Author: sasza

D.5.1 Jak imperializm zmieniał się z biegiem czasu?

Rozwoju imperializmu nie da się oddzielić od całokształtu dynamiki gospodarki kapitalistycznej i występujących w niej tendencji. Imperialistyczny kapitalizm dlatego nie jest tożsamy z przedkapitalistycznymi formami imperializmu, chociaż oczywiście mogą istnieć podobieństwa. Imperializm jako taki musi być rozpatrywany jako zaawansowane stadium rozwoju kapitalizmu, a nie jako jakiegoś rodzaju odchylenie od kapitalizmu. Tego rodzaju imperializm został wytworzony przez niektóre kraje, głównie zachodnioeuropejskie, pod koniec XIX i na początku XX wieku. Odtąd zmieniał się on i rozwijał wraz z kolejnymi etapami rozwoju politycznego i gospodarczego, ale zawsze opierając się na tych samych podstawowych zasadach.

Ale przyda się opisać historię kapitalizmu w celu pełnego zrozumienia miejsca, jakie zajmuje w nim imperializm, oraz tego, jak się zmieniał i jakie funkcje spełnia.

Imperializm ma ważne zalety ekonomiczne dla tych, którzy kierują gospodarką. Kiedy potrzeby klasy biznesu się zmieniają, formy, jakie przybiera imperializm też się zmieniają. Możemy wyróżnić trzy główne fazy: klasyczny imperializm (tzn. podboje), pośredni (ekonomiczny) imperializm i globalizację. Dwie pierwsze będziemy rozważać w tej sekcji, a globalizację w sekcji D.5.3. Jednakże ze względu na całą tę gadaninę o globalizacji w ostatnich latach ważne jest, żeby pamiętać że kapitalizm zawsze był systemem międzynarodowym, że zmieniające się formy imperializmu odzwierciedlają jego międzynarodowy charakter, i że zmiany imperializmu dokonują się w odpowiedzi na tendencje rozwojowe samego kapitalizmu.

Kapitalizm zawsze był ekspansywny. Jak zauważyliśmy w poprzedniej sekcji, nie jest to niespodzianką, gdyż opiera się on na zasadzie “konkurować albo zginąć”, która staje się zasadą “rozrastać się albo zginąć”. Na przykład w okresie merkantylizmu (XVII – XVIII wiek) “wolny” rynek został upaństwowiony w obrębie państwa narodowego, podczas gdy pomoc państwa była wykorzystywana do naginania międzynarodowego handlu na korzyść krajowych elit i sprzyjania rozwojowi przemysłu kapitalistycznego. Oznaczało to wykorzystywanie scentralizowanego państwa (i jego siły zbrojnej) w celu przełamywania “wewnętrznych” barier i obyczajów, powstrzymujących swobodny przepływ dóbr, kapitału i, w ostateczności, siły roboczej. Powinniśmy wyraźnie to podkreślić, gdyż państwo zawsze odgrywało kluczową rolę dla rozwoju i ochrony kapitalizmu. Wykorzystywanie państwa, aby po pierwsze chronić będący w powijakach kapitalistyczny przemysł, a po drugie, stworzyć “wolny” rynek (tzn. wolny od praw zwyczajowych i ingerencji ogółu społeczeństwa) nie powinno być zapominane, zwłaszcza że ta druga (“wewnętrzna”) rola będzie powtarzana “na zewnątrz” w czasach imperializmu. Nie trzeba powtarzać, że temu zjawisku “wewnętrznego” imperializmu uprawianego w danym kraju przez klasę rządzącą przy pomocy państwa towarzyszyła ogromna przemoc skierowana przeciwko klasie pracującej (patrz też sekcja F.8).

Zatem interwencja państwa była wykorzystywana przez kapitalistów do budowania i umacniania ich dominującej pozycji w kraju poprzez chronienie ich przed zagraniczną konkurencją i nowo wydziedziczoną klasą robotniczą. To przechodzenie od gospodarki feudalnej do kapitalistycznej cieszyło się czynnym poparciem władz państwowych, których zwiększająca się centralizacja postępowała równolegle do wzrostu siły i rozmiarów kupieckiego kapitału. Potrzebował on silnego państwa także do ochrony swego handlu międzynarodowego, do zdobywania kolonii i do walki o kontrolę nad światowym rynkiem. Monarchia absolutna była wykorzystywana do czynnego zaszczepiania kapitalistycznego handlu i przemysłu, pomagania mu i rozwijania go.

Pierwszym krajem uprzemysłowionym była Anglia. Po zbudowaniu swojej bazy przemysłowej w okresie merkantylizmu i zmiażdżeniu swoich rywali podczas rozmaitych wojen znalazła się ona w idealnej pozycji, aby zdominować międzynarodowy rynek. Przyjęła wolny handel, gdyż jej wyjątkowe miejsce jedynego uprzemysłowionego kraju kapitalistycznego na światowym rynku oznaczało, że nie musiała się ona martwić konkurencją ze strony innych krajów. Każda wolna wymiana między nierównymi wobec siebie handlarzami będzie korzystna dla silniejszej strony. Więc Anglia mogła uzyskać dominację na światowym rynku przy pomocy wolnego handlu. Oznaczało to, że eksportowane były raczej dobra niż kapitał.

Wobec napływu tanich, masowo produkowanych dóbr, istniejący przemysł w Europie i obu Amerykach stanął w obliczu ruiny. Jak zauważa ekonomista Nicholas Kaldor, “pojawienie się tanich, wyprodukowanych w fabrykach angielskich dóbr istotnie spowodowało straty zatrudnienia i wytwórczości drobnego przemysłu (rzemiosła) zarówno w krajach europejskich (w których zostało to później zrekompensowane przez industrializację na wielką skalę, jaką umożliwiła ochrona państwa), jak i – jeszcze bardziej – w Indiach i Chinach, gdzie nie było takiej rekompensaty” [Further Essays on Applied Economics, p. 238]. Istniejąca baza przemysłowa została stłamszona, uprzemysłowienie okaleczone, i rosło bezrobocie. Kraje te stanęły wobec alternatywy: zrobić z siebie dostarczycieli surowców dla Anglii albo naruszyć zasady rynku i uprzemysłowić się przy pomocy protekcjonizmu.

W wielu krajach zachodniej Europy (za którymi wkrótce miały pójść Stany Zjednoczone i Japonia) podjęcie decyzji było proste. W obliczu takiej konkurencji, kraje te wykorzystały sposób, przy pomocy którego Wielka Brytania została uprzemysłowiona – ochronę państwa. Podnoszono bariery celne, państwo udzielało pomocy, i w końcu przemysł na tyle odżył, aby kraje te z powodzeniem mogły konkurować z Anglią. Proces ten został określony przez Kropotkina jako “nieprzerwany rozwój krajów” (chociaż nie doceniał on znaczenia pomocy państwa w tym procesie) [Fields, Factories and Workshops (Pola, fabryki i warsztaty), p. 49]. Przekonywał, że żaden kraj nie pozwoliłby sobie na wyspecjalizowanie się jako dostarczyciel surowców albo wytwórca kilku dóbr, lecz zróżnicowałby się na wiele rozmaitych linii produkcyjnych. Oczywiście klasa rządząca żadnego kraju nie chciałaby ujrzeć się zależną od innego, a więc rozwój przemysłu miał tu zasadnicze znaczenie (niezależnie od życzeń ogółu ludności). Dlatego kraj znajdujący się w takiej sytuacji “próbuje uwolnić się od swej zależności […] i szybko zaczyna wytwarzać wszystkie te dobra, które zwykł importować” [Op. Cit., p. 32].

Protekcjonizm mógł naruszać zasady dzisiejszej neoklasycznej ekonomii, ale okazał się niezbędny dla industrializacji. Chociaż, jak przekonywał Kropotkin, protekcjonizm zapewniał “wysokie zyski tym przemysłowcom, którzy nie ulepszają swoich fabryk, a głównie poprawiają swoją sytuację tanią pracą i długim dniem roboczym”, znaczyło to też, że zyski te zostaną wykorzystane do finansowania przemysłu i rozwijania bazy przemysłowej [Op. Cit., p. 41]. Bez pomocy państwa byłoby wątpliwe, czy kraje te zostałyby w ogóle uprzemysłowione (jak zauważa Kaldor, “wszystkie obecne kraje ‘rozwinięte’ czy też ‘uprzemysłowione’ założyły swój przemysł przez ‘zastępowanie importu’ metodami ceł ochronnych i(lub) zróżnicowanych subsydiów” [Op. Cit., p. 127]).

W samym uprzemysławianym kraju trwał nadal zwykły proces usuwania konkurencji z gry. Coraz więcej rynków zostawało zdominowanych przez wielki biznes (chociaż, jak podkreślał Kropotkin, bez całkowitego wyeliminowania mniejszych zakładów w obrębie danej branży, a nawet tworząc więcej takich dookoła siebie). Oligopole stały się cechą charakterystyczną krajowej gospodarki najwyżej rozwiniętych państw kapitalistycznych jako środek tworzenia “fuzji kapitalistycznych firm w celu zdominowania rynku, nie zaś uczynienia procesów technologicznych tańszymi [Kropotkin, Op. Cit., p. 354]. Rzeczywiście, jak podkreślał Maximoff, “specyficzny charakter imperializmu polega na […] koncentracji i centralizacji kapitału w syndykatach, trustach i kartelach, które […] mają decydujący głos nie tylko w życiu ekonomicznym i politycznym swoich krajów, ale także w życiu narodów całego świata” [Program of Anarcho-Syndicalism, p. 10]. Nowoczesne wielonarodowe i ponadnarodowe korporacje to najświeższy przejaw tego zjawiska. Ujmując sprawę prosto, rozmiary wielkiego biznesu stały się takie, że musiał on zdecydować się na ekspansję międzynarodową, gdyż jego pierwotne rynki krajowe okazały się niewystarczająco duże do zdobywania dalszej przewagi nad swoją konkurencją.

W obliczu wysokich barier celnych oraz narastającej międzynarodowej konkurencji przemysł reagował na dwa sposoby: eksportem kapitału i coraz większą jego koncentracją.

Ta druga sprawa miała zasadnicze znaczenie dla zdobycia przewagi nad zagraniczną konkurencją i zdominowania międzynarodowego rynku w taki sam sposób, w jaki został zdominowany rynek krajowy. Zatem imperialistycznej formie kapitalizmu towarzyszą narodziny wielkiego biznesu i wielkiej finansjery.

Oprócz eksportu gotowych dóbr, kapitał (inwestycyjny, spekulacyjny i finansowy) też zostaje wyeksportowany. Ten eksport kapitału był zasadniczym sposobem przezwyciężenia protekcjonizmu (a nawet wydzierania sobie korzyści z niego) i zdobycia mocnego oparcia w zagranicznych rynkach (“obowiązki ochrony przez państwo bez cienia wątpliwości przyczyniły się […] do przyciągnięcia niemieckich i angielskich przemysłowców do Polski i Rosji “ [Kropotkin, Op. Cit., p. 41]). Na dodatek pozwalało to na uzyskanie dostępu do taniej siły roboczej i tanich surowców dzięki umieszczeniu kapitału w obcych krajach. Częścią tego procesu było zdobycie kolonii w celu zwiększenia ilości “przyjaznych” rynków i, oczywiście, pozwolenia sobie na łatwy eksport kapitału na obszary cechujące się tanią siłą roboczą i tanimi surowcami. Obydwa te procesy były napędzane przez potrzebę akumulacji kapitału.

Ta forma imperializmu, która wyłoniła się pod koniec dziewiętnastego wieku, opierała się na tworzeniu coraz to większych przedsiębiorstw i zakładaniu przez kraje uprzemysłowione kolonii na całym świecie. Bezpośredni podbój miał tę zaletę, że otwierał większą część planety na kapitalistyczny rynek, prowadząc przez to do większych obrotów handlowych oraz większego wykorzystania surowców i wyzysku pracy (a często również i niewolnictwa). Dało to ogromny zastrzyk energii zarówno państwu najeźdźców, jak i ich przemysłowi w postaci nowych zysków, pozwalając tym samym na wzrost liczby kapitalistów i innych społecznych pasożytów, mogącej istnieć w kraju wysoko rozwiniętym. Jak swego czasu zauważył Kropotkin,, “Brytyjscy, francuscy, belgijscy i inni kapitaliści, dzięki łatwości, z jaką wyzyskują kraje, które same nie mają rozwiniętego przemysłu, dzisiaj kontrolują pracę setek milionów tych ludzi w Europie Wschodniej, Azji i Afryce. Skutkiem tego jest to, że w wiodących krajach uprzemysłowionych Europy liczba tych ludzi, którzy żyją z pracy innych wcale się nie zmniejsza stopniowo. Wręcz przeciwnie” [“Anarchism and Syndicalism”, w: Black Flag no. 210, p. 26].

Na równi ze wzrostem dostępu do surowców imperializm pozwala dominującemu narodowi na zdobycie dostępu do rynków zbytu. Posiadając imperium, wyroby wytworzone w kraju można łatwo wyrzucić na zagraniczne rynki, gdzie przemysł jest słabiej rozwinięty, wypierając w ten sposób dobra wytwarzane lokalnie i w konsekwencji niszcząc lokalną gospodarkę (a więc i potencjalnych konkurentów) razem z opierającym się na niej społeczeństwem i jego kulturą. Budowanie imperium to dobry sposób na stworzenie uprzywilejowanych rynków dla swoich dóbr. Po wyeliminowaniu zagranicznej konkurencji kapitaliści z kraju imperialistycznego mogą narzucać opanowanemu krajowi ceny monopolistyczne, co zapewnia wysokie marże zysków kapitalistycznemu biznesowi. Dochodzą do tego problemy związane z nadprodukcją dóbr:

“Robotnik nie jest w stanie nabyć ze swojej pensji bogactw, które wytwarza, przez co przemysł musi poszukiwać nowych rynków gdzieś indziej, wśród klas średnich innych narodów. Musi znaleźć rynki na Wschodzie, w Afryce, gdziekolwiek; musi zwiększać za pomocą handlu liczbę swoich sług w Egipcie, w Indiach, w Kongo. Ale wszędzie znajduje konkurentów z innych krajów, którzy szybko wchodzą na tę samą linię rozwoju przemysłowego. I wojny, ciągłe wojny muszą być prowadzone o supremację na światowym rynku – wojny o posiadanie Wschodu, wojny o zdobycie panowania nad morzami, wojny o prawo narzucania ciężkich obciążeń handlowi zagranicznymi towarami” [Kropotkin, Kropotkin’s Revolutionary Pamphlets (Wspomnienia rewolucjonisty), pp. 55-6].

To zjawisko ekspansji na obszary niekapitalistyczne pomaga też kapitałowi przetrwać tak subiektywne, jak i obiektywne naciski ekonomiczne, które są przyczyną cyklu koniunkturalnego (więcej o tym zobacz w sekcji C.7 – “Co powoduje cykl koniunkturalny w kapitalizmie?”). Ponieważ bogactwo splądrowane w krajach słabiej uprzemysłowionych jest eksportowane do ojczystego kraju najeźdźców, można chronić poziomy zysków zarówno przed żądaniami klas pracujących, jak też i przed jakimś względnym zmniejszeniem się wytwarzania wartości dodatkowej spowodowanym przez zwiększone inwestycje kapitałowe (więcej o wartości dodatkowej zobacz w sekcji C.2). Faktycznie imperializm często pozwalał klasie pracującej kraju zdobywców na uzyskiwanie lepszych płac i warunków życia, gdyż zrabowane bogactwo było importowane do tego kraju, a pracownicy mogli walczyć o ulepszenia (i zdobywać je), które w innym wypadku sprowokowałyby ostry konflikt klasowy. I ponieważ dzieci ubogich emigrowały do kolonii, aby zarabiać na swoje utrzymanie na zawłaszczonej ziemi, bogactwo wyciągnięte z tychże kolonii pomogło przezwyciężyć zmniejszenie się podaży pracy w kraju, które zwiększyłoby jej cenę rynkową. Grabież ta pomogła też zmniejszyć naciski konkurencyjne na gospodarkę kraju zdobywców. Oczywiście te korzyści z podbojów nie mogły całkowicie powstrzymać cyklu koniunkturalnego ani wyeliminować konkurencji, co narody imperialistyczne wkrótce miały odkryć.

Dlatego “klasyczna” forma imperializmu oparta na bezpośrednim podboju i tworzeniu kolonii miała liczne zalety dla krajów imperialistycznych i wielkiego biznesu, którego te państwa były przedstawicielami.

Kraje podbite miały w przeważającej mierze społeczeństwa przedkapitalistyczne. Panowanie potęg imperialistycznych oznaczało przyniesienie im kapitalistycznych instytucji i stosunków społecznych, wywołując przez to szeroki opór fizyczny i kulturalny wobec tych prób obcych kapitalistów, aby lansować rozwój wolnego rynku. Jednakże pragnienia rzesz chłopskich, rzemieślniczych i plemiennych, ażeby zostać “zostawionymi w spokoju” nigdy nie były respektowane, i “cywilizacja” była im narzucana siłą “dla ich własnego dobra”. Jak to uzmysłowił sobie Kropotkin, “siła jest niezbędna, aby stale umieszczać coraz to nowe ‘kraje niecywilizowane’ w tych samych warunkach [pracy najemnej]” [Anarchism and Anarchist Communism, p. 53]. Anarchista George Bradford też kładzie na to nacisk, przekonując, iż “powinniśmy pamiętać, że w ujęciu historycznym kolonializm, przynoszący ze sobą wykształcanie się kapitalistycznej gospodarki i systemu pracy najemnej, zniszczył tradycyjną gospodarkę większości krajów. Zastępując formy samowystarczalnego rolnictwa zasiewami dla zysków i monokulturami, zniszczył podstawowe umiejętności gospodarskie ludzi, których sprowadził do roli robotników na plantacjach” [How Deep is Deep Ecology (Jak głęboka jest ekologia głęboka?), p. 40]. Rzeczywiście, ten proces jest pod wieloma względami podobny do rozwoju kapitalizmu w krajach “wysoko rozwiniętych”, czego przykładem jest stworzenie klasy bezrolnych pracowników, stanowiących rdzeń pierwszego pokolenia ludzi zdających się na łaskę fabrykantów (patrz sekcja F.8.3 w celu zapoznania się ze szczegółami).

Jednakże ten proces posiadał obiektywne ograniczenia. Po pierwsze, ekspansja imperiów została ograniczona tym, że istniało tylko tyle a tyle potencjalnych kolonii do zdobycia. Oznaczało to, że konflikty o rynki i kolonie były nie do uniknięcia (o czym zainteresowane państwa wiedziały, a więc pchały się w politykę utrzymywania coraz większych sił zbrojnych). Jak Kropotkin przekonywał przed pierwszą wojną światową, prawdziwą przyczyną wojny w owym czasie była “konkurencja o rynki i o prawo do wyzyskiwania narodów zacofanych w rozwoju przemysłu” [cytat z Martina Millera, Kropotkin, p. 225].

Po drugie zaś, tworzenie trustów, eksport dóbr użytkowych i import tanich surowców nie mógł zatrzymywać cykli koniunkturalnych ani “dawać okupu” klasie robotniczej w nieskończoność (to znaczy – dodatkowe zyski z imperializmu nigdy nie okażą się wystarczające, aby gwarantować coraz więcej reform i ulepszeń klasom pracującym w świecie uprzemysłowionym). Zatem potrzeba przezwyciężania kryzysów gospodarczych dała biznesowi impuls do poszukiwania nowych sposobów zdominowania rynku, aż do prowadzenia wojny w celu zagarnięcia nowych rynków i zniszczenia rywali włącznie. Ponadto wojna była dobrym sposobem na zepchnięcie na drugi plan konfliktu klasowego w kraju – który, nie zapominajmy, osiągał coraz to większe rozmiary, coraz bardziej bojowego ducha i coraz większy poziom radykalizmu we wszystkich krajach imperialistycznych (przeczytaj pracę Johna Zerzana “Origins and Meaning of WWI” (“Początek pierwszej wojny światowej i jej znaczenie”) w jego książce Elements of Refusal (Składniki odmowy)).

Tak więc pierwsza faza imperializmu zaczęła się wtedy, gdy rozrastająca się gospodarka kapitalistyczna zaczynała zbliżać się do granic znacjonalizowanego rynku stworzonego przez państwo w swoim własnym obrębie. Imperializm został wtedy wykorzystany do ekspansji na tereny, jakie mogły zostać skolonizowane przez kapitał towarzyszący danemu państwu narodowemu. Jednak ten etap się zakończył w chwili, gdy dominujące potęgi pokroiły planetę na rozmaite strefy wpływów i już nic nowego nie zostało nigdzie do podbicia. Konkurując o wzrost sprzedaży i dostępu do tanich surowców i zagranicznych rynków państwa narodowe weszły w konflikt ze sobą nawzajem. Ponieważ było oczywiste, że konflikt wrzał, główne państwa europejskie próbowały wytworzyć “równowagę sił”. Co oznaczało budowę armii i tworzenie marynarek wojennych w celu zastraszenia innych krajów, a więc powstrzymania wybuchu wojny. Niestety, te środki nie wystarczyły do zlikwidowania będących w działaniu procesów gospodarczych i zjawisk rozszerzania się władzy. Jak wiemy dzisiaj, nie wystarczyły, ponieważ nie walczyły z fundamentalną przyczyną współczesnych wojen, kapitalizmem.

Po pierwszej wojnie światowej utożsamienie państwa narodowego z krajowym kapitałem stało się jeszcze bardziej oczywiste. Można to dostrzec w rodzeniu się rozległej interwencji państwa, aby utrzymać trwanie kapitalizmu – na przykład w narodzinach faszyzmu we Włoszech i Niemczech i wysiłkach “krajowych” rządów Wielkiej Brytanii i USA na rzecz “wyjścia” z gospodarczej zapaści w latach Wielkiego Kryzysu. Jednakże te próby rozwiązania problemów kapitału nie poskutkowały. Bodźce gospodarcze działające przed pierwszą wojną światową nie przeminęły. Wielki biznes wciąż potrzebował rynków zbytu i dostępu do surowców, a poddanie przemysłu kontroli państwa w faszyzmie jedynie wzmogło narastanie problemów towarzyszących imperializmowi. Kolejna wojna była już tylko kwestią czasu, a gdy nadeszła, większość anarchistów – tak jak podczas pierwszej wojny światowej – była przeciwko obu wojującym stronom i wzywała do rewolucji:

“obecna walka jest walką między rywalizującymi ze sobą imperialistami i walką o ochronę zakamuflowanych interesów. Robotnicy we wszystkich krajach, należąc do klasy uciskanej, nie mają nic wspólnego z tymi interesami i politycznymi aspiracjami klasy rządzącej. Ich walką nie cierpiącą zwłoki jest walka o ich emancypację. Ichlinią frontu jest warsztat i fabryka, nie linia Maginota, na której tylko sczezną i zginą, podczas gdy ich panowie będą w domu układali w stosy swe podle uzyskane zdobycze” [“War Commentary”, cytat z Marka Shipwaya, Anti-Parliamentary Communism, p. 170].

Po drugiej wojnie światowej kraje europejskie ugięły się pod naciskiem Stanów Zjednoczonych oraz ruchów narodowowyzwoleńczych i przyznały wielu dotychczasowym koloniom “niepodległość” (nierzadko po krwawych wojnach). Jak zapowiadał Kropotkin, takich ruchów społecznych należało oczekiwać wraz z rozwojem kapitalizmu: “liczba ludzi zainteresowanych rozmontowaniem obecnego układu sił państw kapitalistycznych również wzrasta” [Piotr Kropotkin, “Anarchism and Syndicalism”, w: Black Flag no. 210, p. 26]. Na nieszczęście te ruchy “wyzwoleńcze” przekształciły walkę mas z potencjalnej walki przeciwko kapitalizmowi w ruchy dążące do stworzenia niepodległych narodowych państw kapitalistycznych.

Musimy podkreślić, że nie było to tak, iż Stany Zjednoczone zachowywały się altruistycznie w swoich działaniach – niepodległość dawnych kolonii osłabiła rywali USA, jak również umożliwiła amerykańskiemu kapitałowi uzyskanie dostępu do ich rynków.

Procesowi temu towarzyszyła ekspansja kapitału jeszcze bardziej poza granice państw ojczystych, tworzenie wielonarodowych korporacji. Odpowiednio do tego zmieniał się charakter imperializmu i wojen imperialistycznych. Do tego jeszcze różne pomyślne walki narodowowyzwoleńcze sprawiły, że imperializm musiał się zmienić w obliczu powszechnego oporu. Te dwa czynniki doprowadziły do tego, że stara forma imperializmu zosta zastąpiona przez nowy system “neokolonializmu”, w którym nowe, “niepodległe” kolonie są zmuszane naciskami politycznymi i ekonomicznymi do otwarcia swoich granic obcemu kapitałowi. Jeżeli jakieś państwo podejmie kroki, które zostaną uznane przez potęgi imperialne za “złe dla interesów”, to zostaną przedsięwzięte działania na rzecz zmuszenia tego państwa do posłuchu, od sankcji gospodarczych do otwartej interwencji zbrojnej. Utrzymywanie świata otwartym i “wolnym” dla kapitalistycznego wyzysku stało się rutynową polityką Ameryki od 1945 roku. Wynika to bezpośrednio z wymagań ekspansji prywatnego kapitału, a więc nie może ulec fundamentalnej zmianie. Natomiast wpływ na to miało też przesunięcie się potrzeb, wynikające z nowego porządku politycznego i gospodarczego i rywalizacji między krajami imperialistycznymi (a zwłaszcza “zimnej wojny”). Wybór metod interwencji i przejście od bezpośredniego kolonializmu do neokolonializmu (a i wszelkie anomalie) jako takie dadzą się wyjaśnić tymi konfliktami.

W tych podstawowych ramach pośredniego imperializmu wiele krajów “rozwijających się” rzeczywiście zdołało rozpocząć proces uprzemysłowienia. Częściowo w odpowiedzi na Wielki Kryzys lat trzydziestych niektóre dawne kolonie zaczęły stosować politykę tak pomyślnie prowadzoną przez kraje imperialistyczne poprzedniego stulecia, takie jak Niemcy i Ameryka. Postępowały one według polityki “zastępowania importu”, co znaczyło, że próbowały wytwarzać dobra, takie jak na przykład samochody, które wcześniej były importowane. Nie przecząc, że tego rodzaju polityka proponowała pozytywną alternatywę (w końcu był to tylko lokalny kapitalizm), miała ona jedną wielką wadę dla potęg imperialistycznych – dążyła do odmawiania im zarówno rynków zbytu, jak i tanich surowców (obecny zwrot ku globalizacji został wykorzystany do złamania tych dążeń). To, czy dany kraj prowadził taką politykę, zależało od kosztów ponoszonych przez zainteresowane potęgi imperialistyczne.

A więc zamiast bezpośredniej władzy nad słabiej rozwiniętymi krajami (która na ogół okazywała się zbyt kosztowna, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i politycznym), teraz wybierano pośrednie formy dominacji, a siłę odkładano dopiero na czas, gdy “interesy biznesu” zostaną zagrożone. Do przykładów wojen imperialistycznych w nowym stylu należy Wietnam, amerykańskie poparcie dla nikaraguańskich “contras” oraz wojna w Zatoce Perskiej. Władza polityczna i ekonomiczna (np. groźba odpływu kapitału bądź sankcje gospodarcze) jest wykorzystywana do utrzymywania otwartości rynków dla korporacji mających swe siedziby w krajach wysoko rozwiniętych, a interwencja zbrojna jest stosowana dopiero w razie konieczności (chociaż jej groźba zawsze wisi w powietrzu). Ponadto rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim także miała swój wpływ. Z jednej strony, czyny potęg imperialnych mogły być usprawiedliwiane zwalczaniem “komunizmu” (ze strony USA) lub “amerykańskiego imperializmu” (ze strony ZSRR). Z drugiej strony, groźba wywołania wojny albo pchnięcia krajów rozwijających się w ramiona przeciwnej strony dawała tymże krajom większą swobodę działania, by wprowadzać takie strategie jak zastępowanie importu. Jednak siła zawsze była ostatecznym rozwiązaniem dla imperialistów, tak samo jak i wcześniej.

Ktoś mógłby nam zarzucić, że przesadzamy z tym w naszych rozważaniach, ale nie zapominajmy, że Stany Zjednoczone “interweniowały ponad sto razy w sprawy wewnętrzne innych krajów po 1945 roku. Stosowano wtedy retorykę, że robiliśmy tak głównie po to, by zachować albo przywrócić wolność i demokrację, albo też że działaliśmy na rzecz praw człowieka. Rzeczywistość jest jednak taka, że [interwencje te] […] konsekwentnie planowano i przeprowadzano, aby utrzymywać interesy amerykańskich (teraz w przeważającej mierze ponadnarodowych) korporacji, oraz zarówno krajowych, jak i zagranicznych elit, czerpiących korzyści z ich łupiestwa” [Henry Rosemont, Jr., “U.S. Foreign Policy: the Execution of Human Rights”, pp. 13-25, Social Anarchism, no. 29, p. 13]. Owe działania “na rzecz praw człowieka” obejmowały również obalanie demokratycznie wybranych władz (jak na przykład w Iranie w 1953 roku, w Gwatemali w 1954 r., czy w Chile w 1973 r.) i ich zastępowanie totalitarnymi, skrajnie prawicowymi dyktaturami (zwykle kierowanymi przez wojskowych). Jak przekonuje George Bradford, “w świetle [ekonomicznej] grabieży [prowadzonej przez korporacje w warunkach imperializmu powinno bardziej stać się jasne […] dlaczego nacjonalistyczne rządy, które przestają służyć jako zwykły pas transmisyjny dla ogromnego wyzysku ze strony amerykańskich korporacji, wystawiają się na tak potężny atak – Gwatemala w 1954, Chile w 1973 […] Nikaragua [w latach osiemdziesiątych] […] Filozofia amerykańskiego Departamentu Stanu od lat pięćdziesiątych polegała na opieraniu się na rozmaitych państwach policyjnych i na tym, aby powstrzymywać ‘nacjonalistyczne reżimy’, które mogłyby bardziej odpowiadać ‘narastającym żądaniom ludu, by natychmiast poprawić niskie standardy życia mas’ w celu ‘ochrony swoich zasobów’ – w swoich własnych krajach!” [How Deep is Deep Ecology? (Jak głęboka jest ekologia głęboka?), p. 62].

Inwestycje kapitałowe w krajach rozwijających się stopniowo wzrastały przez lata, a korzyści z wyzysku taniej siły roboczej powracały do kieszeni korporacyjnych elit w kraju imperialistycznym, nie zaś do kieszeni wszystkich jego obywateli (chociaż czasami zdarzają się chwilowe korzyści i dla innych klas, co omówimy poniżej). Na dodatek “zachęca się” inne kraje do kupowania dóbr wyprodukowanych w krajach imperialistycznych (często w ramach wymiany za “pomoc”, na ogół “pomoc” wojskową) i otwierania swoich rynków na przedsiębiorstwa z kraju będącego dominującą potęgą i ich produkty. Imperializm jest tylko środkiem obrony zagranicznych inwestycji krajowej klasy kapitalistów, a pozwalając na wyciąganie zysków i tworzenie rynków, zabezpiecza on też przyszłość prywatnego kapitału.

Zatem imperializm pozostał nienaruszony, gdyż rządy państw zachodnich (głównie Stanów Zjednoczonych i ich młodszego partnera, Wielkiej Brytanii) kontynuują dostarczanie hojnych funduszy podrzędnym prawicowym despotom, noszących nazwę “zagranicznej pomocy”. Formalnym celem tej pomocy zagranicznej, pomijając szlachetnie brzmiącą retorykę o wolności i demokracji, jest zapewnienie, by istniejący światowy porządek pozostał nienaruszony. “Stabilność” stała się hasłem przewodnim nowoczesnych imperialistów, postrzegających wszelkie ruchy społeczne miejscowej ludności jako zagrożenie dla istniejącego porządku światowego.

Pomoc zagraniczna skierowała publiczne fundusze do klas rządzących w krajach Trzeciego Świata przy pomocy spółek ponadnarodowych, mających swe siedziby w krajach rozwiniętych. Stany Zjednoczone i inne zachodnie potęgi dostarczają tak bardzo pożądanego przez rządy Trzeciego Świata wyposażenia wojskowego i szkolą armie tych rządów, tak, by mógł być utrzymywany klimat przyjazny biznesowi, a zwłaszcza zagranicznym inwestorom (oznacza to ciche, jak też i otwarte popieranie faszyzmu na całej planecie). “Pomoc zagraniczna” w gruncie rzeczy polega na tym, że ubodzy ludzie z bogatych krajów dają swoje pieniądze bogatym ludziom z biednych krajów, aby zapewnić, że inwestycje bogatych ludzi z bogatych krajów pozostaną bezpieczne przed biednymi ludźmi z biednych krajów!

(Nie trzeba przypominać, że właściciele przedsiębiorstw dostarczających tej “pomocy” także bardzo dobrze na niej wychodzą).

A więc Trzeci Świat ugina się pod ciężarem dobrze opłacanego ucisku, a tymczasem jest ogałacany ze swoich rodzimych bogactw w imię “rozwoju” i w duchu “wolności i demokracji”. Stany Zjednoczone przewodzą Zachodowi w dziedzinie jego globalnej odpowiedzialności (jeszcze jeden ulubiony slogan), aby zapewniać, że ten szczególny rodzaj “wolności” nie stanie wobec wyzwań ze strony jakichś ruchów ludności miejscowych. Dlatego faszystowskie reżimy pozostają uległe i posłuszne Zachodowi, kapitalizm kwitnie niezagrożony, a wszędzie położenie ludzi zwyczajnie się pogarsza. A jeśli jakiś reżim staje się zbyt “niezależny”, zawsze pozostaje w odwrocie użycie siły zbrojnej (co można zobaczyć na przykładzie wojen w Zatoce Perskiej).

Zatem imperializm się zmienia wraz ze zmianami kapitalizmu. Historia kapitalizmu na ogół zaczyna się od merkantylizmu i zniszczenia z pomocą państwa drobnomieszczańskiej produkcji towarowej (rzemieślników i ich cechów oraz chłopów) przez przemysł na szeroką skalę. Odkąd kapitalistyczny przemysł stanął na nogi, sprzyja się wolnej konkurencji (“wolnemu handlowi”), przez co w naturalny sposób zmierza się do koncentracji produkcji (powstania wielkiego biznesu), a przez to następnie stale zmierza się ku tworzeniu się monopoli – chociaż proces ten rzadko dochodzi aż do tego etapu (panuje konkurencja oligopolistyczna). Główne decyzje ekonomiczne są podejmowane przez nielicznych – największe spółki i korporacje. Wielki biznes, chociaż pojawia się wbrew teoretycznym założeniom kapitalizmu, faktycznie jest jego najwyżej rozwiniętą formą – a świat coraz bardziej przekształca się w jedną wielką fabrykę, pod jednym hierarchicznym zarządem. Swobodne stowarzyszanie się zostaje zastąpione przez odgórne nakazy, a rozwój przemysłowy zostaje wypaczony przez potrzebę utrzymywania i rozszerzania władzy i zysków korporacji.

Wraz z narastającą globalizacją wielkiego biznesu i rynków kapitalizm (a więc i imperializm) znajduje się u progu nowej transformacji. Jak bezpośredni imperializm przekształcił się w imperializm pośredni, tak samo ten ostatni przekształcił się w system światowego rządu, którego celem jest prawne usankcjonowanie panowania korporacji nad rządami. Proces ten często jest nazywany “globalizacją”. Omawiamy go w sekcji D.5.3. Ale najpierw należy omówić inne formy imperializmu niż te uprawiane przez prywatny kapitalizm, a mianowicie formy imperializmu towarzyszącego stalinowskim reżimom, co czynimy w następnej sekcji.

D.5 Co powoduje imperializm?

Jednym słowem: władza. Imperializm to zjawisko, dzięki któremu jeden kraj panuje nad innym krajem – bezpośrednio, pod względem politycznym, albo pośrednio, pod względem ekonomicznym, w celu kradzenia jego bogactw (naturalnych albo też wyprodukowanych). Oznacza to automatycznie wyzysk ludzi pracy w podporządkowanym kraju, co może też pomagać w wyzysku ludzi pracy i gdzie indziej. Imperializmu jako takiego nie można rozpatrywać w oderwaniu od panującego ustroju społecznego i ekonomicznego. Fundamentalną przyczyną obu jest ta sama nierówność władzy, która zostaje wykorzystana, by służyć wyzyskowi.

W następnych sekcjach będziemy omawiali jak imperializm się zmieniał wraz z upływem czasu, zwłaszcza w okresie ostatnich dwustu lat (kiedy to jego formy i metody wprowadzania ewoluowały wraz ze zmieniającymi się potrzebami kapitalizmu). Ale nawet w dniach budowania klasycznych imperiów podboje były napędzane siłami i potrzebami o charakterze ekonomicznym. W celu dania bezpieczeństwa swojemu państwu, w celu zwiększenia zasobów bogactwa dostępnych jemu, rządzącej nim biurokracji i towarzyszącej jej klasie panującej, przywódcy musieli się opierać na silnej gospodarce i mieć dostateczną bazę surowcową. Zwiększając obszar kontrolowany przez państwo, zwiększało się i dostęp do bogactw.

Państwa ze swej natury, podobnie jak kapitał, są tworami cechującymi się stałą ekspansją. Ci, którzy nimi kierują, zawsze chcą zwiększać zakres swojej władzy i wpływów. Można to zobaczyć najlepiej spoglądając na ogromną liczbę wojen, jakie się wydarzyły w Europie w ciągu ostatnich pięciuset lat, gdy państwa narodowe były tworzone przez królów, głoszących, że ziemie są ich prywatną własnością. I wcale te konflikty nie zakończyły się, gdy monarchie zostały zastąpione bardziej demokratycznymi formami rządów. Jak przekonywał Bakunin:

“doszukujemy się wojen prowadzonych w celach eksterminacji, wojen między rasami i narodami, wojen dla podbojów, wojen w celu utrzymania równowagi, wojen politycznych i religijnych, wojen toczonych w imię ‘wielkich idei’ […] A co znajdujemy pod powłoką tego wszystkiego, pod powłoką wszystkich pięknych i obłudnych słów używanych, aby dać tym wojnom pozory człowieczeństwa i słuszności? Zawsze to samo zjawisko ekonomiczne: dążenie niektórych do życia i prosperowania kosztem innych […] jedynie silni mężowie, którzy kierują losami Państwa, wiedzą aż za dobrze, że podłożem wszystkich tych wojen jest tylko jedna pobudka: grabież, zagarnięcie cudzego bogactwa i zniewolenie cudzej pracy” [The Political Philosophy of Bakunin, p. 170].

Jednak chociaż ekonomiczny bodziec do ekspansji pozostaje na ogół ten sam, to system ekonomiczny, na którym opiera się dany kraj ma określony wpływ na to, co napędza ten bodziec oraz na charakter tegoż imperializmu. Tak więc budowanie imperiów przez starożytny Rzym czy feudalną Anglię miało inne podłoże ekonomiczne (a więc i kierujące nim potrzeby) niż, powiedzmy, przez dziewiętnastowieczne Niemcy i Anglię albo też dwudziestowieczne (czy nawet dwudziesto-pierwszo-wieczne) Stany Zjednoczone. Skupimy się tutaj głównie na nowoczesnym kapitalistycznym imperializmie, gdyż tylko on jest ważny w dzisiejszym świecie.

Kapitalizm z samej swej natury opiera się na rozroście, a więc cechuje się akumulacją i koncentracją kapitału. Przedsiębiorstwa muszą się rozwijać, aby przetrwać konkurencję na rynku. To zaś nieuchronnie prowadzi do wzmagania się działalności o zasięgu międzynarodowym i rozwoju organizacyjnego jako skutków konkurencji o rynki i zasoby w danym kraju. Rozszerzając swój zasięg na nowe rynki spółka może zdobyć przewagę nad swoją konkurencją, jak również przezwyciężyć ograniczenia rynków i zasobów w rodzinnym kraju.

Tak więc kapitalizm jest nieodzownie imperialistyczny. Niezależnie od tego, co się mówi obecnie, kapitał zawsze miał zasięg globalny. Zawsze istniał międzynarodowy handel i tak naprawdę zawsze odgrywał kluczową rolę w rozwoju kapitału (na przykład osiemnastowieczny merkantylizm polegał na manipulacjach międzynarodowym handlem, by nasilić akumulację kapitału). System kapitalistyczny najlepiej umie się przystosowywać do zmieniających się warunków i jest najbardziej żarłoczny w dziejach świata. Od początku jego składniki (pojedyncze przedsiębiorstwa, państwa i kapitały) były napędzane potrzebą nieustannego rozrastania się, żeby uniknąć bankructwa; zmiany, które nastąpiły w ostatnich latach są wyrazem tej potrzeby. Jak przekonywał Bakunin:

“jak produkcja kapitalistyczna i spekulacje bankowe, które na dłuższą metę połykają tę produkcję, muszą, pod groźbą bankructwa, nieustannie się rozszerzać kosztem małych przedsiębiorstw finansowych i produkcyjnych, które pochłaniane są przez większe, a te ostatnie muszą stawać się powszechnymi, monopolistycznymi przedsiębiorstwami rozciągającymi się na cały świat – tak samo owo nowoczesne i koniecznie zmilitaryzowane Państwo jest napędzane niepohamowanym pędem, by stać się państwem uniwersalnym. […] Hegemonia jest tylko skromną manifestacją możliwą w tych warunkach nie dającego się zaspokoić popędu przyrodzonego każdemu państwu. A pierwszym warunkiem tejże hegemonii jest względna bezsilność i zależność wszystkich państw sąsiednich” [Op. Cit., p. 210].

Dlatego pod względem ekonomicznym i politycznym imperialistyczna działalność zarówno państw kapitalistycznych, jak i państwowo-kapitalistycznych (tzn. Związku Radzieckiego i innych krajów “socjalistycznych”) nie okazuje się niespodzianką. Zmieniający się charakter nowoczesnego imperializmu można w przybliżeniu powiązać z rozwojem w obrębie gospodarki kapitalistycznej (patrz następna sekcja). Natomiast rozrost wielkiego biznesu w celu zdobycia przewagi nad konkurencją i przetrwania ma tu kluczowe znaczenie, gdyż rozmiary przedsiębiorstw wymagają, aby były one międzynarodowe.

Ponieważ w kapitalizmie władza zależy od zysków, znaczy to, że nowoczesny imperializm jest powodowany bardziej przez czynniki ekonomiczne niż przemyślenia czysto polityczne (chociaż oczywiście i ten drugi czynnik odgrywa istotną rolę). Jak zobaczymy w sekcji D.5.1, imperializm służy kapitałowi zwiększając zasób zysków dostępnych krajowi imperialistycznemu na światowym rynku, jak również zmniejszając liczbę potencjalnych konkurentów. Jak podkreślał Kropotkin:

“Kapitał nie zna żadnej ojczyzny; a jeżeli wysokie zyski mogą pochodzić z pracy indyjskich kulisów, których płace stanowią zaledwie połowę płac angielskich robotników [czy robotnic], albo nawet jeszcze mniej, kapitał wyemigruje do Indii, tak jak wyszedł do Rosji, chociaż to przeniesienie może oznaczać głodowanie dla Lancashire i Dundee” [Fields, Factories and Workshops (Pola, fabryki i warsztaty), p. 57].

Dlatego kapitał wywędruje tam, gdzie będzie mógł zmaksymalizować swoje zyski – bez oglądania się na koszty dla ludzi i środowiska w kraju ojczystym i za granicą. Stanowi to ekonomiczną podstawę imperializmu, zapewniając, że jakiekolwiek przeprowadzone transakcje handlowe przyniosą więcej korzyści silniejszej stronie niż słabszej. I nie jest tu istotne, czy jest to handel między krajami, czy też między klasami. Celem imperializmu jest danie biznesowi przewagi na rynku. Przenosząc się tam, gdzie praca jest tania, a ruch robotniczy słaby (zwykle dzięki reżimom dyktatorskim), ustawy chroniące środowisko nieliczne (albo w ogóle ich nie ma), i mało co stoi na przeszkodzie władzy korporacji, wielki biznes może maksymalizować swoje zyski. Ponadto eksport kapitału pozwala na zmniejszenie nacisków konkurencji odczuwanych przez przedsiębiorstwa na rynkach krajowych (przynajmniej przez krótki czas).

Ma to skutki dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, kraj o wysoko rozwiniętym przemyśle (albo mówiąc poprawniej, korporacja mająca swą siedzibę w tym kraju) może prowadzić wyzysk krajów mniej rozwiniętych. W ten sposób dominująca potęga może maksymalizować sobie korzyści stwarzane przez handel międzynarodowy. Jeśli, jak twierdzą niektórzy, handel zawsze przynosi korzyść każdej ze stron, to imperializm pozwala na to, by handel przepływał w jedną stronę bardziej niż w drugą. Po drugie, daje to wielkiemu biznesowi więcej oręża do wykorzystania w celu osłabiania pozycji świata pracy w kraju imperialistycznym. A to znowu pozwala na to, by korzyści z handlu (tym razem z handlowania wolnością pracowników za płace) płynęły w większej ilości raczej do świata biznesu niż do świata pracy.

To, w jaki sposób i jakimi metodami jest to wykonywane, zmienia się i różni, ale cel zawsze pozostaje ten sam – wyzysk.

Wyzysk ten można prowadzić na wiele sposobów. Na przykład, zezwalając na import tańszych surowców i dóbr, eksport dóbr na rynki chronione przed zagraniczną konkurencją, czy eksport kapitału z obszarów obfitujących w kapitał na obszary, na których jest niewiele kapitału. Inwestowanie kapitału w krajach o słabiej rozwiniętym przemyśle pozwala omawianym kapitalistom na czerpanie korzyści z na przykład z niższych płac, albo z mniej licznych praw i kontroli dotyczących zanieczyszczeń środowiska czy skutków społecznych. Wszystko to pozwala na zbieranie zysków kosztem ludzi pracy w kraju uciskanym (władcy takich krajów na ogół nieźle wychodzą na imperializmie, czego można było oczekiwać). Pierwotnym źródłem eksportowanego kapitału jest oczywiście wyzysk pracy najemnej w kraju rodzinnym, ale kapitał jest eksportowany do słabiej rozwiniętych krajów, gdzie jest większą rzadkością, ceny ziemi niższe, płace niższe, a surowce tańsze. Wszystkie te czynniki przyczyniają się do rozszerzania marży zysków:

“Stosunki tych globalnych korporacji z krajami biedniejszymi od dawna były oparte na wyzysku […] Podczas gdy amerykańskie korporacje między 1950 a 1965 r. zainwestowały w Europie 8,1 miliarda dolarów i wyciągnęły zyski w wysokości 5,5 miliarda dolarów, to w Ameryce Łacińskiej zainwestowały one 3,8 miliarda dolarów, a uzyskały zyski w wysokości 11,2 miliarda dolarów, zaś w Afryce zainwestowały 5,2 miliarda dolarów i wyciągnęły zyski w wysokości 14,3 miliarda dolarów” [Howard Zinn, A People’s History of the United States (Historia ludu Stanów Zjednoczonych), p. 556].

Betsy Hartman, spoglądając na lata osiemdziesiąte, podziela to zdanie. “Pomimo, że na Zachodzie pokutuje wyobrażenie o Trzecim Świecie jako o bezdennej torbie żebraczej”, zauważa ona że “daje on dzisiaj uprzemysłowionemu światu więcej niż sam od niego bierze. Napływ w postaci oficjalnej ‘pomocy’ oraz prywatnych pożyczek i inwestycji jest przewyższany przez odpływ w postaci zysków wracających do krajów ojczystych korporacji, spłat odsetek i prywatnego kapitału wysyłanego za granicę przez elity Trzeciego Świata” [cytat za George’em Bradfordem, Woman’s Freedom: Key to the Population Question (Wolność kobiety – klucz do rozwiązania kwestii demograficznej), p. 77].

Do tego jeszcze imperializm umożliwia wielkiemu biznesowi zwiększanie swojej siły w stosunku do własnej siły roboczej w imperialistycznym kraju za pomocą groźby przeniesienia produkcji do innych krajów albo też wykorzystując zagraniczne inwestycje do przeczekania strajków (zobacz jeszcze sekcję D.5.3). Podczas gdy “rodzima” klasa pracująca jest nadal wyzyskiwana i uciskana, jej ciągłe próby organizowania się i stawiania oporu swoim wyzyskiwaczom okazują się coraz bardziej pomyślne. Imperializm jako taki (podobnie jak kapitalizm) nie tylko jest napędzany przez potrzebę zwiększania zysków (oczywiście niezwykle ważną), ale też i przez walkę klasową – potrzebę ucieczki kapitału przed siłą klasy pracującej w danym kraju (proces ten odegrał kluczową rolę przy narodzinach globalizacji – patrz sekcja D.5.3). Z tej perspektywy wywóz kapitału można postrzegać na dwa sposoby. Po pierwsze – jako środek dyscyplinowania zbuntowanych pracowników u siebie za pomocą “strajku inwestycyjnego” (w rezultacie czego kapitał ucieka, powodując przez to bezrobocie). Po drugie, jako sposób na zwiększenie “rezerwowej armii” bezrobotnych, jakiej stawiają czoła ludzie pracy w krajach imperialistycznych, na stworzenie nowej konkurencji o ich miejsca pracy (tzn. dzieląc pracowników, a tym samym rządząc nimi poprzez nastawianie jednych zbiorowisk pracowników przeciwko innym). Obie te sprawy są ze sobą oczywiście powiązane, i celem obu jest osłabienie siły klasy pracującej groźbą bezrobocia.

Zatem imperializm, którego korzeniem jest poszukiwanie dodatkowych zysków przez wielki biznes, stanowi także odpowiedź na siłę klasy pracującej w ojczystym kraju. Wywóz kapitału jest dokonywany przez nowo tworzone i renomowane spółki ponadnarodowe w celu przezwyciężenia świadomości klasy pracującej, która często jest zbyt silnie rozwinięta na to, aby był możliwy ciężki wyzysk (tj. ogromne marże zysku), i kapitał finansowy będzie mógł robić większe i łatwiejsze zyski inwestując kapitał produkcyjny gdzieś indziej.

Imperializm ma jeszcze jedną funkcję, a mianowicie opóźnianie albo kontrolowanie uprzemysłowienia innych krajów. Taka industrializacja będzie oczywiście oznaczała wyłonienie się nowych kapitalistów, którzy będą konkurowali z już istniejącymi w krajach “mniej rozwiniętych” i na całym rynku światowym. Dlatego imperializm zmniejsza konkurencję na światowym rynku. W następnej sekcji omawiamy, jak w wieku dziewiętnastym nastąpiło uprzemysłowienie wielu krajów europejskich, jak również Ameryki, Japonii i Rosji. Jednakże ten proces industrializacji, gdy był prowadzony przez inne kraje, miał wadę. Oznaczał, że coraz więcej konkurentów mogło wejść na światowy rynek. Ponadto, jak zauważył Kropotkin, mieli oni tę przewagę, że “nowe fabryki […] wyrastają tam, gdzie” stare “doszły do siebie po stuleciu eksperymentów i przegrupowań”, a więc te nowe “są budowane według najnowszych i najlepszych modelów, które zostały wypracowane gdzie indziej” [Op. Cit., p. 32, p. 49]. Stąd potrzeba powstrzymania nowej konkurencji, do której doszedł kolonializm pod koniec dziewiętnastego wieku:

“Wszystkie gałęzie przemysłu decentralizują się i są rozproszone po całym globie; i wszędzie rośnie rozmaitość, zintegrowana rozmaitość handlu zamiast specjalizacji […] każdy kraj wedle swojej kolejności staje się krajem przemysłowym […] Dla każdego nowego przybysza tylko pierwsze kroki są trudne […] Tak dobrze odczuwa się fakt (nawet jeżeli się go nie rozumie), że wyścig o kolonie stał się cechą charakterystyczną ostatnich dwudziestu lat [Kropotkin pisze to w 1912 roku]. Każdy kraj będzie miał swoje własne kolonie. Ale kolonie nie pomogą” [Op. Cit., p. 75].

Imperializm jako taki może też być rozpatrywany jako środek opóźniania (albo kontrolowania) uprzemysłowienia, powstrzymywania na światowym rynku rozwoju nowych konkurentów dla istniejącego wielkiego biznesu, działającego na rynku międzynarodowym. Pomaga też we wzmacnianiu pozycji przetargowej biznesu, przeciwstawiając pracowników z jednego kraju pracownikom innego, przez co choć są oni wyzyskiwani przez tę samą drużynę szefów, szefowie ci mogą wykorzystywać taką fikcyjną “konkurencję” ze strony pracowników zagranicznych, aby wyciskać ustępstwa od pracowników w swoim kraju.

Imperializm powstrzymuje uprzemysłowienie na dwa sposoby. Pierwszym z nich była bezpośrednia kolonizacja. Drugi ma miejsce za pomocą pośrednich metod – mianowicie ciągnięcia zysków przez międzynarodowy wielki biznes.

Kraj opanowany bezpośrednio można powstrzymać przed rozwijaniem przemysłu i zmusić do wyspecjalizowania się w dostarczaniu surowców. Był to cel “klasycznego” imperializmu, z jego podbojami i wojnami kolonialnymi. Taka postawa została zastąpiona metodami pośrednimi (patrz następna sekcja).

Gdy kapitał zostaje zainwestowany w obcych krajach, wartość dodatkowa wyciągnięta z pracowników w tych krajach nie zostaje w nich ponownie zainwestowana. Zamiast tego znaczna jej część wraca do kraju, w którym korporacja ma siedzibę (w formie zysków tegoż przedsiębiorstwa). Rzeczywiście – należy tego oczekiwać, gdyż pierwszorzędnym powodem inwestycji kapitału było wydostanie więcej pieniędzy z danego kraju niż korporacja w niego włożyła. Ta wartość dodatkowa, zamiast zostać ponownie zainwestowana w przemysł kraju słabiej rozwiniętego (co miałoby miejsce w przypadku rodzimych wyzyskiwaczy, którzy są zależni od rynków lokalnych), ląduje w rękach wyzyskiwaczy zagranicznych, którzy zabierają ją podporządkowanemu krajowi. Oznacza to zahamowanie rozwoju przemysłu, gdyż pozostaje mniej zasobów do wydobycia, czyniąc lokalną klasę rządzącą zależną od obcego kapitału i jego kaprysów. Przy pomocy kolonizacji potęgi imperialistyczne zapewniają sobie, aby słabiej rozwinięty kraj pozostał takim nadal – a więc gwarantują sobie o jednego konkurenta mniej, jak również uprzywilejowany dostęp do surowców i taniej siły roboczej.

Globalizację można postrzegać jako nasilenie się tego procesu. Zapisując w międzynarodowych porozumieniach prawo korporacji do sądzenia państw narodowych za naruszenie zasad “wolnego handlu” zmniejsza się możliwość rozwinięcia się nowych krajów jako konkurencji. Uprzemysłowienie pozostanie uzależnione od ponadnarodowych korporacji, a więc rozwój zostanie powstrzymany i tak ukierunkowany, aby zapewniać korporacjom zyski i władzę. Nie jest więc niespodzianką, że te kraje, które dokonały uprzemysłowienia w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci (takie jak wschodnioazjatyckie “tygrysy gospodarcze”), uczyniły to wykorzystując państwo do ochrony przemysłu i kontrolowania międzynarodowych finansów.

Nowy atak klasy międzynarodowych kapitalistów (“globalizacja”) ma na celu ograbienie lokalnych kapitalistów w krajach Trzeciego Świata i zmniejszenie ich władzy oraz zasięgu ich kontroli. Stopniowe słabnięcie i ostateczny krach bloku wschodniego (pod względem funkcjonowania gospodarczego i politycznego oraz odzewu ideologicznego ze strony reszty świata) odegrały również swoją rolę w tym procesie. Koniec “zimnej wojny” oznaczał ograniczenie pola manewru lokalnych elit. Wcześniej lokalne klasy rządzące mogły przy odrobinie szczęścia wykorzystać walkę między imperializmem amerykańskim a radzieckim do zdobycia dla siebie przestrzeni swobodnego oddechu, którą mogły wykorzystywać do podążania za swoimi własnymi celami (oczywiście w pewnych granicach, i tylko za pozwoleniem tej imperialistycznej potęgi, w strefie wpływów której się znajdowały). Dalekowschodnie “tygrysy gospodarcze” to przykład działania tego procesu. Zachód mógł je wykorzystywać w zimnowojennym konflikcie ideologicznym jako przykład dobrodziejstw “wolnego rynku” (co znacznie odbiegało od prawdy), a rządzące elity, chociaż utrzymywały prozachodnią i sprzyjającą biznesowi atmosferę (oczywiście przy pomocy siły wymierzonej w swój własny naród), mogły realizować swoje własne strategie gospodarcze. Wraz z zakończeniem “zimnej wojny” czynnik ten przestał się liczyć, i elity te “zachęcono” (przy pomocy ekonomicznego szantażu realizowanego przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy) do przyjęcia ideologii ekonomicznej Stanów Zjednoczonych. Neoliberalizm, który atakuje państwo opiekuńcze w krajach imperialistycznych, w taki sam sposób powoduje zmniejszenie się tolerancji dla lokalnego kapitału w krajach “słabiej rozwiniętych”.

A więc imperializm jest w zasadzie zdolnością państw do lokalnego i globalnego dyktowania stosunków handlowych i inwestycji obcym krajom, tak aby uzyskać nad nimi przewagę. Może to być robione bezpośrednio (przy pomocy inwazji i kolonizacji) albo pośrednio (przy pomocy władzy politycznej i ekonomicznej). To, której metody się używa, zależy od specyficznych okoliczności kształtujących się w omawianych krajach. Zależy to jeszcze i od równowagi sił pomiędzy klasami w każdym z krajów (na przykład będzie mniej prawdopodobne, że kraj z bojową klasą pracującą poprowadzi politykę wojen – z powodu związanych z tym kosztów społecznych). Natomiast celem imperializmu zawsze jest wzbogacenie i uwłasnowolnienie klas kapitalistów i biurokratów.

Ta walka o rynki i zasoby z konieczności musi prowadzić do konfliktów. Mogą być nimi wojny zaborcze niezbędne do zdominowania “zacofanego” gospodarczo kraju (takie jak amerykańska inwazja na Filipiny, podbój Afryki przez państwa zachodnioeuropejskie itp.) albo utrzymania swojego panowania, które już zostało zdobyte (np. wojna wietnamska, wojna o Algierię, wojna w Zatoce Perskiej). Albo też mogą to być wojny między głównymi potęgami imperialistycznymi, kiedy konkurencja o rynki i kolonie osiąga już taki punkt, w którym nie da jej się zaspokoić na drodze pokojowej (jak to było w przypadku pierwszej i drugiej wojny światowej).

Jak przekonywał Kropotkin, “ludzie nie walczą już dla przyjemności królów, oni walczą o niepodzielność dochodów i o rozrost majątku […] na korzyść baronów wielkiej finansjery i przemysłu […] Przewaga polityczna […] jest w dość prosty sposób kwestią przewagi gospodarczej na międzynarodowych rynkach. Tym, co Niemcy, Francja, Rosja, Anglia i Austria próbują zdobyć […] nie jest przewaga militarna: jest nim dominacja ekonomiczna. Słuszne jest narzucanie ich dóbr i ich taryf celnych ich sąsiadom; prawo do wyzysku ludów zacofanych w dziedzinie przemysłu; przywilej budowania kolei […] przywłaszczenie sobie od sąsiada portu, który pobudzi handel, albo prowincji, w której będzie można rozładować nadmiar towarów”. Kropotkin podkreślał, że “gdy dzisiaj walczymy, dzieje się to po to, aby zagwarantować naszym największym przemysłowcom trzydziestoprocentowe zyski, zapewnić finansowym baronom dominację w Bursie [tzn. na giełdzie], i dostarczać dochodów udziałowcom kopalń i kolei” [Words of a Rebel (Wyznania zbuntowanego), pp. 65-6].

Streszczając – imperializm zawsze służył interesom kapitału. Gdyby tak nie było, gdyby imperializm był zły dla prowadzenia interesów, klasa biznesmenów by go zwalczała. To częściowo wyjaśnia, dlaczego nie ma już dziewiętnastowiecznego kolonializmu (inne powody to opór społeczny wobec obcego panowania, który oczywiście pomógł również uczynić imperializm złym dla biznesu, i potrzeba amerykańskiego imperializmu, by zdobyć dostęp do rynków dawnych kolonii innych państw po drugiej wojnie światowej). Teraz mamy sposoby – pochłaniające mniej kosztów niż bezpośredni kolonializm – na to, aby zapewnić sobie, że “niedorozwinięte” kraje pozostaną otwarte na wyzysk ze strony zagranicznego kapitału. Od kiedy koszty przewyższyły korzyści, kolonialny imperializm zmienił się w neokolonializm wielonarodowych koncernów, politycznych wpływów i grożenia użyciem siły (patrz następna sekcja). Ponadto nie wolno zapominać, że każda przemiana imperializmu wiąże się ze zmianami stanowiącego jego podłoże systemu ekonomicznego.

Jest oczywiste, że anarchiści są przeciwni imperializmowi i wojnom imperialistycznym. Kubańscy anarchiści wypowiedzieli się w imieniu nas wszystkich, stwierdzając, że są “przeciwko wszystkim formom imperializmu i kolonializmu; przeciwko ekonomicznej dominacji nad narodami […] przeciwko wojskowym naciskom w celu narzucenia narodom ustroju politycznego i gospodarczego obcego ich rodzimym kulturom, obyczajom i systemom społecznym […] Wierzymy, że pośród narodów świata mały jest tyle samo warty, co i wielki. Pozostajemy wrogami państw narodowych, ponieważ każde z nich utrzymuje swój własny lud w poddaństwie; i tak samo jesteśmy przeciwni supermocarstwom, które wykorzystują swoją siłę polityczną, gospodarczą i wojskową do narzucania swoich łupieżczych systemów wyzysku słabszym krajom. Ponieważ jesteśmy przeciwni wszystkim formom imperializmu, opowiadamy się za rewolucyjnym internacjonalizmem; za stworzeniem wielkich konfederacji wolnych ludów na rzecz wzajemnej realizacji ich interesów; za solidarnością i wzajemną pomocą” [cytat z Sama Dolgoffa, The Cuban Revolution: A Critical Perspective, p. 138].

Nie jest możliwe bycie wolnym, kiedy się zależy od siły innego. Jeśli kapitał, którego ktoś używa, jest własnością innego kraju, to ten ktoś nie ma warunków do odpierania żądań tamtego kraju. Jeżeli jesteś zależny od zagranicznych korporacji i międzynarodowej finansjery mających inwestować w twoim kraju, wtedy musisz robić to, czego one chcą (a więc klasa rządząca będzie tłumiła opozycję polityczną i społeczną, aby zadowolić swoich opiekunów, jak również utrzymać się u władzy). Aby rządzić się samemu w kapitalizmie, społeczność czy kraj musi być niezależny ekonomicznie. Centralizacja kapitału, stanowiąca założenie imperializmu, oznacza, że władza spoczywa w rękach garstki innych, nie zaś tych, których bezpośrednio dotyczą decyzje podejmowane mocą tej władzy. Zatem kapitalizm szybko czyni zdecentralizowaną gospodarkę – a więc i wolne społeczeństwo – niemożliwym. Anarchiści jako tacy kładą nacisk na decentralizację przemysłu i jego integrację z rolnictwem (patrz sekcja I.3.8) w ramach uspołecznienia własności i z samorządnością pracowniczą w procesie produkcji. Tylko to może zapewnić, że produkcja będzie podążała raczej za potrzebami ogółu niż za wypracowywaniem zysków dla nielicznych.

Oprócz tego anarchiści jeszcze dostrzegają, że ekonomiczny imperializm jest ojcem imperializmu kulturalnego i społecznego. Jak przekonuje Takis Fotopoulos, “urynkowienie kultury i ostatnie liberalizacje i deregulacje rynków znacząco się przyczyniły do obecnego ujednolicenia kulturowego, przy czym tradycyjne społeczności i ich kultury zanikają na całym świecie, a ludzie są przekształcani w konsumentów kultury masowej wytwarzanej w wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych, a zwłaszcza w USA” [Towards an Inclusive Democracy, p. 40].

Nie znaczy to, że anarchiści ślepo popierają ruchy narodowowyzwoleńcze czy jakąś formę nacjonalizmu. Anarchiści zwalczają nacjonalizm równie mocno, jak imperializm – żaden z nich dwóch nie proponuje drogi do wolnego społeczeństwa (zobacz więcej szczegółów na ten temat w sekcjach D.6 i D.7). Dlatego anarchiści nie są przeciwni globalizacji czy też więziom i powiązaniom międzynarodowym jako takim. Wręcz przeciwnie, zawsze byliśmy internacjonalistami i opowiadamy się za “globalizacją oddolną”, taką, która będzie szanowała różnorodność i odmienność, chociaż będzie wspólna całemu światu. Natomiast nie mamy ochoty żyć w świecie wygładzonym przez siłę korporacji i imperializm gospodarczy. Jako tacy, jesteśmy przeciwni kapitalistycznym tendencjom, czyniącym z kultury towar, gdyż taka kultura robi też towar z więzi społecznych. Chcemy uczynić świat interesującym miejscem do życia, a to oznacza zwalczanie zarówno faktycznego imperializmu (tzn. fizycznego, politycznego i ekonomicznego), jak i towarzyszących mu form imperializmu kulturalnego i społecznego.

D.4.1 Dlaczego kapitalistyczne firmy muszą “rozrastać się lub zginąć”?

Produkcja przemysłowa wzrosła pięciokrotnie od 1950 roku. Oczywiście taki rozwój w środowisku przyrodniczym o skończonych rozmiarach nie może być kontynuowany w nieskończoność bez katastrofalnych skutków. I jeszcze, jak sugeruje powyższy cytat, z zasady jest niemożliwe, aby kapitalizm porzucił swój nałóg rozrostu. Ważne jest zrozumienie, dlaczego.

Kapitalizm opiera się na produkcji dla zysku. Aby pozostać rentowną, firma musi być w stanie produkować dobra i usługi wystarczająco tanio, żeby konkurować z innymi firmami z tej samej branży. Jeżeli jakaś firma zwiększy swoją wydajność (do czego muszą dążyć wszystkie firmy), będzie mogła produkować taniej, osłabiając w ten sposób swoją konkurencję i zdobywając większy udział w danym rynku, aż w końcu zmusi mniej rentowne firmy do bankructwa. Ponadto gdy przedsiębiorstwa o wyższej wydajności/rentowności rozszerzą swoją działalność, często urzeczywistniają skalowanie (np. zdobywając ogromne stawki za większe ilości surowców), co daje im jeszcze większą przewagę w konkurencji z mniej wydajnymi/rentownymi przedsiębiorstwami. Zatem nieustanne zwiększanie wydajności jest niezbędne dla przetrwania.

Istnieją dwa sposoby zwiększania wydajności, albo poprzez wzrost wyzysku pracowników (np. dłuższy dzień pracy i (lub) bardziej intensywną pracę za tę samą ilość pieniędzy), albo dzięki wprowadzaniu nowych technologii, które zmniejszają ilość niezbędnej pracy do wyprodukowania tego samego wyrobu bądź usługi. Dzięki walce pracowników o zapobieganie podnoszeniu poziomu ich wyzysku nowe technologie są głównym sposobem, przy pomocy którego wydajność jest w kapitalizmie zwiększana (chociaż oczywiście kapitaliści zawsze poszukują sposobów zwiększenia wyzysku pracowników przy danej technologii również i innymi środkami).

Ale nowe technologie są drogie, co oznacza, że w celu opłacania nieustannych ulepszeń, firma musi ciągle sprzedawać więcej tego, co produkuje, a zatem musi utrzymywać rozbudowę swojego kapitału (maszyn, hal fabrycznych, pracowników itd.). Doprawdy, pozostawać w tym samym miejscu w kapitalizmie to wystawiać się na groźbę kryzysu – więc firma zawsze musi dążyć do większych zysków, czyli zawsze musi rozbudowywać się i inwestować. Mówiąc inaczej, żeby przetrwać na rynku, firma musi stale się rozbudowywać i unowocześniać swój kapitał, zwiększać poziom produkcji, tak by mogła sprzedawać wystarczająco dużo do kontynuowania swojej rozbudowy i utrzymywania możliwości unowocześniania swego kapitału – czyli “rozrastać się lub zginąć” albo “produkcja w celu produkcji”.

A więc jest niemożliwe, by kapitalizm rozwiązał kryzys ekologiczny, ponieważ “rozrastać się lub zginąć” jest w jego naturze wrodzone:

“Mówienie o ‘granicach rozwoju’ w warunkach kapitalistycznej gospodarki rynkowej jest równie bezsensowne, co mówienie o ograniczaniu uzbrojenia w społeczeństwie żołnierzy. Cnoty moralne, które są głoszone dzisiaj przez wielu mających najlepsze intencje obrońców środowiska, są naiwne do tego samego stopnia, do którego cnoty moralne ponadnarodowych koncernów są krętactwem. Kapitalizm nie może zostać ‘przekonany’ do ograniczenia rozrostu bardziej, niż istota ludzka mogłaby zostać ‘przekonana’ do zatrzymania oddychania. Próby stworzenia ‘zielonego’ kapitalizmu, uczynienia go ‘ekologicznym’ są skazane na niepowodzenie przez samą naturę tego systemu jako systemu rozrostu bez końca” [Murray Bookchin, Remaking Society (Tworzenie społeczeństwa na nowo), pp. 93-94].

Dopóki będzie istniał kapitalizm, będzie musiał kontynuować swoje “pożeranie przyrody w nieskończoność”, dopóki nie usunie ono “organicznych warunków ludzkiego życia”. Z tego powodu nie może być kompromisu z kapitalizmem: Musimy go zniszczyć zanim on zniszczy nas. A czas płynie.

Kapitaliści oczywiście nie przyjmują tego wniosku do wiadomości. Większość z nich po prostu ignoruje dowody albo patrzy na całą sytuację przez różowe okulary, utrzymując, że problemy ekologiczne nie są tak poważne, jak się wydaje, albo że nauka znajdzie sposób na ich rozwiązanie zanim będzie za późno. Prawicowi libertarianie skłaniają się do przyjmowania takiego podejścia, ale również przekonują, że prawdziwie wolnorynkowy kapitalizm zapewniłby rozwiązanie kryzysu ekologicznego. W sekcji E pokażemy, czemu te argumenty są obłąkane i dlaczego wolnościowy socjalizm jest naszą najlepszą nadzieją na zapobieżenie ekologicznej katastrofie.

D.4 Jaki jest związek między kapitalizmem a kryzysem ekologicznym?

Niszczenie środowiska osiągnęło alarmujące rozmiary. Prawie codziennie pojawiają się coraz bardziej złowieszczo aktualizowane oszacowania dotyczące natężenia globalnego ocieplenia, niszczenia warstwy ozonowej, utraty gleb w wyniku erozji, uszczuplania się zapasów tlenu w wyniku wyrębu lasów deszczowych, kwaśnych deszczy, toksycznych odpadów i zawartości środków ochrony roślin w pożywieniu i wodzie, przyśpieszeniu tempa wymierania gatunków organizmów żywych, itd., itd. Niektórzy naukowcy już teraz są przekonani, że możemy żyć zaledwie na 35 lat przed nieodwracalnym zniszczeniem podstawowych ekosystemów i początkiem masowego wymierania ludzi [Donella M. Meadows, Dennis L. Meadows, Jorgen Randers, Beyond the Limits: Confronting Global Collapse, Envisioning a Sustainable Future, Chelsea Green Publishing Company, 1992]. Lub, jak to ujmuje Kirkpatrick Sale, “planeta znajduje się na drodze do globalnego zabójstwa biosfery, a może jest już na jego krawędzi”, “Bioregionalism – A Sense of Place”, The Nation 12: 336-339].

Wielu anarchistów postrzega kryzys ekologiczny jako mający swoje korzenie w psychologii dominacji, która wyłoniła się wraz z powstaniem patriarchatu, niewolnictwa, i pierwszych prymitywnych państw w dobie późnego neolitu. Murray Bookchin, jeden z pionierów eko-anarchizmu (patrz sekcja E), dowodzi, że “hierarchie, klasy, formy własności i instytucje państwowe, które wyłoniły się wraz ze społeczną dominacją, zostały w sferze pojęciowej przeniesione na stosunki człowieka z przyrodą. Natura również w coraz większym stopniu zaczynała być uznawana za zwykły rezerwuar, rzecz, surowiec mający być eksploatowany tak bezlitośnie, jak niewolnicy w latyfundium” [Toward an Ecological Society (Ku społeczeństwu ekologicznemu), p. 41]. Patrząc z tego punktu widzenia, bez wykorzenienia psychologii dominacji wszelkie próby zażegnania katastrofy ekologicznej prawdopodobnie będą zwykłymi półśrodkami, a więc są skazane na klęskę.

Bookchin przekonuje, że “konflikt między ludzkością a przyrodą jest rozszerzeniem konfliktu między człowiekiem a człowiekiem. Dopóki ruchy ekologiczne nie zajmą się problemem dominacji we wszystkich jego przejawach, nie wniosą niczego w celu wyeliminowania podstawowych przyczyn kryzysu ekologicznego naszych czasów. Jeżeli ruchy ekologiczne zatrzymają się na etapie zwykłego reformizmu w sprawach zanieczyszczeń i kontrolowania zabiegów konserwatorskich – na etapie zwykłego ‘ochroniarstwa’ – bez radykalnego potraktowania potrzeby szeroko pojmowanej rewolucji, to będą po prostu służyły jako sprzedawca bezpieczeństwa istniejącego systemu wyzysku człowieka i przyrody” [Ibid., p. 43].

Ponieważ kapitalizm jest narzędziem, przy pomocy którego psychologia dominacji znajduje swoje najbardziej destrukcyjne ekologicznie ujście, większość eko-anarchistów przyznaje najwyższy priorytet demontażowi kapitalizmu. “Ten system swoim nie mającym końca pożeraniem przyrody dosłownie ograniczy całą biosferę do kruchej prostoty naszych pustynnych i polarnych biomów. Będziemy odwracali proces ewolucji organizmów, który zróżnicował florę i faunę w coraz to bardziej zróżnicowane formy i stosunki, tworząc tym samym prostszy i mniej stabilny świat istot żywych. Konsekwencje tego przerażającego regresu dadzą się wystarczająco przewidzieć na dłuższą metę – biosfera stanie się tak krucha, że w końcu nie utrzyma się nawet w punkcie, jakiego wymaga przetrwanie człowieka i usunie organiczne warunki do życia ludzi. A to, że dojdzie do tego w wyniku istnienia społeczeństwa opierającego się na produkcji dla samej produkcji jest […] tylko kwestią czasu, chociaż niemożliwe jest przewidzenie, kiedy to nastąpi” [Ibid., p. 68].

Niezwykle ważne jest podkreślenie, że kapitalizm musi zostać usunięty, ponieważ nie może on zostać zreformowany tak, aby stał się “przyjazny środowisku”, wbrew tezom tak zwanych “zielonych” kapitalistów. A to dlatego, że “kapitalizm nie tylko potwierdza przedkapitalistyczne pojęcia dominacji nad przyrodą, […] lecz wręcz obraca jej plądrowanie w prawo życia społecznego. Przekomarzanie się z systemem tego rodzaju na temat jego zalet, próbowanie grożenia mu wizjami [tragicznych] następstw rozwoju, jest sprzeczaniem się z samym jego metabolizmem. Łatwiej można by było przekonać roślinę zieloną, aby zrezygnowała z fotosyntezy, niż uprosić burżuazyjną gospodarkę o zaniechanie akumulacji kapitału” [Ibid., p. 66].

Zatem kapitalizm powoduje zniszczenia ekologiczne dlatego, że opiera się na dominacji (człowieka nad człowiekiem, a więc i ludzkości nad naturą) i ciągłym, nie kończącym się nigdy rozroście (ponieważ bez rozrastania się kapitalizm by zginął).

D.3.7 Czy powyższym “tezom propagandowym” o środkach masowego przekazu nie zaprzecza “wrogie” nastawienie reporterów, tj. demaskowanie przez nich korupcji władzy i biznesu?

Jak odnotowaliśmy uprzednio, teza, iż media są “wrogie”, czy też (co ma jeszcze mniejsze pozory prawdopodobieństwa) że posiadają “lewicowe skłonności”, jest dziełem prawicowych organizacji zajmujących się public relations. Oznacza to, że od czasu do czasu pozwala się, by pewne “niewygodne fakty” przeszły przez wszystkie filtry w celu nadania sobie pozorów “obiektywności” – a dokładniej po to, by media mogły odpierać zarzuty o angażowaniu się w propagandę. Chomsky i Herman ujęli to tak: “‘naturalność’ tych zjawisk, przy których pozwala się na ujawnianie niewygodnych faktów w sposób wstrzemięźliwy i w ramach odpowiednich założeń, oraz niemal całkowite wykluczenie fundamentalnego sprzeciwu ze środków masowego przekazu (co prawda dopuszczanego w marginalizowanej prasie) czyni system propagandy daleko bardziej wiarygodnym i skutecznym w zdobywaniu zwolenników dla patriotycznego programu niż system z oficjalną cenzurą” [Ibid., Preface].

Aby wesprzeć swoją argumentację przeciwko “wrogiemu” nastawieniu mediów, Herman i Chomsky robią wgląd w tezy takich prawicowych medialnych machin propagandowych jak Dom Wolności. No i szybko się okazuje, że “te same przykłady, które są podawane na pochwałę mediów za ich niezależność czy też w celu krytykowania nadmiernego zapału, obrazują coś dokładnie odwrotnego” [Ibid.]. Takie “działo przeciwlotnicze”, chociaż bezwartościowe jako poważna analiza, istotnie pomaga umacniać mit o “wrogich mediach” (na prawicy “istniejący poziom podporządkowania się władzy państwowej jest często poczytywany za niewystarczający” i to właśnie jest źródłem krytycyzmu ze strony machin public relations! [Ibid., p. 301]) I jako taki krytycyzm ten jest brany na poważnie przez media.

Dlatego “wrogie” nastawienie mediów jest mitem, ale nie przyjmujemy przez to, że media nie przedstawiają wcale krytycznych rozważań. Faktycznie Herman i Chomsky przekonują, że “środki masowego przekazu nie są trwałym monolitem we wszystkich sprawach” [Ibid., p. xii] i nie przeczą, że naprawdę przedstawiają one rzeczywiste fakty (które oni sami czasami cytują). Ale, jak przekonują, “to, że media dostarczają pewnych faktów na temat danej sprawy […] nie dowodzi absolutnie niczego w sprawach rzetelności czy dokładności tych sprawozdań. Faktycznie środki masowego przekazu dosłownie tłamszą niemało […] Ale w tym kontekście jeszcze nawet ważniejszy jest sposób zadawania pytań na temat danego faktu – ich umiejscawianie, ton, powtarzanie i ramy, w których się je przedstawia oraz powiązane z nim fakty towarzyszące, które nadają mu znaczenie (albo powodują jego zrozumienie) […] nie ma żadnej zalety w wymówce, że ponieważ oczywiste fakty mogą zostać odkryte przez starannego i sceptycznego badacza, to tym samym nie przejawia się nieobecność radykalnych skłonności, i de facto ich stłumienie” [Ibid., pp xiv-xv].

D.3.6 Czy sugerowanie, że media są wykorzystywane przez elitę jako narzędzia propagandy nie jest przypadkiem “teorią spiskową”?

Chomsky i Herman odnoszą się do tego zarzutu we Wstępie do Manufacturing Consent (Produkując zgodę): “Fundamentalna krytyka, taka jaką przedstawiamy w tej książce, jest powszechnie odrzucana przez komentatorów z establishmentu jako ‘teoria spiskowa’, ale są to zwykłe wykręty. Nie posługujemy się hipotezami o żadnego rodzaju ‘spisku’, aby objaśniać funkcjonowanie środków masowego przekazu. Faktycznie nasz sposób potraktowania tego tematu jest dużo bliższy analizie ‘wolnego rynku’, gdzie rezultaty są w ogromnej mierze wynikiem działania sił rynkowych”.

W swoich dalszych rozważaniach Chomsky i Herman podpowiadają, czym są niektóre z tych “sił rynkowych”. Jedną z najważniejszych jest proces przesiewu, który określa, kto dostanie dziennikarskie posady w głównych mediach. “Większość tendencyjnych zachowań w mediach rodzi się z wstępnej selekcji prawidłowo myślących ludzi, uznawania z góry zakładanych sądów za własne, i przystosowywania się personelu do przymusów ze strony właścicieli, organizacji, rynku i władzy politycznej”.

Innymi słowy, pracownicy liczących się środków masowego przekazu uczą się, jak przyswajać sobie wartości swoich szefów. “Cenzura jest w ogromnej mierze autocenzurą, dokonywaną przez reporterów i komentatorów, którzy dostosowują się do realiów stwarzanych przez źródła informacji i wymagania organizacyjne samych mediów, oraz przez ludzi na wyższych stanowiskach w swoich redakcjach, wybieranych aby wprowadzać nakazy narzucane przez posiadaczy i inne rynkowe i rządowe ośrodki władzy – ludzi, którzy zazwyczaj sami uznali już te nakazy za swoje własne” [Ibid., p. xii].

Ale można zapytać, czy nie jest teorią spiskową sugerowanie, że wszyscy kierujący mediami mają podobne wartości? Wcale nie jest. Owi szefowie “robią podobne rzeczy, ponieważ patrzą na świat przez takie same okulary, są poddawani takim samym przymusom i bodźcom, i dlatego nagłaśniają wiadomości albo zachowują ciszę wspólnie w milcząco zgodnych działaniach zbiorowych i zachowaniach typu przywódcy-ich naśladowcy” [Ibid.].

To, że szefowie w środkach masowego przekazu podzielają te same fundamentalne wartości nie oznacza natomiast jeszcze, że media są zwartym monolitem we wszystkich sprawach. Możni często nie zgadzają się ze sobą co do taktyki potrzebnej do uzyskania na ogół zgodnych celów, i znajduje to odbicie w sporach toczących się w mediach. Ale poglądy rzucające wyzwania prawowitości tychże celów albo sugerujące, że władza państwowa jest sprawowana raczej dla realizacji interesów elit niż “interesu narodowego” będą wykluczane z mediów.

Dlatego “model propagandy” ma tyle samo wspólnego z “teorią spiskową”, co mówienie, że zarząd koncernu General Motors działa na rzecz utrzymywania i zwiększania swoich zysków.

D.3.5 Dlaczego elita władzy wykorzystuje “antykomunizm” jako narodową religię i sposób kontroli?

“Komunizm”, czy też tak naprawdę jakakolwiek forma socjalizmu, oczywiście jest uznawana za najskrajniejsze zło przez korporacyjnych bogaczy, ponieważ koncepcje zbiorowej własności środków produkcji, przyznania pracownikom większej siły przetargowej, czy też zwykłym obywatelom większego prawa głosu przy podejmowaniu decyzji w sprawach publicznych zagraża samym fundamentom, na których utrzymuje się pozycja klasowa i najwyższe miejsce elity w społeczeństwie.

Toteż ideologia antykomunizmu była i jest bardzo pożyteczna, ponieważ można ją wykorzystywać do zdyskredytowania każdego, kto opowiada się za polityką uznawaną za szkodliwą dla korporacyjnych interesów. Pomaga też dzielić lewicę i ruchy pracownicze, usprawiedliwia poparcie dla proamerykańskich reżimów prawicowych za granicą jako “mniejszego zła” niż komunizm i odbiera liberałom odwagę do zwalczania tych reżimów z powodu strachu przed przylepieniem im etykietki odstępców od narodowej religii.

Po zakończeniu “zimnej wojny” antykomunizm nie był już wykorzystywany do mobilizowania poparcia dla krucjat elity na tak szeroką skalę jak niegdyś. Zamiast tego “wojna z narkotykami” i “wojna z terroryzmem” dostarcza teraz społeczeństwu “oficjalnych wrogów”, których trzeba bać się i nienawidzić. Dlatego wojna z narkotykami stała się wymówką dla administracji Busha seniora podczas inwazji na Panamę, a “zwalczanie narkotykowych terrorystów” później stało się oficjalnym uzasadnieniem dla wysyłania statkami ciężkiego uzbrojenia i sprzętu do inwigilacji do Meksyku (gdzie tak naprawdę są one wykorzystywane przeciwko zapatystowskim buntownikom w stanie Chiapas. Ich powstanie grozi destabilizacją tego kraju i niebezpieczeństwem dla amerykańskich inwestycji).

Oczywiście wciąż jeszcze istnieje kilku oficjalnych wrogów w postaci państw komunistycznych takich jak Północna Korea, Kuba i Chiny, i nadużycia oraz łamanie praw człowieka w tych krajach są systematycznie nagłaśniane przez media, podczas gdy podobne nadużycia w państwach klienckich są wyciszane albo przemilczane. Chomsky i Herman nazywają ofiary nadużyć we wrogich państwach szacownymi ofiarami, zaś ofiary cierpiące z rąk klientów i przyjaciół Stanów Zjednoczonych niegodziwymi ofiarami. Opowieści o szacownych ofiarach często stają się tematem sponsorowanych kampanii propagandowych w celu gromadzenia punktów w politycznej rywalizacji przeciwko wrogom.

“Jeżeli rząd albo społeczność korporacyjna i środki masowego przekazu czują, że opowieść jest zarówno pożyteczna, jak i dramatyczna, to intensywnie się na niej skupiają i wykorzystują ją, aby oświecić publikę. Było to faktem na przykład w przypadku zestrzelenia przez Sowietów koreańskiego samolotu pasażerskiego KAL 007 na początku września 1983 r., które pozwoliło na szeroką kampanię oczerniania oficjalnego wroga i mocno przyśpieszyło realizację planów zbrojeniowych administracji Reagana”.

“Jaskrawym kontrastem jest to, co stało się po zestrzeleniu przez Izrael libijskiego cywilnego samolotu pasażerskiego w lutym 1973 roku. Nie doprowadziło ono do żadnych krzyków oburzenia na Zachodzie, żadnych oskarżeń o ‘morderstwo z zimną krwią’ ani do żadnego bojkotu. Ta różnica w traktowaniu podobnych spraw została wyjaśniona szczegółowo przez New York Timesa na podstawie pożyteczności: ‘Zjadliwa dyskusja nad przypisywaniem winy za zestrzelenie libijskiego samolotu pasażerskiego na Półwyspie Synajskim w zeszłym tygodniu nie służy żadnemu pożytecznemu celowi’. Za to istniał bardzo ‘pożyteczny cel’, któremu służyło skupienie uwagi na zbrodni sowieckiej, i wynikła z tego potężna kampania propagandowa” [Ibid., p. 32].

D.3.4 W jaki sposób “działa przeciwlotnicze” są używane przez bogatych i możnych jako środek dyscyplinowania mediów?

“Działa przeciwlotnicze” to określenie ujemnych reakcji na wypowiedzi i programy środków masowego przekazu. Wyrazem takich reakcji mogą być telefony, listy, telegramy, e-maile, petycje, procesy sądowe, przemówienia, skargi do Kongresu, czy też inne sposoby zaskarżania, grożenia i karania. “Działa przeciwlotnicze” mogą być wytaczane przez organizacje bądź pochodzić od niezależnych działań jednostek. Kampanie na dużą skalę z wytaczaniem “dział przeciwlotniczych”, czy to prowadzone przez organizacje, czy jednostki mające znaczne zasoby finansowe, mogą dla mediów stać się i niewygodne, i kosztowne.
Reklamodawcy bardzo troszczą się o to, aby unikano obrażania odbiorców, którzy mogliby wytoczyć “działa przeciwlotnicze”, i wysuwane przez nich żądania nieobraźliwych treści stwarzają nacisk na środki masowego przekazu, aby te unikały przedstawiania pewnego rodzaju faktów, stanowisk czy programów, które prawdopodobnie miałyby wywołać wytoczenie “dział przeciwlotniczych”. Najbardziej odstraszający ich rodzaj pochodzi od biznesu i rządu, które mają dość funduszy, aby wytaczać je na szeroką skalę.
Na przykład w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych społeczność korporacyjna sponsorowała tworzenie takich instytucji jak Amerykańska Fundacja Prawna, Kapitałowa Fundacja Prawna, Instytut Mediów, Ośrodek ds. Mediów i Spraw Publicznych oraz Accuracy in Media (AIM), które można określić jako organizacje przeznaczone do specjalnego zadania – wytaczania “dział przeciwlotniczych”. Dom Wolności (Freedom House) to starsza amerykańska organizacja, mająca szerszy zakres zadań, ale której działalność w dziedzinie wytaczania “dział przeciwlotniczych” stała się wzorcem dla nowszych organizacji.
Na przykład Instytut Mediów został założony w 1972 roku i jest finansowany przez bogatych korporacyjnych patronów, sponsorujących projekty monitorowania mediów, konferencje i studia nad mediami. Głównym ośrodkiem jego studiów i konferencji jest rzekoma niezdolność mediów do obiektywnego przedstawiania świata biznesu i do przyznawania odpowiedniej doniosłości jego punktowi widzenia, ale prócz tego sponsoruje on takie prace, jak “obnażenie” przez Johna Corry rzekomych lewicowych skłonności w środkach masowego przekazu.
Rząd sam w sobie jest głównym producentem “dział przeciwlotniczych”, regularnie atakując, zastraszając i “korygując” środki masowego przekazu, próbując zahamować jakiekolwiek odchylenia od ustalonych linii propagandowych w sprawach polityki zagranicznej czy wewnętrznej.
I powinniśmy zauważyć, że chociaż mechanizmy “dział przeciwlotniczych” stale atakują media, to media odnoszą się do nich dobrze. Skutecznie ignorując krytykę z pozycji radykalnych (taką jak “model propagandy”), środki masowego przekazu darzą “działa przeciwlotnicze” szacunkiem i uwagą, a rola tego mechanizmu w propagandzie i jego powiązania z korporacjami czy szerszym programem prawicowym jest rzadko wymieniana czy też analizowana.

D.3.3 Dlaczego media mają zaufanie do rządu, biznesu i “ekspertów” opłacanych i zatwierdzanych przez rząd i biznes?

Dwa główne powody zaufania mediów do tych dwóch głównych źródeł to oszczędność i wygoda: już najbardziej pobieżne przemyślenia doprowadzą nas do wniosku, że media będą skupiać swoich dziennikarzy tam, gdzie często zdobywa się ważne informacje, gdzie pogłoski i przecieki są obfite, i gdzie regularnie zwołuje się konferencje prasowe. Biały Dom, Pentagon i Departament Stanu w Waszyngtonie to ośrodki takiej działalności.

Źródła rządowe i korporacyjne mają też przywilej bycia zauważanymi i uznawanymi za wiarygodne z racji samego swojego statusu i prestiżu; ponadto posiadają one najwięcej pieniędzy by wytwarzać przepływ informacji, który będzie mógł zostać wykorzystany przez środki masowego przekazu. Na przykład Pentagon ma służbę informacji publicznej zatrudniającą wiele tysięcy ludzi, wydającą corocznie setki milionów dolarów, co znacznie przekracza zasoby przeznaczone na informowanie społeczeństwa nie tylko przez każdego z dysydentów i każdą z grup dysydenckich, ale nawet przez wszystkie te grupy i jednostki razem wzięte.

Jedynie sektor korporacyjny ma zasoby, aby produkować informacje na użytek publiczny oraz propagandę na skalę Pentagonu i innych struktur rządowych. Izba Handlowa, będąca zbiorowością świata biznesu, miała w roku 1983 budżet przeznaczony na badania, cele informacyjne i działalność polityczną w wysokości 65 milionów dolarów. Oprócz działającej w skali całych Stanów Zjednoczonych Izby Handlowej istnieją też tysiące stanowych i lokalnych izb handlowych i stowarzyszeń kupieckich również zaangażowanych w public relations i w wywieranie nacisków politycznych.

Ażeby utrzymać swoją pozycję przodujących źródeł, rządowe i biznesowe agencje informacyjne wkładają mnóstwo wysiłku w ułatwianie pracy zbieraczom informacji. Zapewniają środkom masowego przekazu ułatwienia przy zbieraniu wiadomości, dają dziennikarzom z wyprzedzeniem kopie przemówień i relacje z wydarzeń mających dopiero nastąpić; aranżują konferencje prasowe w godzinach wygodnych dla potrzebujących zdobycia informacji w nieprzekraczalnych terminach; piszą oświadczenia dla prasy językiem nadającym się do wykorzystania bez większych poprawek; i starannie organizują konferencje prasowe i sesje z “okazjami do fotografowania”. Oznacza to, że w rezultacie wielkie biurokracje elity władzy dotują środki masowego przekazu przyczyniając się do ograniczenia kosztów nabywania “surowców” przez media i kosztów produkcji wiadomości. W ten sposób biurokracje te zdobywają uprzywilejowany dostęp do mediów.

Dlatego “ekonomia dyktuje, by media skupiały swoich dziennikarzy tam, gdzie często pojawiają się znaczące wiadomości, gdzie obfitują ważne pogłoski i przecieki, i gdzie utrzymuje się regularne konferencje prasowe […] [Wraz z organami państwa] korporacje biznesu i grupy handlowe są regularnymi dostawcami wiadomości poczytywanych za warte opublikowania. Owe biurokracje wydają z siebie ogromne objętości materiałów zaspokajających zapotrzebowanie przedsiębiorstw informacyjnych na wiarygodne, schematyczne źródła” [Ibid., pp. 18-19].

Przewaga źródeł oficjalnych oczywiście byłaby osłabiona przez istnienie powszechnie szanowanych źródeł nieoficjalnych, które przedstawiałyby opozycyjne poglądy z dużym autorytetem. Ażeby uśmierzyć ten kłopot, elita władzy wykorzystuje strategię “kooptowania ekspertów” – to jest umieszczania ich na listach płac jako konsultantów, finansowania ich badań i organizowania wielkich instytucji intelektualnych, w których zostaną oni zatrudnieni bezpośrednio i będą pomagali rozsiewać przesłania uważane za mające zasadnicze znaczenie dla interesów elity. “Eksperci” w dyskusjach telewizyjnych i programach informacyjnych są często wyłaniani z takich organizacji, których fundusze pochodzą przede wszystkim od sektora korporacyjnego i bogatych rodzin – ale tego faktu oczywiście nigdy się nie wymienia w programach, w których się oni pojawiają.

D.3.2 Jaki rezultat wywołują reklamy jako najważniejsze źródło dochodów w środkach masowego przekazu?

Głównym zajęciem zarobkowym mediów jest zdobywanie odbiorców reklamodawcom. W ten sposób reklamodawcy nabywają de facto coś na kształt władzy dawania koncesji, ponieważ bez ich wsparcia media przestałyby być zdolne do istnienia pod względem ekonomicznym. I to akurat zamożni odbiorcy są tymi, którzy budzą zainteresowanie relamodawców. Jak to ujęli Chomsky i Herman, “Koncepcja, że pogoń za szeroką publicznością czyni środki masowego przekazu ‘demokratycznymi’ wykazuje więc od początku taką ułomność, że jej polityczny odpowiednik to system, w którym głosy wyborców ważone by były według dochodów!” [Ibid., p. 16].

Dyskryminacja polityczna jest zatem wbudowana w sposób rozdzielania reklam przy pomocy preferencji dla ludzi z zasobnym portfelem. Na dodatek, “wiele przedsiębiorstw zawsze odmówi prowadzenia interesów z przeciwnikami ideologicznymi i z tymi, którzy są postrzegani jako szkodzący ich interesom”. A zatem otwarta dyskryminacja wzmacnia jeszcze siłę “systemu, w którym głosy wyborców ważone są według dochodów”. Skutkiem tego wielcy korporacyjni reklamodawcy prawie nigdy nie sponsorują programów, które zawierają poważną krytykę działalności korporacji, taką jak mówienie o negatywnym wpływie na stosunki ekologiczne, działalności kompleksu przemysłowo-wojskowego, czy też wspieraniu przez korporacje dyktatur w krajach Trzeciego Świata i czerpaniu korzyści z ich funkcjonowania. Mówiąc bardziej ogólnie, reklamodawcy będą chcieli “unikać programów z poważnymi zawiłościami i niepokojącymi sporami, które psują ‘nastrój do kupowania'” [Ibid., p. 18].

Skutkiem tego było także zapędzenie gazet klasy pracującej i radykałów w poważne tarapaty. Bez dostępu do zysków z reklam nawet najpopularniejsza gazeta zbankrutuje lub zostanie wyparta z rynku z powodu zbyt wysokiej ceny. Chomsky i Herman przytaczają przykład brytyjskiej pro-pracowniczej i prozwiązkowej gazety Daily Herald jako dowód takiego zjawiska. Daily Herald posiadał niemal dwa razy tylu czytelników co The Times, Financial Times i The Guardian razem wzięte, ale nawet mając 8.1% wszystkich nakładów w kraju dostawał tylko 3.5% dochodów netto z reklam i przez to nie mógł przetrwać na “wolnym rynku”.

Jak zauważają Herman i Chomsky, “ruch masowy bez poparcia ze strony żadnych głównych mediów i poddawany ogromowi czynnej wrogości prasy cierpi na poważną niewydolność i stacza beznadziejną walkę” [Ibid., pp. 15-16]. Wraz z upadkiem dziennika Daily Herald ruch robotniczy utracił swój ostatni głos w głównym nurcie mediów.

Dlatego reklamy są skutecznym filtrem podejmowania nowych wyborów (a doprawdy i samego przetrwania na rynku).

Next Page » « Previous Page