Klucz do zrozumienia cen leży w zrozumieniu, że produkcja w kapitalizmie ma jako swój “jedyny cel […] zwiększanie zysków kapitalisty” [Piotr Kropotkin, Wspomnienia rewolucjonisty]. Mówiąc inaczej, zysk jest siłą napędową kapitalizmu. Gdy zrozumiemy ten fakt i jego konsekwencje, wyznaczanie ceny staje się proste, a dynamika ustroju kapitalistycznego przejrzystsza. Cena kapitalistycznego towaru będzie dążyć do swojej ceny produkcji. Cena produkcji jest sumą kosztów produkcji i przeciętnej stopy zysku (powinniśmy odnotować, że przeciętna stopa zysku zależy od łatwości wejścia na rynek – patrz poniżej).
Klienci podczas zakupów stają wobec danych cen i danej podaży. Cena wyznacza popyt w oparciu o wartość użytkową produktu dla klienta i jego sytuację finansową. Jeżeli podaż przekracza popyt, podaż jest ograniczana (albo firmy ograniczają produkcję, albo też zostają zamknięte, a kapitał przeniesiony na inne, dające lepsze zyski, rynki) dopóki nie zostanie wypracowana przeciętna stopa zysku (chociaż musimy podkreślić, że decyzje inwestycyjne są trudne do odwrócenia, a to znaczy, że można ograniczyć mobilność, powodując problemy z dostosowaniem się – takie jak bezrobocie – w gospodarce). Stopa zysku to ilość zysków podzielona przez całkowity kapitał zainwestowany (tj. kapitał nieruchomy – środki produkcji – i kapitał ruchomy – płace i koszty zatrudnienia). Jeśli dana cena daje ponadprzeciętne zyski (a więc i stopy zysku), wtedy kapitał będzie próbował się przemieścić z obszaru ubogiego w zyski do obszaru bogatego w zyski, zwiększając podaż i konkurencję, a przez to zmniejszając cenę, dopóki nie zostanie znowu wytworzona przeciętna stopa zysku (podkreślamy: będzie próbował, gdyż wiele rynków ma rozległe bariery chroniące przed wejściem, ograniczające mobilność kapitału, a więc pozwalające wielkiemu biznesowi zgarniać wyższe stopy zysku – patrz sekcja C.4). A jeśli cena spowoduje, że popyt przewyższy podaż, wywoła to krótkotrwały wzrost ceny, a te dodatkowe zyski wskazują innym kapitalistom, że warto przenieść się na ten rynek. Podaż towaru będzie dążyć do ustabilizowania się na którymkolwiek poziomie popytu na towar, w cenie dającej przeciętne stopy zysku (poziom ten zależy od “stopnia monopolu” na rynku – patrz sekcja C.5). Ten poziom zysku oznacza, że dostawcy nie mają żadnego bodźca do przenoszenia kapitału na ten rynek albo z tego na jakiś inny. Każda zmiana tego poziomu na dłuższą metę zależy od zmian ceny produkcji omawianego dobra (niższe ceny produkcji oznaczają wyższe zyski, wskazując innym kapitalistom, że nowe inwestycje na tym rynku mogły by przynieść zyski).
Jak można zauważyć, ta teoria (często nazywana teorią wartości opartej na pracy) nie zaprzecza, że konsumenci oceniają dobra subiektywnie, ani że ta ocena może mieć krótkotrwały wpływ na cenę (która wyznacza podaż i popyt). Wielu prawicowo-“libertariańskich” i głównonurtowych ekonomistów twierdzi, że teoria wartości opartej na pracy usuwa popyt z procesu wyznaczania ceny. Ulubionym przykładem jest dla nich przykład “szarlotki z błota” – jeżeli upieczenie jej pochłania taką samą ilość pracy, co upieczenie szarlotki z jabłek, to – pytają – pewnie też będzie miała taką samą wartość (cenę)? Ich twierdzenia są nieprawidłowe, gdyż teoria wartości opartej na pracy opiera się na podaży i popycie i dąży do wyjaśnienia dynamiki cen, a więc uznaje (a nawet opiera się na tym), że jednostki podejmują swoje własne decyzje w oparciu o swoje subiektywne potrzeby (według słów Proudhona, “użyteczność to niezbędny warunek wymiany” [System ekonomicznych sprzeczności]). Tym, co teoria wartości opartej na pracy pragnie wyjaśnić jest cena (tj. wartość wymienna) – a dane dobro może mieć wartość wymienną tylko wtedy, gdy inni go chcą (tzn. ma wartość użytkową dla nich, a oni pragną na nie wymieniać pieniądze lub inne dobra). Dlatego przykład “szarlotki z błota” to klasyczny przykład niedorzecznej argumentacji – “szarlotka z błota” nie ma żadnej wartości wymiennej, gdyż nie posiada wartości użytkowej dla innych i nie jest poddawana wymianie. Innymi słowy, jeżeli towaru nie można wymieniać, to nie może on mieć wartości wymiennej (a więc ceny). Jak przekonywał Proudhon, “nic nie daje się wymieniać, jeśli nie jest użyteczne” [Op. Cit.].
Teoria wartości opartej na pracy wynika ze spostrzeżenia, że bez pracy nic nie zostałoby wyprodukowane i musi się coś wyprodukować, zanim będzie można to wymieniać (albo ukraść, jak w przypadku ziemi). Ponieważ użyteczność (tzn. wartość użytkowa) nie daje się zmierzyć, praca jest podstawą wartości (wymiennej). Teoria wartości opartej na pracy bazuje na obiektywnych potrzebach produkcji i uznaje kluczową rolę, jaką odgrywa praca (bezpośrednio i pośrednio) przy wytwarzaniu towarów. Ale nie znaczy to, że wartość istnieje niezależnie od popytu. Bynajmniej – jak zwróciliśmy uwagę, ażeby posiadać wartość wymienną, dane dobro musi być pożądane przez kogoś innego niż jego wytwórca (albo kapitalista, który zatrudnia wytwórcę), musi mieć wartość użytkową dla innych (inaczej mówiąc, zostaje ono subiektywnie oceniane przez nich). Dlatego robotnicy produkują to, co ma wartość (użytkową), wyznaczoną przez popyt, a koszty produkcji obejmującej tworzenie tej wartości użytkowej wyznaczają cenę (wartość wymienną towaru) i poziom zysków.
Dlatego teoria wartości opartej na pracy zawiera też ziarnko prawdy z teorii “subiektywnej”, burząc równocześnie jej mity. Ponieważ w ostateczności subiektywna teoria wartości stwierdza tylko, że “ceny są wyznaczane przez użyteczność krańcową; użyteczność krańcowa jest mierzona przez ceny. Ceny […] nie są niczym więcej, ani niczym mniej, niż cenami. Marginaliści, po rozpoczęciu swoich poszukiwań w sferze subiektywnych odczuć, obrali chodzenie w kółko” [Allan Engler, Apostołowie chciwości]. Z drugiej strony, teoria wartości opartej na pracy wynika z obiektywnych faktów produkcji i wynikających z niej kosztów (ostatecznie wyrażonych czasem pracy) (“Absolutną wartością przedmiotu zatem jest koszt czasu i wydatków” [potrzebnych na jego wytworzenie] [Proudhon, Co to jest własność?]). Zmiany podaży i popytu (tj. cen rynkowych) oscylują wokół tej “absolutnej wartości” (tzn. ceny produkcji), a więc to właśnie koszt produkcji towaru jest tym, co ostatecznie reguluje jego cenę, nie zaś podaż i popyt (które tylko tymczasowo wpływają na jego cenę rynkową).
Chociaż subiektywna teoria wartości jest wygodna w użyciu przy opisywaniu cen dzieł sztuki (a powinniśmy też odnotować, że i teoria wartości opartej na pracy może dostarczyć ich wyjaśnienia), to posiadanie teorii ekonomicznej ignorującej istotę olbrzymiej większości działań ekonomicznych w społeczeństwie ma niewielki sens. Teoria wartości opartej na pracy wyjaśnia to, co leży pod powierzchnią podaży i popytu, co naprawdę wyznacza cenę w kapitalizmie. Uznaje obiektywnie dane ceny i podaż, które są doświadczane przez konsumenta i wskazuje, jak konsumpcja (“subiektywne oceny”) wpływa na ich przesunięcia. Wyjaśnia, dlaczego pewien towar sprzedaje się po pewnej cenie, a nie po innej – jest to coś, czego subiektywna teoria naprawdę nie może uczynić. Dlaczego dostawca powinien “zmienić swoje zachowanie” na rynku, jeśli opiera się on wyłącznie na “subiektywnych oszacowaniach”? Musi być jakaś obiektywna wskazówka, która kieruje jego działaniami, i jest ona znajdowana w rzeczywistości kapitalistycznej produkcji. Jeszcze raz cytując Proudhona, “jeżeli podaż i popyt same wyznaczają wartość, to jak możemy mówić, co jest nadmiarem, a co niedoborem? Jeśli ani koszt, ani cena rynkowa, ani płace nie mogą zostać wyznaczone matematycznie, to jak jest możliwe pojęcie nadwyżki, zysku?” [System ekonomicznych sprzeczności]. Dlatego “mówić […] że podaż i popyt stanowią prawo wymiany to mówić, że podaż i popyt stanowią prawo podaży i popytu; nie jest to wyjaśnienie powszechnego prawidła, ale ogłoszenie jego absurdalności” [Op. Cit.]. Toteż teoria wartości opartej na pracy dokładniej oddaje rzeczywistość – mianowicie to, że w przypadku zwyczajnego towaru, zarówno ceny, jak i podaż istnieją zanim będą mogły mieć miejsce subiektywne oceny, i że kapitalizm opiera się raczej na osiąganiu zysków niż abstrakcyjnym zaspokajaniu potrzeb klientów.
Można by przekonywać, że ta teoria o “cenie produkcji” jest bliska neoliberalnej teorii “częściowej równowagi” rynkowej. Pod wieloma względami jest to prawda. Marshall w zasadzie stworzył swoją teorię syntetyzując teorię użyteczności krańcowej ze starszą teorią “kosztów produkcji”, którą John Stuart Mill wyprowadził z teorii wartości opartej na pracy. Ale ważne są i różnice. Po pierwsze, teoria wartości opartej na pracy nie prowadzi do wskazanego powyżej błędnego koła związanego z próbami wyprowadzania użyteczności od ceny. Po drugie, przekonuje, że czynsze, zyski i odsetki to nieodpłatna praca robotników, a nie “nagrody” dla właścicieli za bycie właścicielami. Po trzecie, jest to system dynamiczny, w którym ceny produkcji mogą się zmieniać i zmieniają się, gdyż są podejmowane decyzje ekonomiczne. Po czwarte, teoria wartości opartej na pracy może łatwo odrzucić ideę “doskonałej konkurencji” i brać pod uwagę gospodarkę naznaczoną barierami wejścia na rynek i trudnymi do odwrócenia decyzjami inwestycyjnymi. I wreszcie rynki pracy nie muszą oczyszczać się na dłuższą metę. Ponieważ nowoczesna ekonomia zaprzestała mierzenia użyteczności, znaczy to, że w praktyce (jeśli nie w retoryce) model neoliberalny odrzuca część syntezy pochodzącą z teorii wartości opartej na użyteczności krańcowej i w zasadzie powraca do klasycznego ujęcia (tj. teorii wartości opartej na pracy) – ale z ważnymi poprawkami, które wydzierają z wcześniejszej wersji jej ostrze krytyki i dynamiczny charakter.
Nie trzeba powtarzać, że teoria wartości opartej na pracy wcale nie pomija przedmiotów występujących w naturze, takich jak klejnoty, pokarmy roślinne i zwierzęce czy woda. Przyroda jest ogromną skarbnicą wartości użytkowych, które ludzkość musi wykorzystać w celu wyprodukowania innych, nowych wartości użytkowych. Można powiedzieć, że ziemia jest matką, a praca ojcem bogactwa. Czasami się twierdzi, że teoria wartości opartej na pracy zakłada, że przedmioty występujące w naturze nie powinny mieć ceny, skoro wyprodukowanie ich nie pochłania żadnej pracy. Jednak jest to kłamstwo. Na przykład kamienie szlachetne są drogocenne, ponieważ ich odnalezienie pochłania olbrzymią ilość pracy. Gdyby były łatwe do znalezienia, jak piasek, byłyby tanie. Podobnie naturalna żywność i woda posiadają wartość w zależności od tego, jak wiele pracy potrzeba do ich znalezienia, zebrania i przetworzenia na danym obszarze (na przykład woda na terenach jałowych jest bardziej “cenna” niż woda w pobliżu jeziora).
Taką samą logikę stosuje się do innych rzeczy występujących w przyrodzie. Jeśli ich otrzymanie nie wymaga dosłownie żadnego wysiłku – jak powietrza – to będą miały niewielką wartość wymienną albo nie będą miały żadnej. Ale im znalezienie, zebranie, oczyszczenie czy inne przerobienie ich do celów użytkowych będzie pochłaniać więcej pracy, tym będą miały większą wartość wymienną względem innych dóbr (tzn. ich ceny produkcji będą wyższe, co prowadzi do wyższej ceny rynkowej).
Próba pominięcia produkcji w założeniach subiektywnej teorii wartości wywodzi się z chęci ukrycia wyzysku jako istoty kapitalizmu. Koncentrując się na “subiektywnych ocenach” jednostek, owe jednostki zostają oderwane od rzeczywistej działalności ekonomicznej (tj. produkcji), więc źródło zysków i władzy w gospodarce można pominąć. Sekcja C.2 (Skąd się biorą zyski?) pokazuje, dlaczego wyzysk pracy najemnej podczas produkcji jest źródłem zysków – nie zaś działalność na rynku.
Oczywiście zwolennik kapitalizmu będzie przekonywał, że teoria wartości opartej na pracy nie jest powszechnie przyjmowana w głównym nurcie ekonomii. Sama prawda; ale to w niczym nie sugeruje, że teoria jest zła. Mimo wszystko, łatwo byłoby “udowodnić”, iż demokratyczna teoria była “zła” w hitlerowskich Niemczech po prostu dlatego, że nie była powszechnie przyjmowana przez większość wykładowców i politycznych przywódców tamtych czasów. W kapitalizmie coraz więcej rzeczy zostaje obróconych w towary – z teoriami ekonomicznymi i posadami ekonomistów włącznie. Mając wybór między teorią przekonującą, że zyski, odsetki i czynsze to nieodpłatna praca (czyli wyzysk), a teorią przekonującą, że to wszystko są słuszne “nagrody” za służbę, jak myślicie – którą z nich bogaci wesprą swoimi funduszami?
Tak właśnie było z teorią wartości opartej na pracy. Począwszy od czasów Adama Smitha, radykałowie wykorzystywali ją do krytykowania kapitalizmu. Ekonomiści ze szkoły klasycznej (Adam Smith i David Ricardo oraz ich następcy, tacy jak J.S. Mill) przekonywali, że na dłuższą metę towary są wymieniane proporcjonalnie do pracy, użytej do ich wyprodukowania. Zatem wymiana towarowa przynosiła korzyści wszystkim stronom, gdyż otrzymywały one ilość pracy równoważną wydanej sumie. Jednakże pozostawiało to jeszcze istotę i źródła kapitalistycznych zysków do dyskusji. Dyskusja ta szybko przeniosła się do klas pracujących. Na długo zanim Karol Marks (osoba najczęściej kojarzona z teorią wartości opartej na pracy) napisał swoje niesławne dzieło Kapitał, socjaliści ricardiańscy tacy jak Robert Owen i William Thompson oraz anarchiści, tacy jak Proudhon, wykorzystywali teorię wartości opartej na pracy do przedstawiania krytyki kapitalizmu, obnażając go jako ustrój oparty na wyzysku (robotnica albo robotnik faktycznie nie otrzymuje w swojej pensji równowartości tego, co wyprodukował(a), a więc kapitalizm nie opiera się na wymianie równoważnych sobie wartości). W Stanach Zjednoczonych Henry George wykorzystywał tę teorię do atakowania prywatnej własności ziemi. Kiedy nadeszła ekonomia marginalistyczna, szybko zawładnęła nauką jako dobry sposób na zahamowanie radykalnych wpływów. W istocie, następcy Henry’ego George’a przekonują, że ekonomia neoklasyczna rozwijała się przede wszystkim w celu przeciwdziałania jego ideom i wpływom (patrz Korupcja ekonomii Masona Gaffneya i Freda Harrisona).
Więc, jak stwierdziliśmy powyżej, marginalistyczna ekonomia zawładnęła światem, bez względu na swoją znikomą wartość naukową, po prostu dlatego, że usunęła sprawy polityczne z kręgu zainteresowań ekonomii politycznej. Wraz z narodzinami ruchu socjalistycznego i ukazaniem się krytycznych prac Owena, Thompsona, Proudhona i wielu innych, teoria wartości opartej na pracy została uznana za zbyt polityczną i niebezpieczną. Nie można było już dłużej postrzegać kapitalizmu jako ustroju opartego na wymianie równoważnych sobie ilości pracy. Powinno się więc go postrzegać jako system opierający się na wymianie równoważnych sobie użyteczności. Lecz, jak zostało przedstawione (w poprzedniej sekcji), pojęcie równoważnej użyteczności zostało szybko pominięte, chociaż wypracowana na nim nadbudowa stała się podstawą kapitalistycznej ekonomii. A bez teorii wartości kapitalistyczna ekonomia nie jest w stanie udowodnić, że kapitalizm zaowocuje harmonią, zaspokojeniem osobistych potrzeb, sprawiedliwą wymianą czy skutecznym rozmieszczeniem zasobów.
Jeszcze jedna sprawa. Musimy podkreślić, że nie wszyscy anarchiści popierają teorię wartości opartej na pracy. Na przykład Kropotkin się z nią nie zgadzał. Uznawał wykorzystywanie jej przez socjalistów za używanie “metafizycznych definicji akademickich ekonomistów”, za krytykowanie kapitalizmu przy pomocy jego własnych definicji – co, jego zdaniem, jak cała kapitalistyczna ekonomia, było nienaukowe [Ewolucja a środowisko]. Jednakże odrzucanie teorii wartości opartej na pracy przez Kropotkina nie znaczyło, że uważał on kapitalizm za wolny od wyzysku. Wprost przeciwnie – podobnie jak każdy anarchista Kropotkin atakował “przywłaszczanie sobie wytworów ludzkiej pracy przez właścicieli kapitału” widząc korzenie tego stanu rzeczy w tym, że “miliony ludzi nie mają zupełnie z czego żyć, o ile nie sprzedadzą swojej siły roboczej i swojej inteligencji za cenę umożliwiającą kapitaliście czysty zysk i ‘wartość dodatkową'” [Op. Cit.]. Bardziej szczegółowo omawiamy zyski w sekcji C.2 (Skąd się biorą zyski?).
Odrzucanie teorii wartości opartej na pracy przez Kropotkina wynika z faktu, że w kapitalizmie “wartość wymienna i niezbędna praca nie są proporcjonalne do siebie nawzajem“, a więc “praca nie jest miarą wartości“ [Op. Cit.]. Co jest oczywiście prawdą w warunkach kapitalizmu. Jak przekonywał Proudhon (i Marks), w kapitalizmie (wskutek istnienia kapitalistycznych zysków, czynszów i odsetek) ceny mogą nie być proporcjonalne do przeciętnej pracy wymaganej do wyprodukowania towaru (“Gdziekolwiek praca nie została uspołeczniona – to jest, gdziekolwiek wartość nie jest wyznaczana syntetycznie – w wymianie ma miejsce nieuczciwość i nieregularność” [Proudhon, Op. Cit.]). Dopiero, gdy stopa zysku będzie wynosiła zero, ceny będą bezpośrednio odzwierciedlać wartość pracy (co oczywiście jest tym, czego pragnęli Proudhon i Tucker – “Socjalizm […] wyraża swą powinność [“żeby praca była prawdziwą miarą ceny”] w opisywaniu społeczeństwa, takiego, jakie powinno być, i odkrywaniu środków do uczynienia go takim, jakie powinno być” [Tucker, The Individualist Anarchists, p. 79]). Dlatego Kropotkin słusznie stwierdza, że “w ustroju kapitalistycznym wartość podczas wymiany nie jest już mierzona ilością niezbędnej pracy” [Op. Cit.].
Jednakże nie oznacza to, iż teoria wartości opartej na pracy jest nieistotna dla analizowania kapitalistycznej gospodarki. Te fakty raczej przekonują nas, że w kapitalizmie praca jest w zasadzie regulatorem ceny, a nie jej miarą. “Idea, która dotychczas cieszyła się uznaniem w sprawie miary wartości”, przekonywał Proudhon, “jest więc niedokładna; przedmiotem naszego pytania nie jest norma wartości, jak to było mówione tak często i tak głupio, lecz prawo regulujące stosunki różnych produktów względem społecznego bogactwa; ponieważ od znajomości tego prawa zależy wzrost i spadek cen” [System ekonomicznych sprzeczności]. Tak więc argument Kropotkina nie podważa teorii wartości opartej na pracy jako takiej. Po zdjęciu metafizycznej zawartości, którą wielu (zwłaszcza marksistów) dodało do tej teorii (co słusznie zostało zaatakowane przez Kropotkina jako nienaukowe), jest ona w istocie narzędziem metodologicznym, środkiem badania kluczowych aspektów kapitalizmu – mianowicie pracy najemnej i związanych z nią konfliktów w miejscu produkcji – na wysokim poziomie abstrakcji. Jest więc to narzędzie objaśniające, a wartość terminem objaśniającym, środkiem do zrozumienia dynamiki kapitalizmu.
Dlatego zamiast wysuwania niedojrzałej idei, że “wartość wymienna” równa się cenom, teoria wartości opartej na pracy służy przede wszystkim za narzędzie do analizy. Można to zobaczyć w tym, że używamy raczej wyrażenia “cena produkcji” niż wartość (wymienna) podczas opisywania, jak działa teoria. Skupia ona swą analizę na procesie produkcji i dlatego słusznie sprowadza nasze badania nad funkcjonowaniem kapitalizmu do tego, co dzieje się podczas produkcji, do stosunków władzy w kapitalistycznym miejscu pracy, walki między władzą szefa a wolnością pracowników, walki o kontrolę nad procesem produkcyjnym i o to, jak wytworzona przez pracowników nadwyżka ma być dzielona (tzn. jak dużo pozostanie w rękach tych, którzy ją wypracowali, a ile zostanie zawłaszczone przez kapitalistów). Dlatego twierdzenie, że ceny odbiegają od wartości, a więc teoria jest przestarzała, wskazuje na pomyłkę między objaśniającym znaczeniem teorii a rzeczywistym światem cen i zysków. Teoria wartości opartej na pracy przypomina nam, że produkcja ma miejsce najpierw, a więc stanowi podstawę do wymiany, a to, co się dzieje w miejscu produkcji ma bezpośredni wpływ na to, co się dzieje podczas wymiany. Bezpośrednie i pośrednie zmniejszanie się czasu pracy wymaganej do produkcji zmniejsza koszty produkcji towaru, a zatem też cenę jego produkcji. A więc wzrost i spadek cen i zysków jest rezultatem zmian stosunków wartości (tj. obiektywnych kosztów pracy w procesie produkcji – wartości czasu pracy) i dlatego wykorzystywanie teorii wartości opartej na pracy jako narzędzia objaśniającego pozostaje ważne.
Inaczej mówiąc, teoria ta jest po prostu dobrym narzędziem analizy heurystycznej, które daje dobry wgląd raczej w kształtowanie się cen, niż w ceny jako takie. W praktyce ceny produkcji zależą od płac, a te raczej odzwierciedlają wartość czasu pracy niż są wartością czasu pracy.
Zatem Kropotkin miał rację – aż do tego punktu. Jego krytyka teorii wartości opartej na pracy jest prawidłowa w odniesieniu do tych jej wersji, które twierdzą, że cena “równowagi rynkowej” równa się wartości (wymiennej) dobra. Słusznie stwierdził, że w kapitalizmie rzadko to się zdarza. Co oznacza, że używanie przez nas tej teorii po prostu wynika z potrzeby posiadania narzędzia objaśniającego, środka obserwacji kluczowego aspektu kapitalizmu – mianowicie procesu produkcyjnego, w którym wytwarzane są rzeczy mające wartość użytkową dla innych, a więc przeznaczone do wymiany. Produkcja ma miejsce najpierw, więc aby zrozumieć dynamikę kapitalizmu, musimy najpierw zacząć od niej. Nie robiąc tego, jak to czyni subiektywna teoria wartości, zaprowadzimy naszą analizę do ślepej uliczki i pominiemy zasadniczy przejaw kapitalizmu – pracę najemną, struktury władzy w procesie produkcji oraz wyzysk pracowników, jaki rodzi się z tego ucisku.
Rzeczywiście, argumentacja Kropotkina została uwzględniona w zarysowanym powyżej stanowisku opierającym się na “cenach produkcji”, gdyż skupiamy się na cenach, a nie “wartościach”. Odrzucamy metafizyczne abstrakcje, często towarzyszące teorii wartości opartej na pracy, a zamiast tego skupiamy się na rzeczywistych zjawiskach, takich jak ceny, zyski, walka klas itd. Takie podejście pomaga osadzać naszą krytykę kapitalizmu raczej w tym, co się dzieje w realnym świecie, niż w sferze abstrakcji. A to, że Marks skupiał się na wartości (tj. abstrakcyjnym poziomie analizy) sprawiło, że pominął rolę walki klasowej w kapitalizmie i jej wpływ na zyski (z fatalnymi skutkami dla swojej teorii i ruchu, który zainspirował).