Zatem jest oczywiste, że klasy naprawdę istnieją, i równie oczywiste jest to, że jednostki mogą awansować i spadać w obrębie struktury klasowej – choć oczywiście łatwiej stać się bogatym, jeśli się urodziło w bogatej rodzinie niż w biednej. Dlatego James W. Loewen donosi, że “dziewięćdziesiąt pięć procent kadry kierowniczej i finansistów w Ameryce na początku dwudziestego wieku wywodziło się z klasy wyższej lub z wyższych warstw klasy średniej. Mniej niż 3 procent zaczynało jako ubodzy imigranci albo dzieci wiejskie. W ciągu dziewiętnastego wieku tylko 2 procent amerykańskich przemysłowców pochodziło z klas pracujących” [w: “Kłamstwa, jakich naopowiadał mi ojciec”, cytat z Williama Millera, “Amerykańscy historycy a elita biznesu” w: Ludzie w biznesie; porównaj David Montgomery, Beyond Equality, pg. 15]. I to wszystko działo się w okresie najbardziej “wolnorynkowego” kapitalizmu w USA. Według przeglądu dokonanego przez C. Wrighta Millsa i przedstawionego w jego książce Elita władzy, około 65% najlepiej zarabiających najwyższych dyrektorów wykonawczych w amerykańskich korporacjach pochodzi z bogatych rodzin. Władza najbardziej zasłużonych, mimo wszystko, nie zakłada “bezklasowego” społeczeństwa, a jedynie występowanie pewnych przetasowań między klasami. Lecz ciągle słyszymy, że klasa to anachroniczne pojęcie; że klasy już nie istnieją, a tylko zatomizowane jednostki, i wszystkie one cieszą się “równymi szansami”, “równością wobec prawa” i tak dalej. Więc co się dzieje?
Fakt, że kapitalistyczne media są największymi orędownikami idei “końca klas”, powinien nas skłonić do zastanowienia się, dlaczego właściwie tak postępują. Czyim interesom służy się zaprzeczając istnieniu klas? Jasne, że to właśnie tym, którzy kierują systemem klasowym, którzy zdobywają lwią część wszystkiego dzięki niemu, którzy chcą, aby każdy myślał, że wszyscy jesteśmy “równi”. Ci, którzy kontrolują największe media nie chcą rozpowszechniania się idei klas, ponieważ sami są członkami klasy rządzącej, ze wszystkimi wynikającymi z tego przywilejami. Więc wykorzystują media jako organy propagandowe, żeby urabiać opinię publiczną i odciągać klasę średnią i pracującą od kluczowej kwestii, tj. swojego własnego stanu podporządkowania. Dlatego wiadomości pochodzące z głównonurtowych źródeł nie dają nam niczego prócz powierzchownych analiz, tendencyjnych i wybiórczych reportaży, jawnych kłamstw i nieskończonego stosu tanich sensacji, połechtywania i “rozrywki” zamiast mówienia o klasowym charakterze kapitalistycznego społeczeństwa (patrz D.3, “Jak majątek wpływa na środki masowego przekazu?”)
Wyższe uczelnie, wielkie przedsięwzięcia intelektualne (“think tanks”) i prywatne fundacje badawcze to także ważne narzędzia propagandowe klasy rządzącej. Dlatego zasugerowanie, że coś takiego jak klasa rządząca w ogóle istnieje w Stanach Zjednoczonych, w głównonurtowych kręgach akademickich dosłownie stanowi złamanie tabu. Zamiast tego studenci są indoktrynowani mitem “pluralistycznego” i “demokratycznego” społeczeństwa – baśniowej Krainy Czarów, gdzie wszystkie prawa i decyzje w sprawach publicznych rzekomo są wyznaczane jedynie przez ilość “publicznego poparcia” dla siebie – oczywiście nie przez żaden drobny ułamek ludzi, posiadający władzę nieproporcjonalną do swojej liczebności.
Negowanie istnienia klas to potężne narzędzie w rękach możnych. Jak to ujmuje Alexander Berkman, “nasze instytucje społeczne opierają się na pewnych ideach; dopóki się w nie powszechnie wierzy, instytucje na nich zbudowane pozostają bezpieczne […] osłabienie idei, które wspierają zło i warunki życia oparte na ucisku, oznacza ostateczne załamanie się rządu i kapitalizmu” [ABC anarchizmu].
Odizolowani konsumenci nie są w stanie działać na rzecz samych siebie. Jedna osoba stojąca samotnie zostaje łatwo pokonana, natomiast związek osób popierających się nawzajem nie. W dziejach kapitalizmu miały miejsce ze strony klasy rządzącej – często pomyślne – próby zniszczenia organizacji klas pracujących. Dlaczego? Dlatego, że w związkach leży siła – siła, która może zniszczyć zarówno system klasowy, jak i państwo, oraz stworzyć nowy świat.
Dlatego elita zaprzecza samemu istnieniu klas. Jest to część jej strategii, mającej na celu zwycięstwo w wojnie o idee i zapewnienie, że ludzie pozostaną zatomizowanymi jednostkami. “Produkowanie przyzwolenia” (używając wyrażenia Waltera Lipmana o funkcji mediów) sprawia, że siła nie musi być używana. Ograniczając publiczne źródła informacji do organów propagandowych kontrolowanych przez państwowe i korporacyjne elity, można ograniczyć wszelkie spory do wąskich ram pojęciowych kapitalistycznej terminologii i założeń, a coś, co wynika z innych ram pojęciowych można zepchnąć na margines. Więc doprowadzono do tego, że przeciętna osoba akceptuje obecne społeczeństwo jako “uczciwe” i “sprawiedliwe”, a przynajmniej “najlepsze z możliwych”, ponieważ nigdy się nie pozwala na omawianie żadnych alternatyw.