Dużo. Rynki szybko skutkują powstaniem „sił rynkowych”, bezosobowych sił, które pilnują, by ludzie robili to, co jest potrzebne, by ekonomia fukcjonowała. Apologeci kapitalizmu ukazują system rynkowy jako stan wolności, gdzie nikt nikogo do niczego nie zmusza, gdzie „dobrowolnie” wymieniamy się z innymi tak, jak uznamy za stosowne. Jednak fakty są trochę inne, bo rynek często zmusza ludzi, by działali w sposób przeciwny niż by chcieli i akceptowali „wolne umowy”, których wcale nie chcą. Praca najemna jest na to najbardziej oczywistym przykładem, ponieważ, jak mówiliśmy_łyśmy w sekcji B.4, większość ludzi nie ma wyboru i musi pracować dla innych.
Musimy zaznaczyć, że nie wszyscy anarchiści i anarchistki sprzeciwiają się rynkom. Indywidualistyczni anarchiści je popierają, a Proudhon chciał je przebudować, zachowując konkurencję. Dla wielu rynek równa się kapitalizm, ale tak nie jest, ponieważ takie postrzeganie sprawy pomija fundamentalną kwestię klasy (ekonomicznej), to znaczy do kogo należą środki produkcji. Kapitalizm wyróżnia to, że opiera się się na pracy najemnej, tzn. rynku pracy, ponieważ środki produkcji nie należą do pracowników i muszą sprzedawać się tym, do których należą. Jest więc w pełni możliwe, by rynek istniał w niekapitalistycznym społeczeństwie. Przykładowo społeczeństwo niezależnych rzemieślników i rolników sprzedających swoje produkty na rynku nie byłoby kapitalistyczne, ponieważ pracownicy posiadaliby i kontrolowali swoje środki produkcji. Podobnie system konkurencji Proudhona oparty na samozarządzanych kooperatywach i wspólnych bankach byłby niekapitalistyczny (i socjalistyczny) z tego samego powodu. Anarchiści sprzeciwiają się kapitalizmowi z powodu jakości relacji społecznych, jakie powstają przez niego między ludźmi (tj. relacji władzy). Jeśli te relacje zostaną usunięte to rodzaje własności, które to powodują, są anarchistyczne. Tak więc kwestia własności ma znaczenie tylko tak długo, jak generuje relacje pożądanego rodzaje (tj. oparte na wolności, równości i solidarności). Koncentrowanie się wyłącznie na “rynkach” i “własności” oznacza ignorowanie relacji społecznych i kluczowego aspektu kapitalizmu, pracy najemnej. To zrozumiałe, że robią tak prawicowcy (by ukryć autorytarną naturę kapitalizmu), ale dlaczego (wolnościowi czy inni) socjaliści mieliby tak robić jest już mniej jasne.
W tej sekcji FAQ mówimy o anarchistycznych obiekcjach do rynków jako takich, nie tylko kapitalistycznych. Z funkcjonowaniem rynku są problemy, które są niezależne od pracy najemnej lub przez nią pogłębiane. To te problemy sprawiają, że większość anarchistów jest wrogo nastawiona do rynku i pragnie (wolnościowego) komunizmu. Więc, nawet zakładając mutualizm (wolnościowy system rynkowo-socjalistyczny) z konkurencją samozarządzanych miejsc pracy anarchokomuniści twierdziliby, że siły rynkowe wkrótce poskutkują wieloma absurdami.
Co najbardziej oczywiste, funkcjonowanie na rynku oznacza podporządkowanie się kryteriom zysku. To oznacza, że jak bardzo pracownicy nie chcieliby kierować się kryteriami społecznymi w swoich decyzjach, nie mogą. Ignorowanie zysków doprowadziłoby ich firmę do bankructwa. Rynki tworzą więc warunki zmuszające producentów, by podejmowali decyzje nie będące w ich, ani cudzym, interesie, jak wprowadzanie ogłupiających czy zanieczyszczających środowisko technologii, dłuższych godzin pracy i tak dalej, by przetrwać na rynku. Przykładowo są większe szanse, że samozarządzane miejsce pracy zainwestuje w bezpieczne wyposażenie i praktyki pracy, będzie to nadal zależne od znalezienia na to pieniędzy i nadal może zwiększyć cenę ich ostatecznego produktu. Możemy więc wskazać liczne śmiertelne i nie śmiertelne wypadki przy pracy, do których dochodzi z powodu sił rynkowych sprawiających, że wprowadzenie odpowiedniego sprzętu zabezpieczającego i warunków pracy nie byłoby zyskowne (konserwatywne szacunki wypadków przy pracy w USA wynoszą pomiędzy 14 000 i 25 000 rocznie, plus 2 miliony niepełnosprawnych) lub zwiększone zanieczyszczenie i podkreślić poziomy skracające życie.
Taką tendencję, by dostosowywać się do sił rynku wydłużając godziny pracy, pracując bardziej intensywnie, przeznaczając środki na sprzęt zamiast czas wolny lub konsumpcję widać w samozarządzanych kooperatywach działających w kapitalizmie. Brak szefów może zmiejszyć tę tendencję w postkapitalistycznej ekonomii, ale jej nie wyeliminuje. Dlatego wielu socjalistów, w tym anarchiści, nazywają sposób, w jaki rynek zmusza niechętnych członków kooperatyw, by podejmowali takie nieprzyjemne decyzje formą “samowyzysku” (choć jest to trochę mylącę, bo nie ma wyzysku w kapitalistycznym sensie właścicieli zawłaszczających nieopłaconą pracę). Według anarchokomunistów rynkowy system kooperatyw “ma poważne ograniczenia” ponieważ “wspólne przedsiębiorstwo to niekoniecznie komuna – niekoniecznie jest też komunistyczne w swoich postawach“. Dlatego, że może skończyć “konkurując z podobnymi firmami o zasoby, klientów, przywileje a nawet zyski” ponieważ “stają się one szczególnie ważne” i “są poddawane tej samej społecznej presji rynku, na którym muszą funkcjonować“. To “ma tendencję coraz bardziej przyćmiewać ich wyższe cele etyczne – ogólnie w imię ‘wydajności’ i potrzeby ‘wzrostu’, jeśli chcą przetrwać, i ogromnej pokusy zdobycia większych zarobków.” [Murray Bookchin, Remaking Society, str. 193-4]
Podobnie, rynek samozarządzanych firm nadal cierpiałby z powodu boomów i krachów, ponieważ reakcje kooperatyw na zmiany w cenach nadal skutkowałyby nadprodukcją (patrz sekcja C.7.2) i nadmiernymi inwestycjami (zobacz sekcję C.7.3). Chociaż brak dochodów innych niż pochodących z pracy ograniczyłby surowość cyklu rynkowego ich całkowite wyeliminowanie wydaje się mało prawdopodobne. Podobnie, wiele problemów zwiększanej przez rynek niepewności i destabilizujących aspektów sygnalizowania cen, o których mówiliśmy_łyśmy w sekcji I.1.5 można równie dobrze odnieść do wszystkich rynków, również postkapitalistycznych.
Jest to związane z kwestią “tyranii małych decyzji”, którą podkreśliłyśmy w sekcji B.6. To sugeruje, że efekt ogólny efekt indywidualnych decyzji wytwarza okoliczności społeczne, które są irracjonalne i sprzeczne z interesami tych, którzy w nich funkcjonują. Jest tak w przypadku rynków, gdzie konkurencja skutkuje presją ekonomiczną, która popycha ludzi do konkretnych działań, działań, jakich woleliby nie podejmować ale, jako pojedyncze jednostki lub miejsca pracy, robią to w wyniku działań sił rynkowych. Na rynkach racjonalne jest, by starać się kupować tanio i sprzedawać drogo. Każda osoba stara się zmaksymalizować swój przychód minimalizując koszty lub maksymalizując ceny, nie dlatego, żeby jakoś szczególnie tego chciała, ale dlatego, że musi ponieważ wzięcie pod uwagę innych prirytetów jest trudne z powodu braku możliwości poznania ich i bardzo niewskazane, ponieważ jest to konkurencyjne sabobójstwo – nakłada obciążenia na firmy, z którymi konkurencji nie muszą się mierzyć.
Jak zauważyłyśmy_liśmy w sekcji E.3, rynki zazwyczaj nagradzają tych, którzy działają antyspołecznie i przerzucają koszty na zewnątrz (takie jak zanieczyszczenia i tak dalej). W ekonomii rynkowej nie sposób stwierdzić, czy niska cena wynika z faktycznej wydajności czy z uzewnętrzniania, tj. przerzucania na innych, kosztów. Rynki rzadko przejmują zewnętrzne koszty. Dwa podmioty gospodarcze, które zawierają racjonalną rynkowo transakcję między sobą, nie muszą brać pod uwagę konsekwencji, jakie wynikną z tej transakcji dla innych ludzi, ani konsekwencji dla ziemi. W rzeczywistości wymiany rynkowe nigdy nie są więc umowami dwustronnymi, ponieważ ich efekty mają wpływ na szersze społeczeństwo (w kwestii, powiedzmy, zanieczyszczenia, nierówności i tak dalej). Rynki ignorują ten niezręczny fakt. Jak to ujęła lewicowa ekonomistka Joan Robinson: “W jakim przemyśle, w jakiej branży, prawdziwe koszty działalności są rejestrowane na branżowych kontach? Gdzie jest system cenowy oferujący konsumentowi uczciwy wybór pomiędzy powietrzem, którym może oddychać a samochodami spalinowymi?” [Contribution to Modern Economics, str. 10]
Choć, w pełni szczerze, byłoby mniejsze prawdobodobieństwo, by samozatrudnieni pracownicy zatruwali własne sąsiedztwa w wolnym społeczeństwie, nadal funkcjonowałyby presje i nagrody konkurencji i wydaje się mało prawdopodobne, by były ignorowane, szczególnie jeśli na szali jest przetrwanie na rynku, anarchakomuniści obawiają się więc, że choć bez szefów część związanych z kapitalistycznymi rynkami irracjonalnych zachowań kapitalistów i kamieniczników złagodniałyby, nie znikną one zupełnie. Rynek mógłby być wolny, ale ludzie nie byliby.
Nawet zakładając, że samozarządzane firmy opierałyby się pokusom i presjom rynku, każdy system rynkowy jest również naznaczony stałą potrzebą zwiększania produkcji i konsumpcji. Pod względem wpływu na środowisko, samozarządzana firma nadal musi przynosić zyski, by przetrwać, a więc gospodarka musi rosnąć. W ten sposób każdy system rynkowy będzie miał tendencje rosnąć, aż osiągnie stałą wielkość. Podobnie, jak będzie miał tendencję, by nakładać presję na system ekologiczny planety, ta potrzeba wzrostu ma wpływ na działalność ludzi, a także oznacza, że siły rynkowe zapewniają, że praca musi się stale poszerzać. Konkurencja oznacza, że nigdy nie możemy odpoczywać, ponieważ, jak argumentował Max Stirner, “[s]tałe nabywanie nie pozwala nam na chwilę oddechu, spokojne cieszenie się. Nie korzystamy z komfortu naszych własności… Dlatego jest jak najbardziej wskazane, by dość do porozumienia co do ludzkiej pracy, by nie mogła, tak jak w konkurencji, zajmować całego naszego czasu i wysiłku” [The Ego and Its Own, str. 268]. Wartość musi zostać wytworzona, a to może się stać tylko dzięki pracy, więc nawet w niekapitalistycznym systemie rynkowym praca dominowałaby w życiu człowieka. Dlatego potrzeba przetrwania na rynku może wpływać na szersze (pozapieniężne) miary dobrobytu, a jakość życia spadać, ponieważ wyższe PKB powstaje w wyniku dłuższych godzin pracy i mniejszej ilości dni wolnych. Taki system być może mógłby być dobry dla materialnego bogactwa, ale nie jest zbyt dobry dla ludzi.
Rynek może też blokować wydajne korzystanie z zasobów. Przykładowo, wydajne energetycznie żarówki długo były znacznie droższe od normalnych. Przez ten długi czas jednak zużywały dużo mniej energii, co oznacza mniejsze zapotrzebowanie na produkcję energii (a więc węgla i ropy, na przykład). Jednak początkowa wysoka cena zagwarantowała, że większość ludzi nadal używała mniej wydajnych żarówek, marnując w ten sposób zasoby. To samo można powiedzieć o alternatywnych źródłach energii, o ignorowaniu możliwości inwestycji w (powiedzmy) energię wiatrową na rzecz jednorazowych i zanieczyszczających źródeł energii. System czysto rynkowy nie pozwalałby na decyzje, na których ludzie zyskiwaliby na dłuższą metę (na przykład dystrybuując wydajne energetyczne żarówki za darmo lub po obniżonej cenie), ponieważ szkodziłyby one zyskom kooperatyw próbujących je podejmować.
Poza tym rynki nie odzwierciedlają wartości rzeczy, którym nie nadajemy ceny (o czym mówiłyśmy_liśmy w sekcji B.5). Nie mogą chociażby chronić dziczy, po prostu dlatego, że ludzie musieliby w tym celu przekształcenie jej we własność i sprzedawanie jako towar. Jeśli nie stać cię, by odwiedzić nowy towar, rynek zmienia go w coś innego, niezależnie od tego, jak bardzo go cenisz. Rynek ignoruje również potrzeby przyszłych pokoleń, ponieważ zawsze pomija wartość długoterminowej przyszłości. Wpłata, która ma zostać przekazana za 1000 lat (mgnienie oka w znaczeniu geologicznym) ma wartość rynkową równą absolutnie zero zgodnie z każdym powszechnie stosowanym wskaźnikiem dyskontów. Nawet przyszłość w skali 50 lat nie może być odpowiednio rozważana, ponieważ presje konkurencji wymuszają na ludziach krótkoterminową perspektywę, co jest szkodliwe dla obencego i przyszłych pokoleń, a także dla systemu ekologicznego planety.
Dalej mamy szkodliwe skutki rynku dla osobowości człowieka. Jak zwróciłyśmy_liśmy uwagę gdzie indziej (zobacz sekcję B.1.3), konkurencja na wolnym rynku stwarza liczne problemy – na przykład, powstanie “etyki matematycznej” i dziwnego odwrócenia wartości, w którym rzeczy (własność / pieniądze) stają się ważniejsze od ludzi. Może to mieć dehumanizujące efekty, sprawiając, że ludzie stają się bezdusznymi kalkulatorami, które stawiają zyski przed ludźmi. Można to zaobserwować w kapitalizmie, gdzie decyzje ekonomiczne są o wiele ważniejsze od etycznych – szczególnie, że taka nieludzka mentalność może zostać wynagrodzona przez rynek. Zasługi niekoniecznie prowadzą do sukcesu, a ci, którzy odnieśli sukces niekoniecznie mają zasługi. Prawda jest taka, że, w słowach Noama Chomskiego, “bogactwo i władza najczęściej przypadają tym, którzy są bezwzględni, przebiegli, chciwi, samolubni, nie mają współczucia, podporządkowują się władzy i porzucają zasady dla materialnego zysku i tak dalej […] Podobne przymioty mogą być własnie tymi cennymi w wojnie wszystkich przeciwko wszystkim.” [For Reasons of State, str. 139-140]
Nie trzeba tłumaczyć, że jeśli rynek wynagradza takich ludzi sukcesem trudno uznać go za coś dobrego. System, który wynosi zarabianie pieniędzy do pozycji najważniejszej aktywności jednostki w oczywisty sposób skutkuje degradowaniem wartości i wzrostem neurotycznych i psychotycznych zachowań. Trudno się dziwić, że, jak argumentował Alfie Kohn, konkurencja ma poważne negatywne skutki na nas poza pracą, co szkodzi zarówno naszej osobistej psychice i naszym relacjom międzyludzkim. Tak więc konkurencja “sama w sobie jest odpowiedzialna za rozwój niższych standardów moralnych“, które stawiają zwycięstwo za wszelką cenę ponad uczciwością i sprawiedliwością. Kohn cytuje Nathana Ackermana, ojca terapii rodzinnej, który zauważył, że “walka konkurencji zmiejsza empatyczne współczucie, zniekształca komunikację, osłabia wzajemność wsparcia i dzielenia się i obniża zaspokojenie potrzeb osobistych.” [No Contest, str. 163 i str. 142-3]. Tak więc rynek może zubażać nas jako jednostki, sabotując poczucie własnej wartości, promując konformizm, niszcząc relacje i czyniąc nas czymś mniej, niż mogłybyśby być. To problem rynków w ogóle, nie tylko kapitalistycznych, a więc niekapitalistyczne rynki mogłyby czynić nas mniej ludzkimi a bardziej robotami.
Wszystkie decyzje rynkowe są w dużym stopniu ukształtowane przez siłę nabywczą tych, którzy mogą poprzeć swoje zapotrzebowanie pieniędzmi. Nie wszyscy mogą pracować (chorzy, osoby starsze, dzieci i tak dalej) i na dochody tych, którzy mogą, mają wpływ okoliczności osobiste. Ponadto, produkcja stała się tak wieloetapowa, że “wyznaczenie granicy między pracą różnych osób jest absolutnie niemożliwe“, więc powinnyśmy_niśmy “stawiać potrzeby ponad pracą i po pierwsze uznawać prawo do życia, a następnie prawo do dobrobytu dla każdego, kto miał swój udział w produkcji“. Jest tak szczególnie, że “potrzeby jednostki nie zawsze odpowiadają jej pracy” – przykładowo, “czterdziestoletni mężczyzna, ojciec trójki dzieci, ma inne potrzeby niż młody dwudziestolatek” a “kobieta karmiąca piersią i spędzająca bezsenne noce przy swoim dziecku nie może wykonywać tyle samo praco, co mężczyzna, który spał spokojnie.” [Kropotkin, Conquest of Bread, str. 170 i str. 171]. To dlatego anarchakomuniści, jak Kropotkin, podkreślali potrzebę obalenia nie tylko pracy najemnej, ale pieniędzy, systemu płac.
Jest więc jasne, że siła nabywcza (zapotrzebowanie) i potrzeby nie są ze sobą związane, a ludzie często cierpią po prostu dlatego, że nie mają pieniędzy potrzebnych, by zakupić, powiedzmy, opiekę zdrowotną, dach nad głową czy jedzenie dla siebie i swoich rodzin. Niedobory ekonomiczne mogłyby być mniejsze w niekapitalistycznym systemie rynkowym, ale nadal by istniały, podobnie jak strach przed nimi. Rynek to ciągła licytacja o dobra, zasoby i usługi, w której wygrywają ci, którzy mają największą siłę nabywczą. Oznacza to, że system rynkowy to najgorszy system do lokowania zasobów, kiedy siła nabywcza jest nierówno rozłożona (to dlatego ortodoksyjni ekonomiści wygodnie zakładają “dany podział dochodów”, kiedy próbują udowodnić, że kapitalistyczne lokowanie zasobów jest najlepsze poprzez “Pareto optimality”). Choć system mutualistyczny powinien drastycznie ograniczyć nierówności, nie można zakładać, że z czasem nierówności nie narosną. To dlatego, że nierówności w zasobach prowadzą do nierówności sił na rynku i, zakładając dążenie do własnego interesu, na każdej wymianie czy kontrakcie silny zyskiwałby więcej, niż słaby, wzmacniając w ten sposób i potencjalnie pogłębiając nierówności i władzę pomiędzy podmiotami. Podobnie, choć anarchistyczne społeczeństwo zostałoby stworzone przez ludzi kierujących się poczuciem solidarności i pragnieniem równości, rynki mają tendencję, by erodować te uczucia i syndykaty lub komuny, które, dzięki kontrolowanym przez nie zasobom (takim jak surowe materiały lub po prostu rozmiar ich inwestycji zmniejszający presje konkurencji) mają przewagę na rynku mogłyby pokusić się, by wykorzystać swoją monopolistyczną władzę nad innymi grupami w społeczeństwie, by powiększyć swoje dochody kosztem mniej fortunnych syndykatów i komun. Taka degeneracja mogłaby doprowadzić z powrotem do kapitalizmu, ponieważ wszelkie nierówności pomiędzy koopertywami zwiększałyby konkurencję, zmuszając słabsze kooperatywy do upadku i zwiększając przez to ilość pracowników, których jedynym dobrem na sprzedaż byłaby ich praca. Kooperatywy, które odniosły sukces mogłyby wtedy zatrudnić tych pracowników ponownie wprowadzając pracę najemną. Te możliwości mogłyby z czasem doprowadzić do powrotu z rynkowego systemu postkapitalistycznego do kapitalizmu, jeśli nierówności stałyby się tak wielkie, że nowa klasa posiadaczy stałaby się tak wyalienowana od reszty społeczeństwa, że ponownie prowadziłaby pracę najemną i, nieuniknienie, państwo, by egzekwować pragnienie posiadania ziemi i środków produkcji wbrew opinii publicznej.
Wszystko to sprawia, że rynek nie może faktycznie zapewniać informacji potrzebnych, by podejmować decyzje, które byłyby racjonalne w kwestiach takich, jak wpływ na środowisko czy działalność ludzi, więc zasoby są rozlokowane mało wydajnie. Wszystkie_scy cierpimy tego konsekwencje podczas gdy siły rynkowe niszczą nasze środowisko i jakość życia. Jest więc masa powodów, by dojść do wniosku, że wydajność i rynek nie tylko niekoniecznie się ze sobą łączą, ale wręcz z pewnością się nie łączą. Rynek, zamiast reagować na indywidualne potrzeby, reaguje na pieniądze (bardziej dokładnie, zyski), co z samej swojej natury daje skrzywiony obraz preferencji jednostek (i nie bierze pod uwagę wartości, którymi cieszymy się wszystkie_scy, jak czyste powietrze, lub potencjalnie mogłybyśmy_libyśmy się cieszyć, jak dzicz, którą być może nie każdy zobaczy, ale chce, by istniała i była chroniona).
Nie oznacza to, by społeczne anarchistki i anarchiści chcieli “zakazać” rynku – jesteśmy od tego dalekie_cy. Byłoby to niemożliwe. To, co proponujemy to przekonywanie ludzi, że rynek oparty na zysku ma wyraźny szkodliwy wpływ na jednostkę, społeczeństwo, środowisko planety i że możemy zorganizować nasze wspólne działania, by zastąpić go wolnościowym komunizmem. Jak twierdził Max Stirner, konkurencja “ciągle istnieje” dlatego, że “wszyscy nie zajmują się własnymi sprawami i nie dochodzą między sobą do porozumienia co do nich […] Obalenie konkurencji nie oznacza faworyzowania gildii. Różnica polega na tym: W gildii pieczenie chleba, czy cokolwiek, jest interesem braci gildii; w konkurecji interesem przypadkowych konkurentów; w związku tych, którzy potrzebują wypieczonych dóbr, a więc moim interesem, twoim, nie jest interesem gildowych czy koncesjonowanych piekarzy, ale interesem zjednoczonych.” [Op. Cit., str. 275]
Dlatego społeczne anarchistki nie odwołują się wyłącznie do altruizmu w swojej walce przeciw dehumanizującym skutkom rynku, ale też do egoizmu: do prostego faktu, że współpraca i pomoc wzajemna leży w naszym najlepszym interesie jako jednostek. Współpracując i kontrolując “interesy zjednoczonych” możemy zapewnić przetrwanie wolnego społeczeństwa, w jakim warto życ, takiego, w którym jednostka nie zostaje zmiażdżona przez siły rynkowe i ma czas, by w pełni wykształcić swoją indywidualność i wyjątkowość:
“Solidarność jest więc stanem bytu, w którym Człowiek osiąga najwyższy poziom bezpieczeństwa i dobrostanu; dlatego sam egoizm, branie pod uwagę wyłącznie własnego interesu, popycha Człowieka i społeczność ludzi w kierunku solidarności.” [Errico Malatesta, Anarchy, str. 30]
Reasumując, anarchokomuniści argumentują, że nawet na niekapitalistycznym rynku wszyscy byliby tak pochłonięci konkurencją w imię popychania “własnego interesu”, że straciliby z oczu to, co czyni życie wartościowym, szkodząc swojemu faktycznemu interesowi. Ostatecznie to, co określa się jako własny interes jest kształtowane przez otaczający człowieka system społeczny. Presja konkurencji łatwo mogłaby poskutkować krótkoterminowanymi i nieprzemyślanymi interesami, zajmując miejsce bogatszych, głębszych potrzeb i ambicji, którym system komunalny mogłby pozwolić rozkwitać, zapewniając instytucje społeczne, za pośrednictwem których jednostki mogłyby dyskutować o swoich wspólnych interesach, formułować je i działać, by je osiągnąć. A więc nawet niekapitalistyczny rynek skutkowałby tym, że ludzie po prostu by długo i ciężko pracowali, by przetrwać na rynku, zamiast żyć. Jeśli jednym paradoksem autorytarnego socjalizmu jest to, że czyni wszystkich nieszczęśliwymi zmuszając ich, by altruistycznie zajmowali się szczęściem innych, rynkowy wolnościowy komunizm mógłby stworzyć potencjalny paradoks uczynienie wszystkich nieszczęśliwymi, bo rynek zmuszałby ich, by dążyli do ograniczonych pojęć własnego interesu, co gwarantowałoby, że nie mieliby czasu ani możliwości naprawdę być szczęśliwi i w jedności ze sobą i innymi.
Innymi słowy, szefowie zachowują się w kapitalizmie tak, jak się zachowują częściowo dlatego, że rynek ich do tego zmusza. Pozbycie się szefów nie musi wykorzenić wszystkich ekonomicznych presji, które wpływają na ich decyzje i, w efekcie, mogłyby one zmusić grupy pracowników do podobnych działań. Dlatego system konkurencji podminowywałby liczne korzyści, do których ludzie dążyli, kiedy skończyli z kapitalizmem. To dlatego niektórzy socjaliści niedokładnie nazywają socjalistyczne projekty konkurencyjnych kooperatyw “samozarządzanym kapitalizmem” lub “samowyzyskiem” – zwracają oni po prostu uwagę na negatywne aspekty rynków, których nie wyeliminuje pozbycie się szefów. Co ważne, Proudhon dobrze rozumiał negatywne aspekty sił rynkowych i sugerował różne struktury instytucjonalne, jak federacja agroindustrialna, by z nimi walczyć (więc choć był zwolennikiem konkurencji, był, w przeciwieństwie do indywidualistycznych anarchistów, przeciw wolnemu rynkowi). Komunistyczni anarchiści, co nie zaskakuje, argumentują, że indywidualistyczni anarchiści mają tendencję, by podkreślać pozytywne aspekty konkurencji jednocześnie ignorując, lub umniejszając, jej negatywne strony. Choć kapitalizm z pewnością czyni negatywne strony konkurencji gorszymi, niż mogłyby być, nie oznacza to automatycznie, że niekapitalistyczny rynek nie miałby podobnych, choć mniejszych, negatywnych stron.