Niektórzy wolnościowi marksiści (a także leniniści) twierdzą, że niekomunistyczne formy socjalizmu to tylko „samozarządzany” kapitalizm. Co dziwne, tak samo sądzą własnościowcy (tzw. „wolnościowa” prawica) argumentując, że socjalistyczny sprzeciw wobec wyzysku implikuje nie socjalizm ale to, co także nazywają „samozarządzanym” kapitalizmem. Tak więc część lewicy twierdzi, że cokolwiek, co nie jest pełnym komunizmem to kapitalizm, a część prawicy twierdzi, że komunizm opiera się na wyzysku i tylko system rynkowy (błędnie sądzą, że każdy system rynkowy to kapitalizm) jest wolny od wyzysku.
Jedni i drudzy są w błędzie. Po pierwsze i najbardziej oczywiste socjalizm to nie to samo, co komunizm (i vice versa). Choć i lewica i prawica mają tendencję, by zrównywać socjalizm z komunizmem (szczególnie marksizmem), w rzeczywistości, jak zauważył Proudhon, socjalizm „nie powstał jako sekta czy kościół; widział wiele różnych szkół” [Property is Theft!, str. 23]. Tylko kilka z tych szkół jest komunistycznych, podobnie jak tylko kilka z nich jest wolnościowych. Po drugie, nie wszystkie szkoły socjalizmu dążą do obalenia rynku i pieniądza. Proudhon, na przykład, sprzeciwiał się komunizmowi i państwowemu socjalizmowi równie mocno, jak sprzeciwiał się kapitalizmowi. Po trzecie, kapitalizm nie równa się rynkowi. Rynek jest starszy od kapitalizmu i, według niektórych wolnościowych socjalistów, przetrwa go. Nawet z pozycji marksistowskich, jak zauważamy w sekcji I.1.1, cechą charakterystyczną kapitalizmu jest praca najemna, nie rynek.
To dość dziwne, że niektórzy socjaliści chcą ograniczyć wybory ludzkości do komunizmu lub jakiejś formy kapitalizmu, ale też zrozumiałe, biorąc pod uwagę możliwe odczłowieczające skutki systemów rynkowych (jak widać w kapitalizmie). Łatwiej zrozumieć, czemu chce to robić propertariańska prawica, skoro stara się dyskretytować wszelkie formy socjalizmu zrównując je z komunizmem (który z kolei zrównuje z centralnym planowaniem i stalinizmem).
Nie jest to jednak sensowna konkluzja. Sprzeciw wobec kapitalizmu może sugerować zarówno socjalizm (podział dóbr zależnie od pracy lub sprzedaż produktów swojej pracy) jak i komunizm (podział dóbr zależnie od potrzeb lub gospodarkę bez pieniędzy). Teoria to krytyka kapitalizmu oparta na analizie tego systemu jako opartego na wyzysku pracy (o czym mówiłyśmy_liśmy w sekcji C.2), tj. pracownicy nie otrzymują w nim pełnej wartości swoich produktów. Ta analiza nie musi jednak koniecznie być podstawą ekonomii socjalistycznej, choć może być za nią uważana. Jak zauważyłyśmy_liśmy, Proudhon uczynił swoją krytykę kapitalizmu jako systemu wyzysku podstawą swojej propozycji wspólnych banków i kooperatyw. Z drugiej strony Marks użył podobnej analizy jak ta Proudhona jako czystą krytykę kapitalizmu licząc na przyszły komunizm. Robert Owen wykorzystał ją jako podstawę swojego systemu bonów pracy*, a Kropotkin argumentował, że taki system to po prostu system płac w innej formie i że wolne społeczeństwo „po zajęciu wszelkiej własności społecznej, po śmiałym ogłoszeniu powszechnego prawa do tej własności […] będzie musiało porzucić jakikolwiek system płac, czy to w walucie czy w bonach pracy” [The Conquest of Bread, str. 167].
Innymi słowy, mimo że system kooperatywnej sprzedaży na rynku (przez niektórych błędnie określany „samozarządzanym” kapitalizmem) ani wymiana wartości w czasie pracy nie byłyby komunizmem, nie są kapitalizmem. A to dlatego, że pracownicy nie są oddzieleni od środków produkcji. W związku z tym usiłowania własnościowców, by określać je kapitalizmem, są kłamstwem, przykładem niedoinformowanego nalegania, że dosłownie każdy system ekonomiczny, socjalizm państwowy i feudalizm, są kapitalistyczne. Można jednak twierdzić, że komunizm (oparty na wolnym dostępie i wspólnej własności wszelkich zasobów, w tym produktów pracy) oznaczałby wyzysk pracowników przez nie-pracowników (młodych, chorych, osoby starsze i tak dalej). Ponieważ komunizm obala zależność pomiędzy pracą a płacą, można twierdzić, że w komunizmie pracownicy byliby wyzyskiwani tak samo, jak w kapitalizmie, choć (oczywiście) nie przez klasę kapitalistów i właścicieli ziemskich, ale przez społeczność. Jak ujął to Proudhon, podczas gdy „członkowie społeczności faktycznie nie mają własności prywatnej” sama społeczność „jest właścicielem”, a więc komunizm „jest nierównością, ale nie taką, jak własność. Własność to wyzysk słabych przez silnych. Komunizm to wyzysk silnych przez słabych” [What is Property?, str. 250].
Nie trzeba mówić, że późniejsi anarchiści odrzucili absolutny sprzeciw Proudhona wobec wszelkich form komunizmu, odrzucając tę pozycję jako stosującą się tylko do autorytarnego, niewolnościowego komunizmu. A trzeba pamiętać, że tylko taki był znany, kiedy zostało to napisane w 1840 (jak zauważamy w sekcji H.1, to, co za czasów Proudhona było zwane komunizmem, było autorytarne). Wystarczy powiedzieć, że sprzeciw Proudhona wobec komunizmu ma niewiele wspólnego ze sprzeciwem własnościowej prawicy, w którym widać smutny brak osobistej empatii (a więc i etyki) typowego obrońcy kapitalizmu. Jednak mniemanie, że komunizm (podział według potrzeb) w przeciwieństwie do socjalizmu (podział według pracy) to wyzysk, jest nietrafione jeśli chodzi o anarchokomunizm. A to z dwóch powodów.
Po pierwsze, „Anarchokomunizm […] oznacza dobrowolny komunizm, komunizm z wolnego wyboru” [Alexander Berkman, What is Anarchism, str. 148]. Oznacza to, że nie jest nikomu narzucany, ale jest tworzony i praktykowany tylko przez tych, którzy w niego wierzą.
A więc to społeczności i syndykaty decydowałyby, jak chcą dzielić produkty swojej pracy ,a jednostki decydowałyby, czy chcą dołączyć do takiego syndykatu, który odpowiadałby ich ideom dobra i zła lub stworzyć nowy. Niektórzy_e mogliby_łyby się zdecydować na równe płace, inni_e na płace według czasu pracy, jeszcze inni_e na stowarzyszenia komunistyczne. Ważne jest, by zdawać sobie sprawę, że jednostki i kooperatywy, do których dołączają, same będą decydować, co robić ze swoimi owocami, czy je sprzedać czy rozprowadzać darmowo. Więc, ponieważ opera się na wolnej umowie, anarchokomunizm nie może być wyzyskiem. Członkowie komuny lub kooperatywy komunistycznej mogą przecież odejść. Nie trzeba mówić, że kooperatywy przeważnie rozprowadzałyby swoje produkty wśród innych w ramach swoich federacji i prowadziłyby wymianę z niekomunistycznymi kooperatywami w inny sposób. Mówimy „przeważnie” na wypadek sytuacji awaryjnych takich jak trzęsienia ziemi, kiedy sytuacja wymaga i wywołuje wzajemną pomoc, jak dzieje się w dużym stopniu i dziś, nawet w kapitalizmie.
Kapitalizm jest wyzyskujący dlatego, że pracownicy muszą się zgadzać na oddawanie produktu swojej pracy innym (szefowi, właścicielowi mieszkania) po to, by w ogóle być zatrudnionym (zobacz sekcję B.4). Mogą jedynie wybrać, przez kogo będą wyzyskiwani (i, w różnym stopniu, wybrać najlepszą z ograniczonych dostępnych opcji), a nie mogą uniknąć sprzedawania swojej wolności posiadaczom (nieliczni zostają samozatrudnieni a niektórym udaje się dołączyć do klasy wyzyskiwaczy, ale nie wystarczająco, by były to sensowne opcje dla mas pracujących). W wolnościowym komunizmie przeciwnie, pracownicy_e sami_e zgadzają się rozdzielić część ich produktu wśród innych (np. społeczeństwa jako całości, ich sąsiadów, przyjaciół i tak dalej). Jest to oparte o wolną umowę, podczas gdy kapitalizm jest naznaczony siłą, władzą i twardą (niewidzialną) ręką sił rynku (wspieranych, kiedy trzeba, widzialną pięścią państwa). W anarchizmie zasoby są wspólne, więc ludzie zawsze mają możliwość samotnej pracy, jeśli tego pragną (zobacz sekcję I.3.7).
Po drugie, inaczej niż w kapitalizmie, nie ma oddzielnej klasy zawłaszczającej wyprodukowane dobra. Tak zwani „nie-pracownicy” w społeczeństwie wolnościowego komunizmu byli, lub będą, pracownikami. Jak zwrócił uwagę wybitny hiszpański anarchista De Santillan, „naturalnie, dzieci, osoby starsze i chore nie są uważane za pasożytów. Dzieci będą produktywne, kiedy dorosną. Osoby starsze już wniosły swój wkład do społecznego bogactwa, a chorzy są tylko chwilowo nieproduktywni” [After the Revolution, str. 20]. Innymi słowy, każda w czasie swojego życia wnosi swój wkład do społeczeństwa, więc życie z kapitalistycznej mentalności „księgi rachunkowej” mija się z celem. Jak to ujął Kropotkin:
„Usługi na rzecz społeczeństwa, czy to praca w fabryce czy w polu, czy praca umysłowa, nie mogą być wyceniane w pieniądzu. Nie można dokładnie ocenić wartości (tego, co błędnie nazwano wartością wymiany), ani wartości użytkowej w odniesieniu do produkcji. Jeśli dwie osoby pracują dla społeczności pięć godzin dziennie cały rok, w innej pracy, dla nich równie przyjemnej, możemy powiedzieć, że ogólnie rzecz biorąc ich praca jest równowartościowa. Ale nie możemy podzielić ich pracy i powiedzieć, że efekt jakiegoś danego dnia, godziny lub minuty ich pracy jest wart tyle samo, co efekt minuty czy godziny drugiego” [Conquest of Bread, str. 168].
Trudno więc ocenić, ile pojedynczy pracownik lub grupa pracowników tak naprawdę dokłada się do społeczeństwa. Można to zobaczyć, ilekroć pracownicy strajkują, szczególnie w tak zwanych „kluczowych” obszarach jak transport. Media są wtedy pełne relacji, ile strajk kosztuje „ekonomię” i zawsze jest to dużo więcej niż płace stracone w akcji strajkowej. Jednak, zgodnie z kapitalistyczną ekonomią, płaca pracownika jest równa jego wkładowi w produkcję – nie mniej, nie więcej. Strajkujący pracownicy powinni więc kaleczyć ekonomię tylko do poziomu wartości ich obecnych płac, tak oczywiście nie jest. Jest tak z powodu naturalnych połączeń w każdej zaawansowanej gospodarce, gdzie zasługi jednostek są ze sobą tak związane.
Nie trzeba mówić, że to nie oznacza, że wolne społeczeństwo tolerowałoby osoby sprawne fizycznie, które jedynie brałyby, nie dokładając się same do produkcji i usług w społeczeństwie. Jak mówiłyśmy_liśmy w sekcji I.4.14, tacy ludzie byliby proszeni o opuszczenie społeczności i znaleźliby się w podobnej sytuacji jak ci, którzy nie chcieliby zostać komunistami.
Ostatecznie skupienie na wyliczaniu dokładnych wartości i ocenianiu wkładu co do grosza to właśnie taka małostkowa mentalność księgi rachunkowej, która czyni większość ludzi socjalistami. Byłoby ironiczne, gdyby, w imię odrzucenia wyzysku, podobna mentalność księgowego jak ta, która każe rejestrować, ile wartości nadwyżkowej jest wyciskanej z pracowników w kapitalizmie, przetrwała w wolnym społeczeństwie. Życie jest łatwiejsze, jeśli nie musisz się martwić, czy stać cię na wizytę u lekarza czy dentysty, nie musisz płacić za korzystanie z dróg czy mostów, wiesz, że możesz odwiedzić publiczną bibliotekę i wypożyczyć książkę i tak dalej. Jesteśmy pewne_i, że społeczeństwo wolnościowego komunizmu dogodzi tym, którzy chcieliby poświęcać czas na wyliczanie takich rzeczy tylko dlatego, że nie podoba im się pomysł bycia „wyzyskiwanym” przez „mniej” produktywnych, chorych, osoby młode i starsze (choć jesteśmy pewne_i, że nagłe wypadki będą wyjątkiem i będą mieli zapewniony dostęp do komunalnych szpitali, straży pożarnej i tak dalej).
Tak więc mniemanie, że komunizm byłby wyzyskujący tak, jak kapitalizm, jest chybione. Chociaż wszyscy socjaliści oskarżają kapitalizm o niespełnianie jego własnych standardów, o niewypłacanie pracownikom pełnej wartości ich pracy, większość nie sądzi, że socjalistyczne społeczeństwo powinno starać się uczynić tę pełną płacę rzeczywistością. Według wolnościowych komunistów życie jest po prostu zbyt skomplikowane i krótkie, by marnować czas i energię na wyliczanie dokładnego wkładu każdej jednostki do społeczeństwa. Jak ujął to Malatesta:
„Mówię, że pracownik ma prawo do pełnego produktu swojej pracy: ale rozumiem, że to prawo to tylko formuła abstrakcyjnej sprawiedliwości; i w praktyce oznacza, że nie powinno być wyzysku, że wszyscy powinni pracować i cieszyć się owocami swojej pracy, zgodnie ze zwyczajami uzgodnionymi między sobą.
„Pracownicy to nie odizolowane byty żyjące same dla siebie, ale istoty społeczne […] Ponadto jest niemożliwe, szczególnie przy nowoczesnych metodach produkcji, by określić dokładny wkład każdego pracownika, tak, jak jest niemożliwe ocenić różnice produktywności pomiędzy poszczególnymi pracownikami czy grupami pracowników, ile zależy od żyzności ziemi, jakości narzędzi, korzyści lub trudności wynikających z położenia geograficznego lub środowiska społecznego. Dlatego rozwiązania nie da się znaleźć w odniesieniu do ścisłych praw każdej osoby, ale musimy go szukać w braterskiej umowie, w solidarności” [At the Café, str. 56-7].
Ostatecznie większość anarchistek_ów odrzuca mniemanie, że współdzielenie świata przez ludzi (a to właśnie tak naprawdę oznacza komunizm) oznacza wyzyskiwanie ich przez innych. Zamiast marnować czas próbując ustalić dokładnie, kto czym przysłużył się społeczeństwu, większość anarchistów cieszy się, jeśli ludzie dokładają do społeczeństwa mniej więcej tyle samo czasu i energii i biorą w zamian to, czego potrzebują. Uznanie takiego stanu wolnej współpracy za wyzysk to po prostu bzdura (równie dobrze można uznać rodzinę za wyzysk jej pracujących członków przez ich niepracujących partnerów i dzieci). Ci, którzy tak myślą, mogą swobodnie opuścić związek i sami płacić za wszystko (co szybko udowodniłoby prostotę i użyteczność anarchizmu, zdaniem większości anarchistów).
—
* nota pracy lub bon pracy (ang. labor notes) to alternatywna waluta oparta na czasie pracy. Przykładowo na banknocie byłoby napisane „x godzin pracy” zamiast „x złotych” (przyp.tłum.)