Pinochet istotnie wprowadził wolnorynkowy kapitalizm, ale to oznaczało prawdziwą wolność tylko dla bogatych. Dla klas pracujących “wolność ekonomiczna” nie istniała, gdyż ich przedstawiciele nie kierowali swoją własną pracą, ani nie kontrolowali swoich zakładów pracy, a do tego jeszcze żyli w faszystowskim państwie.
Wolność podejmowania działań ekonomicznych (nie wspominając już o politycznych) w postaci zakładania związków, strajkowania, organizowania wieców itd. została surowo ukrócona przez bardzo prawdopodobną groźbę represji. Oczywiście zwolennicy chilijskiego “cudu” i jego “wolności ekonomicznej” nie dręczyli się zastanawianiem nad tym, jak zduszenie swobód politycznych wpływa na gospodarkę, ani jak w niej zachowują się ludzie. Utrzymywali oni, że prześladowanie świata pracy, szwadrony śmierci, czy strach wpajany zbuntowanym robotnikom można pominąć, kiedy patrzy się na gospodarkę. Ale w realnym świecie ludzie cierpliwie znoszą o wiele więcej, gdy wycelowana jest w nich lufa armatnia, niż wtedy, gdy jej nie ma.
Teza, że “wolność ekonomiczna” istniała w Chile ma sens tylko wtedy, gdy uznamy za ważne to, że istniała prawdziwa wolność tylko dla jednej klasy. Szefowie mogli być “pozostawieni w spokoju”, ale pracownicy nie byli, dopóki nie podporządkowywali się władzy (kapitalistycznej czy państwowej). Trudno oczekiwać, że większość ludzi coś takiego określi jako “wolność”.
Jeżeli zaś chodzi o wolność polityczną, to została ona przywrócona dopiero wtedy, gdy stało się oczywiste, że nie może zostać wykorzystana przez zwyczajnych ludzi. Jak zauważa Cathy Scheider, “wolność ekonomiczna” zaowocowała tym, że większość Chilijczyków ma
“niewielki kontakt z innymi pracownikami czy ze swoimi sąsiadami, i tylko bardzo niewiele czasu spędza ze swoją rodziną. Ich styczność z organizacjami politycznymi czy zawodowymi jest minimalna […] brakuje im albo politycznej pomysłowości, albo też skłonności do konfrontacji z państwem. Rozdrobnienie grup opozycyjnych spowodowało to, czego nie mogły zdziałać brutalne represje wojskowych. Przekształciło ono Chile, zarówno pod względem kulturalnym, jak i politycznym, z kraju aktywnych obywatelskich społeczności u podstaw w ziemię nie powiązanych ze sobą, apolitycznych jednostek. Łączny wpływ tych zmian jest taki, że nie jest prawdopodobne, abyśmy ujrzeli jakiekolwiek skoordynowane wyzwanie dla obecnej ideologii w najbliższej przyszłości” [Report on the Americas, (NACLA) XXVI, 4/4/93].
W takiej sytuacji można ponownie wprowadzić polityczną wolność, gdyż nikt nie ma możliwości skutecznego jej wykorzystania. Do tego jeszcze Chilijczycy mają w pamięci to, że rzucenie wyzwania państwu w niedawnej przeszłości doprowadziło do faszystowskiej dyktatury mordującej tysiące ludzi, jak również stale powtarzającego się łamania praw człowieka przez juntę, żeby już nie wymieniać “antymarksistowskich” szwadronów śmierci – na przykład w 1986 roku “Amnesty International oskarżyła chilijski rząd o zatrudnianie szwadronów śmierci” [P. Gunson, A. Thompson, G. Chamberlain, Op. Cit., p. 86]. Zdaniem pewnej grupy obrońców praw człowieka reżim Pinocheta jedynie w okresie między 1984 a 1988 był odpowiedzialny za 11 536 naruszeń praw człowieka [obliczenia przeprowadzone przez “Comite Nacional de Defensa do los Derechos del Pueblo” (Narodowy Komitet Obrony Praw Ludu), podane przez Fortin, September 23, 1988].
Te fakty miały silnie powstrzymujący wpływ na ludzi zastanawiających się nad wykorzystaniem wolności politycznej w celu prawdziwej zmiany istniejącego stanu rzeczy w sposób, jakiego wojskowe i gospodarcze elity by nie zaaprobowały. Na dodatek takie próby niemalże uniemożliwiłyby praktykowanie wolności słowa, strajkowanie i inne formy społecznego działania, chroniąc i powiększając władzę pracodawcy nad swoimi płatnymi niewolnikami oraz jego pozycję i bogactwo. Twierdzenie, że taki ustrój opierał się na “wolności ekonomicznej” sugeruje, że ci, którzy wysuwają takie tezy, nie mają najmniejszego pojęcia o tym, czym naprawdę jest wolność.
Kropotkin przed laty zwrócił uwagę, że “wolność prasy […] i cała reszta swobód jest przestrzegana tylko wtedy, gdy ludzie nie czynią z nich użytku przeciwko klasom uprzywilejowanym. Ale tego dnia, kiedy lud zacznie wykorzystywać je do podkopywania tychże przywilejów, te tak zwane swobody zostaną wyrzucone za burtę” [Wyznania zbuntowanego]. Chile to klasyczny przykład.
Ponadto Chile po Pinochecie nie jest typową “demokracją”. Pinochet na przykład pozostaje dożywotnim senatorem, i wyznaczył trzecią część senatorów (którzy mają prawo weta – i wolę jego wykorzystania – aby powstrzymywać wysiłki w celu wywalczenia zmian, jakie nie podobałyby się wojskowym). W dodatku groźba interwencji armii znajduje się zawsze na czele politycznych dyskusji. Zobaczyliśmy to w 1998 roku, kiedy to Pinochet został aresztowany w Wielkiej Brytanii na podstawie nakazu sądowego wydanego przez hiszpańskiego sędziego za morderstwa popełnione na hiszpańskich obywatelach w czasie jego rządów [a polscy politycy katoliccy pojechali pocieszać uwięzionego dyktatora – przyp. tłum.]. Komentatorzy, szczególnie ci z prawej strony, podkreślali, że aresztowanie Pinocheta może osłabić “kruchą demokrację” w Chile przez sprowokowanie wojskowych. Mówiąc inaczej, Chile było demokracją tylko do takiego stopnia, do jakiego pozwalali na to wojskowi. Oczywiście, nieliczni komentatorzy przyznawali, że znaczy to tylko tyle, że Chile faktycznie nie jest jednak demokracją. Ale, jak pamiętamy, Milton Friedman uważa, że Chile ma teraz “wolność polityczną”.
Jest bardzo ciekawą rzeczą, że czołowy ekspert chilijskiego “cudu gospodarczego” (używając słów Miltona Friedmana) nie uważał, że polityczna wolność mogłaby doprowadzić do “wolności ekonomicznej” (tzn. wolnorynkowego kapitalizmu). Zdaniem Sergio de Castro, architekta programu gospodarczego narzuconego krajowi przez Pinocheta, faszyzm był niezbędny do wprowadzenia “wolności ekonomicznej” ponieważ:
“ustanawiał trwały rząd; dawał władzom stopień skuteczności, jaki nie był możliwy do uzyskania w demokratycznym ustroju; umożliwiał też wprowadzenie modelu rozwiniętego przez ekspertów i nie zależało to od społecznego odzewu wywołanego jego zastosowaniem” [cytat z Silvii Bortzutzky, “Chłopcy z Chicago, bezpieczeństwo socjalne i instytucje opiekuńcze w Chile”, Skrajna prawica a państwo opiekuńcze, pod redakcją Howarda Glennerstera i Jamesa Midgleya].
Innymi słowy, faszyzm był idealnym środowiskiem politycznym do wprowadzenia “wolności ekonomicznej”, ponieważ zniszczył polityczną wolność. Może więc powinniśmy dojść do wniosku, że brak wolności politycznej jest zarówno niezbędny, jak i wystarczający do stworzenia (i utrzymania) “wolnorynkowego” kapitalizmu? A może utworzenie państwa policyjnego w celu kontrolowania sporów zbiorowych w przemyśle, protestów społecznych, związków zawodowych, stowarzyszeń politycznych itd. nie jest niczym więcej jak tylko wprowadzeniem najmniejszej siły niezbędnej do zapewnienia, że zasadnicze reguły, jakich wymaga kapitalistyczny rynek do swojego działania, będą przestrzegane?
Jak przekonuje Brian Barry w odniesieniu do rządu Thatcher w Wielkiej Brytanii, który także znajdował się pod silnym wpływem idei “wolnorynkowych” kapitalistów, takich jak Milton Friedman i Frederick von Hayek, może tak jest:
“Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że odkryli coś paradoksalnego w fakcie, że rząd Thatcher łączy liberalną indywidualistyczną retorykę z autorytarnym działaniem. Ale nie ma tu żadnego paradoksu w ogóle. Nawet w warunkach największych prześladowań […] ludzie pragną działać zbiorowo w celu poprawiania swoich spraw, i niezbędne są potężne działania brutalnej siły, aby porozbijać te wysiłki w skali organizacji i zmusić ludzi do realizowania swoich interesów indywidualnie […] pozostawieni sobie samym, ludzie będą nieuchronnie dążyć do realizowania swych interesów poprzez działania zbiorowe – w związkach zawodowych, stowarzyszeniach dzierżawców, organizacjach społecznych i władzach lokalnych. Dopiero dosyć bezwzględne sprawowanie władzy centralnej może pokonać te dążenia: stąd powszechne powiązania między indywidualizmem a autorytaryzmem, dobrze zilustrowane przez fakt, że kraje przedstawiane jako wzorcowe przez wolnorynkowców są, bez wyjątku, autorytarnymi reżimami” [“Utrzymujące się znaczenie socjalizmu”, w: Thatcheryzm, pod redakcją Roberta Skidelsky’ego].
Nic zatem dziwnego, że reżim Pinocheta cechował się autorytaryzmem, terrorem i rządami uczonych. Rzeczywiście, “wyszkoleni w Chicago ekonomiści uwypuklali naukowy charakter swojego programu i potrzebę zastąpienia polityki przez ekonomię, a polityków przez ekonomistów. Dlatego podejmowane decyzje nie były rezultatem woli władz, lecz zostały wyznaczone przez ich wiedzę naukową. Wykorzystywanie wiedzy naukowej z kolei miało ograniczyć władzę rządu, ponieważ decyzje będą podejmowane przez technokratów i przez jednostki z sektora prywatnego” [Silvia Borzutzky, Op. Cit.].
Oczywiście powierzenie władzy technokratom i siłom prywatnym nie zmienia jej istoty – a tylko zmienia to, kto ją ma. Reżim Pinocheta nie spowodował całkowitego zniesienia władzy rządowej, ale raczej znaczące przesunięcie jej zakresu – wycofanie się z ochrony indywidualnych praw na rzecz ochrony kapitału i własności. Jak można było oczekiwać, tylko bogaci na tym skorzystali. Klasy pracujące zostały poddane próbom stworzenia “doskonałego rynku pracy” – a tylko terror mógł obrócić ludzi w zatomizowane towary, jakich taki rynek wymaga.
Może spoglądając na koszmar reżimu Pinocheta powinniśmy zastanowić się nad słowami Bakunina, w których wskazuje on na ujemne skutki kierowania społeczeństwem przez “ekspertów” przy pomocy ksiąg naukowych:
“ludzka nauka jest zawsze i nieodzownie niedoskonała […] gdybyśmy mieli zmusić ludzi do praktycznego życia – zarówno zbiorowego, jak i osobistego – w rygorystycznej i wyłącznej zgodzie z najnowszymi przesłankami naukowymi, to skazalibyśmy zarówno społeczeństwo, jak i jednostki na męczeńskie cierpienia w łożu Madejowym, które wkrótce by ich zwichnęło i udusiło, ponieważ życie zawsze jest nieskończenie większą rzeczą niż nauka” [Polityczna filozofia Bakunina].
Chilijskie doświadczenia rządów wolnorynkowych ideologów potwierdzają słuszność stanowiska Bakunina bez cienia wątpliwości. Chilijskie społeczeństwo zostało położone do Madejowego łoża przy użyciu terroru, a jego życie zmuszone podporządkować się założeniom wyczytanym w ekonomicznych podręcznikach. I, jak udowodniliśmy w poprzedniej sekcji, tylko mający władzę albo bogactwo wyszli dobrze na tym eksperymencie.