Tak. W wielu kulturach plemiennych (czy tubylczych) widzimy duży szacunek dla jednostki. Jak zauważył antropolog Raul Radin, „szacunek dla jednostki niezależny od wieku czy płci” był jednym z „wyjątkowych aspektów cywilizacji aborygenów” podobnie jak „niesamowitym poziomem społecznej i politycznej integracji, jaki osiągnęli” i „koncepcją osobistego bezpieczeństwa” [cytowany przez Murray’a Bookchina, Remaking Society, str. 48]. Murray Bookchin tak skomentował stanowisko Radina:
“szacunek dla jednostki, jaki Radin wymienia w pierwszej kolejności jako atrybut aborygeński, dziś, w epoce, która odrzuca kolektyw jako destrukcyjny dla indywidualności z jednej strony a z drugiej w orgii czystego egotyzmu faktycznie zniszczyła wszelkie granice granice ego, granice swobodnych, pojedynczych i zatomizowanych jednostek, zasługuje, by go podkreślać. Dokładne badania konkretnych społeczności aborygeńskich sugerują, że silna wspólnotowość mogłaby być nawet większym wsparciem dla jednostki niż “wolnorynkowe” społeczeństwo z jego emfazą nad egoistyczną, ale zubożałą, jednostką.” [Op. Cit., str. 48]
Tę indywidualizację związaną z kulturami plemiennymi zauważył również historyk Howard Zinn. Cytował innego historykia Garego Nasha, opisującego kulturę irokezów:
“Zanim pojawili się tam europejczycy, w lasach północnego wschodu nie było żadnych praw, rozporządzeń, szeryfów i policjantów, sędziów i przysięgłych, sądów czy więzień – aparatu władzy w społeczeństwach europejskich. Jednak granice akceptowalnego zachowania były wyraźnie określone. Chóc czuli dumę z tego, jak niezależnymi jednostkami byli, irokezi utrzymywali ścisłe poczucie dobra i zła.” [cytowany przez Zinna, A People’s History of the United States, str. 21]
Taki szacunek dla jednostki istniał w społeczeństwie opartym na założeniach komunistycznych. Jak zauważa Zinn, u irokezów „ziemia była wspólną własnością i wspólnie ją uprawiano. Wspólnie polowano, a mieszkańcy wioski dzielili się zdobyczą. Domy były traktowane jako własność wspólna, mieszkało w nich po kilka rodzin. Sama koncepcja prywatnej własności ziemi i domów była irokezom obca.” W tym wspólnotowym społeczeństwie kobiety “były ważne i szanowane” a rodziny były wywodzone po linii żeńskiej. Płcie dzieliły się władzą (w przeciwieństwie do Europy, gdzie panowała idea męskiej dominacji). Podobnie, dzieci “choć uczone dziedzictwa kulturowego swojego ludu i solidarności plemiennej, były uczone również niezależności, nie posłuszeństwa aroganckiej władzy. Były uczone równości statusu i dzielenia się własnością.” Jak podkreśla Zinn, plemiona rdzennych amerykanów “zwracały szczególną uwagę na rozwój osobowości, siły woli, niezależności i elastyczności, pasji i siły, wspólnotowości ze sobą nawzajem i z naturą.” [Op. Cit., str. 20 i str. 21-2]
A więc społeczności plemienne ukazują, że wspólnota broni indywidualności, a wspólne życie w rzeczywistości zwiększa poczucie indywidualności. Można się tego spodziewać, skoro równość jest jedynym stanem, w jakim jednostki mogą być wolne, mogą więc w pełni rozwinąć swoją osobowość. Ponadto, to wspólne życie miało miejsce w warunkach anarchistycznych:
“Podstawową zasadą indiańskich rządów zawsze było odrzucenie rządów. Praktycznie wszyscy indianie na północ od Meksyku uważali wolność jednostki za prawo nieskończenie ważniejsze niż powinności jednostki wobec jej wspólnoty lub narodu. Takie anarchistyczne nastawienie kierowało każdym zachowaniem poczynając od najmniejszej komórki społecznej, rodziny. Indiańscy rodzice byli bardzo niechętni, by karać swoje dzieci. Gdy wykazywały samowole było to zawsze akceptowane jako pozytywne wskazanie rozwoju dorastającej jednostki.” [Van Every, cytowany przez Zinna, Op. Cit., str. 136]
Ponadto, plemiona rdzennych amerykanów wskazują też, że wspólnotowe życie i wysokie standardy życia mogą iść i faktycznie idą w parze. Przykładowo, w latach 70-tych XIX wieku u narodu cherokee “ziemia była wspólna a życie pomyślne i dostatnie“, co Departament Zasobów Wewnętrznych USA uznał za „niesamowity postęp, z pomyślną produkcją ludzi żyjących w bardzo dobrych warunkach, poziomem edukacji ‘równym przeciętnemu koledżowi w stanach’, kwitnącym przemysłem i handlem, skuteczną władzą konstytucyjną, wysokim poziomem piśmiennictwa i stanem ‘cywilizacji i oświecenia’ porównywalnym z czymkolwiek, co znali: ‘To, co zajęło brytyjczykom pięćset lat, oni osiągnęli w sto’, stwierdzał Departament w zdumieniu.” [Noam Chomsky, Year 501, str. 231]
Senator Massachusetts Henry Dawes odwiedził ich ziemie w 1883 i opisał to, co zobaczył, w pięknych epitetach: “W kraju nie było ani jednego żebraka a naród nie miał długu ani jednego dolara. Zbudował własną stolicę… i zbudował swoje szkoły i szpitale.” Nie było rodziny, która nie miałaby gdzie mieszkać. Mimo to (a może, dokładniej, dlatego), według zaleceń Dawesa ich społeczeństwo musiało zostać zniszczone: “Zaszli najdalej jak mogli, bo ich ziemia jest wspólną własnością […] nie ma powodu, by czynić własny dom lepszym od domu sąsiada. Nie ma egoizmu, który jest podstawą cywilizacji. Dopóki ci ludzie nie zgodzą się oddać swojej ziemi i podzielić jej między swoich obywateli tak, by każdy mógł posiadać ziemię, którą uprawia, wiele więcej nie osiągną.” [cytowany przez Chomskiego, Op. Cit., str. 231-2] Wprowadzenie kapitalizmu – jak zwykle poprzez działania państwowe – poskutkowało biedą i nędzą, ponownie pokazując, że nie ma prostego związku pomiędzy kapitalizmem a wysokimi standardami życia, mimo że niektórzy mówią inaczej.
Z całą pewnością dostęp do środków do życia zagwarantował członkom podobnych kultur, że nie musiały i nie musieli stawiać się w sytuacjach, które mogłyby prowadzić do struktur o służalczej naturze. Ponieważ nie musieli wykonywać poleceń szefa, nie musieli uczyć się posłuszeństwa innym, mogli więc rozwijać własne umiejętności rządzenia samymi sobą. Taki samorząd umożliwił powstanie w podobnych plemionach zwyczaju zwanego w antropologii “zasadą nieingerencji”. To zasada obrony cudzego prawa do wyrażania przeciwnej opinii na tyle rozpowszechniona w świecie plemiennym, że można spokojnie powiedzieć, że jest powszechna.
Zasada nieingerencji to silna zasada, obejmująca zarówno życie osobiste jak polityczne i każdy aspekt codziennego życia (warto zwrócić uwagę, że grupy plemienne “w swoich społecznościach szanują osobowość dzieci tak samo jak dorosłych.” [Bookchin, The Ecology of Freedom, str. 115]). Dziś większość ludzi, tak przyzwyczajona do wszechobecnej hierarchii, jest w szoku, kiedy uświadamiają sobie, w jakim stopniu jest to praktykowane, ale sprawdziło się jako integralna część anarchizmu w działaniu. Oznacza to po prostu, że ludzie nie ograniczają cudzych działań i kropka (chyba, że zagrażają przetrwaniu plemienia). W efekcie pełna tolerancja staje się zwyczajem (to ważne, by zaznaczyć różnicę między prawem a zwyczajem: prawo jest martwe, zwyczaj żyje – zobacz sekcję I.7.3). Nie chcemy przez to idealizować takich społeczności, trzeba je uznać za społeczeństwa anarchistyczne niedoskonałe w wielu kwestiach (najbardziej widoczne jest to, że wiele ostatecznie przeobraziło się w systemy hierarchiczne, sugerując, że istniały nieformalne hierarchie, z pewnością tworzone przez religię i inne czynniki).
Jako ludzie przyzwyczajeni do władzy mamy tak dużo bagażu związanego z “ingerencją” w cudze życie, że wielu nie może sobie nawet wyobrazić sytuacji, w której ta codzienna rozrywka zostałaby wyeliminowana. Ale zastanów się. Po pierwsze, w społeczeństwie, gdzie ludzie nie mieszają się w cudze zachowania, ci sami ludzie czują, że inni im ufają, czują się też silniejsi dzięki temu prostemu społecznemu faktowi. Ich poczucie własnej wartości zwiększa sam fakt, że ufa im się, że będą dokonywać wyuczonych i świadomych wyborów. To nie fikcja; jednostkowa odpowiedzialność to kluczowy aspekt społecznej odpowiedzialności.
Czy więc, patrząc na udokumentowaną siłę indywidualności w plemionach, gdzie nie było własności prywatnej ani państw, a struktury hierarchiczne były niewielkie lub żadne, nie możemy dojść do wniosku, że anarchizm będzie bronił indywidualności a nawet rozwinie ją na sposoby, jakie uniemożliwia kapitalizm? Nie można powiedzieć mniej niż “możliwe”, a to dość, by podważyć dogmat, że kapitalizm to jedyny system oparty na szacunku dla jednostki.