Miodowy miesiąc zbieżności interesów wczesnych kapitalistów i autokratycznych królów nie trwał długo. “Ta sama monarchia, która z ważkich powodów pragnęła wspierać cele kapitału kupieckiego i była […] sama wspomagana w swoim rozwoju przez kapitał, w końcu wyrosła na okaleczającą przeszkodę dla jakiegokolwiek dalszego rozwoju europejskiego przemysłu” [Rudolf Rocker, Op. Cit., s. 117].
I to jest właśnie społeczne tło wyrażenia “laissez-faire” – system, który przerósł opiekunów, którzy go chronili we wczesnych etapach rozwoju. Kapitaliści zbuntowali się przeciwko uciążliwemu wsparciu absolutystycznego państwa, zupełnie jak dzieci, które w końcu buntują się przeciwko opiece i rządom swoich rodziców. Polityka merkantylizmu sprzyjała pewnym gałęziom przemysłu, natomiast kaleczyła rozwój kapitalizmu przemysłowego w innych branżach. Narzucone swoim ulubieńcom zasady i regulacje ograniczały elastyczność kapitalistów w zmienianiu swojego pola działania. Generalnie merkantylizm stał się bardziej utrudnieniem niż pomocą. Więc musiał zostać zastąpiony czymś innym. Wraz ze wzrostem władzy ekonomicznej klasy kapitalistów zamiana ta została ułatwiona.
Errico Malatesta zauważa: “rozwój produkcji, ogromna ekspansja handlu, nieogarniona władza pieniądza […] zagwarantowały tę przewagę [władzy ekonomicznej nad władzą polityczną] klasie kapitalistów, która nie była już zadowolona z korzystania ze wsparcia rządu. Zażądała, aby rząd został wyłoniony z jej własnych szeregów. Rząd, który zawdzięczał swoje początki prawu podboju […] chociaż przez istniejące okoliczności został podporządkowany klasie kapitalistów, utrzymywał dalej dumny i pogardliwy stosunek do swoich nowo wzbogaconych sług i wykazywał roszczenia do niezależności od ich przewagi. Rząd ten rzeczywiście był obrońcą, żandarmem posiadaczy własności, ale tego rodzaju żandarmem, który myśli, że jest kimś, i zachowuje się w arogancki sposób w stosunku do ludzi, których musi eskortować i bronić, jeśli już nawet ich nie obrabuje albo nie zabije tuż za następnym rogiem ulicy; więc klasa kapitalistów pozbyła się go […] [i zastąpiła] rządem [i państwem] […] znajdującym się przez cały czas pod swoją kontrolą, zorganizowanym w sposób tak wyspecjalizowany, aby bronić tej klasy przed wszelkimi możliwymi żądaniami wydziedziczonych” [Anarchy, ss. 19-20].
Malatesta w tym miejscu wykazuje prawdziwe znaczenie haseł “zostawcie nas w spokoju” albo “laissez-faire”. Absolutystyczne państwo (a nie “państwo” samo w sobie) zaczęło przeszkadzać kapitalistom w robieniu zysków i powiększaniu władzy, więc zdecydowali oni, że musi ono odejść – co się zdarzyło np. podczas rewolucji francuskiej, angielskiej i amerykańskiej. Ale pod innymi względami interwencja państwa w życiu społeczeństwa uzyskiwała od kapitalistów zachętę i poklask. “Ironię stanowi to, że głównymi orędownikami państwa, jego władzy administracyjnej i politycznej, byli utylitaryści z klasy średniej. Na odwrocie ich etatystycznych sztandarów były wypisane doktryny ekonomicznego Laissez Faire” [E.P. Thompson, The Making of the English Working Class, s. 90]. Kapitaliści chcieli po prostu, żeby monarchie zostały zastąpione państwami kapitalistycznymi, a przez to żeby szefowie rządów realizowali taką politykę gospodarczą swoich państw, która zostanie uznana przez kapitalistów za dobroczynną dla całej ich klasy. Lance Taylor, ekonomista specjalizujący się w zagadnieniach rozwoju, przekonuje:
“Laissez-faire na dłuższą metę nie stało się składnikiem rozwoju nowoczesnej gospodarki. Państwo interweniowało zawsze: wpierw by stworzyć klasę kapitalistów, potem by ją regulować, a następnie musiało się martwić zawłaszczaniem siebie przez klasę kapitalistów. Ale państwo zawsze było obecne” [cytat podany przez Noama Chomsky’ego, Year 501 (Rok 501. Podbój trwa), s. 104].
Aby móc zaatakować merkantylizm, wcześni kapitaliści musieli zignorować pomyślny wpływ takiej polityki na rozwój przemysłu i stworzenie “spichrza bogactw” dla przyszłej działalności gospodarczej. William Lazonick wskazuje, że “celem politycznym Bogactwa narodów [Adama Smitha] było zaatakowanie instytucji merkantylizmu, wbudowywanych w brytyjską gospodarkę przez poprzednie dwieście lat […] Przeprowadzając swój atak na te instytucje, Smith mógłby zapytać, dlaczego lwia część światowego rynku, dostępna Wielkiej Brytanii pod koniec XVIII wieku, znajdowała się takim dziwnym trafem pod wyłączną kontrolą brytyjską. Gdyby Smith zadał sobie to ‘wielkie pytanie’, to być może zostałby zmuszony do udzielenia zaufania […] tym samym merkantylistycznym instytucjom, które atakował […]”. Ponadto “mógłby uznać wewnętrzne zależności między władzą ekonomiczną a polityczną w chwili rodzenia się światowej dominacji Wielkiej Brytanii”. A przede wszystkim “tym, o czym brytyjscy rzecznicy laissez-faire nie chcieli mówić, była rola, jaką odegrał system władzy państwowej w stwarzaniu warunków do wkroczenia przez Wielką Brytanię na drogę dynamicznego rozwoju […] Nie trudzili się oni zadawaniem sobie pytania, w jaki sposób Wielka Brytania uzyskała swoją pozycję [‘warsztatu świata’], a równocześnie przemilczali trwający system władzy państwowej – Imperium Brytyjskie – który […] w dalszym ciągu wspierał wiodącą pozycję Anglii” [Business Organisation and the Myth of the Market Economy (Organizacja biznesu a mit gospodarki rynkowej), s. 2, s. 3, s. 5].
Podobny komentarz można zastosować do amerykańskich zwolenników laissez-faire, którzy jakoś nie chcą zauważyć, że “tradycyjne” amerykańskie wsparcie dla ogólnoświatowego wolnego handlu jest zjawiskiem całkiem nowym. Zostało ono zapoczątkowane dopiero pod koniec drugiej wojny światowej (chociaż oczywiście w samej Ameryce została wdrożona polityka militarnego keynesizmu). Zaś gdy amerykański przemysł dopiero się rozwijał, w kraju tym nie było miejsca dla laissez-faire. Po tym, jak rozrósł się i okrzepł, Stany Zjednoczone zaczęły nawracać resztę świata na laissez-faire – i rozpoczęły oszukiwanie siebie na temat swojej własnej historii, wierząc, że slogany o wolnym rynku stanowią tajemnicę ich sukcesu. Pomijając cła, dziewiętnastowieczna Ameryka mocno weszła na drogę planowania przemysłowego – sporadycznie pod taką nazwą, ale dużo częściej pod nazwą bezpieczeństwa narodowego. Armia stanowiła wytłumaczenie dla tego, co dzisiaj się nazywa restrukturyzacją, typowaniem najrentowniejszych firm, promocją badań i koordynowaniem rozwoju przemysłu. (I powinniśmy dodać, że nadal tak jest).
Richard B. Du Boff wykazuje, że “antypaństwowy” zwrot lat czterdziestych XIX wieku był bardzo wybiórczy, gdyż w powszechnej opinii “od tej pory jeżeli rząd zapragnął dotować prywatne działania biznesowe, nie było sprzeciwu. Ale jeśli władza publiczna miałaby zostać wykorzystana do kontrolowania działań biznesu albo jeśli sektor publiczny miałby przeprowadzać inicjatywy ekonomiczne na własną rękę, to stanąłby wobec zdecydowanej opozycji prywatnego kapitału” [Accumulation and Power (Władza i akumulacja), s. 26]. Mówiąc prościej, państwo mogło pomagać kapitalistom metodami pośrednimi (jak cła, polityka obrotu ziemią, tłumienie ruchu robotniczego, dotowanie infrastruktury itp.) i “zostawiało ich w spokoju”, by mogli uciskać i wyzyskiwać pracowników, wyzyskiwać konsumentów, budować swoje imperia przemysłowe i tak dalej.
Tak więc wyrażenie “laissez-faire” wywodzi się z okresu, gdy kapitaliści sprzeciwiali się ograniczeniom, które wcześniej pomogły im stanąć na nogi. Ma ono niewiele wspólnego z wolnością jako taką, a dużo więcej z kapitalistyczną potrzebą władzy i zysków (jak przekonuje Murray Bookchin, jest błędem odmalowywanie tej “rewolucyjnej epoki z jej demokratycznymi aspiracjami jako ‘burżuazyjnej’. Wyobrażenie to czyni kapitalizm ustrojem bardziej przywiązanym do wolności, czy choćby do zwykłych swobód obywatelskich, niż był on w rzeczywistości historycznej” [From Urbanisation to Cities, s. 180f]). Takis Fotopoulos w swojej rozprawie “The Nation-state and the Market” (“Państwo narodowe a rynek”) wykazuje, że siły społeczne działające podczas “uwalniania” rynku wcale nie reprezentują “naturalnej” ewolucji w stronę wolności:
“Wbrew temu, co zapewniają marksiści i liberałowie, urynkowienie gospodarki nie było tylko procesem ewolucyjnym, który nastąpił w wyniku ekspansji handlu w warunkach merkantylizmu […] nowoczesne [tzn. kapitalistyczne] rynki nie powstały w wyniku ewolucji z rynków lokalnych ani z rynków dóbr importowanych […] państwo narodowe, które właśnie zaczęło się wyłaniać pod koniec średniowiecza, odegrało kluczową rolę tworząc warunki dla ‘nacjonalizacji’ rynku […] i […] uwalniając rynek [tzn. bogatych i pra-kapitalistów] od skutecznej kontroli społecznej” [Society and Nature, Vol. 3, ss. 44-45].
“Uwolnienie” rynku oznacza zatem uwolnienie tych, którzy “posiadają” większość rynku (tzn. bogatej elity) od “skutecznej kontroli społecznej”. Ale reszta społeczeństwa nie była już tak szczęśliwa. Piotr Kropotkin dochodzi do podobnych wniosków w dziele Modern Science and Anarchism (Nowoczesna nauka i anarchizm), “rząd, chociaż dał kapitaliście w jakimś stopniu wolne pole, by gromadził swe bogactwa kosztem bezbronnych wyrobników, to nigdy nigdzie […] nie pozwolił na to, by robotnicy mieli okazję ‘czynienia tak, jak im się podoba'” [Kropotkin’s Revolutionary Pamphlets (Wspomnienia rewolucjonisty), s. 182].
Jedyną istotną formą wsparcia dla kapitalizmu, jakiej “libertariańska” prawica chce od państwa (albo od firm “obronnych”), jest egzekwowanie praw własności – prawo posiadaczy własności, aby “czynili, jak im się podoba” na jej terenie, co może mieć oczywiste, ogromne skutki społeczne. To, czemu “libertariańscy” kapitaliści się sprzeciwiają, są usiłowania innych – pracowników, całego społeczeństwa, państwa itp. – polegające na przeszkadzaniu szefom w sprawowaniu ich władzy. W sekcji B i w innych miejscach sekcji F zostało już omówione, że jest to tylko obrona władzy i przywilejów (a nie wolności). Zatem nie będziemy się tutaj powtarzać.
Samuel Johnson raz zauważył, że “słyszymy najgłośniejszy skowyt za wolnością wśród poganiaczy Murzynów”. Nasi nowocześni “libertariańscy” kapitalistyczni poganiacze pracowników najemnych skowyczą za dokładnie takim samym rodzajem “wolności” [Johnson cytowany przez Noama Chomsky’ego, Year 501 (Rok 501. Podbój trwa), s. 141].