W największym uogólnieniu walka klasowa (czyli opór wobec hierarchii we wszystkich jej formach) jest główną przyczyną cyklu koniunkturalnego. Jak przekonywaliśmy w sekcji B.1.2 i sekcji C.2, kapitaliści, by wyzyskiwać robotnika, muszą go najpierw uciskać. Ale tam, gdzie jest ucisk, jest też i opór; gdzie jest władza, jest też pragnienie wolności. Zatem kapitalizm jest naznaczony ciągłą walką między pracownikiem a szefem w miejscu produkcji, jak też i walką poza zakładem pracy – przeciwko innym formom hierarchii.
Ta walka klasowa odzwierciedla konflikt między podejmowanymi przez pracowników próbami wyzwolenia i uwłasnowolnienia samych siebie a podejmowanymi przez kapitalistów próbami obrócenia osoby pracownika w maleńki trybik w wielkiej maszynie. Odzwierciedla podejmowane przez uciskanych próby prowadzenia w pełni ludzkiego życia, wyrażane gdy “robotnik żąda swego udziału w bogactwach, które produkuje; żąda udziału w zarządzaniu produkcją; i gdy żąda nie tylko trochę lepszego bytu, ale także pełnych praw do wyższych uciech nauki i sztuki” [Piotr Kropotkin, Wspomnienia rewolucjonisty]
Errico Malatesta przekonywał, że gdy robotnikom “uda się otrzymać to, czego żądają, to ich byt się poprawi: będą zarabiać więcej, pracować krócej, i mieć więcej czasu i energii, żeby zastanawiać się nad sprawami, które mają dla nich znaczenie, i natychmiast wysuną większe żądania i będą mieć większe potrzeby […] Nie istnieje żadne naturalne prawo (prawo płac), wyznaczające, jaka część pracy robotnika [robotnicy] powinna wrócić do niego [albo do niej] […] Płace, godziny pracy i inne warunki zatrudnienia są wynikiem walki między szefami a pracownikami. Ci pierwsi starają się dawać pracownikom tak mało, jak to tyko jest możliwe; ci drudzy starają się, albo przynajmniej powinni się starać pracować jak najmniej i zarabiać tak dużo, jak to tylko jest możliwe. Tam, gdzie robotnicy akceptują każde warunki, albo nawet będąc niezadowolonymi nie wiedzą, jak stawiać skuteczny opór żądaniom szefów, ich warunki życia zostają szybko sprowadzone do poziomu zwierzęcego. Za to tam, gdzie mają oni wyobrażenie o tym, jak istoty ludzkie powinny żyć i wiedzą, jak łączyć siły, a za pomocą odmawiania pracy lub ukrytej czy otwartej groźby buntu zdobywają respekt ze strony szefów – w takich przypadkach są traktowani we względnie przyzwoity sposób […] Dlatego poprzez walkę, przez opór przeciwko szefom, robotnicy mogą do pewnego poziomu zapobiec pogorszeniu swoich warunków życia, jak również uzyskać rzeczywistą poprawę” [Życie i idee].
To właśnie ta walka jest tym, co wyznacza płace i pośrednie dochody, takie jak opieka socjalna, dotacje do edukacji itp. Walka ta wpływa też na koncentrację kapitału, gdyż kapitał próbuje wykorzystywać technologię do kontrolowania pracowników (a więc wydobywania z nich największej możliwej wartości dodatkowej) i do uzyskania przewagi nad swoją konkurencją (patrz sekcja C.2.3). I, co będziemy omawiać w sekcji D.10 ( Jak kapitalizm wpływa na technologię?), zwiększone inwestycje kapitałowe też odzwierciedlają próbę zwiększenia kontroli nad pracownikiem przez kapitał (lub zastąpienia go przez maszyny, które nie mogą powiedzieć “nie”) oraz przekształcenia jednostek w “szarą masę”, którą można zwolnić lub zastąpić bez większych awantur. Na przykład Proudhon cytuje “angielskiego przemysłowca”, twierdzącego, że zainwestował w maszyny akurat po to, by zastąpić nimi ludzi, ponieważ maszyny łatwiej kontrolować:
“Niesubordynacja naszej siły roboczej nasunęła nam pomysł pozbycia się jej. Pobudzaliśmy i wkładaliśmy wszelkie dające się wyobrazić wysiłki umysłu, aby zastąpić usługi ludzi usługami posłuszniejszych narzędzi, i osiągnęliśmy nasz cel. Maszyny wyprowadziły kapitał z opałów ze strony świata pracy” [System ekonomicznych sprzeczności].
(Na co Proudhon odpowiedział: “cóż za nieszczęście, że maszyny nie mogą też wyprowadzić kapitału z opałów ze strony klientów”, gdyż nadprodukcja i nieodpowiednia sytuacja na rynku spowodowana przez zastępowanie ludzi przez maszyny obala te złudzenia o automatycznej produkcji rodząc kryzys – patrz sekcja C.7.3).
Dlatego walka klasowa wpływa zarówno na płace, jak i na inwestycje kapitałowe, a więc ceny towarów na rynku. A także, co jest jeszcze ważniejsze, określa poziomy zysku, a to właśnie one są przyczyną cyklu koniunkturalnego. Dzieje się tak dlatego, że w kapitalizmie “jedynym celem [produkcji] jest wzrost zysków kapitalisty. I dlatego mamy ciągłą chwiejność przemysłu, okresowo nadchodzące kryzysy […] “ [Kropotkin, Op. Cit.].
Powszechnym kapitalistycznym mitem, wyprowadzanym z kapitalistycznej subiektywnej teorii wartości, jest mniemanie, że wolnorynkowy kapitalizm zaowocuje ciągłym boomem, ponieważ przyczyną kryzysów rzekomo jest państwowa kontrola kredytów i pieniędzy. Na chwilę załóżmy, że tak jest naprawdę. (Faktycznie tak nie jest, co zostanie udowodnione w sekcji C.8). W “gospodarce ciągłego boomu” z “wolnorynkowych” marzeń będzie istniało pełne zatrudnienie. Ale w okresie pełnego zatrudnienia, chociaż pomaga ono “zwiększyć całkowity popyt, to z punktu widzenia biznesu jego fatalną cechą charakterystyczną jest to, że utrzymuje niski stan rezerwowej armii bezrobotnych, chroniąc przez to poziomy płac i wzmacniając siłę przetargową świata pracy” [Edward S. Herman, Poza hipokryzją].
Ujmując to inaczej, pracownicy mają bardzo silną pozycję w warunkach boomu, siłę, która może podkopać system. A to dlatego, że kapitalizm zawsze balansuje na linie. Jeżeli boom ma przebiegać gładko, płace realne muszą wzrastać w granicach pewnego zakresu. Jeśli ich wzrost jest za mały, to wtedy kapitalistom trudno będzie sprzedać towary wyprodukowane przez robotników, a więc z tego powodu doświadczą czegoś, co jest często nazywane “kryzysem upłynniania” (tzn. niemożności robienia zysków wskutek niemożności sprzedania swoich wyrobów). Jeśli natomiast wzrost płac realnych jest za duży, to warunki do tworzenia zysków zostają pogorszone, gdyż świat pracy dostaje większą część wartości, którą produkuje. Znaczy to, że w okresach boomu, kiedy to spada bezrobocie, warunki do upłynniania towarów poprawiają się, gdyż popyt na dobra konsumenckie wzrasta, co rozszerza rynki i zachęca kapitalistów do inwestowania. Natomiast taki wzrost inwestycji (a więc zatrudnienia) ma odwrotny wpływ na warunki wytwarzania wartości dodatkowej, gdyż świat pracy może umocnić się w miejscu produkcji, zwiększyć opór wobec żądań kierownictwa i, co jest o wiele ważniejsze, wysuwać swoje własne.
Jeżeli jakaś branża albo kraj przeżywa wysokie bezrobocie, pracownicy, by utrzymać pracę, będą znosili dłuższy czas pracy, zastój płac, gorsze warunki pracy i nowe technologie. To pozwala kapitałowi na wyegzekwowanie wyższego poziomu zysku od tych pracowników, co z kolei stanowi sygnał dla innych kapitalistów do inwestowania na tym obszarze. Gdy mnożą się inwestycje, bezrobocie spada. A ponieważ zasób dostępnej pracy pozostaje taki sam, więc płace wzrosną, gdyż pracodawcy licytują się w walce o rzadkie zasoby i pracownicy zaczynają odczuwać swoją siłę. A skoro znajdują się w lepszym położeniu, mogą przejść od stawiania oporu roszczeniom kapitału do proponowania swoich własnych (tj. żądania wyższych płac, lepszych warunków pracy, a nawet pracowniczej kontroli). Ponieważ siła pracowników rośnie, porcja dochodów idąca do kapitału maleje, tak jak i stopy zysku, a kapitał doświadcza kurczenia się zysków i dlatego obcina wydatki na inwestycje i/lub płace. Cięcia w inwestycjach zwiększają bezrobocie w sektorze gospodarki wytwarzającym dobra kapitałowe, co z kolei ogranicza popyt na dobra konsumpcyjne, gdyż pracownicy po utracie swoich miejsc pracy nie mogą sobie już dłużej pozwalać na kupowanie tylu towarów, co przedtem. Proces ten ulega przyśpieszeniu gdy szefowie zwalniają pracowników albo obcinają im płace i kryzys pogłębia się, a więc wzrasta bezrobocie, co rozpoczyna następny cykl. Można to nazwać “subiektywnym” naciskiem na stopy zysku.
To wzajemne oddziaływanie zysków i płac można zauważyć w większości cykli koniunkturalnych. Jako przykład rozważmy kryzys, który we wczesnych latach siedemdziesiątych zakończył epokę powojennego keynesizmu [tj. gospodarki opartej na założeniach angielskiego ekonomisty Johna Maynarda Keynesa, postulującego interwencjonizm państwowy i ustępstwa na rzecz klas pracujących – przyp. tłum.] i utorował drogę “rewolucjom na rzecz podaży” Thatcher i Reagana. Ten kryzys, który wystąpił w 1973 roku, miał swoje korzenie w boomie lat sześćdziesiątych. Jeżeli spojrzymy na Stany Zjednoczone, to odkryjemy, że przeżywały one ciągły wzrost gospodarczy od 1961 do 1969 roku (najdłuższy w historii tego kraju). Począwszy od 1961 bezrobocie stale spadało, faktycznie doprowadzając do pełnego zatrudnienia. Od 1963 roku ilość strajków i całkowitego czasu nieprzepracowanych godzin roboczych stale wzrastała (od około 3 tysięcy strajków w 1963 do prawie 6 tysięcy w 1970). Liczba dzikich strajków wzrosła z 22% wszystkich strajków w 1960 do 36,5% w 1966 roku. W roku 1965 zarówno udziały zysków biznesu w dochodach, jak i stopy zysków osiągnęły swój szczyt. Spadek udziału zysków w dochodach i stopy zysku trwał aż do 1970 roku (kiedy to zaczęło rosnąć bezrobocie), kiedy to zaczęły one powoli rosnąć aż do wystąpienia kryzysu 1973 roku. Do tego jeszcze po 1965 roku zaczął się wzrost inflacji, gdyż kapitalistyczne firmy próbowały utrzymać swoje marże zysku przerzucając wzrost kosztów na klientów (jak omówimy poniżej, inflacja ma o wiele więcej do zawdzięczenia kapitalistycznym zyskom niż puszczaniu w obieg pieniędzy czy płacom). To pomogło ograniczyć zdobycze w postaci wyższych płac realnych i utrzymać rentowność w okresie od 1968 do 1973. W innym wypadku płace realne wzrosłyby znacznie, co by pomogło opóźnić kryzys, lecz by go nie powstrzymało.
Patrząc na szerszy świat, odkrywamy, że w przypadku ogółu krajów wysoko rozwiniętych koszty zatrudnienia stale rosły między 1962 a 1971 rokiem, podczas gdy rentowność spadała. Koszty zatrudnienia zrównały się z rentownością w 1965 roku (przy wartościach około 4%) – który to rok był także punktem, w którym udział zysków w dochodach i stopa zysku osiągnęły swój szczyt. W okresie od 1965 do 1971 rentowność w dalszym ciągu spadała, podczas gdy koszty zatrudnienia dalej rosły. Ten proces, będący wynikiem spadku bezrobocia i wzrostu siły przetargowej pracowników (po części wyrażony gwałtownym wzrostem liczby strajków w całej zachodniej Europie i innych krajach), pomógł zagwarantować faktyczny wzrost płac realnych (nie licząc opodatkowania) i wydajności pracy w wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych mniej więcej w tym samym tempie od 1960 do 1968 roku (o 4%). Ale między 1968 a 1973 realne płace po opodatkowaniu rosły średnio o 4,5%. Dla porównania, wydajność pracy rosła tylko o 3,4%. Ponadto wskutek wzrostu międzynarodowej konkurencji przedsiębiorstwa nie mogły przenosić kosztów podwyżek płac na klientów w formie wyższych cen (co znowu by tylko opóźniło kryzys, ale nie powstrzymało go). W wyniku działania tych czynników część zysków przechodząca do biznesu spadła o około 15% w tym okresie.
Do tego jeszcze poza zakładami pracy “wyłonił się szereg silnych ruchów wyzwoleńczych wśród kobiet, studentów, uczniów i mniejszości etnicznych. Postępował kryzys instytucji społecznych, a szerokie rzesze ludzi kwestionowały same fundamenty nowoczesnego, hierarchicznego społeczeństwa: patriarchalną rodzinę, autorytarne szkoły i uniwersytety, hierarchiczne zakłady pracy czy biura, biurokratyczne partie i związki zawodowe” [Takis Fotopoulos, “The Nation-state and the Market,” p. 58, Society and Nature, Vol. 3, pp. 44-45].
Te konflikty społeczne wywołały kryzys gospodarczy, gdyż kapitał już dłużej nie mógł uciskać i wyzyskiwać ludzi pracy w stopniu wystarczającym do utrzymywania odpowiedniej stopy zysku. Kryzys został więc wykorzystany do zdyscyplinowania klas pracujących i przywrócenia władzy kapitalisty w miejscu pracy i poza nim (patrz sekcja C.8.2). Winniśmy też zauważyć, że ten proces buntu społecznego pomimo zwiększania się materialnego dostatku (a może właśnie dzięki niemu?) został przepowiedziany przez Malatestę. W 1922 roku przekonywał on, że:
“Fundamentalnym błędem reformistów jest marzenie o solidarności, o szczerej współpracy między panami a sługami […]
“Ci, którzy wyobrażają sobie społeczeństwo dobrze opchanych świń, które człapią z zadowoleniem pod batami niewielkiej liczby pastuchów; którzy nie biorą pod uwagę potrzeby wolności i poczucia ludzkiej godności […] mogą także wyobrażać sobie i dążyć do technicznej organizacji produkcji, zapewniającej obfitość dla wszystkich i korzystnej jednocześnie dla szefów i pracowników. Ale w rzeczywistości ‘spokój społeczny’ opierający się na dobrobycie dla wszystkich pozostanie marzeniem tak długo, jak społeczeństwo będzie podzielone na antagonistyczne klasy, to jest pracodawców i pracobiorców […]
“Ten antagonizm jest raczej duchowy niż materialny. Nigdy nie będzie szczerego porozumienia między szefami a pracownikami na rzecz lepszej eksploatacji [sic!] sił przyrody w interesie ludzkości, ponieważ szefowie ponad wszystko chcą pozostać szefami i zawsze zabezpieczać sobie więcej władzy kosztem pracowników, jak również poprzez konkurencję z innymi szefami, natomiast pracownicy mają szefów do syta i nie chcą więcej” [Życie i idee].
Doświadczenia powojennego kompromisu i socjaldemokratycznych reform doskonale ukazują, że w ostatecznym rozrachunku problemem społecznym nie jest nędza, lecz raczej wolność. Ale wróćmy do wpływu walki klasowej na kapitalizm.
W nowszych czasach panika na giełdzie na Wall Street, która towarzyszy wiadomościom o spadkach bezrobocia w USA, odzwierciedla ten lęk przed siłą klas pracujących. Gdy nie ma strachu przed bezrobociem, pracownicy mogą zacząć walczyć o poprawę swych warunków pracy, przeciw kapitalistycznemu uciskowi i wyzyskowi oraz na rzecz wolności i sprawiedliwego świata. Każdy kryzys w kapitalizmie zdarzał się wtedy, gdy pracownicy doczekali się spadku bezrobocia i poprawy swoich warunków życia – nie jest to zbiegiem okoliczności.
Krzywa Philipsa, która pokazuje, że inflacja rośnie, gdy bezrobocie spada, jest również obrazem tej zależności. Inflacja to sytuacja, w której ma miejsce ogólny wzrost cen. Ekonomia neoliberalna (i inne rodzaje ekonomii popierającej “wolny rynek”) argumentuje, że inflacja to zjawisko czysto pieniężne, rezultat istnienia większej ilości pieniądza w obiegu od tej, która jest potrzebna do sprzedaży rozmaitych towarów na rynku. Jednakże jest to nieprawda. Na ogół nie ma żadnego związku między puszczaniem w obieg pieniędzy a inflacją. Na przykład ilość pieniędzy w obiegu może wzrastać, gdy wskaźnik inflacji spada (co miało miejsce w USA między 1975 a 1984 rokiem). Inflacja ma inne korzenie. Mianowicie jest to “wyraz nieodpowiednich zysków, jakie muszą zostać wynagrodzone przy pomocy cen i polityki monetarnej […] W każdych okolicznościach inflacja jest równoznaczna z potrzebą wyższych zysków […]” [Paul Mattick, Ekonomia, polityka i wiek inflacji]. Inflacja prowadzi do wyższych zysków, czyniąc pracę tańszą. Czyli zmniejsza “realne płace pracowników […] [co] bezpośrednio przysparza korzyści pracodawcom […] [gdyż] ceny rosną szybciej od płac, dochód, który przypadłby pracownikom, zamiast tego przypada biznesowi” [J. Brecher i T. Costello, Zdrowy rozsądek na ciężkie czasy].
Inflacja, mówiąc inaczej, jest przejawem bieżącej walki o podział dochodów między klasami, i, ponieważ pracownicy nie posiadają żadnej kontroli nad cenami, jest wywoływana gdy marże kapitalistycznych zysków zostają zmniejszone (z jakichkolwiek powodów, obiektywnych czy subiektywnych). Znaczy to, że wnioskowanie, iż podwyżki płac “powodują” inflację jako taką byłoby błędem. Takie rozumowanie zaniedbuje fakt, że pracownicy nie ustalają cen, robią to kapitaliści. Inflacja na swój własny sposób pokazuje obłudę kapitalizmu. Ostatecznie, płace rosną wskutek “naturalnych” sił rynkowych podaży i popytu. To właśnie kapitaliści są tymi, którzy próbują rozpieprzyć rynek odmawiając zaakceptowania niższych zysków powodowanych przez warunki na tymże rynku. Oczywiście, używając wyrażenia Tuckera, w kapitalizmie siły rynkowe są dobrą rzeczą dla gęsi (świata pracy), ale złą dla gąsiora (kapitału).
Nie znaczy to, że inflacja odpowiada jednakowo wszystkim kapitalistom (ani też oczywiście nie znaczy, że odpowiada ona tym warstwom społecznym, które żyją ze stałych dochodów, a więc cierpią na podwyżkach cen – lecz tacy ludzie są nieważni w oczach kapitału). Bynajmniej – w okresach inflacji wierzyciele zaczynają tracić, a dłużnicy zaczynają zyskiwać. Sprzeciw wielu zwolenników kapitalizmu wobec wysokiego poziomu inflacji opiera się na tym fakcie oraz na ukazywanym przezeń podziale w obrębie klasy kapitalistów. Istnieją ich dwie główne grupy, finansjera i przemysłowcy. Ci drudzy mogą czerpać i czerpią korzyści z inflacji (jak ukazano powyżej), ale ci pierwsi patrzą na wysoką inflację jako na zagrożenie. Kiedy inflacja się rozkręca, może to pchnąć realną stopę procentową na obszary ujemne, i jest to przerażająca perspektywa dla tych, dla których dochody z odsetków mają zasadnicze znaczenie (tj. finansjery). W dodatku wysoki poziom inflacji może też zaogniać konflikty społeczne, gdyż robotnicy i inne grupy społeczeństwa próbują utrzymywać swoje dochody na stałym poziomie. Ponieważ konflikt społeczny wpływa na większe zaangażowanie polityczne jego uczestników, wysoka inflacja mogłaby wywrzeć poważny wpływ na stabilność polityczną kapitalizmu, a więc powodować problemy dla klasy rządzącej.
To, jak inflacja jest rozpatrywana przez media i przez rządy, wyraża względny układ sił tych dwu grup klasy kapitalistów i poziom walki klasowej w społeczeństwie. Na przykład w latach siedemdziesiątych, wraz ze wzrostem międzynarodowej mobilności kapitału, równowaga sił przechyliła się na korzyść finansjery i inflacja stała się źródłem wszelkiego zła. To przesunięcie na korzyść finansjery można zobaczyć we wzroście dochodów właścicieli lokat bankowych. Podział amerykańskich zysków przemysłowych ukazuje ten proces – porównując okresy 1965-73 i 1990-96, odkrywamy, że wypłaty odsetek wzrosły z 11% do 24%, wypłaty dywidend z 24% do 36%, podczas gdy odsetek zatrzymanych zarobków spadł z 65% do 40% (zważywszy, że zatrzymane zarobki to najważniejsze źródło dla funduszy inwestycyjnych, wzrost potęgi finansjery pomaga zrozumieć dlaczego, wbrew twierdzeniom prawicy, rozwój gospodarczy stale się pogarsza wraz z liberalizacją rynków – fundusze, które by zaowocowały prawdziwymi inwestycjami, lądują w rękach struktur finansjery). Do tego jeszcze fale strajków i protestów, jakie powodowała inflacja, miały niepokojące następstwa dla klasy rządzącej. Ale ponieważ właściwe powody inflacji utrzymywały się (mianowicie dążenie do powiększenia zysków), sama inflacja została jedynie zredukowana do akceptowalnych poziomów, takich, które zapewniały dodatnią realną stopę procentową i dającą się zaakceptować wysokość zysków.
Świadomość, że pełne zatrudnienie jest złe dla biznesu dała podstawę tak zwanej “stopie bezrobocia nie nakręcającej inflacji” – Non-Accelerating Inflation Rate of Unemployment (NAIRU). Jest to taka stopa bezrobocia w gospodarce, przy której – jak się twierdzi – inflacja zaczyna ulegać szybkiemu rozkręceniu. Chociaż podstawy dla tej “teorii” są słabe (NAIRU jest niewidoczną, ruchomą stopą, a więc “teoria” może wyjaśnić każde wydarzenie historyczne po prostu dlatego, że można udowodnić wszystko, gdy czyjaś przesłanka nie może zostać dostrzeżona przez zwykłych śmiertelników), to jest ona bardzo pożyteczna dla usprawiedliwiania posunięć politycznych, które zmierzają do atakowania ludzi pracy, ich organizacji i ich działalności. NAIRU dotyczy spirali “wzrostu cen wywołanego przez płace”, spowodowanej przez spadek bezrobocia i wzrost praw i siły pracowników. Oczywiście, nigdy nie słyszy się o spirali “wzrostu cen wywołanego przez odsetki”, ani o spirali “wzrostu cen wywołanego przez czynsze”, ani o spirali “wzrostu cen wywołanego przez zyski”, pomimo że one wszystkie też są częścią każdej ceny. Jest to zawsze spirala “wzrostu cen wywołanego przez płace” po prostu dlatego, iż odsetki, renty dzierżawne i zyski są dochodami kapitału, a więc z definicji nie podlegają krytyce. Przyjmując logikę NAIRU zwolennicy ustroju kapitalistycznego skrycie przyznają, że nie da się on pogodzić z pełnym zatrudnieniem – a przez to i z jakimikolwiek tezami o efektywnym rozmieszczeniu zasobów, albo też z tezami, że umowy o pracę dają korzyści obu stronom w równym stopniu.
Z tych powodów anarchiści przekonują, że gospodarka ciągłego “boomu” jest niemożliwością po prostu dlatego, iż kapitalizm jest napędzany przez starania o zysk, które, w połączeniu z subiektywnym naciskiem na zyski istniejącym wskutek walki klasowej między robotnikami a kapitalistami, muszą wytwarzać ciągły cykl rozkwitów i zapaści. Gdy rzecz sprowadza się do tego, nie jest to niespodzianką, gdyż “z konieczności obfitość dóbr dla niektórych będzie się opierać na ubóstwie innych, a tarapaty finansowe wielkiej rzeszy będą musiały zostać utrzymane za wszelką cenę, ażeby mogły być ręce sprzedające się tylko za część tego, co są zdolne wyprodukować – bez tego prywatna akumulacja kapitału jest niemożliwa!” [Kropotkin, Op. Cit.].
Oczywiście, kiedy takie “subiektywne” naciski są odczuwane przez system, gdy prywatna akumulacja kapitału zostaje zagrożona przez poprawę warunków życia dla wielu, klasa rządząca oskarża klasy pracujące o “chciwość” i “egoizm”. Gdy zdarza się coś takiego, powinniśmy pamiętać, co Adam Smith miał do powiedzenia na ten temat:
“W rzeczywistości wysokie zyski przyczyniają się o wiele bardziej do podwyższenia ceny pracy niż wysokie płace […] Ta część ceny towaru, która przemieniłaby się w płace […] wzrosłaby zaledwie w stosunku arytmetycznym do wzrostu płac. Ale gdyby zyski wszystkich rozmaitych pracodawców tych ludzi pracy miały zostać podniesione o pięć procent, to cena towaru, która przemieniłaby się w zysk […] wzrosłaby w stosunku geometrycznym do wzrostu zysku […] Nasi kupcy i panowie przemysłowcy narzekają na złe skutki wysokich płac w postaci podnoszenia cen, a przez to zmniejszania sprzedaży ich dóbr w kraju i za granicą. Nie mówią niczego, co dotyczy złych skutków wysokich zysków. Milczą co do zgubnych skutków swych własnych korzyści. Narzekają jedynie na korzyści innych ludzi “ [Bogactwo narodów].
Mówiąc między nami, trzeba zauważyć, że w dzisiejszych czasach musielibyśmy dodać ekonomistów do wymienianych przez Smitha “kupców i panów przemysłowców”. Nie jest to taką niespodzianką, zważywszy że teoria ekonomiczna rozwinęła się (albo, jak kto woli, zdegenerowała) od bezstronnej analizy Smitha do obrony wszelkich działań szefa (musimy dodać, że jest to klasyczny przykład działania prawa podaży i popytu – rynek idei odpowiada na popyt na takie dzieła ze strony “naszych kupców i panów przemysłowców”). Każda “teoria”, która wini “chciwych” pracowników za problemy kapitalizmu zawsze będzie faworyzowana kosztem takiej, która słusznie zalicza je do sprzeczności tworzonych przez płatne niewolnictwo. Proudhon dobrze podsumował kapitalistyczną teorię ekonomiczną, gdy stwierdził, że “Ekonomia polityczna – to jest własnościowy despotyzm – nigdy nie może być zła: zły musi być proletariat.” [System ekonomicznych sprzeczności]. I niewiele się zmieniło od roku 1846, kiedy to Proudhon napisał te słowa (albo nawet od czasu, gdy Adam Smith napisał Bogactwo narodów – 1776!), kiedy dochodzi do “wyjaśniania” przez ekonomistów problemów kapitalizmu (takich jak cykl koniunkturalny czy bezrobocie). W ostatecznym rozrachunku kapitalistyczna ekonomia zrzuca winę za każdy problem kapitalizmu na klasy pracujące, odmawiające płaszczenia się przed szefami (na przykład – bezrobocie jest spowodowane przez zbyt wysokie płace, a nie przez szefów potrzebujących bezrobocia w celu utrzymania swojej władzy i zysków – zobacz dane statystyczne, które pokazują, że to drugie wyjaśnienie jest rzetelne w sekcji C.9.2).
Zanim wyciągniemy wnioski, jeszcze jedna sprawa. Chociaż może się zdawać, że nasza analiza “subiektywnych” nacisków jest podobna do analizy przeprowadzanej przez główny nurt ekonomii, sprawa się tak nie przedstawia. A to dlatego, że nasza analiza uznaje, że takie naciski są przyrodzone systemowi, mają przeciwstawne skutki (a więc nie można ich łatwo usunąć bez pogorszenia spraw zanim ulegną poprawie) i zawierają potencjał do stworzenia wolnego społeczeństwa. Nasza analiza przyznaje, że siła i opór pracowników są złe dla kapitalizmu (podobnie jak dla każdego hierarchicznego ustroju), ale też pokazuje, że kapitalizm nic nie może z nimi zrobić bez stworzenia autorytarnych reżimów (takich jak nazistowskie Niemcy) albo doprowadzenia do ogromnego bezrobocia (co się stało we wczesnych latach osiemdziesiątych zarówno w USA, jak i w Wielkiej Brytanii, kiedy to prawicowe rządy umyślnie spowodowały głębokie recesje), a nawet to nie daje żadnej gwarancji wyeliminowania walki klas pracujących, co można zobaczyć na przykładzie Ameryki lat trzydziestych i Wielkiej Brytanii lat siedemdziesiątych.
Oznacza to, że nasza analiza pokazuje ograniczenia i sprzeczności systemu, jak również jego potrzebę, aby pracownicy posiadali słabą pozycję przetargową – by system “działał” (co burzy mit, że kapitalizm to wolne społeczeństwo). Ponadto, zamiast przedstawiać ludzi pracy jako ofiary systemu (co ma miejsce w wielu marksistowskich analizach kapitalizmu), nasza analiza przyznaje, że mamy, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo, moc wpływania na ten system i jego zmiany za pomocą naszej działalności. Powinniśmy być dumni z tego, że ludzie pracy odmawiają negacji samych siebie, czy podporządkowywania swoich interesów interesom innych, czy też odgrywania roli wykonawców rozkazów, wymaganej od nich przez system. Taka ekspresja ludzkiego ducha, walki wolności przeciwko władzy, nie powinna być ignorowana czy umniejszana, raczej powinna być wychwalana. To, że walka przeciwko władzy sprawia tak dużo kłopotów systemowi, nie jest argumentem przeciwko walce społecznej – jest to argument przeciwko ustrojowi opartemu na hierarchii, wyzysku i negowaniu wolności.
Podsumowując – walka społeczna na wiele sposobów jest wewnętrzną dynamiką ustroju, a jego najbardziej podstawowa sprzeczność wygląda tak: chociaż kapitalizm próbuje obrócić większość ludzi w towary (mianowicie w nosicieli siły roboczej), to musi także się borykać z ludzkimi reakcjami na ten proces uprzedmiotowienia (mianowicie z walką klasową). Jednakże z tego nie wynika, że obcięcie płac rozwiąże kryzys – prawda jest od tego jak najdalsza, o czym przekonujemy w sekcji C.9.1 – obcięcie płac pogłębi każdy kryzys, pogarszając sytuację, zanim ulegnie ona poprawie. Nie wynika też z tego wniosek, że gdyby walka klasowa została wyeliminowana, kapitalizm działałby wspaniale. Ostatecznie, jeżeli założymy, że siła robocza to taki sam towar jak każdy inny, jego cena wzrośnie, gdy popyt będzie rósł względem podaży (co albo wytworzy inflację, albo zawężenie zysków, a prawdopodobnie jedno i drugie). Dlatego nawet bez walki klasowej – która jest konsekwencją faktu, że nie można oddzielić siły roboczej od osób, które ją sprzedają – kapitalizm wciąż by musiał stawiać czoła faktowi, że dopiero nadwyżka siły roboczej (bezrobocie) zapewnia stworzenie odpowiednich ilości wartości dodatkowej.
Ponadto, nawet przy założeniu, że jednostki mogą być całkowicie szczęśliwe w kapitalistycznej gospodarce, chętne do sprzedaży swojej wolności i pomysłowości za marne grosze, spełniania bez zastrzeżeń każdego żądania i kaprysu swoich szefów (a w takim razie negowania swojej własnej osobowości i odrębności), kapitalizm musi borykać się z “obiektywnymi” naciskami ograniczającymi jego rozwój. Tak więc chociaż konflikt społeczny, jak przekonywaliśmy powyżej, może mieć decydujący wpływ na kondycję kapitalistycznej gospodarki, nie są to jedyne problemy, jakich doświadcza system. Dzieje się tak dlatego, że istnieją obiektywne naciski w jego obrębie, poza i ponad autorytarnymi stosunkami społecznymi, które produkuje (i oporem wobec nich). Te naciski są omawiane w następnych sekcjach, C.7.2 i C.7.3.