niemożliwy, opiera się on na pewnych błędnych ideach o tym, jak działają ceny, o naturze rynku i o tym, jak funkcjonowałoby społeczeństwo anarchokomunistyczne. Trudno się dziwić, jako że Mises opierał swoje teorie na wariacjach neoklasycznej ekonomii i marksistowskim socjaldemokratycznym (a więc leninowskim) wyobrażeniu tego, jak wyglądałaby „socjalistyczna” ekonomia. A więc nie było wiele dyskusji o tym, jak wyglądałoby społeczeństwo w prawdziwym (to jest wolnościowym) komunizmie, społeczeństwo, które całkowicie przebudowało istniejące warunki produkcji przez pracownicze samozarządzanie i obalenie pracy najemnej i pieniędzy. Jednak warto tu zaznaczyć dokładnie dlaczego komunizm by działał i dlaczego „argument kalkulacji ekonomicznej” jest przeciwko niemu błędną obiekcją.
Mises twierdził, że bez pieniędzy socjalistyczna ekonomia nie mogłaby podejmować „racjonalnych” decyzji produkcyjnych. Nawet Mises nie zaprzeczał, że społeczeństwo bez pieniędzy mogłoby określać w przybliżeniu co prawdopodobnie będzie potrzebne w danym czasie (wyrażane jako fizyczne ilości konkretnych rodzajów rzeczy). Jak twierdził, „obliczenia in natura w ekonomii bez wymiany mogą obejmować tylko dobra konsumpcyjne”. Argumentował, że następny krok, podjęcie decyzji jakich metod produkcyjnych użyć, byłby niemożliwy, a przynajmniej nie można by podjąć go „racjonalnie”, tj. unikając strat i nieefektywności. Wyceny produkowanych towarow „można dokonać tylko przy pomocy jakiejś kalkulacji ekonomicznej. Ludzki umysł nie może właściwie orientować się w ogromnej masie pośrednich produktów i możliwości bez takiej pomocy. Stałby tylko zakłopotany przed problemem zarządzania i lokalizacji.” A więc szybko zobaczylibyśmy „spektakl socjalistycznego porządku ekonomicznego grzęznącego w oceanie możliwych i wyobrażalnych kombinacji ekonomicznych bez kompasu kalkulacji ekonomicznej” [“Economic Calculation in the Socialist Commonwealth”, str. 87–130, Collectivist Economic Planning, F.A. von Hayek (ed.), str. 104, str. 103 i str. 110]. Stąd twierdzenie, że kalkulacje pieniężne oparte na cenach rynkowych są jedynym rozwiązaniem.
Nie jest to argument pozbawiony mocy. Skąd producent ma wiedzieć, czy lepszym wykorzystaniem zasobów dla jego produktu będzie cyna czy żelazo, jeśli wie tylko, że żelazo i cyna są dostępne i odpowiednie do tego celu? Lub, jeśli mamy dobro konsumpcyjne, które można otrzymać używając A + 2B lub 2A + B (gdzie A i B to czynniki wejściowe takie jak stal, nafta, elektryczność etc.), jak możemy stwierdzić, która metoda jest bardziej wydajna (tj. która zużyje najmniej zasobów, a więc zostawi najwięcej do innych celów)? Mises twierdzi, że przy cenach rynkowych to proste. Jeśli A kosztuje 10$ a B 5$, to jasne, że pierwsza metoda jest bardziej wydajna (20$ kontra 25$). Bez rynku, twierdził Mises, taka decyzja byłaby niemożliwa, a więc każda decyzja byłaby „błądzeniem po omacku” [Op. Cit., str. 110].
Argument Misesa opera się na trzech błędnych założeniach, dwóch przeciw komunizmowi i jednym za kapitalizmem. Pierwsze dwa negatywne założenia mówią, że komunizm oznacza centralne planowanie i że nie można podejmować decyzji inwestycyjnych bez wartości pieniężnych. O tym, dlaczego oba są błędne, mówimy w tej sekcji. O pozytywnym założeniu Misesa o kapitalizmie, mianowicie, że rynki pozwalają na dokładną i wydajną alokację środków, dyskutujemy w sekcji I.1.5.
Po pierwsze Mises zakłada ekonomię planowaną centralnie. Jak podsumowuje Hayek, sedno sprawy leży w „niemożliwości racjonalnej kalkulacji w centralnie planowanej ekonomii, w której ceny są koniecznie nieobecne”, która „obejmuje planowanie na jak najszerszą skalę – dokładne kierowanie praktycznie wszelką aktywnością produkcyjną przez jedną centralną władzę”. Stąd „jedna centralna władza musi rozwiązać ekonomiczny problem dystrybucji ograniczonej ilości zasobów pomiędzy praktycznie nieskończoną ilością konkurujących celów” z „racjonalnym stopniem dokładności, ze stopniem powodzenia równym lub zbliżonym do efektów konkurencyjnego kapitalizmu”, co „stanowi problem socjalizmu jako metody” [“The Nature and History of the Problem”, str. 1–40, Op. Cit., str. 35, str. 19 i str. 16–7].
Podczas gdy była to częsta koncepcja w marksistowskiej socjaldemokracji (i leninizmie, który z niej powstał), anarchizm odrzuca organizacje centralne. Jak argumentował Bakunin, „gdzie są intelekty tak silne, by ogarnąć nieskończoną wielość i różnorodność prawdziwych interesów, aspiracji, pragnień i potrzeb, które podsumowują kolektywną wolę ludzi? I będące w stanie stworzyć organizację społeczną, która nie będzie prokrustowym łożem, na którym przemoc państwa mniej lub bardziej otwarcie będzie siłowo rozciągała nieszczęśliwe społeczeństwo?” Co więcej, rząd socjalistyczny, „o ile nie byłby obdarowany wszechwiedzą, wszechobecnością i wszechmocą, jaką teologowie przypisują Bogowi, nie mógłby nigdy znać i przewidywać potrzeb swoich ludzi ani zaspokajać z pełną sprawiedliwością tych interesów, które są najbardziej uzasadnione i naglące” [Bakunin on Anarchism, str. 268–9 i str. 318]. Dla Malatesty taki system wymagałby „bezgranicznej centralizacji” i byłby albo „niemożliwy do osiągnięcia, albo, jeśli możliwy, stałby się kolosalną i bardzo złożoną tyranią.” [At the Café, str. 65]
Kropotkin, podobnie, odrzucił ideę centralnego planowania jako, że „ekonomiczne zmiany, które będą efektem rewolucji społecznej będą tak wielkie i gruntowne […] że będzie niemożliwe, by jedna osoba czy nawet ich grupa mogła wypracować społeczne formy, jakie będzie musiało stworzyć przyszłe społeczeństwo. Wypracowanie nowych form społecznych może być tylko kolektywną pracą mas.” [Words of a Rebel, str. 175] Pomysł, by „mocno scentralizowany Rząd” mogł „kazać, by wyznaczona ilość” jakiegoś dobra „została wysłana w dany dzień w dane miejsce” i została „odebrana w dany dzień przez wyznaczonego urzędnika i składowana w konkretnych magazynach”, była nie tylko „niepożądana”, ale też „szalenie utopijna”. W swojej dyskusji o zaletach wolnych umów przeciw opiece państwa Kropotkin zaznaczył, że tylko to pierwsze pozwala na wykorzystanie „współpracy, entuzjazmu, lokalnej wiedzy” ludzi. [The Conquest of Bread, str. 82–3 i str. 137]
Własne doświadczenia Kropotkina pokazały, jak „wysocy funkcjonariusze” carskiej biurokracji „byli po prostu czarujący w ich niewinnej ignorancji” w kwestiach, którymi mieli zarządzać i jak, dzięki marksizmowi, ideał socjalistyczny „stracił charakter czegoś, co musiało zostać wypracowane przez same organizacje pracownicze i stał się państwowym zarządzaniem przemysłem – de facto, państwowym socjalizmem; to jest, państwowym kapitalizmem.” Jako anarchista wiedział, że rządy stają się „wyobcowane od mas”, a więc „zasadniczy sukces socjalizmu” wymagał, by „idee braku rządu, samowystarczalności, wolnej inicjatywy jednostki” były „głoszone wspólnie z ideami społecznej własności i produkcji.” Socjalizm musiał więc być koniecznie zdecentralizowany, federalny i partycypacyjny, „struktura społeczeństwa, jakiej pragnęliśmy” musiała być „wypracowana, w teorii i praktyce, od dołu” przez „wszystkie związki zawodowe” z „pełną wiedzą o lokalnych potrzebach każdej branży i każdego rejonu.” [Memoirs of a Revolutionist, str. 184, str. 360, str. 374–5 i str. 376]
Anarchiści mogą więc zgodzić się z Misesem, że centralne planowanie nie może działać w praktyce, jak liczą jego zwolennicy. Lub dokładniej Mises zgodził się z anarchistami, jako że to my pierwsi sprzeciwialiśmy się centralnemu planowaniu. Od dawna dostrzegaliśmy, że żadna wąska grupa nie może wiedzieć, co dzieje się w społeczeństwie i odpowiednio do tego planować („Żaden pojedynczy mózg ani komitet mózgów nie może zajmować się taką organizacją.” [Issac Puente, Libertarian Communism, str. 29]). Ponadto jest też ważna kwestia wolności, jako że „despotyzm [‘socjalistycznego’] Państwa byłby równy despotyzmowi obecnego państwa, zwiększony ekonomicznym despotyzmem wszelkiego kapitału, jaki znalazłby się w rękach Państwa, a całość byłaby pomnażana przez centralizację niezbędną dla tego nowego Państwa. I to dlatego my, Anarchiści, przyjaciele wolności, zamierzamy walczyć z nimi do końca.” [Carlo Cafiero, “Anarchy and Communism”, str. 179–86, The Raven, No. 6, str. 179]
Jak podsumowuje John O’Neill „argument przeciw centralnemu planowaniu był wyrażany w historii socjalistycznego planowania jako argument za demokratycznym i zdecentralizowanym podejmowaniem decyzji.” [The Market, str. 132] Tak więc anarchiści odrzucają centralne planowanie z dobrych ekonomicznych i politycznych powodów. Ta centralna pozycja wolnościowego socjalizmu prowadzi wprost do obalenia argumentu Misesa, bo podczas gdy scentralizowany system musiałby porównywać liczne („nieskończone”) możliwe alternatywy do licznych możliwych potrzeb, w zdecentralizowanym systemie tak nie jest. Zamiast ogromnej ilości alternatyw, jakie zasypałyby scentralizowaną agencję planującą, pojedyncze miejsce pracy porównujące różne alternatywy mające zaspokoić konkretne potrzeby stanęłoby naprzeciw znacznie mniej licznym możliwościom, ponieważ obiektywne wymagania techniczne (wartości użytkowe) projektu byłyby znane, a więc wiedza lokalna eliminowałaby większość opcji, pozostawiając nieliczne, które można by bezpośrednio porównać.
Tak więc usunięcie założenia centralnego ciała planującego odbiera krytyce Misesa wiele z jej siły – zamiast „oceanu możliwych i wyobrażalnych kombinacji ekonomicznych” przed jakimi stanęłoby ciało centralne, mamy pojedyncze miejsca pracy i społeczności mające mniej liczne możliwości rozwiązań ograniczonej ilości potrzeb. Ponadto, każda złożona maszyna jest produktem mniej złożonych dóbr, co oznacza, że miejsce pracy jest konsumentem dóbr innego miejsca pracy. Jeśli, jak przyznaje Mises, konsument nie potrzebuje pieniędzy, by móc wybierać dobra konsumpcyjne to użytkownik i producent dóbr „wyższego szczebla” może wybierać pomiędzy dobrami konsumpcyjnymi niezbędnymi by zaspokoić jego potrzeby.
Jest prawdą, że pod względem podejmowania decyzji centralna agencja planująca byłaby przytłoczona wielością dostępnych jej opcji. Jednak w zdecentralizowanym systemie socjalistycznym pojedyncze miejsca pracy i komuny decydowałyby pomiędzy znacznie mniejszą ilością alternatyw. Ponadto, inaczej niż w scentralizowanym systemie, pojedyncza firma czy komuna wiedziałaby dokładnie, czego jej potrzeba, tym samym również zmniejszając ilość możliwych alternatyw (na przykład, pewne materiały są do pewnych zadań po prostu technicznie niewłaściwe).
Drugie założenie Misesa jest równie błędne. Mówi ono, że bez rynku producenci nie wymieniają się żadnymi informacjami poza finalnym wynikiem produkcji. Innymi słowy założył, że ostateczny produkt to jedynie to, co liczy się w ocenie jego użyteczności. Nie trzeba mówić, że jeśli zna się tylko nazwę danego produktu niemożliwe jest określenie, czy korzystanie z niego jest efektywnym wykorzystywaniem zasobów. Jednak można dostarczyć więcej informacji, które posłużą bardziej świadomemu podejmowaniu decyzji. Jak zauważają socjaliści Adam Buick i John Crump „na poziome pojedynczej jednostki produkcyjnej czy a poziome przemysłu, jedyne obliczenia, jakie byłyby niezbędne w socjalizmie, to obliczenia w naturze. Z jednej strony liczyłoby się zasoby (materiały, energię, wyposażenie, pracę) wykorzystane w produkcji, a z drugiej ilość wyprodukowanych dóbr razem z wszelkimi produktami ubocznymi […] socjalistyczna produkcja to po prostu produkcja wartości użytkowych z wartości użytkowych i nic więcej.” [State Capitalism: The Wages System Under New Management, str. 137] A więc jakiekolwiek dobro wykorzystane w procesie produkcji wymagałoby przekazania takiej informacji.
Tworzenie i komunikowanie takich informacji sugeruje zdecentralizowaną, horyzontalną sieć pomiędzy producentami i konsumentami. Dlatego, że to, co liczy się jako wartość użytkowa może być określane tylko przez jej bezpośrednich użytkowników. A więc produkcja wartości użytkowych z wartości użytkowych nie może być osiągnięta poprzez centralne planowanie, ponieważ planiści nie mieliby pojęcia o wartościach użytkowych wykorzystywanych i produkowanych dóbr. Taka wiedza znajduje się w wielu rękach, rozproszona w społeczeństwie, a więc socjalistyczna produkcja implikuje decentralizację. Ideolodzy kapitalizmu twierdzą, że rynek pozwala na wykorzystywanie takiej rozproszonej wiedzy, ale, jak zauważa John O’Neill, „rynek może być jednym ze sposobów zrobienia dobrego użytku z rozproszonej wiedzy. Nie jest […] jedynym sposobem”. „Siła epistemologicznego argumentu za rynkiem zależy częściowo od nieprawdopodobieństwa założenia, że cała wiedza mogłaby być scentralizowana w jakiejś agencji planującej”, podkreśla, ale misesowy „argument pomija jednak istnienie zdecetralizowanych ale przeważnie nierynkowych instytucji dystrybucji wiedzy… Założenie, że tylko rynek może koordynować rozproszoną, niewypowiedzianą wiedzę jest fałszywe.” [Op. Cit., str. 118 i str. 132]
A więc, by określić, czy konkretny produkt jest dla osoby użyteczny, ta osoba musi znać jego „koszt”. W kapitalizmie pojęcie kosztu zostało tak powiązane z ceną, że musimy umieścić słowo „koszt” w cudzysłowie. Jednak prawdziwy koszt, powiedzmy, napisania książki, to nie suma pieniędzy ale wiele papieru, wiele energii, wiele atramentu, wiele ludzkiej pracy. By podjąć decyzję, czy jeden produkt lepiej zaspokoi daną potrzebę niż inny potencjalny konsument potrzebuje tych informacji. Jednak w kapitalizmie te informacje są ukryte przez cenę.
Trochę ironicznie, biorąc pod uwagę tendecję „austriackiej” ekonomii do podkreślania, jak ograniczenia informacji są podstawą „niemożliwości” socjalizmu, faktem jest, że rynek ukrywa znaczącą ilość ważnych informacji potrzebnych, by podjąć rozsądną decyzję inwestycyjną. Widać to w analizie dyskusji Misesa o tym, dlaczego czas pracy nie może zastąpić pieniędzy jako narzędzia do podejmowania decyzji. Argumentuje, że wykorzystywanie pracy „nie bierze pod uwagę wykorzystywania materiałowych czynników produkcji” i daje przykład dwóch dóbr, P i Q, których produkcja trwa 10 godzin. P zajmuje 8 godzin plus 2 jednostki surowego materiału A (który jest produkowany w godzinę społecznie koniecznej pracy). Q zajmuje 9 godzin i jedną jednostkę A. Twierdzi, że w kwestii pracy P i Q „są równe, ale, jeśli chodzi o wartość, P jest bardziej wartościowe od Q. Pierwsze obliczenie jest błędne, a tylko drugie odpowiada naturze i celowi wyliczeń.” [“Economic Calculation in the Socialist Commonwealth”, Op. Cit., str. 113]
Błąd w jego argumentacji jest jasny. Zakładając, że godzina koniecznej społecznie pracy kosztuje £10 ceny wynosiłyby 80£ bezpośredniej pracy i 20£ surowych materiałów dla A, podczas gdy Q kosztowałoby 90£ bezpośredniej pracy i 10£ A. Oba kosztują £100, trudno więc dojrzeć, jak „odpowiada to naturze i celowi obliczeń”! Użycie mniejszej ilości surowego materiału A jest w tym przypadku decyzją podjętą dodatkowo do „obliczeń”. Na pytanie, czy ograniczać wykorzystanie A, po prostu nie można odpowiedzieć za pomocą cen. Jeśli na przykład proces produkcji P jest bardziej szkodliwy ekologicznie niż Q lub jeśli produkcja P wymaga nudnej, bezmyślnej pracy, a Q jest bardziej satysfakcjonujące dla osób uczestniczących w procesie jego powstawania, Q można by uznać za lepszą opcję. Niestety, takich informacji nie komunikuje mechanizm ceny.
Jak zauważa John O’Neill, „Poprzedni argument Misesa przeciw planowaniu socjalistycznemu upada przez założenie w kwestii współmierności. Jego głównym argumentem było twierdzenie, że podejmowanie racjonalnych decyzji ekonomicznych wymagało jednej miary, na podstawie której można by obliczać i porównywać wartość różnych stanów rzeczy.” [Ecology, Policy and Politics, str. 115] Taylor i Lange nie podważali tego głównego założenia w swojej obronie „socjalizmu”, co oznacza, że debata przeciwko Misesowi od początku była defensywna i opierała się na argumencie, że planowanie socjalistyczne mogłoby imitować rynek i osiągać efekty, które byłyby efektywne z kapitalistycznego punktu widzenia.
Anarchiści podważają to, czy używanie cen i opieranie wszystkich decyzji na tylko jednym kryterium i ignorowanie wszystkich innych, jest racjonalne. Jak sugeruje O’Neill „relatywny niedobór rzeczy […] wcale nie wyczerpuje całej gamy informacji podzielonych w społeczeństwie, które mogłyby być istotne w koordynacji działań i planów ekonomicznych.” [The Market, str. 196] To, że coś kosztuje £10 niewiele mówi ci o poziomie zanieczyszczeń, jakie powstają w czasie produkcji lub użytkowania, w jakich warunkach pracy powstało, czy na cenę wpływa siła rynkowa firmy, która to wyprodukowała, czy było wyprodukowane w ekologicznie zrównoważony sposób i tak dalej. Podobnie powiedzenie, że inne, podobne dobro kosztuje £9 nie mówi ci, czy różnica tego £1 wynika z bardziej efektywnego wykorzystania wkładu, czy z zanieczyszczania planety.
I czy ceny rzeczywiście odzwierciedlają koszta? Kwestia zysku, nagroda za posiadanie kapitału i pozwalanie, by inni go używali, nie jest przecież kosztem w takim samym sensie, jak praca, zasoby i tak dalej (próby tłumaczenia zysków jako poświęcenie porównywalne z pracą zawsze były bzdurne i szybko zarzucane). Patrząc na ceny, by oszacować, jak skutecznie wykorzystać dobra, nie możesz tak naprawdę stwierdzić nic na podstawie ceny. Dwa dobra mogą mieć taką samą cenę, ale poziomy zysku (być może pod wpływem siły rynku) mogą być takie, że jedno ma wyższy koszt produkcji od drugiego. Mechanizm ceny nie wskazuje, który produkt wykorzystuje najmniej zasobów, ponieważ wpływa na niego siła rynku. Jak zauważa Takis Fotopoulos, „[J]eśli […] zarówno centralne planowanie jak ekonomia rynkowa nieuchronnie prowadzą do koncentracji władzy, to ani jedno ani drugie nie może wytworzyć sposobu przepływu informacji i bodźców, które są niezbędne, by jakikolwiek system ekonomiczny działał jak najlepiej.” [Towards an Inclusive Democracy, str. 252] Ponadto, dobro wyprodukowane w państwie autorytarnym, które represjonuje swoją siłę roboczą, mogłoby kosztować mniej, niż takie, które powstało w kraju, gdzie pozwala się na działanie związków zawodowych i respektowane są podstawowe prawa człowieka. Represje obniżałyby koszta pracy powodując, że produkcja danego dobra sprawiałaby wrażenie bardziej „efektywnego” wykorzystywania zasobów. Innymi słowy, rynek może maskować nieludzkie zachowanie jako „efektywność” i faktycznie nagradzać je większym udziałem w rynku.
Innymi słowy, ceny rynkowe mogą być niezwykle zniekształcone, ignorując problemy z jakością. Wymiana następuje więc w świetle fałszywych informacji, ponadto z antyspołeczną motywacją – by zmaksymalizować krótkoterminową nadwyżkę dla kapitalistów nie bacząc na straty dla reszty. W efekcie zniekształcają wyceny i narzucają tępy, wąski i ostatecznie autodestrukcyjny indywidualizm. Ceny nie są kształtowane tylko przez koszty, również przez, na przykład, siłę rynkową producenta zwiększającą cenę ponad właściwe koszty. Ceny rynkowe nie uwzględniają również dóbr publicznych, a więc ustawiają opcje wyboru przeciwko nim, nie wspominając o ignorowaniu oddziaływania na szersze społeczeństwo, to znaczy poza bezpośrednimi sprzedawcami i nabywcami. Podobnie, by podejmować racjonalne decyzje w kwestii korzystania z dóbr musisz wiedzieć, dlaczego cena się zmieniła, ponieważ zmiany stałe i tymczasowe powodują różne reakcje. Dlatego obecna cena sama w sobie nie jest wystarczalna. Czy cena produktu wzrosła z powodu, powiedzmy, strajku? Czy dlatego, że wyczerpały się dane zasoby? Działania, które byłyby rozsądne w pierwszej sytuacji, będą niesłuszne w drugiej. Jak sugeruje O’Neill, „[na rynku] informacja zwrotna jest przekazywana bez dialogu. Rynek informuje poprzez ‘ujścia’ – niektóre produkty znajdują miejsce na rynku, inne nie. Nie używa się ‘głosu’. Ten brak dialogu […] jest reprezentacyjną porażką rynku, nie zaletą […] Rynek […] nie dystrybuuje informacji […] bardzo wiele też blokuje.” [Op. Cit., str. 99]
A więc system oparty w pełni na rynku nie bierze pod uwagę informacji, na których powinien oprzeć racjonalną alokację zasobów (lub, przynajmniej, te informacje ukrywa). Jest to powodowane tym, że system rynkowy bada, w najlepszym razie, preferencje pojedynczych nabywców spośród dostępnych opcji. Wychodzi z założenia, że wszystkie wartości użytkowe związane z produkcją, są przeznaczone do indywidualnej konsumpcji nabywcy, a nie ma się nimi cieszyć większa grupa (jak np. czyste powietrze). Ceny na rynku nie mierzą kosztów społecznych i efektów zewnętrznych, co oznacza, że te koszty nie odbijają się w cenie, a więc nie może istnieć racjonalny system cenowy. Podobnie, jeśli rynek bada tylko preferencje pomiędzy obiektami, które można zmonopolizować i sprzedać jednostkom, obdarte z wartości, jakimi można cieszyć się wspólnie, to w efekcie rynek nie dostarcza informacji niezbędnych, by racjonalnie podejmować decyzje produkcyjne. Innymi słowy, kapitalistyczna „kalkulacja” ponosi porażkę, ponieważ firmy prywatne są niepomne na koszty społeczne wkładane w pracę i surowe materiały.
W rzeczy samej ceny często błędnie wyceniają dobra, ponieważ firmy mogą zyskać konkurencyjną przewagę przerzucając koszty na społeczeństwo (na przykład w formie zanieczyszczeń lub obniżając umiejętności pracowników, zwiększając niepewność zatrudnienia i tak dalej). Takie outsource’owanie kosztów jest wynagradzane przez rynek, ponieważ konsumenci szukają najniższych cen, nieświadomi powodów, dla których są niższe (takiej informacji nie można zdobyć patrząc na cenę). Nawet jeśli założymy, że takie zachowanie jest później karane mandatami, szkody zostały już wyrządzone i nie można ich cofnąć. Sama firma być może będzie mogła bez problemu spłacić mandat dzięki zyskom, jakie zarobiła, przenosząc koszty na społeczeństwo (zobacz sekcję E.3). A więc rynek wytwarza perwersyjny bodziec, by subsydiować swoje koszty wejściowe przez nieudokumentowane społeczne i środowiskowe efekty zewnętrzne. Jak sugeruje Chomsky:
„Teraz już ludzie powszechnie zdają sobie sprawę, że ‘efekty zewnętrzne’ ekonomistów nie mogą dłużej ograniczać się do przypisów. Nikt, kto poświęci chwilę przemyśleniu problemów współczesnego społeczeństwa nie może nie dostrzegać społecznych kosztów konsumpcji i produkcji, postępującego niszczenia środowiska, całkowitej irracjonalności stosowania nowoczesnej technologii, niemożliwości systemu opartego na zysku lub maksymalizacji wzrostu, by poradzić sobie z potrzebami, jakie można wyrazić tylko kolektywnie i ogromnej uwagi, jakie ten system poświęca maksymalizacji wygód dla użytku osobistego w miejsce generalnego polepszeniu jakości życia.” [Radical Priorities, str. 190–1]
Ceny ukrywają prawdziwe koszta produkcji, jakie ponosi jednostka, społeczeństwo i środowisko, a zamiast tego sprowadza wszystko do jednego czynnika, konkretnie ceny. Brakuje dialogu i informacji pomiędzy producentem i konsumentem.
Ponadto, nie korzystając ze sposobów obliczania kosztów innych niż ceny, skąd zwolennicy kapitalizmu mogą wiedzieć, że istnieje korelacja między kosztem rzeczywistym a ceną? Można określić, czy taka zależność istnieje, porównując jedno z drugim. Jeśli nie można tego zrobić twierdzenie, że ceny mierzą koszty jest tautologią (jako, że cena reprezentuje koszt i wiemy, że jest to koszt, bo ma cenę). Jeśli można to zrobić, to możemy obliczyć koszty w inny sposób, niż za pomocą cen rynkowych, a więc argument, że tylko ceny rynkowe reprezentują koszty, upada. Podobnie, mogą istnieć koszta (pod względem jakości życia), których nie mogą odzwierciedlić ceny.
Rynek po prostu nie może rozdystrybuować wszystkich potrzebnych informacji i, szczególnie gdy ceny są w stanie nierównowagi, może komunikować bardzo zwodnicze informacje. W słowach dwóch południowoafrykańskich anarchistów, „ceny w kapitalizmie zapewniały w najlepszym razie niepełne i częściowe informacje, które przesłaniały działanie kapitalizmu i generowały oraz reprodukowały ekonomiczne i społeczne nierówności. Ignorując społeczny charakter ekonomii przy pomocy ich metodologicznego indywidualizmu ekonomiczni liberałowie ignorowali też społeczne koszty konkretnych wyborów i kwestie efektów zewnętrznych.” [Michael Schmidt i Lucien van der Walt, Black Flame, str. 92] To sugeruje, że nie można polegać na cenach, by odzwierciedlały realne koszty bardziej, niż na odzwierciedleniu przez nie społecznego wyrażenia wartości dóbr. Są efektem konfliktu toczącego się o te dobra i o to, co pełniło rolę czynników wejściowych (w tym, oczywiście, pracy). Rynek i władza społeczna decyduje o tym w znacznie większym stopniu, niż potrzeba lub wykorzystywanie surowców. Nierówności w środkach nabywczych, w sile rynkowej firm i w pozycji negocjacyjnej pracowników i kapitału, wszystkie grają rolę, zakłócając jakąkolwiek relację, jaką cena mogłaby mieć do swoich kosztów pod względem wykorzystywania surowców. Ceny są zniekształcone.
Nic dziwnego, że Kropotkin pytał, czy „nie powinniśmy już przeanalizować tego złożonego wyniku, który nazywamy ceną raczej niż akceptować go jako najwyższego i ślepego władcę naszych działań?” [Fields, Factories and Workshops Tomorrow, str. 71] To dokładnie te prawdziwe koszty, ukryte przez ceny, trzeba komunikować producentom i konsumentom, by mogli podejmować doinformowane i racjonalne decyzje dotyczące swojej aktywności ekonomicznej.
Warto pamiętać, że Mises argumentował, że to złożoność nowoczesnej ekonomii zapewnia konieczność istnienia pieniądza: „W wąskich granicach rodzinnej gospodarki, na przykład, gdzie ojciec jest w stanie nadzorować zarządzanie całą ekonomią, można określić znaczenie zmian w procesie produkcji bez takiego wsparcia umysłowego [jak obliczenia pieniężne], nadal zachowując mniejszą czy większą dokładność.” Jednak „umysł jednego tylko człowieka – jak zręczny by nie był, nie jest dość silny, by pojąć znaczenie każdego z niezliczonych dóbr wyższego rzędu. Żaden pojedynczy człowiek nie może w wystarczającym stopniu pojąć wszystkich, niezliczonych możliwości produkcji, by mógł znaleźć się w pozycji, w której mógłby wygłaszać oczywiste oceny wartości bez pomocy jakiegoś systemu obliczeń.” [Op. Cit., str. 102]
Wolnościowe komunistyczne społeczeństwo, trzeba zaznaczyć, używałoby różnych „pomocy umysłowych”, by pomóc jednostkom i grupom podejmować decyzje ekonomiczne. Zmniejszałoby to złożoność podejmowania decyzji ekonomicznych, pozwalając porównywać między sobą różne opcje i zasoby. W ten sposób złożoność ekonomicznych decyzji w ekonomii z wieloma dobrami można zmniejszyć używając racjonalnych procedur algorytmicznych i metod wspierających proces. Takie narzędzia ułatwiałyby proces podejmowania decyzji nie dominując go, jako że takie decyzje wpływają na ludzi i planetę i nigdy nie powinny być podejmowane automatycznie.
W związku z tym wolnościowe społeczeństwo komunistyczne szybko wytworzyłoby środki porównywania prawdziwego wpływu konkretnych dóbr „wyższego rzędu” w kwestii ich prawdziwych kosztów (to jest ilość pracy, energii i wykorzystanych surowych materiałów plus jakiekolwiek koszty społeczne i ekologiczne). Ponadto, należy pamiętać, że dobra produkcyjne powstają z innych towarów, to znaczy, wyższe dobra powstają z dóbr konsumpcyjnych niższego rzędu. Jeśli, jak przyznaje Mises, kalkulacje bez pieniędzy są możliwe w przypadku dóbr konsumpcyjnych, to powstawanie dóbr „wyższego rzędu” też można osiągnąć, stworzyć zapis ich kosztów i zakomunikować go tym, którzy chcą ich użyć.
Podczas gdy konkretne „pomoce umysłowe”, podobnie jak „koszty” i ich odpowiednia waga byłyby określane przez ludzi wolnego społeczeństwa, możemy spekulować, że zawierałoby to bezpośrednią i pośrednią pracę, efekty uboczne (takie, jak zanieczyszczenie), wykorzystanie energii i materiałów, i tak dalej. Trzeba też podkreślić, że wolnościowe komunistyczne społeczeństwo starałoby się komunikować „koszty” związane z dowolnym konkretnym produktem podobnie jak i jego relatywny niedobór. Innymi słowy, potrzebuje ono środków umożliwiających określenie obiektywnych lub absolutnych kosztów związanych z innymi alternatywami, a także wskazówek, ile danego dobra byłoby dostępne (to jest poziom jego niedostatku). Obie te kwestie można określić nie korzystając z pieniędzy i rynku.
Sekcja I.4 rozważa możliwe ramy anarchistycznej ekonomii, w tym sugestie dotyczące wolnościowych, komunistycznych procesów podejmowania decyzji ekonomicznych. Pod względem „pomocy umysłowych” zawiera to między innymi metody porównywania dóbr dla alokacji zasobów określając absolutny koszt związany z wyprodukowaniem danego dobra i jego relatywny niedostatek. Takie ramy są niezbędne ponieważ „odwołanie się do niezbędnej roli po praktyczny osąd w podejmowaniu decyzji nie ma odbierać żadnej roli generalnym zasadom. Nie odmawia też […] miejsca zasadom technicznym ani algorytmicznym procedurom […] Ponadto, niezbędną rolę pełnią praktyczne zasady, standardowe procedury, domyślne procedury i ustalenia instytucjonalne, które można realizować bezrefleksyjnie i które zmniejszają zakres wyraźnych osądów porównujących różne stany rzeczy. Są ograniczenia czasowe, efektywne wykorzystywanie zasobów i podział wiedzy, które wymagają zasad i instytucji. Takie zasady i instytucje mogą uwolnić nas na czas i przestrzeń dla refleksyjnych ocen, kiedy te są najważniejsze.” [John O’Neill, Ecology, Policy and Politics, str. 117–8] To te „zasady i instytucje muszą być otwarte na krytyczne i refleksyjne oceny.” [O’Neill, The Market, str. 118]
Innymi słowy, nie można sprowadzić decyzji ekonomicznych do jednego czynnika, jednak Mises twierdził, że ktokolwiek, „kto chce dokonać kalkulacji odnoszących się do skomplikowanego procesu produkcji natychmiastowo zauważy, czy pracował ekonomicznie więcej od innych; jeśli odkryje, że, w odniesieniu do wymian wartości na rynku, nie będzie w stanie zyskownie produkować, pokazuje to, że inni rozumieją jak zrobić lepszy użytek z dóbr wyższej rangi, o których mowa.” [Op. Cit., str. 97–8] Jednak to pokazuje tylko, czy ktoś pracował z większym zyskiem od innych, nie czy jest to bardziej ekonomiczne. Siła rynku automatycznie rozmywa tą kwestię, podobnie jak możliwość zredukowania monetarnego kosztu produkcji lekkomyślnie wykorzystując zasoby naturalne i pracę, tworząc zanieczyszczenia czy inaczej przenosząc koszty na innych. Podobnie kwestia nierówności majątkowych jest ważna, bo jeśli produkcja dóbr luksusowych jest bardziej zyskowna niż podstawowych i niezbędnych produktów dla biednych, czy pokazuje to, że produkcja tych pierwszych jest lepszym wykorzystaniem zasobów? I, oczywiście, kluczowa kwestia relatywnej siły rynkowej pomiędzy pracownikami a kapitalistami odgrywa kluczową rolę w określaniu „zyskowności”.
Opieranie swoich decyzzji ekonomicznych na jednym kryterium, konkretnie zysku, może prowadzić i prowadzi do perwersyjnych efektów. Najbardziej oczywista jest tendencja kapitalistów do oszczędzania pieniędzy nie wprowadzając środków bezpieczeństwa („By trochę oszczędzić kapitalista marnie zbudował swoje linie kolejowe, na taką linię wjeżdża pociąg i ginie masa ludzi. Co go obchodzą ich życia, jeśli dzięki ich poświęceniu oszczędził pieniądze?” [Emma Goldman, A Documentary History of the American Years, vol. 1, str. 157]). Podobnie uważa się, że bardziej „wydajnym” wykorzystaniem zasobów jest skazywanie pracowników na ogłupiającą i degradującą pracę zamiast „marnować” zasoby na rozwijanie maszyn, które mogłyby pracę eliminować lub zmniejszyć jej ilość („Jak wiele maszyn pozostaje nieużywanych tylko dlatego, że nie zwracają kapitaliście natychmiastowego zysku!… Ile odkryć, ile zastosowań nauki pozostaje martwą literą tylko dlatego, że nie przynoszą kapitalistom dość dużo!” [Carlo Cafiero, “Anarchy and Communism”, str. 179–86, The Raven, No. 6, str. 182]). Podobnie inwestycje, które mają wyższy koszt początkowy, ale które, na dłuższą metę, miałyby, powiedzmy, mniejszy wpływ na środowisko nie byłyby wybrane w systemie, którym kieruje zysk.
To ma bardzo irracjonalne efekty, ponieważ menedżerowie kapitalistycznych firm są zobligowani wybierać techniczne środki produkcji, które dają najtańsze efekty. Wszystkie inne względy są temu podporządkowane, szczególnie zdrowie i dobrostan producentów oraz wpływ na środowisko. Od dawna zwracano uwagę na szkodliwe skutki „racjonalnych” kapitalistycznych metod produkcji. Na przykład przyśpieszanie, ból, stres, wypadki, nuda, przepracowanie, długie godziny pracy i tak dalej, wszystko to szkodzi psychicznemu i fizycznemu zdrowiu osób zatrudnionych, podczas gdy zanieczyszczenia, niszczenie środowiska i zużycie nieodnawialnych zasobów, wszystko to ma poważny wpływ na planetę i tych, którzy na niej żyją. Jak argumentował zielony ekonomista E. F. Schumacher:
„Ale co to znaczy, kiedy mówimy, że coś jest nieekonomiczne? […] [C]oś jest nieekonomiczne, kiedy nie przynosi odpowiedniego zysku w formie pieniędzy. Metoda ekonomiczna nie ma, i nie może mieć, żadnego innego znaczenia […] Ocena ekonomiczna […] to bardzo fragmentaryczna ocena; z dużej ilości aspektów, które w prawdziwym życiu trzeba dostrzec i ocenić jednocześnie przed podjęciem decyzji, ekonomia bierze pod uwagę tylko jeden – czy osoby, które podejmują się danego działania, osiągną zysk pieniężny.” [Small is Beautiful, str. 27–8]
Schumacher podkreślał, że „nie można mieć żadnych wątpliwości co do fragmentarycznej natury osądów ekonomicznych. Nawet przy użyciu wąskiego kompasu wyliczeń ekonomicznych te osądy są koniecznie i metodycznie zawężone. Z jednej strony, poświęcają znacznie większą wagę krótko- niż długoterminowym efektom […] [P]o drugie, opierają się na definicji kosztów, która wyklucza wszystkie ‘darmowe dobra’ […] [takie jak] środowisko, oprócz tych części, które zostały przywłaszczone przez prywaciarzy. Oznacza to, że dana aktywność może być ekonomiczna, ale bardzo szkodliwa dla środowiska i że konkurencyjna aktywność, jeśli jakimś kosztem chroni i zachowuje środowisko, będzie nieekonomiczna.” Ponadto, „[n]ie przeocz słów ‘osoby, które podejmują się danego działania’. Wielkim błędem jest zakładanie, na przykład, że metodologia ekonomii jest zazwyczaj stosowana, by określić, czy działalność jakiejś grupy w społeczeństwie będzie zyskowna dla społeczeństwa jako całości.” [Op. Cit., str. 29]
Bzdurą jest twierdzenie, że w cenach zawierają się wszystkie te „czynniki zewnętrzne”. Gdyby tak było, kapitał nie przenosiłby się do państw trzeciego świata, które mają nieliczne regulacje przeciw zanieczyszczeniom i prawa pracownicze, lub nie mają ich wcale. W najlepszym razie „koszty” zanieczyszczeń zawierałyby się w cenie, gdyby firma została z sukcesem pozwana do sądu za zniszczenia – innymi słowy, już po dokonaniu zniszczeń. Ostatecznie firmy mają duży interes w kupowaniu najtańszych danych wejściowych, bez względu na to, jak są produkowane. Rynek nawet nagradza takie zachowanie, jako że firma odpowiedzialna społecznie byłaby pokarana przez wyższe koszty, a więc i ceny rynkowe. To redukcjonistyczna rachunkowość i „etyka matematyczna”, która jej towarzyszy wytwarzają „irracjonalność racjonalności”, która jest plagą wyłącznego oparcia kapitalizmu na cenach (tj. zyskach) w ocenie „wydajności”.
Dość ironicznie, Mises też zwrócił uwagę na irracjonalną naturę mechanizmu cen. Twierdził (słusznie), że istnieją elementy „ponadekonomiczne”, których „nie można zawrzeć w wyliczeniach monetarnych” z „samej ich natury”. Przyznał, że „takie obawy trudno uznać za irracjonalne same w sobie” i jako przykłady podał „[w] jakimkolwiek przypadku, gdzie ludzie uznają za istotne piękno okolicy lub budynku, zdrowie, szczęście i satysfakcję ludzkości, honor osób lub narodów.” Zauważył też, że aspekty „są równie ważnymi siłami napędowymi racjonalnych działań jak czynniki ekonomiczne” ale „nie są brane pod uwagę w relacjach wymiany”. Na ile racjonalny jest system ekonomiczny, który ignoruje „zdrowie, szczęście i satysfakcję” ludzi? Albo piękno ich otoczenia? Który, ponadto, kara tych, którzy biorą te czynniki pod uwagę? Dla anarchistów komentarze Misesa dobrze ukazują odwróconą logikę kapitalizmu. To, że Mises może popierać system, który ignoruje potrzeby jednostek, ich szczęście, zdrowie, otoczenie i środowisko i tak dalej „z samej swej natury”, wiele mówi. Jego sugestia, żeby przyporządkowywać takim kwestiom wartości pieniężne przesądza sprawę i jest sensowna tylko, jeśli z góry zakłada, co usiłuje udowodnić. [Op. Cit., str. 99–100] Osoby, które chciałyby przypisać cenę przyjaźni nie miałyby żadnych przyjaciół, bo po prostu nie rozumieją, co to przyjaźń i są przez to wykluczone z dużej części tego, co najlepsze w życiu człowieka. Podobnie z innymi „ponadekonomicznymi” dobrami, które jednostki cenią, jak piękne miejsca, szczęście, środowisko i tak dalej.
A więc najważniejsze informacje potrzebne do podejmowania rozsądnych decyzji musiałyby być rejestrowane i komunikowane w komunistycznym społeczeństwie, a potem użyte, by ocenić różne możliwości przy zastosowaniu przyjętych przez społeczeństwo metod porównawczych. To zupełnie inny system od mechanizmu cenowego, ponieważ bierze pod uwagę, że bezmyślne, automatyczne kalkulacje są niemożliwe przy wyborach społecznych. Takie wybory mają nieunikniony wymiar etyczny i społeczny po prostu dlatego, że dotyczą też innych ludzi i środowiska. Jak Mises sam przyznał, wyliczenia monetarne nie pojmują takich wymiarów.
My zatem musimy stosować praktyczną ocenę przy podejmowaniu decyzji w oparciu o pełne zrozumieniem prawdziwych społecznych i ekonomicznych kosztów, stosując oczywiście odpowiednie „pomoce umysłowe”. Biorąc pod uwagę, że anarchistyczne społeczeństwo byłoby złożone i zintegrowane, takie pomoce byłyby konieczne, jednak, z powodu jego zdecentralizowanej natury, nie byłoby potrzeby stosowania mechanizmu cenowego. Mogłoby oceniać efektywność swoich decyzji widząc realne koszty społeczne zamiast wprowadzać zniekształcony system kalkulacji kosztów, jakim jest mechanizm cenowy (jak powiedział Kropotkin, „jeśli analizujemy cenę”, musimy „dokonać rozróżnienia pomiędzy jej różnymi elementami”. [Op. Cit., str. 72]).
Tak więc, reasumując, Mises rozważył tylko centralne planowanie jako prawdziwy socjalizm, a więc nie odniósł się do zdecentralizowanego komunizmu. Wyliczanie zalet i wad milionów różnych dóbr w milionach potencjalnych sytuacji, w jakich mogłyby być wykorzystane, byłoby niemożliwe w scentralizowanym systemie, ale taki problem nie występuje w zdecentralizowanym komunizmie. Każda pojedyncza komuna i syndykat wybierałyby spośród kilku alternatyw potrzebnych, by zrealizować ich potrzeby. Znając potrzeby można porównać alternatywy – szczególnie, jeśli są stosowane uzgodnione kryteria („pomoce umysłowe”), a odpowiednie informacje komunikowane.
Efektywne podejmowanie ekonomicznych decyzji w bezpieniężnej „ekonomii” jest możliwe przy założeniu, że odpowiednie informacje są przekazywane pomiędzy syndykatami i komunami, by oszacować relatywny i absolutny koszt danego dobra. A więc można dojść do decyzji, które mają na celu ograniczenie wykorzystywania dóbr których zasoby są ograniczone lub których produkcja wymaga dużej ilości zasobów (lub które produkują dużo produktów ubocznych). Podczas, gdy scentralizowany system byłby zalany dużą ilością różnych zastosowań i kombinacji dóbr, zdecentralizowany komunizm nie miałby takiego problemu.
A więc anarchiści twierdzą, że Mises się mylił. Komunizm jest wykonalny, ale tylko, jeśli jest to wolnościowy komunizm. Ostatecznie jednak prawdziwym zarzutem nie jest to, że socjalizm jest „niemożliwy”, ale raczej, że byłby nieefektywny, tj. lokowałby zasoby w taki sposób, że zbyt wiele byłoby wykorzystywane, by osiągnąć konkretne cele i że nie dałoby się sprawdzić, czy ulokowane zasoby były odpowiednio oszacowane, by uzasadnić ich wykorzystanie. Choć niektórzy mogą przedstawiać to jako spór – planowanie kontra rynki (brak planowania), nie jest to prawdą. Planowanie występuje w kapitalizmie (jak można zobaczyć w każdym przedsiębiorstwie), pytanie brzmi, czy kapitalizm zapewnia większą możliwość koordynacji planów i zapewnienia potrzeb poprzez relatywne ceny i rachunek zysków i strat niż komunizm (wolny dostęp i podział według potrzeb). A więc pytanie brzmi – czy system kapitalistyczny wprowadza dodatkowe utrudnienia do wydajnej koordynacji planów? Wolnościowi komuniści twierdzą, że tak, wprowadza (o czym dłużej dyskutujemy w sekcji I.1.5).
We wszystkich wyborach zawierają się stracone możliwości, a więc wydajne wykorzystywanie zasobów jest potrzebne, by zwiększyć możliwości tworzenia innych dóbr. W najlepszym wypadku, można powiedzieć tylko, że wybierając najmniej kosztowne opcje ekonomia rynkowa pozostawi więcej zasobów, które można by wykorzystać do innych aktywności. Jednak to założenie zależy w głównej mierze od zrównania „wydajności” z zyskownością, sytuacji, której nie można przewidzieć zawczasu i która z łatwością prowadzi do nieefektywnej alokacji zasobów (szczególnie, jeśli zwracamy uwagę na spełnianie ludzkich potrzeb). Do tego dochodzą koszty stosowania pieniędzy, bo jeśli mówimy o kosztach alternatywnych, o uwalnianiu zasobów do innych zastosowań, to powinny się w tym zawierać praca i inne zasoby wykorzystywane w czynnościach związanych z przetwarzaniem pieniędzy. Te czynności (bankowość, reklama, obrona własności i tak dalej) są podstawą ekonomii kapitalistycznej, są jednak niepotrzebne i bezproduktywne z punktu widzenia wytwarzania wartości użytkowych lub spełniania potrzeb ludzi. Sugerowałoby to, że ekonomia wolnościowego komunizmu ma przewagę produkcyjną nad ekonomią kapitalistyczną, ponieważ usunięcie tych ogromnych odpadów strukturalnych nieodłącznych kapitalizmowi zwolni wielką ilość pracy i materiałów na społecznie użyteczną produkcję. Nie wspominając o tak zwanych „kosztach”, które niczym takim nie są ale odnoszą się do kapitalistycznych praw własności. Tak więc „czynsz” może uchodzić za koszt w kapitalizmie, ale zniknąłby, gdyby ci, którzy wykorzystują zasób kontrolowali go zamiast płacić hołd, by uzyskać do niego dostęp. Jak twierdził Kropotkin, „system kapitalistyczny zmusza nas, byśmy płacili za wszystko trzy- lub czterokrotność kosztów produkcji” dzięki czynszom, zyskom, udziałom i działaniom pośredników. Takie właściwe systemowe „koszty” ukrywają prawdziwe koszty (w formie pracy i wykorzystania zasobów) zwiększając cenę w porównaniu z sytuacją, gdy „liczymy swojej wydatki w pracy” [Op. Cit., str. 68]
Ponadto, trochę ironicznie, ta „oszczędność” na zasobach, którą chwali się rynek, nie ma na celu oszczędzać zasobów dla przyszłych pokoleń lub zapewniać stabilności ekologicznej. Ma raczej umożliwić produkowanie większej ilości dóbr, by akumulować więcej kapitału. Można by twierdzić, że rynek zmusza producentów do minimalizowania kosztów, zakładając, że niższe ceny prawdopodobnie dadzą wyższe zyski. Jednak społeczny wpływ takiego cięcia kosztów pozostaje poza równaniem. Na przykład przerzucanie produktów ubocznych na innych zmniejsza ceny danej firmy i, w rezultacie, jest ona nagradzana przez rynek, jednak alienująca i wyczerpująca praca lub podnoszenie poziomów zanieczyszczenia nie wydają się mądre. Więc, tak, prawdą jest, że kapitalistyczna firma będzie starała się zmniejszać koszty by zwiększać zyski. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to prowadzi do wydajnego wykorzystywania zasobów do czasu, kiedy efekty takiego działania stają się jasne. Tak mogą powstawać towary, które nie działają tak długo, jak by mogły, które wymagają stałych napraw, itp. Więc dom wyprodukowany „wydajnie” w kapitalizmie może być gorszym miejscem do mieszkania po prostu dlatego, że koszty były obniżane przez pójście na łatwiznę (gorsza izolacja, cieńsze ściany, mniej wytrzymałe materiały, itp.). Na dodatek kolektywny efekt wszystkich tych „efektywnych” decyzji mógłby być społecznie nieefektywny, ponieważ sprowadzają jakość życia tych, którzy znajdują się pod ich wpływem do czegoś, co prowadzi do przeinwestowania, nadprodukcji, spadku zysków i kryzysów ekonomicznych. W efekcie można by twierdzić, że argument Misesa ujawnia więcej trudności dla kapitalizmu niż anarchizmu.
Na koniec należy odnotować, że większość anarchistów kwestionowałaby kryteria, jakich użyli Hayek i Mises do oceny zalet komunizmu i kapitalizmu. Jak ujął to ten pierwszy, chodziło o „podział dochodów niezależny od prywatnej własności środków produkcji i poziom produkcji przynajmniej mniej-więcej taki sam lub nawet wyższy niż wyprodukowany w warunkach wolnej konkurencji.” [“The Nature and History of the Problem”, Op. Cit., str. 37] A więc problem jest sprowadzany do problemu wydajności (ilości), nie problemów wolności (jakości). Gdyby niewolnictwo lub stalinizm produkowały więcej niż wolnorynkowy kapitalizm, nie oznaczałoby to, że którykolwiek z tych systemów jest pożądany. Był to nawet często podnoszony argument przeciw stalinizmowi w latach 50. i 60., kiedy wydawało się, że centralne planowanie produkowało więcej dóbr (i, jak na ironię, należy pamiętać, że przez prawo własności w stosunku do państwa opiekuńczego poziom wielkość produkcji, podobnie jak zyskowność a więc i „wydajność” na rynku zależały od podziału dochodu a redystrybucja od bogatych do biednych z łatwością mogłaby poskutkować zwiększeniem się zyskowności większego rozmiaru produkcji). Podobnie to, że kapitalizm produkuje więcej alkoholu i Prozacu, by zaspokoić wyższy popyt na otumanianie umysłów osób, które starają się w nim przetrwać, nie byłoby argumentem przeciw wolnościowemu komunizmowi! Jak dyskutujemy w sekcji I.4, jako anarchiści, starając się zaspokoić materialne potrzeby ludzkości, nie chcemy, jak w kapitalizmie, poświęcić wszystkich innych celów, jak tego chce kapitalizm. A więc, stwierdzając oczywiste, celowanie w maksymalizację produkcji ma sens tylko w kapitalizmie, ponieważ maksimum ludzkiego szczęścia i wolność można by osiągnąć przy mniejszej produkcji w wolnym społeczeństwie. Ludzie w społeczeństwie bez opresji, wyzysku i alienacji nie zachowywaliby się tak samo ani nie dążyli do takiego samego poziomu produkcji jak ci w społeczeństwie naznaczonym tymi cechami, takim jak kapitalizm.
Ponadto, wielkość produkcji jest dość mylącym kryterium, jako że kompletnie ignoruje jej dystrybucję. Jeśli ogrom tej wielkości trafia do niewielu to trudno nazwać to dobrym wykorzystaniem zasobów. Nie jest to problem akademicki, jak może się wydawać z punktu widzenia neoliberalizmu pod wpływem Hayeka od lat 80. Jak zauważa ekonomista Paul Krugman, wielkość produkcji przeciętnego pracownika „wzrosła prawie 50 procent od 1973. Jednak postępująca koncentracja dochodu w rękach małej mniejszości postępowała tak szybko, że nie jesteśmy pewni, czy typowy Amerykanin zyskał cokolwiek na wzroście produktywności.” Oznacza to, że bogactwo odpłynęło w górę, a „lwia część ekonomicznego wzrostu w Ameryce na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat poszła do małej, zamożnej mniejszości.” [The Conscience of a Liberal, str. 124 i str. 244]
Podsumowując. Kapitalistyczną „wydajność” trudno uznać za racjonalną, a dla w pełni ludzkiej i ekologicznej efektywności potrzebny jest wolnościowy komunizm. Jak zauważyli Buick i Crump, „socjalistyczne społeczeństwo nadal musi zwracać uwagę, by wykorzystywać zasoby wydajnie i racjonalnie, ale kryteria ‘wydajności’ i ‘racjonalności’ są inne niż w kapitalizmie.” [Op. Cit., str. 137] W anarchokomunizmie system podejmowania decyzji wykorzystywany do określenia najlepszego możliwego wykorzystania zasobów nie jest bardziej lub mniej „efektywny” niż lokowanie rynkowe, bo przekracza rynkowe koncepcje „efektywności”. Nie stara się imitować rynku, ale robić to, czego rynek nie potrafi. To ważne, bo rynek nie jest racjonalnym systemem, jakim często nazywają go jego obrońcy. Podczas gdy sprowadzenie wszystkich decyzji do jednego wspólnego czynnika z pewnością jest łatwą metodą podejmowania decyzji, ma też poważne efekty uboczne spowodowane jej redukcjonistyczną podstawą. Rynek upraszcza podejmowanie decyzji, w efekcie tworząc mnóstwo irracjonalności i dehumanizujących skutków. A więc twierdzenie, że komunizm będzie „bardziej” racjonalny od kapitalizmu lub odwrotnie pomija główną kwestię. Wolnościowy komunizm będzie „wydajny” w zupełnie inny sposób, a ludzie będą działali w sposoby uważane za nieracjonalne przez wąską logikę kapitalizmu.
Innej krytyki Misesa szukaj w “The ‘Economic Calculation’ controversy: unravelling of a myth” Robina Coxa [Common Voice, Issue 3]