Wolność słowa w społeczeństwie anarchistycznym byłaby znacznie większa niż w kapitalizmie. Jest to oczywiste, twierdzą anarchiści_stki, ponieważ „walczymy z uciskiem i tyranią o przyszłość, w której ludzie nie będą ani panami, ani niewolnikami, ani bogatymi, ani biednymi, ani ciemiężcami, ani uciskanymi […] wolność każdego z nich jest zakorzeniona w wolności wszystkich i w tej uniwersalnej wolności jest gwarancją wolności, samorozwoju, autonomii i wolności słowa dla każdego i dla wszystkich”. [Emma Goldman, A Documentary History of the American Years, s. 104] Socjalizm wolnościowy jako taki charakteryzowałby się dużą swobodą wypowiedzi, ale także wolnością prasy, mediów i tak dalej.
Wiele osób wyznaje ideę, że wszelkie formy socjalizmu zagroziłyby wolności słowa, prasy itd. Zwyczajowo formułowanie tego argumentu dotyczy państwa i brzmi następująco: jeżeli państwo (albo „społeczeństwo”) ma we władaniu wszystkie środki komunikacji, tylko poglądy popierane przez rząd przedostają się do mediów.
To istotny punkt i należy o nim powiedzieć. Ale zanim do tego dojdziemy, należy podkreślić, że pod rządami kapitalizmu te ważniejsze media są skutecznie kontrolowane przez najbogatszych. Tak, jak wspominaliśmy w sekcji D.3, media nie są niezależnymi obrońcami wolności, choć na takie lubią się kreować. To mało zaskakujące, jako że gazety, kompanie telewizyjne itd. to kapitalistyczne przedsiębiorstwa, należące do bogatych, z całym zarządem dyrektorów i redaktorów, którzy są także bogatymi jednostkami, mającymi tam swoje interesy. Stąd też wynikają podstawowe fakty, które ukazują, że „wolna prasa” odzwierciedla interesy kapitalistycznych elit.
Jednakże w kapitalizmie demokratycznym istnieje trochę jawnej cenzury. Radykalne i niezależne wydawnictwa mogą dalej wydawać swoje gazety oraz książki bez interwencji państwa (chociaż siły rynkowe gwarantują, że te działania będą trudne oraz finansowo nieopłacalne). W socjalizmie, jak to się argumentuje, ponieważ „społeczeństwo” jest w posiadaniu środków komunikacji oraz produkcji, tego rodzaju wolność nie istnieje. Zamiast tego, jak to jest widoczne na przykładach „faktycznie istniejących socjalizmów”, taka wolność jest niweczona na rzecz punktu widzenia rządu (rządzących).
Jako że anarchizm odrzuca państwo, możemy stwierdzić, że tego typu niebezpieczeństwo nie istnieje w socjalizmie wolnościowym. Jednakże, jako że anarchiści społeczni argumentują za skomunizowaniem produkcji, czy ograniczenia wolnej mowy mogłyby dalej istnieć? My twierdzimy, że nie; z trzech powodów.
Po pierwsze, wydawnictwa, stacje radiowe itp. będą kierowane bezpośrednio przez pracowników. Będą zaopatrywane przez inne syndykaty, z którymi będą mieć umowy, a nie przez „centralnie planujących” urzędników, którzy zwyczajnie nie będą istnieć. Innymi słowy, nie ma biurokracji urzędników, przesuwających (a także kontrolujących) zasoby (a także środki komunikacji). Stąd anarchistyczny samorząd pracowniczy zapewni istnienie szerokiego zakresu różnych opinii w różnych magazynach i gazetach. Będą gazety lokalnych społeczności, stacje radiowe itd., które, co oczywiste, będą miały zwiększoną rolę w wolnym społeczeństwie. Ale nie będą one jedynymi mediami. Stowarzyszenia, partie polityczne, przemysłowe syndykaty itd., będą miały swoje własne media i/lub będą miały dostęp do źródeł komunikacji syndykatów pracowniczych, zapewniając w ten sposób możliwość wypowiedzi różnych opinii.
Po drugie, „fundamentalną” siłą w wolnym społeczeństwie będą jednostki, z których ono się składa. Siła ta będzie wyrażana w społecznych i pracowniczych zespołach, które mogą odwołać przedstawicieli i wycofać swoje decyzje. Wątpliwe jest, że te grupy będą tolerować rzeszę rzekomych biurokratów, ustalających, co mogą, a czego nie mogą: przeczytać, zobaczyć, czy też usłyszeć.
Po trzecie, jednostki w wolnym społeczeństwie byłyby zainteresowane usłyszeniem różnych punktów widzenia i dyskusjami na ten temat. Jest to naturalny efekt uboczny krytycznego myślenia (które byłoby wspierane przez samorząd pracowniczy), także jednostki te miałyby własny interes w bronieniu jak najszerszego możliwego dostępu do różnych form mediów o różnych poglądach. Nie mając osobistego interesu, by tego bronić, wolne społeczeństwo ciężko by wspierało czy też tolerowało cenzurę, związaną z kapitalistycznymi mediami („Słucham krytyki, bo jestem chciwy. Słucham krytyki, bo jestem egoistą. Nie odmówię sobie innego spojrzenia.” [For Ourselves, The Right to be Greedy, Thesis 113]).
Dlatego też anarchizm zwiększy wolność mowy na wiele ważnych i różnych sposobów, szczególnie w miejscu pracy (gdzie jest to aktualnie negowane w kapitalizmie). Będzie to naturalnym wynikiem społeczeństwa opartego na maksymalizacji wolności oraz chęci cieszenia się życiem. „Domagamy się prawa do dyskusji […] jakikolwiek temat nas interesuje. Jeśli wolna mowa i wolna prasa coś znaczą, to znaczy wolność dyskusji”. [Goldman, Op. Cit., s. 203]
Pragniemy także wskazać, że podczas obu — hiszpańskiej i rosyjskiej — rewolucji, wolność mowy była chroniona na ziemiach anarchistycznych. Na przykład Machnowszczycy na Ukrainie „całkowicie wcielali w życie rewolucyjne zasady wolności mowy, myśli, prasy i politycznych zgrupowań. We wszystkich okupowanych miastach… Całkowita wolność mowy, prasy, zgromadzeń i stowarzyszeń każdego rodzaju i dla każdego była ogłoszona natychmiastowo.” [Piotr Arszinow, Historia ruchu machnowskiego, s. 153]. Zostało to potwierdzone przez Michela Malet, który stwierdza, co następuje „jednym z najbardziej niesamowitych osiągnięć Machnowszczyków było zachowanie wolności mowy w stopniu bardziej rozległym niż którykolwiek z ich przeciwników,” [Nestor Machno w Rosyjskiej Wojnie Domowej, s. 175]. W rewolucyjnej Hiszpanii republikanie, liberałowie, komuniści, trockiści i wiele innych anarchistycznych grup, wszyscy posiadali wolność, by wyrażać swoje poglądy. Emma Goldman pisze „w czasie mojej pierwszej wizyty w Hiszpanii, we wrześniu 1936, nic mnie tak nie zdziwiło, jak ilość wolności politycznej, którą wszędzie mogłam odnaleźć. Prawda, nie rozciągała się na faszystów… [ale] każdy z antyfaszystowskiego frontu doświadczał politycznej wolności, która właściwie nie istniała w żadnej innej tak zwanej europejskiej demokracji.” [Wizje w ogniu, s. 147] To się potwierdza w zapiskach innych naocznych świadków, w tym George’a Orwella w W hołdzie Katalonii (tak właściwie to było to powstanie prokapitalistycznych republikanów i komunistów, którzy wprowadzili cenzurę).
Oba ruchy walczyły w walce na śmierć i życie przeciwko komunistom, faszystom i pro-kapitalistycznym armiom, zatem ta obrona wolności wyrażania myśli, w takich okolicznościach, jest szczególnie godna uwagi. Wolność słowa, podobnie jak wolność zrzeszania się, dotyczy wszystkich grup (w tym oczywiście religijnych). Jedynym wyjątkiem byłyby, jak zauważyła Goldman, organizacje, które aktywnie walczą o zniewolenie wolnego społeczeństwa. Innymi słowy, w czasie rewolucji społecznej jest mało prawdopodobne, aby wolność słowa i organizacji dotyczyła tych, którzy wspierają siły kontrrewolucyjne. W miarę zmniejszania się zagrożenia przemocą ze strony tych sił, wzrośnie więc wolność ich zwolenników.
To właśnie w tym kontekście musimy omówić to, co niektórzy mogą wskazać jako przykład anarchistów odmawiających wolności słowa, zrzeszania się i wyznania, a mianowicie palenie kościołów podczas rewolucji hiszpańskiej. W rzeczywistości niektórzy użyliby tego jako dowodu na anarchistyczną nietolerancję religii i dla tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Anarchiści_stki odrzucają takie zarzuty.
Jak wiadomo, po udanej klęsce zamachu faszystowsko-wojskowego w końcu lipca 1936 r. spalono kościoły katolickie i zabito członków Kościoła katolickiego. Jednak te akty nie były aktami przeciwko wolności wyznania i słowa. Były to raczej powszechne czyny przeciwko zarówno opresyjnej, jak i reakcyjnej roli Kościoła katolickiego w społeczeństwie hiszpańskim, a także jego aktywnego wspierania faszyzmu w latach 20. i 30. ubiegłego wieku, w tym zamachu stanu Franco. Jak podsumowuje historyk Paul Preston: „Religia była kwestią, którą można było wykorzystać do zmobilizowania masowego chłopskiego poparcia dla interesów oligarchii. Po utracie hegemonii politycznej w kwietniu 1931 r., klasy rządzące tym bardziej przylgnęły do Kościoła jako jeden z kluczowych podpór ich dominacji społecznej i ekonomicznej. Podobnie hierarchia kościelna, jako główny właściciel ziemski, miała nieco podobny pogląd na wartość sojuszu z nową formacją polityczną tworzoną w celu obrony oligarchicznych interesów agrarnych. Nic dziwnego, że w całej Republice duchowni wykorzystywali zarówno ambonę, jak i konfesjonał do obrony istniejącego porządku społeczno-gospodarczego oraz do prowadzenia propagandy wyborczej dla kolejnych organizacji politycznych prawicy”. [The Coming of the Spanish Civil War, s. 42-3]
Kościół katolicki „był bastionem konserwatywnych sił kraju” i nie później niż 15 dni po ogłoszeniu Republiki w 1931 r., Prymas Hiszpanii „wydał pastoralne oświadczenie, w którym potępił zamiar nowego rządu, aby ustanowić wolność wyznania i oddzielić Kościół od państwa. Kardynał wezwał katolików do głosowania w przyszłych wyborach przeciwko administracji, która jego zdaniem chciała zniszczyć religię”. [Antony Beevor, The Battle for Spain, s. 91 i s. 25] Ta opozycja wobec Republiki i poparcie dla prawicowych, prawie faszystowskich partii, trwała przez całe lata 30. i znalazła kulminację w poparciu Kościoła dla zamachu stanu Franco.
Nie należy też zapominać, że „prasa katolicka pochwalała nazistowskie zniszczenie niemieckich ruchów socjalistycznych i komunistycznych. Nazizm był bardzo podziwiany na hiszpańskiej prawicy ze względu na nacisk na władzę, ojczyznę i hierarchię – wszystkie trzy były głównymi troskami CEDA”. Wezwała również swoich czytelników do „pójścia za przykładem Włoch i Niemiec i zorganizowania się przeciwko smokowi rewolucji”, podczas gdy naziści „podpisali konkordat z Watykanem”. CEDA „przystąpiłaby do ustanowienia autorytarnego reżimu o charakterze półfaszystowskim na wzór austriacki”. Tak więc świadomość tego, co wydarzyło się we Włoszech i w Niemczech (z poparciem Kościoła), była gorąca w kręgach anarchistycznych i innych lewicowych, zwłaszcza że „hiszpańska prawica nie ukrywała swojej sympatii dla osiągnięć Hitlera i Mussoliniego”. CEDA miała wiele z pułapek organizacji faszystowskiej, a jej lider „zadeklarował swoją determinację w tworzeniu korporacyjnego państwa w Hiszpanii”. [Op. Cit. s. 69, s. 72, s. 120 i s. 121] Jak to ujął jeden z katolickich pisarzy, Francois Mauriac: „Chrześcijaństwo i faszyzm przeplatają się i nie mogą nienawidzić jednego, nie nienawidząc drugiego”. [cytował Beevor, Op. Cit., s. 270]
Biorąc to wszystko pod uwagę, ataki na Kościół katolicki naprawdę nie są zaskoczeniem. Gdyby po próbie faszystowskiego zamachu stanu ludzie spalili biura partii faszystowskich i profaszystowskich, niewiele osób byłoby zaskoczonych. Dlaczego pro-faszystowski kościół miałby być uważany za odporny na tak powszechny gniew? Jak zauważył George Orwell: „Nikt nie może winić [kogoś] za to, że jest zły, gdy kościoły są palone, a księża mordowani lub wpędzani na wygnanie. Ale szkoda, że nie przyjrzał się głębiej przyczynom tych rzeczy”. [Orwell in Spain, s. 314]
Nie dziwi więc, że ci księża, którzy nie wspierali prawa, ci, którzy traktowali klasę robotniczą tak samo jak bogatych, byli zazwyczaj oszczędzani. W Kraju Basków, gdzie kościół wspierał Republikę, nie spalono ani jednego kościoła. Celem nie były też synagogi ani kościoły protestanckie. W Barcelonie „Kwakrzy założyli stołówki, w których pracowały kobiety-uchodźcy”. [Gabriel Jackson, The Spanish Republic and the Civil War, 1931-1939, s. 446]
Należy również podkreślić, że represje w strefie faszystowskiej były znacznie gorsze niż republikańskie. Z liczącej 115.000 osób gminy kościelnej zginęło 6.845 osób („zdecydowana większość w lecie 1936 r.”). Stanowi to wyraźny kontrast w stosunku do ówczesnych roszczeń prawicowych. Należy wspomnieć, że w prowincji Sewilla tylko w 1936 roku w wyniku represji faszystowskich zginęło 8000 osób. W Kordobie w czasie wojny zginęło 10.000 osób – jedna dziesiąta populacji. Po zdobyciu danego obszaru przez siły nacjonalistyczne, po pierwszym zabiciu schwytanych wojsk, przywódców związków i partii, rozpoczęła się „druga i bardziej intensywna fala rzezi” („w rzeczywistości każdy, kto był nawet podejrzewany o głosowanie na Front Ludowy, był w niebezpieczeństwie”). Organizowały je „lokalne komitety, składające się zazwyczaj z czołowych prawicowców, takich jak główny właściciel ziemski, miejscowy dowódca Gwardii Cywilnej, Falangista i dość często ksiądz”. Było to „najwyraźniej nie tylko kwestia zemsty, ale także motywowana była ideą ustanowienia rządów terroru”. Nie przeszkadzało to oczywiście „bezwarunkowemu poparciu Watykanu i Kościoła hiszpańskiego dla generała Franco”, podczas gdy „prasa katolicka za granicą zyskała poparcie nacjonalistów”. Oczywiście zabijanie (wielu, wielu innych) lewicowców w imię Boga nie dotyczy katolickiej hierarchii ani nie powstrzymało „oficjalnego poparcia Kościoła dla Franco”. [Beevor, Op. Cit., s. 92, 99, 101,104, 250, 269 i 270]
Za czasów Franco każdy musiał „podporządkować się władzy Kościoła, jak również swoim doczesnym panom. Franco był niezwykle hojny w przywracaniu wszystkich przywilejów i bogactwa Kościoła, a także jego mocy w dziedzinie edukacji, ale w zamian oczekiwał, że kapłaństwo będzie działać praktycznie jako kolejne ramię państwa”. Innymi słowy, „nacjonalistyczna Hiszpania była niczym więcej niż otwartym więzieniem dla wszystkich tych, którzy nie sympatyzowali z reżimem” i „ludność była zachęcana do oskarżania ludzi w ramach swojego patriotycznego obowiązku. Konsjerżowie i dozorcy stali się szpiegami policyjnymi […] i księża zauważyli tych, którzy nie pojawili się na mszy”. [Beevor, Op. Cit., s. 452, 453 i 454] Wszystko to przy zadeklarowanym poparciu Kościoła katolickiego.
Zamiast prób represjonowania religii jako takiej, była ona raczej produktem powszechnej wrogości wobec skorumpowanego kościoła, który był głęboko reakcyjny, profaszystowski i sam w sobie głównym właścicielem ziemskim. Oznacza to, że świadomość natury i roli Kościoła „nie pozostawia wiele wątpliwości co do tego, dlaczego praktycznie wszystkie kościoły w Katalonii i wschodniej Aragonii zostały spalone w momencie wybuchu wojny”. Ruch antyklerykalny był „ruchem powszechnym i rodzimym ruchem hiszpańskim. Ma swoje korzenie nie w Marksie czy Bakuninie, ale w kondycji samych Hiszpanów”. [Orwell, Op. Cit., s. 300 i 315] Podczas gdy pod rządami Franco „bezlitosne oczyszczanie z ‘czerwieni i ateistów’ miało trwać przez lata” na terenach republikańskich „najgorsza przemoc była głównie nagłą i szybko wydaną reakcją stłumionego strachu, nasiloną przez pragnienie zemsty za przeszłość”. [Beevor, Op. Cit., s. 91]
Tak więc palenie kościołów w Hiszpanii miało niewiele wspólnego z anarchistycznym ateizmem, a wiele, wiele więcej – ze społeczną rolą Kościoła katolickiego w Hiszpanii, jego reakcyjnym stanowiskiem, nienawiścią do związków i protestów społecznych oraz faktem, że popierał on zamach stanu. Nie oznacza to sprzeciwu wobec wolności słowa ze strony wolnościowych socjalistów, ale raczej wyraz powszechnego sprzeciwu wobec klasy rządzącej i organizacji profaszystowskiej.
Jeszcze jedna, ostatnia uwaga w tej sprawie. Biorąc pod uwagę rzeczywistą rolę Kościoła w tym okresie i jego pełne poparcie dla faszyzmu w Hiszpanii, Włoszech i innych krajach, wydaje się dziwne, że Kościół katolicki ogłosił zamordowanych księży za męczenników, część planowanych prześladowań religijnych. Nie jest to prawdą, jeśli byli męczennikami, to byli męczennikami swojej pro-faszystowskiej polityki, a nie swojej wiary („Polityczna rola Kościoła była ignorowana, gdy religijne ofiary zostały zamienione w męczenników”). Co znamienne, Kościół katolicki „nie powiedział nic, gdy nacjonaliści zastrzelili szesnaście duchownych baskijskich, w tym arcykapłana z Mondragon” (nacjonaliści zabili także około dwudziestu ministrów protestanckich). W 2003 r., kiedy Jan Paweł II beatyfikował nauczyciela zabitego w lipcu 1936 r., „nadal nie wspominał o baskijskich księżach zabitych przez nacjonalistów”. [Beevor, Op. Cit., s. 270, 92 i 527] Widocznie kapłan mordowany przez faszystów wspieranych przez Watykan nie kwalifikuje się do świętości i dlatego Kościół katolicki nie wspomina, ani nie stara się uświęcić tych baskijskich kapłanów zamordowanych przez Franco, gdy wojska faszystowskie podbiły Euskal Herria.
Ostatecznie, biorąc pod uwagę rzeczywistą rolę Kościoła katolickiego w tym okresie, jest to zaskakujące, że hierarchia katolicka starałaby się zwrócić na to uwagę. Być może jest pewne, że media nie wspomną o tych niezręcznych faktach, choć ten kontekst czyni zrozumiałym śmierć i spalenie kościoła w 1936 roku. Być może nie powinniśmy być zbyt zaskoczeni, bo jak zauważyliśmy w sekcji A.2.18, wydaje się, że zabijanie ludzi klasy robotniczej nie jest godne komentarza, ale zabijanie członków elity rządzącej (i jej sług) jest. Tak więc fakt, że palenie kościołów i zabijanie duchowieństwa jest dobrze znane, ale profaszystowska działalność kościoła (produkt zarówno jego reakcyjnej polityki, jak i pozycji w elitach rządzących), która go sprowokowała, nie powinna dziwić.
Podsumowując, wolne społeczeństwo miałoby wtedy znaczną swobodę wypowiedzi wraz z innymi podstawowymi swobodami (w tym wolnością wyznania i zrzeszania się). Wolności te byłyby respektowane, wspierane i zachęcane dla wszystkich odcieni opinii politycznych, od lewicy po prawicę. Jedynym wyjątkiem byłaby sytuacja, w której organizacja aktywnie wspierałaby osoby starające się narzucić swoje rządy wolnemu człowiekowi i w takich przypadkach można by zdecydować o pewnych ograniczeniach (ich charakter zależałby od stanu zmagań, a wraz ze spadkiem zagrożenia zmniejszałby się).
Tym, którzy twierdzą, że odmowa wolności słowa kontrrewolucjonistom jest równoznaczna z etatyzmem lub oznacza sprzeczność w ideach wolnościowych, anarchiści_stki odpowiadają, że takie argumenty są błędne. W odniesieniu do tego pierwszego, jest to zrównanie cenzury narzuconej przez państwo z aktywnym nieposłuszeństwem wolnego ludu. Zamiast narzucać zakaz, członkowie wolnego społeczeństwa po prostu dyskutowaliby na ten temat i, jeśli uzna się to za stosowne, aktywnie i zbiorowo bojkotowaliby tych, którzy popierają próby ich zniewolenia. Bez elektryczności, papieru, sieci dystrybucji i tak dalej, reakcjoniści mieliby trudności z publikowaniem i nadawaniem.
Jeśli chodzi o drugie, nie ma sprzeczności, ponieważ chodzi o wspieranie i zachęcanie do wolności przy jednoczesnym przeciwstawianiu się próbom zniewolenia! Jako taki, argument ten jest wynikiem tego samego błędu logicznego, jaki Engels popełnił w swojej diatrybie przeciwko anarchizmowi, mianowicie uznał za ‘autorytarne’ niszczenie władzy (patrz punkt H.4.7). Podobnie, trudno jest oprzeć się tym, którzy próbują narzucić swój autorytet Tobie lub swoim zwolennikom! Ta perspektywa wydaje się zakładać, że prawdziwie ‘wolnościowe’ podejście polega na tym, aby pozwolić innym narzucić wam swoje rządy, ponieważ powstrzymanie ich jest ‘autorytarne’! Naprawdę dziwny sposób na zrozumienie naszych idei. . .
Zatem, opierając się na obu, teorii i praktyce, możemy powiedzieć, że anarchizm nie zagrozi wolności wypowiedzi. Rzeczywiście, przełamując rynkowy oligopol, który istnieje obecnie i pokazując robotnicze samozarządzanie mediami, dużo szerszy wachlarz opinii staje się dostępny w wolnym społeczeństwie. Zamiast odzwierciedlać interesy bogatych elit, media ukazywałyby interesy społeczeństwa jako całości i jako jednostek oraz grup wewnątrz społeczeństwa.