Dwiema głównymi klasami w społeczeństwie kapitalistycznym są, jak wskazaliśmy w sekcji B.7, klasa rządząca i klasa pracująca. Obszar pośredni między tymi dwoma klasami jest czasami nazywany klasą średnią. Jak należy się spodziewać, różne klasy znajdują się w różnym położeniu w społeczeństwie i dlatego mają odmienne związki z imperializmem (co licuje z różnicą ich pozycji społecznych w kapitalizmie).
Ponadto musimy wziąć jeszcze pod uwagę różnice wynikające z względnego położenia danego kraju w światowym systemie ekonomicznym i politycznym. Na przykład klasa rządząca w krajach imperialistycznych nie będzie miała identycznych interesów z klasą rządzącą w krajach zdominowanych. Nasza dyskusja będzie pokazywać również i te różnice.
Stosunek klasy rządzącej do imperializmu jest dosyć prosty: sprzyja ona imperializmowi, gdy stanowi on oparcie dla jej interesów i gdy korzyści mają przewagę nad kosztami. Dlatego w krajach imperialistycznych klasa rządząca zawsze będzie przychylna rozszerzaniu swoich wpływów i władzy, jak długo tylko będzie czerpać z tego dywidendy. A jeśli koszty przeważą korzyści, to oczywiście pewne sektory klasy rządzącej będą polemizować z imperialistycznymi awanturami i wojnami (co na przykład uczyniły niektóre grupy amerykańskiej elity, kiedy stało się wyraźne, że przegra ona zarówno wojnę wietnamską, jak i być może wojnę klas w kraju, jeżeli tamta będzie kontynuowana).
Ponadto działają jeszcze potężne siły ekonomiczne. Na skutek potrzeby kapitału, by rozrastać się w celu przetrwania i rywalizowania na rynku, znajdowania nowych rynków i surowców, musi on prowadzić ekspansję (co omówiliśmy w sekcji D.5). W konsekwencji wymaga on zdobywania zagranicznych rynków i uzyskiwania dostępu do tanich surowców i taniej siły roboczej. Kraj o mocnej gospodarce kapitalistycznej będzie potrzebował agresywnej i ekspansywnej polityki zagranicznej, co się osiąga kupując polityków, inicjując kampanie propagandowe w mediach, sponsorując prawicowe ośrodki intelektualne, i tak dalej. Opisaliśmy to już wcześniej.
Zatem klasa rządząca czerpie korzyści z imperializmu i zazwyczaj go popiera – podkreślamy, że dopiero wtedy, gdy koszty przeważą korzyści, ujrzymy członków elity zwalczających imperializm. Co oczywiście wyjaśnia poparcie elity dla czegoś, co jest określane jako “globalizacja”. Nie trzeba przypominać, że klasie rządzącej powodziło się bardzo dobrze w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Na przykład w Stanach Zjednoczonych przepaść między bogatymi a biednymi oraz między bogatymi a ludźmi o średnich dochodach osiągnęła najszerszy rozstęp w 1997 roku (mówimy to na podstawie przeprowadzonego przez Biuro Budżetowe Kongresu studium historycznego na temat skutecznych stawek podatkowych w latach 1979-1997). Szczytowe 1% doświadczyło wzrostu swoich dochodów po opodatkowaniu o 414 200 dolarów w badanym okresie, środkowe 20% o 3400 dolarów, a dochody najniższych dwudziestu procent spadły o100 dolarów. Korzyści płynące z globalizacji koncentrują się na szczytach, jak można tego było oczekiwać (rzeczywiście, prawie cały przyrost dochodów wynikający ze wzrostu gospodarczego między 1989 a 1998 r. przypadł szczytowym 5% amerykańskich rodzin).
Nie trzeba powtarzać, że lokalne klasy rządzące w krajach podporządkowanych mogą nie postrzegać tego w taki sposób. Chociaż oczywiście lokalnym klasom rządzącym powodzi się niesamowicie dobrze dzięki imperializmowi, to wcale nie musi im podobać się położenie zależności i podporządkowania, w jakim się znalazły. Ponadto stały strumień zysków opuszczających ich kraj dla zagranicznych korporacji nie może zostać wykorzystany do wzbogacania lokalnych elit jeszcze bardziej. Jak kapitaliście nie podoba się, gdy państwo lub związek zawodowy ogranicza jego władzę lub nakłada na niego podatki i zmniejsza jego zyski, tak samo i klasa rządząca kraju podporządkowanego nie lubi imperialistycznej dominacji i będzie pragnęła ją ignorować albo jej uciekać, ilekroć to tylko będzie możliwe. Dzieje się tak dlatego, że “każde państwo, o ile chce istnieć nie tylko na papierze i dzięki pobłażliwości sąsiadów, ale cieszyć się rzeczywistą niepodległością – musi nieuchronnie się stać państwem podbijającym” [Bakunin, Op. Cit., p. 211].
Wiele powojennych konfliktów imperialistycznych miało właśnie taki charakter. Miejscowe elity próbowały wyplątać się z zależności od potęg imperialistycznych. Podobnie też wiele konfliktów (albo toczonych bezpośrednio przez potęgi imperialistyczne, albo sponsorowanych przez nie pośrednio) było rezultatem prób zagwarantowania sobie, by naród usiłujący uwolnić się od imperialistycznej dominacji nie posłużył jako pozytywny przykład dla innych krajów satelickich. Dlatego miejscowa klasa rządząca, chociaż czerpie korzyści z imperializmu, może nie lubić swojej zależności, i, gdy się poczuje wystarczająco silna, sprzeciwić się swojemu położeniu i uzyskać dla siebie większą niezależność.
Co oznacza, że lokalne klasy rządzące mogą wejść w konflikt z klasami imperialistycznymi. Może to znaleźć wyraz na przykład w wojnach narodowowyzwoleńczych, albo równie dobrze w normalnych konfliktach (takich jak wojna w Zatoce Perskiej). Ponieważ konkurencja jest istotą kapitalizmu, nie powinniśmy się dziwić, że różne grupy międzynarodowej klasy rządzącej nie zgadzają się ze sobą i walczą ze sobą nawzajem. Jak będziemy bardziej szczegółowo przekonywać w sekcji D.7, chociaż anarchiści zwalczają imperializm i bronią prawa narodów uciskanych do stawiania mu oporu, to nie popieramy ruchów narodowowyzwoleńczych, gdyż są to sojusze ponadklasowe, których celem jest umocnienie władzy lokalnych elit, a to z konieczności musi oznaczać podporządkowanie im ludzi pracy (zresztą poparcie dla jakiegokolwiek państwa narodowego oznacza to samo). Dlatego nigdy nie wzywamy kraju podporządkowanego do zwycięstwa nad krajem imperialistycznym. Za to wzywamy robotników (i chłopów) z tego kraju do zwycięstwa nad wyzyskiwaczami, zarówno rodzimymi, jak i zagranicznymi (w rezultacie, “żadnej wojny prócz wojny klas”).
Stosunek klasy pracującej do imperializmu jest bardziej złożony. W przypadku tradycyjnego imperializmu handel zagraniczny i eksport kapitału często umożliwia import tanich dóbr z zagranicy i zwiększenie zysków klasy kapitalistów, i w tym sensie pracownicy zyskują, ponieważ mogą poprawić swój standard życia bez konieczności wchodzenia w zagrażający systemowi konflikt ze swoimi pracodawcami (tzn. walka może doprowadzić do reform, które w innym wypadku napotkałyby na silny opór ze strony klasy kapitalistów). Nie trzeba powtarzać, że pracownicy, którzy stali się zbędni wskutek tego taniego importu mogą nie uważać go za dobrodziejstwo. A zwiększając rezerwową armię bezrobotnych pomagają zatrzymywać wzrost płac całej pracującej ludności (lub nawet je ściągać w dół).
Ponadto eksport kapitału i wydatki na zbrojenia podczas prowadzenia polityki imperialistycznej mogą doprowadzić do wystąpienia wyższej stopy zysków dla kapitalistów i pozwalać im (do czasu) na uniknięcie recesji, utrzymując w ten sposób zatrudnienie i płace na wyższym poziomie, niż miałoby to miejsce w innym wypadku. A więc pracownicy czerpią korzyści i w ten sposób. Dlatego w krajach imperialistycznych podczas okresów boomu ekonomicznego można znaleźć wśród klasy pracującej (a zwłaszcza jej niezorganizowanego sektora) poparcie dla zbrojnych awantur za granicą i agresywnej polityki zagranicznej. Jest to część zjawiska często nazywanego “zburżuazyjnieniem” proletariatu, albo przekabaceniem świata pracy przez kapitalistyczną ideologię i “patriotyczną” propagandę.
Jednak kiedy tylko międzynarodowa rywalizacja między imperialistycznymi mocarstwami stanie się zbyt ostra, kapitaliści będą próbowali utrzymywać swoje stopy zysków obniżając płace i zwalniając ludzi z pracy w swoim własnym kraju. Płace realne pracowników ucierpią też, gdy wydatki na zbrojenia przekroczą pewien punkt. Ponadto jeżeli militaryzm doprowadzi do fizycznej wojny, klasa pracująca będzie miała dużo więcej do stracenia niż do zyskania, gdyż jej przedstawiciele będą musieli walczyć i ponosić niezbędne wyrzeczenia na “froncie krajowym” w celu odniesienia zwycięstwa w wojnie. Na domiar tego, chociaż imperializm może poprawić warunki życia (na jakiś czas), to nie może usunąć hierarchicznego charakteru kapitalizmu i dlatego nie może powstrzymać walki klasowej, ducha buntu i pędu do wolności. Więc chociaż robotnicy w krajach wysoko rozwiniętych czasem mogą czerpać korzyści z imperializmu, okresy takie nie mogą trwać długo. Nie mogą też tak naprawdę zakończyć walki klas.
Rudolf Rocker miał rację podkreślając, że poparcie klas pracujących dla imperializmu jest sprzeczne z samym sobą (i niszczące samo siebie):
“Bez cienia wątpliwości pewne drobne podarki przypadają w udziale robotnikom, gdy burżuazja z ich kraju uzyskuje jakąś przewagę nad burżuazją z innego kraju; ale zawsze to się dzieje kosztem ich własnej wolności i ucisku ekonomicznego innych narodów. Robotnik […] do pewnego stopnia uczestniczy w zyskach, które wpadają do kieszeni burżuazji jego kraju bez żadnego wysiłku z jej strony, wskutek niepohamowanego wyzysku narodów skolonizowanych; ale wcześniej czy później przychodzi taki czas, gdy lud również się budzi, i musi drożej jeszcze zapłacić za drobne udogodnienia, jakimi się cieszył […] Drobne korzyści powstające w wyniku zwiększonych możliwości zatrudnienia i wyższych płac mogą przypaść robotnikom zwycięskiego państwa dzięki wykrojeniu sobie [przez jego burżuazję] udziału w nowych rynkach kosztem innych; ale równocześnie ich bracia po drugiej stronie granicy muszą za to płacić bezrobociem i obniżeniem standardów pracy. Skutkiem jest stale rozszerzające się pęknięcie w międzynarodowym ruchu robotniczym […] Z powodu tego pęknięcia wyzwolenie robotników z jarzma płatnego niewolnictwa coraz bardziej oddala się w czasie. Robotnik wiąże swoje interesy z interesami burżuazji jego kraju, a nie ze swoją klasą dopóty, dopóki logicznie z tego wynika, że musi on także bez trudu dawać sobie radę ze wszystkimi skutkami tego związku. Musi on pozostawać w gotowości do walczenia na wojnach toczonych przez klasy posiadające o utrzymanie i rozszerzanie ich rynków, i do obrony wszelkich niesprawiedliwości, czynionych przez nie obcym ludziom […] Dopiero gdy robotnicy we wszystkich krajach zostaną zmuszeni dojść do wniosku, że ich interesy są wszędzie takie same, a po zrozumieniu tego nauczą się wspólnie działać, zostanie położona skuteczna podstawa pod międzynarodowe wyzwolenie klasy pracującej” [Anarcho-Syndicalism, p. 61].
W ostateczności, jakakolwiek “kolaboracja pracowników z pracodawcami […] może doprowadzić jedynie do skazania pracowników na […] jedzenie odpadków spadających ze stołu bogatego człowieka “ [Rocker, Op. Cit., p. 60]. Odnosi się to oczywiście zarówno do państwa imperialistycznego, jak i satelickiego. Ponadto, jak przekonywaliśmy w sekcji D.5.1, imperializm musi mieć potężne siły zbrojne pod dostępem (bez posiadania siły państwo imperialistyczne nie mogłoby bronić własności swych obywateli czy przedsiębiorstw inwestujących w obcych krajach, ani też nie miałoby żadnych środków do straszenia krajów satelickich pragnących wkroczyć na drogę niezależności). Machina militarna sama w sobie musi być wzmacniana, i ona “jest skierowana nie tylko przeciwko zewnętrznemu wrogowi; na celowniku ma w dużo większym stopniu wroga wewnętrznego. Mam tu na myśli te elementy świata pracy, które nauczyły się nie pokładać nadziei w żadnej z naszych instytucji, tę przebudzoną część ludzi pracy, która zdała sobie sprawę z tego, że wojna klas jest podstawą wszystkich wojen między narodami, i że jeżeli jakaś wojna może w ogóle być usprawiedliwiona, to jest nią tylko wojna przeciw ekonomicznej zależności i politycznemu zniewoleniu, dwu dominującym kwestiom wtopionym w walkę klas”. Inaczej mówiąc, kraj “który musi być broniony przez ogromne siły zbrojne nie jest krajem ludu, ale krajem klasy uprzywilejowanej; tej klasy, która rabuje i wyzyskuje masy, i kontroluje ich życie od kołyski po grób” [Emma Goldman, Red Emma Speaks (Mówi czerwona Emma), p. 306, p. 302].
Ale w czasach globalizacji sprawy się przedstawiają nieco inaczej. Wraz z rozwojem światowego handlu i podpisywaniem porozumień o “wolnym handlu”, takich jak NAFTA, położenie pracowników w krajach imperialistycznych nie musi się poprawiać. Na przykład w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat płace – po odliczeniu inflacji – typowego amerykańskiego pracobiorcy tak naprawdę spadały, nawet wtedy, gdy gospodarka szybko się rozwijała. Mówiąc inaczej, większość Amerykanów już nie ma swojego udziału w zyskach ze wzrostu gospodarczego. Jest to zasadnicza różnica w porównaniu z poprzednią epoką, na przykład okresem 1946-73, kiedy to płace realne typowego robotnika wzrosły o około 80 procent. Owa globalizacja wcale też nie pomogła klasom pracującym w krajach “rozwijających się”. Na przykład w Ameryce Łacińskiej produkt krajowy brutto w przeliczeniu na osobę wzrósł o 75 procent w okresie 1960-1980, podczas gdy między 1981 a 1998 rokiem zwiększył się zaledwie o 6 procent [Mark Weisbrot, Dean Baker, Robert Naiman, Gila Neta, Growth May Be Good for the Poor– But are IMF and World Bank Policies Good for Growth? (Wzrost gospodarczy może być dobry dla biednych – ale czy polityka Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku wiatowego jest dobra dla wzrostu?)].
Jak zauważył Chomsky, “jeżeli wierzyć Wall Street Journalowi, pokazuje on, że istnieje pewne ‘ale’. Meksyk ma ‘opinię gwiazdy’ i jest cudem gospodarczym, ale jego ludność jest wyniszczana. Miał miejsce 40-procentowy spadek siły nabywczej dochodów ludności od 1994 r. Stopa ubóstwa szybuje w górę, faktycznie podnosi się bardzo szybko. Cud gospodarczy, jak się o nim mówi, wymazał postęp całego pokolenia; większość Meksykanów jest biedniejsza niż ich rodzice. Inne źródła ujawniają, że rolnictwo jest zgładzane przez subsydiowany przez rząd amerykański import płodów rolnych, płace w przemyśle zmniejszyły się o około 20 procent, zaś ogół płac jeszcze bardziej. Tak naprawdę NAFTA jest znaczącym sukcesem: jest to pierwsze w dziejach porozumienie handlowe, któremu udało się przynieść szkodę ludności wszystkich trzech krajów członkowskich. To całkiem niezłe osiągnięcie”. W Stanach Zjednoczonych “środkowa wartość dochodów rodzin (taka, poniżej której są dochody połowy rodzin, a powyżej której drugiej połowy) wróciła teraz do tego, co było w 1989 roku, a co jest niższe od tego, co było w latach siedemdziesiątych” [Rogue States (Państwa łajdackie), pp. 98-9, p. 213].
Osiągnięcie, które zostało przewidziane. Ale oczywiście, chociaż od czasu do czasu się przyznaje, że globalizacja może przynieść szkodę płacom pracowniczym w krajach wysoko rozwiniętych, to się zarazem przekonuje, że przyniesie ona korzyść pracownikom w świecie “rozwijającym się”. Jest zdumiewające, jak otwarci na socjalistyczne argumenty są kapitaliści i ich zwolennicy, o ile tylko to nie ich dochody są poddawane redystrybucji! Jak można zobaczyć na przykładzie NAFTA, nic takiego się nie dzieje. Wobec taniego importu, lokalne rolnictwo i przemysł zostały podkopane, zwiększając liczbę pracowników poszukujących pracy, a przez to wymuszając ściągnięcie płac w dół, gdyż siła przetargowa świata pracy ulega zmniejszeniu. Dodajmy jeszcze do tego rządy działające w interesie kapitału (jak zwykle), zmuszające biednych do godzenia się z kosztami twardej polityki gospodarczej i popierające podejmowane przez biznes próby łamania związków zawodowych i pracowniczego oporu, a będziemy mieli sytuację, w której wydajność pracy może gwałtownie wzrastać, podczas gdy płace pozostają w tyle (czy to liczone względnie, czy bezwzględnie). Co stało się faktem na przykład zarówno w USA, jak i w Meksyku.
Zwrot ten miał wiele wspólnego ze zmianami globalnych “reguł gry”, w wielkiej mierze sprzyjającym korporacjom i osłabiającym świat pracy. Nic więc dziwnego, że północnoamerykański ruch związkowy sprzeciwiał się NAFTA i innym traktatom, uwłasnowolniającym biznes w stosunku do świata pracy. Dlatego położenie ludzi pracy tak w krajach imperialistycznych, jak i w zdominowanych może ulec pogorszeniu w warunkach globalizacji, zapewniając w ten sposób, że obydwie strony będą miały silniejsze powody, by organizować się i okazywać solidarność na skalę międzynarodową. Nie powinno to jednak zaskakiwać, gdyż procesy globalizacji zostały przyśpieszone przez intensywną walkę klasową na całym świecie i były wykorzystywane jako narzędzie przeciwko klasom pracującym (patrz poprzednia sekcja).
Trudno jest uogólniać oddziaływanie imperializmu na “klasę średnią” (tzn. przedstawicieli wolnych zawodów, samozatrudnionych, właścicieli małych firm, rolników itp. – nie mylić z grupami o średnich dochodach, które zazwyczaj należą do klasy pracującej). Pewne grupy w obrębie tych warstw oczekują na zyski, inne na straty z tego powodu (w szczególności dotyczy to rolników, którzy ubożeją na skutek importu taniej żywności). Ten brak wspólnych interesów i wspólnej bazy organizacyjnej czyni klasę średnią niestabilną i podatną na patriotyczne slogany, mętne teorie o wyższości narodowej bądź rasowej, czy też faszystowskie poszukiwania kozłów ofiarnych w postaci mniejszości, obwinianych za problemy społeczeństwa. Z tego powodu klasa rządząca postrzega jako stosunkowo łatwe pozyskiwanie sobie dużych grup klasy średniej (jak również niezorganizowanych grup klasy pracującej) dla agresywnej i ekspansywnej polityki zagranicznej poprzez medialne kampanie propagandowe. Ponieważ wielu przedstawicieli zorganizowanego świata pracy zwykło postrzegać imperializm jako występujący przeciw całokształtowi ich najlepszych interesów, i dlatego na ogół się mu przeciwstawia, klasa rządząca potrafi nasilać wrogość klasy średniej wobec zorganizowanej klasy pracującej, obrazując ją jako “pozbawioną patriotyzmu” i “niezdolną do poświęceń” dla “interesu narodowego”.
Smutne jest to, że biurokracja związków zawodowych zazwyczaj akceptuje “patriotyczne” przesłanie, zwłaszcza w czasach wojny, i często współpracuje z państwem w celu dalszego prowadzenia imperialistycznych interesów. To ostatecznie doprowadza ją do konfliktu z szeregowymi członkami, których interesy są ignorowane jeszcze bardziej niż zwykle, gdy się to dzieje. W warunkach imperializmu, podobnie jak w warunkach każdej innej formy kapitalizmu, klasa pracująca będzie płacić rachunek wymagany za jego utrzymywanie.
Dwiema głównymi klasami w społeczeństwie kapitalistycznym są, jak wskazaliśmy w sekcji B.7, klasa rządząca i klasa pracująca. Obszar pośredni między tymi dwoma klasami jest czasami nazywany klasą średnią. Jak należy się spodziewać, różne klasy znajdują się w różnym położeniu w społeczeństwie i dlatego mają odmienne związki z imperializmem (co licuje z różnicą ich pozycji społecznych w kapitalizmie).
Ponadto musimy wziąć jeszcze pod uwagę różnice wynikające z względnego położenia danego kraju w światowym systemie ekonomicznym i politycznym. Na przykład klasa rządząca w krajach imperialistycznych nie będzie miała identycznych interesów z klasą rządzącą w krajach zdominowanych. Nasza dyskusja będzie pokazywać również i te różnice.
Stosunek klasy rządzącej do imperializmu jest dosyć prosty: sprzyja ona imperializmowi, gdy stanowi on oparcie dla jej interesów i gdy korzyści mają przewagę nad kosztami. Dlatego w krajach imperialistycznych klasa rządząca zawsze będzie przychylna rozszerzaniu swoich wpływów i władzy, jak długo tylko będzie czerpać z tego dywidendy. A jeśli koszty przeważą korzyści, to oczywiście pewne sektory klasy rządzącej będą polemizować z imperialistycznymi awanturami i wojnami (co na przykład uczyniły niektóre grupy amerykańskiej elity, kiedy stało się wyraźne, że przegra ona zarówno wojnę wietnamską, jak i być może wojnę klas w kraju, jeżeli tamta będzie kontynuowana).
Ponadto działają jeszcze potężne siły ekonomiczne. Na skutek potrzeby kapitału, by rozrastać się w celu przetrwania i rywalizowania na rynku, znajdowania nowych rynków i surowców, musi on prowadzić ekspansję (co omówiliśmy w sekcji D.5). W konsekwencji wymaga on zdobywania zagranicznych rynków i uzyskiwania dostępu do tanich surowców i taniej siły roboczej. Kraj o mocnej gospodarce kapitalistycznej będzie potrzebował agresywnej i ekspansywnej polityki zagranicznej, co się osiąga kupując polityków, inicjując kampanie propagandowe w mediach, sponsorując prawicowe ośrodki intelektualne, i tak dalej. Opisaliśmy to już wcześniej.
Zatem klasa rządząca czerpie korzyści z imperializmu i zazwyczaj go popiera – podkreślamy, że dopiero wtedy, gdy koszty przeważą korzyści, ujrzymy członków elity zwalczających imperializm. Co oczywiście wyjaśnia poparcie elity dla czegoś, co jest określane jako “globalizacja”. Nie trzeba przypominać, że klasie rządzącej powodziło się bardzo dobrze w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Na przykład w Stanach Zjednoczonych przepaść między bogatymi a biednymi oraz między bogatymi a ludźmi o średnich dochodach osiągnęła najszerszy rozstęp w 1997 roku (mówimy to na podstawie przeprowadzonego przez Biuro Budżetowe Kongresu studium historycznego na temat skutecznych stawek podatkowych w latach 1979-1997). Szczytowe 1% doświadczyło wzrostu swoich dochodów po opodatkowaniu o 414 200 dolarów w badanym okresie, środkowe 20% o 3400 dolarów, a dochody najniższych dwudziestu procent spadły o100 dolarów. Korzyści płynące z globalizacji koncentrują się na szczytach, jak można tego było oczekiwać (rzeczywiście, prawie cały przyrost dochodów wynikający ze wzrostu gospodarczego między 1989 a 1998 r. przypadł szczytowym 5% amerykańskich rodzin).
Nie trzeba powtarzać, że lokalne klasy rządzące w krajach podporządkowanych mogą nie postrzegać tego w taki sposób. Chociaż oczywiście lokalnym klasom rządzącym powodzi się niesamowicie dobrze dzięki imperializmowi, to wcale nie musi im podobać się położenie zależności i podporządkowania, w jakim się znalazły. Ponadto stały strumień zysków opuszczających ich kraj dla zagranicznych korporacji nie może zostać wykorzystany do wzbogacania lokalnych elit jeszcze bardziej. Jak kapitaliście nie podoba się, gdy państwo lub związek zawodowy ogranicza jego władzę lub nakłada na niego podatki i zmniejsza jego zyski, tak samo i klasa rządząca kraju podporządkowanego nie lubi imperialistycznej dominacji i będzie pragnęła ją ignorować albo jej uciekać, ilekroć to tylko będzie możliwe. Dzieje się tak dlatego, że “każde państwo, o ile chce istnieć nie tylko na papierze i dzięki pobłażliwości sąsiadów, ale cieszyć się rzeczywistą niepodległością – musi nieuchronnie się stać państwem podbijającym” [Bakunin, Op. Cit., p. 211].
Wiele powojennych konfliktów imperialistycznych miało właśnie taki charakter. Miejscowe elity próbowały wyplątać się z zależności od potęg imperialistycznych. Podobnie też wiele konfliktów (albo toczonych bezpośrednio przez potęgi imperialistyczne, albo sponsorowanych przez nie pośrednio) było rezultatem prób zagwarantowania sobie, by naród usiłujący uwolnić się od imperialistycznej dominacji nie posłużył jako pozytywny przykład dla innych krajów satelickich. Dlatego miejscowa klasa rządząca, chociaż czerpie korzyści z imperializmu, może nie lubić swojej zależności, i, gdy się poczuje wystarczająco silna, sprzeciwić się swojemu położeniu i uzyskać dla siebie większą niezależność.
Co oznacza, że lokalne klasy rządzące mogą wejść w konflikt z klasami imperialistycznymi. Może to znaleźć wyraz na przykład w wojnach narodowowyzwoleńczych, albo równie dobrze w normalnych konfliktach (takich jak wojna w Zatoce Perskiej). Ponieważ konkurencja jest istotą kapitalizmu, nie powinniśmy się dziwić, że różne grupy międzynarodowej klasy rządzącej nie zgadzają się ze sobą i walczą ze sobą nawzajem. Jak będziemy bardziej szczegółowo przekonywać w sekcji D.7, chociaż anarchiści zwalczają imperializm i bronią prawa narodów uciskanych do stawiania mu oporu, to nie popieramy ruchów narodowowyzwoleńczych, gdyż są to sojusze ponadklasowe, których celem jest umocnienie władzy lokalnych elit, a to z konieczności musi oznaczać podporządkowanie im ludzi pracy (zresztą poparcie dla jakiegokolwiek państwa narodowego oznacza to samo). Dlatego nigdy nie wzywamy kraju podporządkowanego do zwycięstwa nad krajem imperialistycznym. Za to wzywamy robotników (i chłopów) z tego kraju do zwycięstwa nad wyzyskiwaczami, zarówno rodzimymi, jak i zagranicznymi (w rezultacie, “żadnej wojny prócz wojny klas”).
Stosunek klasy pracującej do imperializmu jest bardziej złożony. W przypadku tradycyjnego imperializmu handel zagraniczny i eksport kapitału często umożliwia import tanich dóbr z zagranicy i zwiększenie zysków klasy kapitalistów, i w tym sensie pracownicy zyskują, ponieważ mogą poprawić swój standard życia bez konieczności wchodzenia w zagrażający systemowi konflikt ze swoimi pracodawcami (tzn. walka może doprowadzić do reform, które w innym wypadku napotkałyby na silny opór ze strony klasy kapitalistów). Nie trzeba powtarzać, że pracownicy, którzy stali się zbędni wskutek tego taniego importu mogą nie uważać go za dobrodziejstwo. A zwiększając rezerwową armię bezrobotnych pomagają zatrzymywać wzrost płac całej pracującej ludności (lub nawet je ściągać w dół).
Ponadto eksport kapitału i wydatki na zbrojenia podczas prowadzenia polityki imperialistycznej mogą doprowadzić do wystąpienia wyższej stopy zysków dla kapitalistów i pozwalać im (do czasu) na uniknięcie recesji, utrzymując w ten sposób zatrudnienie i płace na wyższym poziomie, niż miałoby to miejsce w innym wypadku. A więc pracownicy czerpią korzyści i w ten sposób. Dlatego w krajach imperialistycznych podczas okresów boomu ekonomicznego można znaleźć wśród klasy pracującej (a zwłaszcza jej niezorganizowanego sektora) poparcie dla zbrojnych awantur za granicą i agresywnej polityki zagranicznej. Jest to część zjawiska często nazywanego “zburżuazyjnieniem” proletariatu, albo przekabaceniem świata pracy przez kapitalistyczną ideologię i “patriotyczną” propagandę.
Jednak kiedy tylko międzynarodowa rywalizacja między imperialistycznymi mocarstwami stanie się zbyt ostra, kapitaliści będą próbowali utrzymywać swoje stopy zysków obniżając płace i zwalniając ludzi z pracy w swoim własnym kraju. Płace realne pracowników ucierpią też, gdy wydatki na zbrojenia przekroczą pewien punkt. Ponadto jeżeli militaryzm doprowadzi do fizycznej wojny, klasa pracująca będzie miała dużo więcej do stracenia niż do zyskania, gdyż jej przedstawiciele będą musieli walczyć i ponosić niezbędne wyrzeczenia na “froncie krajowym” w celu odniesienia zwycięstwa w wojnie. Na domiar tego, chociaż imperializm może poprawić warunki życia (na jakiś czas), to nie może usunąć hierarchicznego charakteru kapitalizmu i dlatego nie może powstrzymać walki klasowej, ducha buntu i pędu do wolności. Więc chociaż robotnicy w krajach wysoko rozwiniętych czasem mogą czerpać korzyści z imperializmu, okresy takie nie mogą trwać długo. Nie mogą też tak naprawdę zakończyć walki klas.
Rudolf Rocker miał rację podkreślając, że poparcie klas pracujących dla imperializmu jest sprzeczne z samym sobą (i niszczące samo siebie):
“Bez cienia wątpliwości pewne drobne podarki przypadają w udziale robotnikom, gdy burżuazja z ich kraju uzyskuje jakąś przewagę nad burżuazją z innego kraju; ale zawsze to się dzieje kosztem ich własnej wolności i ucisku ekonomicznego innych narodów. Robotnik […] do pewnego stopnia uczestniczy w zyskach, które wpadają do kieszeni burżuazji jego kraju bez żadnego wysiłku z jej strony, wskutek niepohamowanego wyzysku narodów skolonizowanych; ale wcześniej czy później przychodzi taki czas, gdy lud również się budzi, i musi drożej jeszcze zapłacić za drobne udogodnienia, jakimi się cieszył […] Drobne korzyści powstające w wyniku zwiększonych możliwości zatrudnienia i wyższych płac mogą przypaść robotnikom zwycięskiego państwa dzięki wykrojeniu sobie [przez jego burżuazję] udziału w nowych rynkach kosztem innych; ale równocześnie ich bracia po drugiej stronie granicy muszą za to płacić bezrobociem i obniżeniem standardów pracy. Skutkiem jest stale rozszerzające się pęknięcie w międzynarodowym ruchu robotniczym […] Z powodu tego pęknięcia wyzwolenie robotników z jarzma płatnego niewolnictwa coraz bardziej oddala się w czasie. Robotnik wiąże swoje interesy z interesami burżuazji jego kraju, a nie ze swoją klasą dopóty, dopóki logicznie z tego wynika, że musi on także bez trudu dawać sobie radę ze wszystkimi skutkami tego związku. Musi on pozostawać w gotowości do walczenia na wojnach toczonych przez klasy posiadające o utrzymanie i rozszerzanie ich rynków, i do obrony wszelkich niesprawiedliwości, czynionych przez nie obcym ludziom […] Dopiero gdy robotnicy we wszystkich krajach zostaną zmuszeni dojść do wniosku, że ich interesy są wszędzie takie same, a po zrozumieniu tego nauczą się wspólnie działać, zostanie położona skuteczna podstawa pod międzynarodowe wyzwolenie klasy pracującej” [Anarcho-Syndicalism, p. 61].
W ostateczności, jakakolwiek “kolaboracja pracowników z pracodawcami […] może doprowadzić jedynie do skazania pracowników na […] jedzenie odpadków spadających ze stołu bogatego człowieka “ [Rocker, Op. Cit., p. 60]. Odnosi się to oczywiście zarówno do państwa imperialistycznego, jak i satelickiego. Ponadto, jak przekonywaliśmy w sekcji D.5.1, imperializm musi mieć potężne siły zbrojne pod dostępem (bez posiadania siły państwo imperialistyczne nie mogłoby bronić własności swych obywateli czy przedsiębiorstw inwestujących w obcych krajach, ani też nie miałoby żadnych środków do straszenia krajów satelickich pragnących wkroczyć na drogę niezależności). Machina militarna sama w sobie musi być wzmacniana, i ona “jest skierowana nie tylko przeciwko zewnętrznemu wrogowi; na celowniku ma w dużo większym stopniu wroga wewnętrznego. Mam tu na myśli te elementy świata pracy, które nauczyły się nie pokładać nadziei w żadnej z naszych instytucji, tę przebudzoną część ludzi pracy, która zdała sobie sprawę z tego, że wojna klas jest podstawą wszystkich wojen między narodami, i że jeżeli jakaś wojna może w ogóle być usprawiedliwiona, to jest nią tylko wojna przeciw ekonomicznej zależności i politycznemu zniewoleniu, dwu dominującym kwestiom wtopionym w walkę klas”. Inaczej mówiąc, kraj “który musi być broniony przez ogromne siły zbrojne nie jest krajem ludu, ale krajem klasy uprzywilejowanej; tej klasy, która rabuje i wyzyskuje masy, i kontroluje ich życie od kołyski po grób” [Emma Goldman, Red Emma Speaks (Mówi czerwona Emma), p. 306, p. 302].
Ale w czasach globalizacji sprawy się przedstawiają nieco inaczej. Wraz z rozwojem światowego handlu i podpisywaniem porozumień o “wolnym handlu”, takich jak NAFTA, położenie pracowników w krajach imperialistycznych nie musi się poprawiać. Na przykład w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat płace – po odliczeniu inflacji – typowego amerykańskiego pracobiorcy tak naprawdę spadały, nawet wtedy, gdy gospodarka szybko się rozwijała. Mówiąc inaczej, większość Amerykanów już nie ma swojego udziału w zyskach ze wzrostu gospodarczego. Jest to zasadnicza różnica w porównaniu z poprzednią epoką, na przykład okresem 1946-73, kiedy to płace realne typowego robotnika wzrosły o około 80 procent. Owa globalizacja wcale też nie pomogła klasom pracującym w krajach “rozwijających się”. Na przykład w Ameryce Łacińskiej produkt krajowy brutto w przeliczeniu na osobę wzrósł o 75 procent w okresie 1960-1980, podczas gdy między 1981 a 1998 rokiem zwiększył się zaledwie o 6 procent [Mark Weisbrot, Dean Baker, Robert Naiman, Gila Neta, Growth May Be Good for the Poor– But are IMF and World Bank Policies Good for Growth? (Wzrost gospodarczy może być dobry dla biednych – ale czy polityka Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku wiatowego jest dobra dla wzrostu?)].
Jak zauważył Chomsky, “jeżeli wierzyć Wall Street Journalowi, pokazuje on, że istnieje pewne ‘ale’. Meksyk ma ‘opinię gwiazdy’ i jest cudem gospodarczym, ale jego ludność jest wyniszczana. Miał miejsce 40-procentowy spadek siły nabywczej dochodów ludności od 1994 r. Stopa ubóstwa szybuje w górę, faktycznie podnosi się bardzo szybko. Cud gospodarczy, jak się o nim mówi, wymazał postęp całego pokolenia; większość Meksykanów jest biedniejsza niż ich rodzice. Inne źródła ujawniają, że rolnictwo jest zgładzane przez subsydiowany przez rząd amerykański import płodów rolnych, płace w przemyśle zmniejszyły się o około 20 procent, zaś ogół płac jeszcze bardziej. Tak naprawdę NAFTA jest znaczącym sukcesem: jest to pierwsze w dziejach porozumienie handlowe, któremu udało się przynieść szkodę ludności wszystkich trzech krajów członkowskich. To całkiem niezłe osiągnięcie”. W Stanach Zjednoczonych “środkowa wartość dochodów rodzin (taka, poniżej której są dochody połowy rodzin, a powyżej której drugiej połowy) wróciła teraz do tego, co było w 1989 roku, a co jest niższe od tego, co było w latach siedemdziesiątych” [Rogue States (Państwa łajdackie), pp. 98-9, p. 213].
Osiągnięcie, które zostało przewidziane. Ale oczywiście, chociaż od czasu do czasu się przyznaje, że globalizacja może przynieść szkodę płacom pracowniczym w krajach wysoko rozwiniętych, to się zarazem przekonuje, że przyniesie ona korzyść pracownikom w świecie “rozwijającym się”. Jest zdumiewające, jak otwarci na socjalistyczne argumenty są kapitaliści i ich zwolennicy, o ile tylko to nie ich dochody są poddawane redystrybucji! Jak można zobaczyć na przykładzie NAFTA, nic takiego się nie dzieje. Wobec taniego importu, lokalne rolnictwo i przemysł zostały podkopane, zwiększając liczbę pracowników poszukujących pracy, a przez to wymuszając ściągnięcie płac w dół, gdyż siła przetargowa świata pracy ulega zmniejszeniu. Dodajmy jeszcze do tego rządy działające w interesie kapitału (jak zwykle), zmuszające biednych do godzenia się z kosztami twardej polityki gospodarczej i popierające podejmowane przez biznes próby łamania związków zawodowych i pracowniczego oporu, a będziemy mieli sytuację, w której wydajność pracy może gwałtownie wzrastać, podczas gdy płace pozostają w tyle (czy to liczone względnie, czy bezwzględnie). Co stało się faktem na przykład zarówno w USA, jak i w Meksyku.
Zwrot ten miał wiele wspólnego ze zmianami globalnych “reguł gry”, w wielkiej mierze sprzyjającym korporacjom i osłabiającym świat pracy. Nic więc dziwnego, że północnoamerykański ruch związkowy sprzeciwiał się NAFTA i innym traktatom, uwłasnowolniającym biznes w stosunku do świata pracy. Dlatego położenie ludzi pracy tak w krajach imperialistycznych, jak i w zdominowanych może ulec pogorszeniu w warunkach globalizacji, zapewniając w ten sposób, że obydwie strony będą miały silniejsze powody, by organizować się i okazywać solidarność na skalę międzynarodową. Nie powinno to jednak zaskakiwać, gdyż procesy globalizacji zostały przyśpieszone przez intensywną walkę klasową na całym świecie i były wykorzystywane jako narzędzie przeciwko klasom pracującym (patrz poprzednia sekcja).
Trudno jest uogólniać oddziaływanie imperializmu na “klasę średnią” (tzn. przedstawicieli wolnych zawodów, samozatrudnionych, właścicieli małych firm, rolników itp. – nie mylić z grupami o średnich dochodach, które zazwyczaj należą do klasy pracującej). Pewne grupy w obrębie tych warstw oczekują na zyski, inne na straty z tego powodu (w szczególności dotyczy to rolników, którzy ubożeją na skutek importu taniej żywności). Ten brak wspólnych interesów i wspólnej bazy organizacyjnej czyni klasę średnią niestabilną i podatną na patriotyczne slogany, mętne teorie o wyższości narodowej bądź rasowej, czy też faszystowskie poszukiwania kozłów ofiarnych w postaci mniejszości, obwinianych za problemy społeczeństwa. Z tego powodu klasa rządząca postrzega jako stosunkowo łatwe pozyskiwanie sobie dużych grup klasy średniej (jak również niezorganizowanych grup klasy pracującej) dla agresywnej i ekspansywnej polityki zagranicznej poprzez medialne kampanie propagandowe. Ponieważ wielu przedstawicieli zorganizowanego świata pracy zwykło postrzegać imperializm jako występujący przeciw całokształtowi ich najlepszych interesów, i dlatego na ogół się mu przeciwstawia, klasa rządząca potrafi nasilać wrogość klasy średniej wobec zorganizowanej klasy pracującej, obrazując ją jako “pozbawioną patriotyzmu” i “niezdolną do poświęceń” dla “interesu narodowego”.
Smutne jest to, że biurokracja związków zawodowych zazwyczaj akceptuje “patriotyczne” przesłanie, zwłaszcza w czasach wojny, i często współpracuje z państwem w celu dalszego prowadzenia imperialistycznych interesów. To ostatecznie doprowadza ją do konfliktu z szeregowymi członkami, których interesy są ignorowane jeszcze bardziej niż zwykle, gdy się to dzieje. W warunkach imperializmu, podobnie jak w warunkach każdej innej formy kapitalizmu, klasa pracująca będzie płacić rachunek wymagany za jego utrzymywanie.
Tak więc imperializm ma zwykle skłonność do zacieśniania linii podziałów klasowych i coraz większej eskalacji konfliktu społecznego między grupami interesów. A jest to już zjawisko sprzyjające rozwojowi rządów autorytarnych (patrz sekcja D.9).